WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

czwartek, 28 lutego 2013

I'm a mess

Charlie Warburton
Szerzej znany jako "Montana"

My sister wears a mustache,
My brother wears a dress.
Goodness gracious, that's why I'm a mess!


Wszystko zaczęło się od jednego krótkiego "Nie patrz na niego, Charlie" usłyszanego od matki pewnego słonecznego dnia podczas spaceru jedną z ulic w rodzinnej Montanie. Jego zacna matula wypowiedziała te słowa zaraz po tym, jak spojrzał na bezdomnego śpiącego na jednej z ławek. "Nie patrz w tę stronę, synu" dodał ojciec karcącym głosem, zupełnie jakby chłopiec zrobił coś złego. A to nie było złe. Tylko patrzył. Jego bogaci, snobistyczni rodzice tego nie rozumieli, ale on wiedział. "Mamusiu, co jest w tym niepoprawnego?" zapytał, lecz matka już go nie słuchała zajęta rozmyślaniem nad nową kreacją, którą musi sobie kupić na kolejny bal. Ojciec myślał o interesach, matka o strojach - tak było zawsze. Wieczorem tego samego dnia odbyli z nim poważną rozmowę. "Ludzie bezdomni to ludzie źli, synku" mówili "Mogą zrobić ci coś złego, bo są nieprzewidywalni. I źli. Nie zadawaj się nigdy z nimi, dobrze?". I tego samego dnia postanowił. Postanowił, że w przyszłości, jak już będzie duży i wyjedzie z tego okropnego rodzinnego domu, gdzie tak naprawdę wszyscy byli źli... wtedy zostanie bezdomnym. Bezdomnym Charliem, którego rodzice się będą wstydzić.
I się wstydzą, a jakże. Właściwie odkąd pozbyli się Charliego z domu i odkąd stał się bezdomnym, nie przyznają się nikomu, że w ogóle mają syna. Znikł z ich życiorysu równie łatwo, co inni zawadzający rozwijającej się karierze businessmana Warburtona. Ot tak, po prostu. Oni nie mają syna, a Charlie nie ma rodziców. Taki układ pasuje obydwu stronom. Młody Warburton przyznaje się tylko do dwójki młodszego rodzeństwa - dwudziestojednoletnich bliźniaków Timothy'ego i Bellatrix, którzy całkowicie rozumieją brata i jak on nie przyznają się do posiadania jakiejkolwiek rodziny poza nim. Co ciekawe, rodzice też się do nich nie przyznają. Shirley i Thomas Warburtonowie nie mają w ogóle dzieci, nie w świetle opinii publicznej. No bo co z nich za dzieci? Bezdomny syn numer jeden, syn-gej numer dwa i córka, która nie widzi świata poza swoim podupadającym studiem Piercing & Tattoos mieszczącym się w Nowym Jorku. To nie są dzieci, tylko potwory, ot co, podsumowałaby Shirley, gdyby ktoś ja zapytał o zdanie.
Nie myślcie sobie jednak, że Charlie jest zaniedbanym śmierdzącym bezdomnym, o nie. On nie został bezdomnym po to, by jego rodzice przekonali się, iż mają rację, o nie. Montana, jak go nazywają wszyscy z powodu pochodzenia (a bliżsi przyjaciele odważają się nawet mówić "Hannah"), jest czystym i zadbanym młodym człowiekiem o zawsze świeżych i pachnących brązowych włosach i niebieskich oczach, za które mogłaby oddać wszystko niejedna dziewczyna. Jest przystojny i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. W tym momencie, Drodzy Czytelnicy, pewnie zastanawiacie się, jak on to robi. Po pierwsze, i dużo istotniejsze, każdego dnia rano chodzi na basen. Wykupił sobie karnet, który pozwala mu wyczyścić się z brudu nocy i dnia poprzedniego. Ponadto na tymże basenie ma szafkę, w której wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy trzyma. Jako osoba z karnetem dostał szafkę niemalże na własność, toteż może do niej wkładać wszystkie swoje ubrania, wszystkie kosmetyki i w ogóle wszystko, co tylko jest mu potrzebne. Po drugie, zwykle sypia tam, gdzie akurat znajdzie miejsce. Na ławce w parku przykryty kocem, u przyjaciela, u nowo poznanej dziewczyny, która straciła dla niego głowę. Czasem nie śpi w ogóle, tylko spędza całą noc na imprezie. Szczerze mówiąc, zdarza mu się to dość często
Jego jedyną prawdziwą i odwzajemnioną miłością jest gitara. Nazywa się Melody, jak jego pierwsza dziewczyna, a zarazem pierwsza osoba, która powiedziała mu, że gra świetnie. Tego jego rodzice też się wstydzą - ich synek powinien być prawnikiem lub lekarzem, a nie jakimś, jak to nazywają, pieprzonym gitarzystą jakiejś pieprzonej kapeli. Ale Charlie gra i robi to, jak stwierdziła niegdyś Melody Pond, po prostu świetnie. Kształci się w tym kierunku w Art College w Nowym Jorku na stypendium. Rodzice nie chcieli płacić za, jak to ujął ojciec, jakąś gównianą uczelnię. Więc dwudziestotrzyletni Charlie się uczy, a dodatkowo dorabia, grając na ulicy i śpiewając, bo głos też ma całkiem niezły.
Nie lubi kłamstwa, pomarańczy i głupoty. Lubi ubierać koszule w kratkę, układać domki z kart, swoje włosy i czytanie książek. Jego ulubioną porą roku jest lato, a ulubiony kolor to błękitny jak jego oczy. Często patrzy w nocne niebo; fascynują go gwiazdy i ogromna przestrzeń, która jest nad nim. Lubi przebrania wszelkiego rodzaju, dlatego można go spotkać na wszelkiego rodzaju imprezach karnawałowych.
Pali. Nie nałogowo, ale pali. I pije. Niedużo. Podoba mu się zainteresowanie, jakie wzbudza u przedstawicielek płci przeciwnej, choć pozostawanie w cieniu też mu pasuje. Nie stara się wywyższać i nie afiszuje się tym, że ma niesamowicie bogatych rodziców, ale też tym, ze właściwie jest bezdomny. Mimo wszystko ma swoje zasady, których się trzyma, i system wartości, który zawsze zachowuje. Jest w pełni świadomym swoich wyborów młodym człowiekiem.
Tylko tyle i aż tyle.

I żył potem w szczęściu i dostatku aż po kres swoich dni

 [Karta będzie uzupełniana, tylko na razie nie mam na to weny. Zapraszam do wątków, przy czym lubię te długie i głębokie. I powiązania tez lubię, a Charlie nie jest w Nowym Jorku nowy, więc można coś ustalić. No i mam nadzieję, iż Charlie przypadnie Wam do gustu, bo to specyficzna postać jest.
Na zdjęciu nieziemsko przystojny Jake Gyllenhaal ♥ Pierwszy cytat z musicalu West Side Story, drugi Tolkiena.]

18 komentarzy:

  1. [Oo, pasuje mi :) Tylko w sumie średnio wiem jakby to dalej poprowadzić... Niech się poznają teraz tam może.]

    Loft na Brooklynie, w którym słychać głuchą ciszę. Zmrok zapadł już dawno, w mieszkaniu ciemno. Nikt nie zapala światła. Nikt nie dopija herbaty stojącej na brudnawym kuchennym blacie. Nikt nie dodaje jedzenia do miski kota, a paskudny kot bez ucha nie mruczy do swojego właściciela. Tylko śpi i czeka cierpliwie, aż ten wróci. Kolor kanapy ledwo można dojrzeć przez stertę ubrań, która się na niej znajduje. Nikt tego nie sprząta. Gdzie właściciel? Bardzo dobre pytanie. Odpowiedź jest oczywista - na imprezie. Co może robić Anton wieczorem? Oczywiście, że się bawi, bądź pakuje w tarapaty. Wersja jedno i drugie również wchodzi w grę. Tak też stał on w samym środku imprezy i sączył piwo z charakterystycznego, czerwonego kubeczka. Rozgląda się nerwowo dookoła, tupie niecierpliwie nogą. Co chwila ktoś zagaja coś do niego, ten odpowiada tym swoim rozentuzjazmowanym tonem spaniela. Tłucze się niespokojnie po mieszkaniu osoby, której nawet nie zna. Przegląda rodzinne pamiątki, zwiedza każdy pokój i przymierza różne dziwne rzeczy, które w nich znajdzie. Wielkie sombrero. Tak to coś w jego stylu. Zaśmiał się sam do siebie, chwycił je w swoje wścibskie łapska i nałożył na głowę, gibając się w rytm muzyki. Zgasił światło w pokoju, w którym nikogo nie było i zatrzasnął za sobą drzwi. Pewnie właściciel mieszkania nie życzył sobie, aby tam wchodzić. Cóż Anton był niereformowalny.
    - Holla amigos! - krzyknął, wbiegając w wielkim sombrero w sam środek tłumu, w którego centrum nagle zrobiła się dziura. Znalazł się w niej nie kto inny jak Anton, który wykonywał bliżej niezidentyfikowane ruchy przypominające nieco taniec.

    [Mój mózg się trochę wyłączył, więc przepraszam za powyższe XD]
    /Anton

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mój mąż numer stomiliardówomgjużichnieliczę! <3333]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Tzn. nie Jake, tylko Charlie. Choć ten pierwszy jest bardzo przystojny (tak samo jak ten drugi hehe, moje śmieszne żarciki). WĄTKA CHCĘ! A mogą się na przykład spotkać w parku czy coś i zaczną sobie gadać. Albo mogą się znać wcześniej. Nie wiem :c
      Mogę zacząć ofkors]

      Usuń
  3. [Charlie jest taki... no nie wiem, spodobał mi się *O*
    Okej, no to tak. Propozycja numer jeden. Fochnięty na cały świat Styles może sobie spacerować (czy tam uciekać, obie formy są poprawne) po Nowym Jorku i przysiąść się do niego na ławce, żeby posłuchać jak gra, albo żeby po prostu porozmawiać. Propozycja numer dwa. Mogli się kiedyś spotkać w Art College i Harreh ubłagałby od niego lekcje gitary, bo okropnie mu się spodobało to, jak gra. Propozycja numer trzy. Kiedyśtam Hazz mógłby go tak jakby śledzić podczas jego małych koncertów na ulicy i regularnie dawać mu tyle, ile akurat przy sobie miał (czego nie jest zbyt dużo, chociaż zdarza mu się także podziwkować dla kasy), aż się zaprzyjaźnili. Propozycja numer cztery. Mogli się jakośtam poznać i porozumować aż doszliby do wniosku że razem uzbieraliby więcej kasy, no i od tamtej pory wyją sobie razem na ulicach, w towarzystwie Stylesowego kota.]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Dobra. Tym razem chcę zacząć, dobra? ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Bezpieczniej będzie, jak dasz mi pomysł ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Mogłabyś c:]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  7. [No kurde. Miałam tu taki ładny wstęp o cieście i świetle, ale przez przypadek zamknęłam tę kartę. Soo clever. Ale zamiast tego powiem, że mój kot namiętnie ziewnął w moją stronę (bo nie wiem, czy wiesz, ale Lea mnie podrywa), a ten wącioch będzie kijowy]

    Nowojorska fu ble zima dobiegała powoli końca, a przynajmniej jej ścisła część. Teraz dni robiły się coraz dłuższe, tak że nawet około godziny osiemnastej dałoby się przeczytać książkę na zewnątrz, bez pomocy żadnego światłodawacza. Gdyby nie było tam tak zimno oczywiście. Pięć stopni to wciąż nie za wiele.
    Ale Nicole i ta korzystała z poprawy pogody i kiedy tylko miała wolną chwilę - co najczęściej przytrafiało się w weekendy - kładła małego, zawiniętego w miliony kocyków, czapeczek i Bóg wie, w co jeszcze, George'a w wózku, po czym wyruszali podróż do parku. Niekoniecznie do Central Parku, bo ten był daleko; zazwyczaj Nicole wybierała jakieś niewielkie zielone połacie z dwiema alejkami na krzyż i pięcioma drzewkami w opłakanym stanie. Jednak tym razem, korzystając z tego, że w owy niedzielny poranek słońce świeciło na niebie, przebijając się przez chmury, a temperatura jeszcze trochę wzrosła, postanowiła ruszyć aż do zielonych płuc miasta.
    Wędrowała dość szybkim krokiem, by nie stracić energii nim jeszcze dojdzie do parku. [Tutaj powinny być zdania tzw. zapchajkomentarze, a teraz przechodzę do części właściwiej] Jakże zdziwiła się, gdy ujrzała znajomego jej przystojnego bruneta grającego na gitarze. Szkoda tylko, że nie pamiętała, skąd go kojarzy. Z Art College? Z parku? A może przespała się z nim po śmierci George'a? Ach, czy to było ważne? Miał na imię Charles. Albo Chris. Albo jakoś tak. Charlie? Chyba tak.
    Podeszła do niego i uśmiechnęła się, widząc jak sprawnie operuje instrumentem.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Zacznę później, dobra? Chcę, żeby nie wyszło nudno (pewnie i tak wyjdzie nudno, ale lubię zwlekać). Czarli umie pływać? ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hejo :) Masz może ochotę na wąteczek? ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Myślałam o jakimś spotkaniu na basenie, co o tym sądzisz? ]

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeżeli ktoś by zrobił plebiscyt fajtłapy roku to mogłabym sobie rękę uciąć, że Anton usytuował by się gdzieś w samej czołówce. Jak gdzieś nie wsadził ręki i nie połamał czegoś, to wcisnął patyk i stworzył zwarcie. Tu coś strącił i zbił, tam kogoś popchnął, a jeszcze gdzie indziej coś rozlał. Tak też i musiało być tym razem. Rozentuzjazmowany Antoś w sombrero gibający się na wszystkie strony i nucący pod nosem swoją ulubioną piosenkę musiał coś zrobić, bo jakżeby inaczej. Spojrzał rozbawiony na dziewczynę, na którą wylał napój i uśmiechnął się, tym uśmiechem, który sprawiał, że niemożna było się na niego gniewać.
    - W ramach przeprosin może mógłbym prosić pannę do tańca? - teatralnym gestem wystawił rękę w jej stronę.
    - Momencik. - zaśmiała się i za chwilę zniknęła w tłumie prawdopodobnie mknęła w stronę toalety. Szczerze mówiąc, Anton nie myślał, że jeszcze spotka ją tego wieczora.
    - Oooch, tym czasem proszę pana do tańca. - puścił oczko w stronę bruneta, który przyglądał się całej sytuacji i pociągnął go za rękę w swoją stronę.
    /Anton

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ojejku, jaki miły pan na zdjęciu<3 Ja to zawsze unikam wątków męsko-męskich, ale jeśli nalegasz, to możemy spróbować:D Jakieś konkretne pomysły? Mój Tony bywa czasem trochę zagmatwany, ostrzegam:D ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Zacznę, jak uporządkuję obecne wątki, ale musisz mi odpisać, żebym o tym pamiętała, dobrze? ]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Witam *-* Masz ochotę na wątek z naczelną wariatką? xD]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Tak, a do tego dodajmy, że Tony zupełnie nie rozumie postępowania Charliego, ze względu na to, że on zmuszony był do opuszczenia swojej rodziny. Niech ich przyjaźń będzie taka... niezobowiązująca. Nie znają całego swojego życia, nie dzielą się sekretami, po prostu są. Charlie od czasu do czasu pomieszkuje przez chwilę u Turnera, prowadzą niezobowiązującą rozmowę i zobaczymy jak to się dalej potoczy, o. Chcesz zacząć? <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  16. Walc. Oczywiście, zakręcony Antoś znawca wszystkie i niczego nie miał bladego pojęcia o walcu. Chyba, że maratony "Dirty Dancing" i innych tanecznych filmów mogą czegoś nauczyć. Uśmiechnięty ujął jego dłoń z tego co pamiętał chyba w stylu walca, albo i tango, ale to się średnio dla niego liczyło. Ważna była dobra zabawa, ot tak, po prostu dobra.
    - Prowadź panie. - uśmiechnął się jeszcze szerzej i puścił oczko w stronę równie szeroko wyszczerzonego partnera.

    [Również przepraszam za krótkość, ale ból głowy mnie rozbraja. :< Choróbsko mnie wzięło. :((]
    /Anton

    OdpowiedzUsuń
  17. [Em, mam taka propozycję, że mogli się znać już wcześniej. Na przykład Cass mogła zobaczyć Charliego kiedyś na ulicy, jak gra i przyłączyć się do niego z tamburynkiem, ew. trójkątem i od tej pory go męczy o każdej porze dnia i nocy. Pasuje? xD]

    Cassie

    OdpowiedzUsuń