WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

czwartek, 8 marca 2012

See the stars, they're shining bright

       
Turning my memories
Hoping to find out
Where all the loyalty's gone
The friends that I had then
Turned into strangers
Thinking of you all along


Nicole Stoughton
 19 lat, kapeluszniczka
była studentka historii sztuki w AC
matka niespełna rocznego schizofrenika
siostra, córka, przyjaciółka
najemczyni poddasza na Brooklynie

 
historia | powiązania | album | wspomnienia
  

25 komentarzy:

  1. [Dobra. Ja sugeruję, coby Kejti przyszła do Nikó$owej kapeluszarni. Co Ty na to, ałtoreczko Nicole? :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Znajdę, znajdę. Możesz zacząć z łaski swojej, kochana duszyczko. Ja zacznę coś następnego, jeśli chcesz. Ale błagam, teraz nie będę umiała się wczuć w Kejt.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Jak chcesz. Niech się spotkają przy stoisku z gazetami.
    To głupie. Chcę przeczytać opowiadanie ze starego AC i internet mi nie pozwala ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ To może stoisko z gazetami w supermarkecie? A jak chcesz coś ambitnego to zacznij wątek w teatrze ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ I teraz mam ochotę na warzywa mrożone, czy jak to się zwie. Są ohydne, ale nie mogę przestać o nich myśleć. Więc mogą być mrożonki ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ołkej, to odpisuję, acz nie obiecuję, że to będzie sensowna odpowiedź.]

    Już chyba dwudziesty raz przechodziła koło kapeluszarni Nicole, starając się wreszcie podjąć męską decyzję i tam wejść. Jednak cały czas była niezdecydowana. Nie wiedziała, jak zachowa się wobec niej jej była przyjaciółka, bo ostatnio, nie ma co się oszukiwać, ich relacje nie należały do najlepszych. Z drugiej strony, obiecała ojcu, że zacznie znów rozmawiać z Nicole, Sarą i Ethanem, a przynajmniej wykona w tym celu pierwszy krok. Miała zacząć od Nicole, bo Louis, jej tatuś, powiedział, że młode matki są zazwyczaj bardziej ugodowymi istotami. Nie dodał tylko, że to zależy od zachowania dzieciaczka, bo gdy maluch cały czas płacze, to przecież trudno, by jego mamusia była cały czas radosna i zadowolona, prawda?
    Trzydzieści razy. Już przeszła koło tych drzwi trzydzieści razy. Pewnie musiała dziwnie wyglądać z zewnątrz - dziewczyna chodząca nerwowym krokiem w tę i z powrotem jedną z ulic Nowego Jorku, której epicentrum stanowiła kapeluszarnia. Ale who cares? Najważniejsze, że Kate wiedziała, co robi. Znaczy nie wiedziała, ale to akurat jest nieistotny fakt w tej opowieści. Istotne za to jest ostateczne naciśnięcie przez rękę panny Sparks klamki i wkroczenie niepewnym krokiem do środka przy wtórze dzwonka zamontowanego nad drzwiami [bo Nicole ma taki dzwonek, prawda?].

    [To jest głupie.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Kartka była mała. Wymiary? Cztery na cztery, idealny kwadrat, ostatnia powierzchnia, na której można było coś zapisać. I Marianne, drobnym kobiecym pismem, zamazała całą kartkę, jak zawsze robi to artystyczny Jerry.
    Sara z trudem odczytała listę zakupów. Chociaż bardzo się starała, cały czas widziała dziwne, pokręcone słowa, nierzadko neologizmy. Udawała, że wszystko rozumie, uśmiechnęła się do uradowanej Marianne (przyrządzę wam najlepsze na świecie naleśniki z warzywami), po czym uciekła do ulubionego supermarketu artystycznego Jerry'ego.
    Przeszła całą halę z głową pochyloną nad kartką, próbując ze wszystkich sił, odczytać drobne i zazwyczaj wyraźne pismo Marianne, ale jak widać kartka o rozmiarach cztery na cztery zobowiązuje. Więc szła, uważając, by nie strącić pudeł ze smakołykami dla grubasów [takich jak Ty, Dom <3], z soczkami dla odchudzających się, i paluszkami dla kibiców Rangersów. W końcu stanęła przy mrożonkach. Latem ochładzały się tu grupki turystów w okularach z grubymi szkłami (ci w Ray Banach chłodzili się na Antarktydzie), lecz zimą zazwyczaj ziało pustkami.
    Nie tym razem.
    Przy mrożonkach stało jasnowłose dziewczę z nosem przylepionym do lodówki.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dzwonki w sklepach są czadowe ♥]

    Głęboki oddech i po chwili znalazła się w środku. Znała to pomieszczenie dobrze. Bardzo dobrze. Kiedyś to tutaj spędzała wiele popołudni, rozmawiając z Nicole (wtedy jeszcze Niko), oglądając z nią Słiniego i robiąc inne dziwne rzeczy, które robiły jako szalone istotki. A potem wszystko się zepsuło i Kate cały czas miała wrażenie, że to wszystko przez nią. Że to ona wszystko zepsuła. Dlatego też to ona powinna wszystko naprawić. (Może to trochę taki kompleks dziewczyny, która zawsze chciała zostać superbohaterką, ale tak właśnie czuła.)
    - Witaj, Nicole - powiedziała cicho. Chciała powiedzieć to głośniej, naprawdę chciała. Chciała też, by jej głos był weselszy, a nie taki nijaki. Jednak to nie było takie proste, jak się wydawało. Nie w tej sytuacji.
    Uniosła lekko kąciki ust, coby Nicole nie pomyślała, że się Kate na nią gniewa czy coś takiego. Bo ona nie chciała psuć jeszcze bardziej. Chciała naprawiać. A uśmiech był w tym momencie śrubokrętem, który mógł jej się przydać. Swoją drogą, chyba miała ze sobą prawdziwy śrubokręt.

    [Okeeej, to jest dziwne, nie przejmuj się.]

    OdpowiedzUsuń
  9. [To by było takie hipsta'.]

    To był ten moment, w którym zawsze zapada niezręczna cisza. Bo Kate nie miała pojęcia, co powiedzieć. Była beznadziejna w kontaktach międzyludzkich i rozmowy nie wychodziły jej po prostu najlepiej. I mimo iż zaplanowała sobie to spotkanie i zebrała się na odwagę, by się przywlec w to miejsce, nie przewidziała braku tematów do rozmowy. Nie, może inaczej. Tematy do rozmowy były, ale Sparks nie miała pojęcia, jak zacząć to wszystko.
    Ehm, Nicole, może znów będziemy najlepszymi przyjaciółkami jak kiedyś, co? nie brzmiało najlepiej, a nic innego jej do głowy nie przychodziło.
    Milczała więc przez chwilę, a potem podeszła kilka kroków do przodu, coby jej się lepiej z Nicole rozmawiało. Nie przewidziała jednak, że na jej drodze znajdzie się grzechotka małego George'a, o którą zahaczy nogą i się przewróci na posadzkę w kapeluszarni panny Stoughton. Niby taka dobra tancerka, a taka niezdara. Hahaha.

    [(Hahaha to o mnie. Za ten hahaha-komentarz) *podaje jej chusteczkę i usuwa wszystkie ostre przedmioty z otoczenia (schody też)*]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Brawo!]

    Ot, i problem rozpoczęcia konwersacji został rozwiązany. Kate już widziała siebie, jak za dwadzieścia lat udziela an ten temat wywiadu i twierdzi, że to było zamierzone. Ha, zamierzone, z pewnością. Ta wizja omal nie przyprawiła jej o nieopanowany wybuch śmiechu, który był bardzo nie na miejscu. Zamiast tego tylko uśmiechnęła się ciepło do Nicole i rzekła:
    - Nie, wszytko jest w porządku.
    I było, naprawdę. Tylko chyba zdarła sobie naskórek z dłoni, ale mogła go zostawić Nicole na pamiątkę. Może wtedy, kiedy będzie tak sławna, by udzielić wyżej wspomnianego wywiadu, Nicole sprzeda go i zostanie miliarderką. I tym sposobem nie będzie musiała się już o nic w życiu martwić. Och, Kate, ależ ty jesteś pomysłowa! Jak wybiegasz myślą w przyszłość! Zasługujesz na Nobla! I Oscara też, bo w sumie czemu nie?
    - Mam nadzieję, że nie zepsułam tej grzechotki... - powiedziała po krótkiej chwili.
    Rozmowa zaczynała się powoli (jak żółw ociężale). Może ruszy w dobrym kierunku, po dobrym torze, i znów będzie miała choć jedną przyjaciółkę? Oj, tak bardzo by tego chciała...

    [Rudego durnia też.
    Chyba zaczyna mi odwalać troszkę. A powinnam się uczyć niemieckiego...]

    OdpowiedzUsuń
  11. Charlie Warburton27 lutego 2013 19:18

    [Co Pani powie na wątek z Charliem? ;D]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Niech sobie Styles będzie udawał zdesperowaną staruszkę której kot wdrapał się na drzewo i nie może zejść, niczym z tych marnych filmów.]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  13. Charlie Warburton28 lutego 2013 20:08

    [Może spotkali się kiedyś w AC/na jakiejś imprezie/w parku/gdziekolwiek i Nicole wyjdzie sobie z synkiem na spacerek, a tam Charlie będzie grał na gitarze, więc się zatrzyma i sobie porozmawiają?
    I wiesz, chyba nie da się nie kochać Charliego/Jake'a <3]

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Zawsze do usług.
    W ogóle jak się wymawia nazwisko Nicole? ]

    Natomiast Sara nie poznała JEJ. Owszem, widziała jakąś dziewczynę z nosem przyklejonym do lodówki, która potem odłożyła znakomite według Sary warzywka specjalnie do jakiegoś dania meksykańskiego i wzięła zestaw do chińszczyzny. Wariatka jakaś.
    Ponownie zerknęła na listę.
    - Mieszanka delux specjalnie do dań chińskich - przeczytała z niedowierzaniem.
    Po czym przeczytała jeszcze raz.
    I kolejny.
    Teraz musiała uwierzyć.
    CHIŃSZCZYZNA JEST OHYDNA, DLACZEGO KAŻĄ SARZE JEŚĆ JĄ NA OBIAD? PRZECIEŻ WSZYSCY WIEDZĄ, ŻE JEJ NIENAWIDZI. NIKT JEJ NIE KOOOOCHAAA.
    Dość. Trzeba po prostu podejść do lodówki, otworzyć ją, zanurzyć rączkę w przyjemnym chłodku, zrelaksować się przez pięć sekund, wziąć torebkę z warzywkami, wyjąć ją, zamknąć lodówkę i udać się do kasy. Proste, wykonalne, Sara zostanie ogłoszona bohaterką. Więc ruszyła, nie zwracając uwagi na dziewczynę. Tak jak sobie zaplanowała, otworzyła lodówkę i zaczęła grzebać w mrożonkach. Nie było ani jednego opakowania z warzywkami deluxe.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Właściwie to jest CSS, ale on jest powiązany z htmlem, więc w sumie to tak. Przypominam, że miałaś zrobić/znaleźć/dodać Favikonę :)]

    Przypadkiem? Przechodzenie trzydzieści razy koło kapeluszarni i wstąpienie w jej progi za trzydziestym pierwszym razem można nazwać przypadkiem? Na początku zamierzała powiedzieć, że tak, że tylko sobie spacerowała i nagle dostrzegła znajomą kapeluszarnię, więc weszła, żeby się przywitać. A potem przypomniała sobie o obietnicy złożonej pewnemu przystojnemu Brytyjczykowi. I innej złożonej nie-tak-przystojnemu Nowojorczykowi. Chciała się zmierzyć z przeszłością, a nie udawać, że się z nią zmierza. W związku z powyższym, musiała wziąć sprawy w swoje ręce i powiedzieć prawdę.
    (Cóż za męska decyzja! Cóż za odwaga! Za to przyznamy drugiego Oscara, panno Sparks!)
    - Szczerze mówiąc, nie. To było... ehm, zaplanowane.
    Gratulacje, Kate! Świetne zdania, świetna składnia, Nobla z dziedziny literatury tez powinnaś dostać! Jeszcze się zacznij jąkać i będziesz najprawdziwszym sołszieli ołkłord ewa. Powodzenia!
    - Postanowiłam... yyy... z-zmierzyć się z przeszłością. Przyjście tutaj to pierwszy krok. Może więcej niż jeden. Pierwsze tysiąc kroków, bo przeszłam długą drogę. I ja też nie wiem, dlaczego to mówię, ale tak chyba właśnie postanowiłam radzić sobie ze stresem, bo nie mam... ale to nieważne. Może lepiej będzie jak już pójdę.
    *w oddali słychać brawa, kurtyna się zasłania, rozpoczyna się przerwa miedzy aktami*

    [Hahaha, to jest śmieszne.]

    OdpowiedzUsuń
  16. Było zimno. Ponuro. Lodowato. Zbierało się na deszcz. Dookoła wszędzie było błoto. A mnie ten głupi kocur wygonił z domu ubrany w lekki t-shirt i najzwyklejsze spodnie, bo akurat dziś musiał uciec. Jak zwykle, z resztą. Czasami myślałem że specjalnie wybierał sobie takie dni, aby zrobić mi na złość. Nie dość że musiałem za nim biec aż do Central Parku, musiał się także wdrapać na drzewo i położyć się na gałęzi aby patrzeć na mnie z góry, co chwilę pomiaukując, z nieukrytą wyższością w ślepiach. A ja stałem na dole, podskakując i próbując dosięgnąć do niego, kląc na to zwierzę pod nosem.
    - No chodź tu, głupi kocie!
    Nie miałem nawet jak się wspiąć aby go zdjąć z tego przeklętego drzewa, a gdybym znalazł na to jakikolwiek sposób, pewnie bym to zrobił. Bo nie mogłem go tam zostawić. Może i bywał wkurzający, uciekał mi przy każdej możliwej okazji i robił mi bałagan w domu - chociaż to nie było zbyt zauważalne od chwili gdy sam bałaganiłem, nie potrafiąc zapanować nad porządkiem - ale przecież kochałem to głupie, wnerwiające stworzenie, i na pewno nie zostawiłbym je na pastwę losu, gdy powoli z nieba zaczynał padać deszcz.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  17. Charlie Warburton2 marca 2013 20:54

    [A tam kijowy, fajny jest.
    A tak btw. to mogłoby być interesujące, gdyby Charlie rzeczywiście się przespał z Nicole i był ojcem małego George'a, hihi ;p]

    Charlie nigdy nie ćwiczył gry na gitarze w domu z tego prostego powodu, że domu nie miał. Dlatego uczestnikami jego prób byli wszyscy przechodnie spacerujący po Central Parku, kiedy to tam brzdąkał na swojej gitarce stare piosenki i do tego zawodził swoim zmysłowym głosem, jak na prawdziwego ulicznego żebraka przystało. Nawet podczas prób stawiał przez sobą kapelusz, do którego ludzie mogli wrzucać drobniaki. I wrzucali. Czasami zbierał naprawdę dużo, co mogło być zaskakujące, bo nie był żadnym Jimmym Hendrixem ani Brucem Dickinsonem. Nawet nie dorównywał im do pięt, bo cóż, to byli mistrzowie. On był tylko ich uczniem. Znaczy nie ich, ale uczniem. Wiadomo.
    Po kilkunastu minutach (ewentualnie godzinach, ale przecież szczęśliwi czasu nie liczą) zauważył w oddali znajomą postać. Nicole... Chyba. A jeśli Nicole, to Nicole z wózkiem. Najwyraźniej odkąd widzieli się ostatni raz, została matką. Albo pracowała jako opiekunka do dziecka, które właśnie wyprowadzała na spacer. Obie opcje równie prawdopodobne.
    - Dzień dobry, panienko - powiedział Charlie, cały czas pociągając struny swojej Melody, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dlaczego wszyscy każą mi o czymś zdecydować? Ja nawet nie potrafię powiedzieć, na co mam teraz ochotę. Kurczę, wiesz, to mogłoby być fajne, ale jak zawsze jest ALE. Wiec... cóż, ja nie wiem, co chcę zrobić z Kate w przyszłości (bo o przyszłość Ci chodzi, prawda? Średnio zrozumiałam, ale może chodzi o późną (względnie) godzinę) ani nie wiem, czy umiałabym się tak, no nie wiem, rozszczepić i pisać jako Kate smutna, a potem jako Kate wesoła. Jeśli to byłby dwie różne postacie, to okej, ale z jedną... nie wiem, będzie trudno. No i zawsze na pierwszym miejscu będzie to AC. Ale jeżeli założysz Drugą Generację, to się oczywiście zapiszę i będę obecna, jeżeli wiesz, o co mi chodzi. Chyba potrzebuję jakiejś szalonej postaci, jak Kate jakieś półtora roku temu.
    Kurde, odpisałabym Ci, ale jestem w paskudnym humorze od jakiegoś czasu i wyszłoby mi wielkie nie-wiadomo-co. Także do jutra.]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ja osobiście nie lubię. Za dużo kiedyś zjadłam tych małych, śmiesznych, amerykańskich naleśników z tym syropem i tak wyszło. :c Masz może jakiś pomysł na wątek czy cokolwiek?]

    Murray

    OdpowiedzUsuń
  20. Więc Kate wychodziła powoli z kapeluszarni Nicole, marząc o tym, by zapaść się pod ziemię i/lub umrzeć, bo tak byłoby lepiej dla nich obu. No, na pewno dla Kate, a czy dla Nicole, to Sparks już nie wiedziała. Już nic nie wiedziała, co dotyczyło panny Stoughton, bo nie były przyjaciółkami i Kate wątpiła, by mogły nimi być.
    Stawiała powoli kolejne kroki, patrząc uważnie pod nogi, coby się nie potknąć o kolejną grzechotkę. Bo to byłoby już dużo za dużo, jak na jedno spotkanie.
    Otworzyła drzwi, delikatnie naciskając metalową klamkę swoimi chudymi palcami, a następnie popychając je otwartą dłonią.

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Grunt, że fajnie wygląda.
    Chińszczyzny nigdy nie jadłam, więc polemizować nie mogę ;) ]

    Ścisnęła mocniej opakowanie mrożonki, jakby dzięki temu zmieniła rodzaj warzywek, które znajdują się wewnątrz. Czary-mary. Nie zadziałało.
    Nie chciało jej się szukać mrożonki chińskiej po innych sklepach, przerzucać towary, popychać innych klientów. Rozwiązanie leżało gdzieś blisko. Sara powoli wyczuwała jego charakterystyczny zapach. Doskonały węch powiódł ją w kierunku jasnowłosej dziewczyny, której zamiarem prawdopodobnie było skonsumowanie chińszczyzny, pewnie jakiegoś znakomitego dania, którego ona nigdy nie polubi. Oczywiście, mieszankę mogła też zjeść na surowo. Albo nakarmić nią kota (on by się chyba obraził).
    - Przepraszam - zawołała do dziewczyny. - Czy mogłybyśmy się zamienić na mrożonki? - zapytała z delikatnym uśmiechem.

    [ Mało, ale się śpieszę na włoski. Wybacz ]

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja nie wierzyłem w te wszystkie przesądy i historyjki. Może i cała reszta kotów faktycznie była egoistyczną bandą dupków którzy martwili się tylko o to aby się najeść i wyspać, ale na pewno nie Fear. Ona była do mnie przywiązana, lubiła ze mną przebywać i wolała zabawę od snu - a ja tak samo. Była niczym pies w kociej skórze a ja nigdy do końca nie uwierzyłem ludziom mówiącym że takie istoty zwykle bywały wredne i samolubne. Kochałem koty i uważałem że potrafiły być tak samo oddane, jak psy - oczywiście, takich osobników było mało, jednak istniały. A do nich należała moja mała, urocza, czarna Fear, która miauknęła gdy tylko usłyszała głos dziewczyny, która się do mnie zwróciła. Przeniosłem na blondynkę swój wzrok ignorując jednak jej słowa, a następnie znów spojrzałem na kota, który cały czas się nam przyglądał z ciekawością w oczach, leżąc wygodnie na sporej gałęzi tego drzewa. Podskoczyłem po raz kolejny, unosząc dłoń w górę, i tym razem udało mi się palcem dotknąć ogona zwierzęcia. Delikatny uśmiech na moich ustach dał do zrozumienia że byłem zadowolony z tej małej wygranej.
    - Zejdzie.
    Mój ton był zdecydowany i nie akceptował sprzeciwu, jak nigdy dotąd, w całym moim życiu. Wykonałem jeszcze jeden skok i tym razem strąciłem delikatnie bok małej istotki, która się nie ruszyła.
    - Trzeba tylko znaleźć na nią sposób.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń