dziewiętnaście lat
taniec
Kiedy
wyrzucono ją z pracy, postanowiła po raz kolejny zmienić swoje życie.
Zaczęła od mieszkania, które kilka dni temu opuścił Johnny wraz z
Louisem. Przenieśli się do Kentucky w poszukiwaniu lepszego życia,
zostawiając Sarze puste pokoje, zakurzone szafki i tylko jeden fotel w
salonie. Sprzedała mieszkanie i od tego czasu żeruje na Marianne i jej
nowym chłopaku Maksie, próbuje znaleźć nową pracę, wieczory spędza na
próbach ze swoją grupą The North Ones, która składa się z tancerzy Art
College, i nie ma czasu na zamartwianie się. W gruncie rzeczy bezrobocie jest całkiem fajne.
p o s t y // w i ę z i
[Co powiesz na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Dawaj wątka, Anósiaku. Trzeba zbliżyć te dwie głupie blondyny do siebie]
OdpowiedzUsuń[Jak podrzucisz pomysła, to zacznę <3]
OdpowiedzUsuń[Daj pomysła lub zacznij z łaski swojej.]
OdpowiedzUsuń[Stoisko z gazetami, no lol. Trochę ambicji! Już supermarket byłby lepsiejszy miliard razy!]
OdpowiedzUsuń[Chcesz też zacząć, prawda? ;D]
OdpowiedzUsuń[Nicole raczej nie ma co robić w teatrze... A może być dział mrożonek? Plis.]
OdpowiedzUsuń[Jak będą mrożonki, to zacznę, o.]
Usuń[Mrożone warzywa są super! Kocham je! Dobra, zacznę kiedyś, bo na razie wątkuję do Kejti]
OdpowiedzUsuń[Nie warto. Zacznij lub napisz mi, to ja to zrobię, o.]
OdpowiedzUsuńW Nowym Jorku jest mnóstwo supermarketów. Naprawdę. Setki, tysiące, a może nawet setki tysięcy? W końcu ponad osiem milionów mieszkańców to nie takie byle co. Każdy chce pójść do supermarketu, by kupić ręczniki papierowe, czekoladę, pół kilo rodzynek, kurczaka, papier toaletowy, szampon, herbatę, jogurt, paczkę chusteczek, czy nawet skarpetki i prezent dla przyjaciela (o ile się go ma). W supermarkecie można również kupić setki innych rzeczy! Czy nie uważasz za arcyinteresujący problem sposób rozłożenia produktów? Na przykład te pierwszej potrzeby na samym końcu, a gumy do żucia i półlitrowe butelki z wodą przy kasach?
OdpowiedzUsuńNicole też nie. Teraz interesowały ją tylko i wyłącznie mrożonki. I na szczęście nie musiała zastanawiać się, gdzie ich szukać. Zawsze chodziła do tego samego supermarketu, zawsze kupowała te same produkty. W tym mrożonki. Kto miałby czas na gotowanie? Zresztą Nicole nawet nie lubiła gotować. A tu proszę - wybawienie! Wrzucasz mieszankę na patelnie, posypujesz przyprawą, przekładasz na talerz i zjadasz! Nic prostszego. Dlatego też Nicole niemal codziennie korzystała z tego niebywałego udogodnienia.
A teraz stała przez chłodnią (or łotewa to jest) i zastanawiała się głęboko nad wyborem dzisiejszego obiadu. O tak, to takie niesamowicie ambitne, gdy Twoim największym zmartwieniem jest problem z wyborem mrożonki na obiad, nieprawdaż? Nicole z przykrością musiała przyznać rację swojemu głosowi w głowie (czyli autorce Nicole [autotematyzm ofkors!]).
Co by tu dzisiaj wybrać? Warzywa po teksańsku, a może hiszpański mix? Ach te dylematy.
[No przecież McDonald miał być. Rozumiem, ze mam zacząć, tak?]
OdpowiedzUsuńKate nie lubiła swojej pracy. Nie dlatego, że nie przepadała za jedzeniem z McDonalda ani za fast foodami generalnie, ani nawet nie dlatego, że wszyscy się polewają z osób pracujących w Macu. Nie, te problemy Kate nie dotyczyły. Potrzebowała pieniędzy, więc przyjęłaby każdą pracę. Tym, co jej przeszkadzało, była konieczność udawania dobrej i sympatycznej ekspedientki, która zawsze chętnie wysłucha i pomoże. Tego nie lubiła, bo czasami przychodziły do niej dzieciaki, które głośno śmiały się z wszystkich pracowników, stojąc przed nią w kolejce. Te dzieciaki kochały McDonald i były na tyle głupie, że nie wiedziały, iż bez osób pracujących w McDonaldzie nie byłoby McDonalda. Mali kretyni. To ich Kate tak nie lubiła. Raz nawet jeden z nich (trzynastoletni brunet) zgłosił ją do szefa (do kierownika zmiany właściwie), bo po tym jak zapytał ją o numer telefonu (bądź co bądź, Kate cały czas była całkiem ładna) zapytała z "sympatycznym" uśmiechem, czy to dlatego, że potrzebuje opiekunki. Mina dzieciaka była bezcenna, ale za karę musiała przenieść się na tyły McDonalda i zamiatać tam podłogę.
OdpowiedzUsuńTeraz jednak znów wróciła na kasę i ze sztucznym uśmiechem podawała grubasom ich BigMaki i dietetyczne cole.
- Do widzenia i smacznego! - powiedziała z uśmiechem i pochyliła się nad ekranem, by uzupełnić kilka rzeczy w protokole (czy czymśtam, nie wiem).
[Nigdy nie miałam jeszcze wątku w Macu, wiesz?]
[Ja pieprzę, przez Ciebie mam taką ochotę na pizzę, że umrę, jak jej nie zjem. Do zobaczenia w piekle!]
OdpowiedzUsuńUniosła wzrok, spodziewając się ujrzeć kolejnego nudnego klienta, który zamówi następny zestaw zniżkowy i dietetyczną colę. Wszyscy ostatnio zamawiali dietetyczną colę, która byłą przecież dużo gorsza od zwykłej. A co dziwniejsze, dużo słodsza. Zresztą Kate nie pijała coli, bo była niezdrowa dla jej ciała, a ona dbała o każdą swoją komórkę, marząc o tym, że może któregoś dnia uda jej się jednak zostać profesjonalną tancerką, co było bardzo wątpliwe. Nie wierzyła w to od dawna, ale marzenia nie mają nic wspólnego z racjonalną częścią osobowości, która mówiła "Nie oszukuj się, moja droga". Marzenia mówiły "I tak może ci się udać, jeśli tylko się postarasz".
Myśląc o tych wszystkich sprawach naraz, Kate uniosła wzrok. I się zdziwiła, bardzo zdziwiła. Bo zamiast ujrzeć kolejnego małego grubaska, zobaczyła szczupłą blondynkę. Szczupłą blondynkę, która znała bardzo dobrze... kiedyś. I kiedyś była jej najlepszą przyjaciółką. A teraz były sobie właściwie obce i to wszystko była jej wina. Wina Kate.
- Sara - szepnęła. Jej głos ginął w hałasie panującym w pomieszczeniu. Nie miała pojęcia, co teraz ma zrobić. To była sytuacja co najmniej dziwna.
[Dzięki Anósiaku </3 Zawsze chciałam, żeby ktoś mi to napisał prosto w monitor]
OdpowiedzUsuńOooch, życie jest takie ciężkie i przesadnie złożone! A już w szczególności, kiedy musisz decydować o mrożonkach. Zadanie nazbyt skomplikowane dla takich młodych, ale siwych samotnych matek wychowujących swoich kilkumiesięcznych synów-schizofreników, pracujących w swoich upadających kapeluszarniach (tak to jest, jak się nie uważa na przedsiębiorczości, dekle!) jak Nicole. No właśnie.
Otworzyła jedną z lodówek, do której podobno przytykała swój za duży nos i wyjęła z niej jakąś ładną, kolorową mieszankę. Taki kontrastujący, optymistyczny akcent w jej stonowanym, szarym życiu. Po chwili jednak odłożyła opakowanie z powrotem do lodówki, a sięgnęła po jakieś nudniejsze warzywa. Jednak trzeba wszystko dobierać do kompletu. Kolorowe życie, kolorowe warzywa. Nudne życie, nudne warzywa. Jakie to głębokie, Nicole, doprawdy!
Odwróciła się, by pójść po wodę mineralną (kolejny punkt na jej codziennej liści) i wtedy ujrzała JĄ.
[Na wątek oczywiście chęć jest, tylko proszę cię z łaski swojej coś wymyśl, bo jedyne co mi przyszło na myśl to spotkanie podczas jakiegoś występu jej grupy, a to badziew, jak wiadomo .-.]
OdpowiedzUsuńStyles.
[Czarluś wrócił, także chcę wątka, bo wcześniej nie miałyśmy żadnego, no.]
OdpowiedzUsuń[Okej, załatwione. A potem razem pooglądamy Doctora, dobrze? Obiecaj mi to <3]
OdpowiedzUsuńTo była ciężka sytuacja. Kate była przyzwyczajona już do setek rozmów z ludźmi dziennie, ale nigdy nie spodziewała się ujrzeć po drugiej stronie lady [to się nazywa lada?] kogoś znajomego. A zwłaszcza Sary. Mamusiu kochana, przecież ona była tancerką. Tancerką! Tancerki nie jadają w McDonaldzie. Może to był jeden z powodów, dla których wybrała pracę właśnie tutaj - żeby nigdy nie spotkać w pracy nikogo, kogo znała. Oczywiście najbardziej chodziło jej o Sarę, Nicole i Ethana. Chciała ich zobaczyć, ale nie w pracy. Nie w McDonaldzie.
Nie podobała jej się ta cała sytuacja. Wcale a wcale. Już wolałaby wpaść na Sarę w supermarkecie. Przynajmniej nie musiałaby się tak stresować. Coś czuła, że to będzie jeden z tych dni, w których zje naprawdę dużo czekolady i/lub pójdzie do najbliższego baru się upić. Oba sposoby były świetne na takie sytuacje. Choć osobiście preferowała czekoladę, bo wtedy żaden napalony debil nie pytał jej, dlaczego jest taka smutna i czy może jej w jakiś sposób pomóc. Oczywiście napalony debil, jak na napalonego debila przystało, przysuwał się w tym momencie tak blisko niej, jak tylko się dało.
- Colę light? - zapytała profesjonalnym tonem Profesjonalnej Pracownicy McDonalda Katherine Amelii Sparks. Zupełnie tak, jak powinna to robić.
Naprawdę bardzo bardzo bardzo miała ochotę wybuchnąć szaleńczym śmiechem, ale to nie przystało Profesjonalnej Pracownicy McDonalda Katherine Amelii Sparks, o nie. PPMDKAS nigdy nie śmiała się szaleńczo w pracy.
[ To podrzuć, a ja coś sklecę :)]
OdpowiedzUsuń/Anton
Co ja tu kuźwa robię?
OdpowiedzUsuńTo pytanie zrodziło się w moim umyśle dopiero po kilku minutach pustego gapienia się w tabliczkę na jednych z wielu drzwi które zdobiły ten długi, szeroki korytarz, po jego prawej stronie. Poprawiłem torbę na ramieniu i rozglądnąłem się dookoła, nieco zagubionym wzrokiem, a następnie nerwowo przeczesałem włosy palcami. Zmarszczyłem nos i prychnąłem na samego siebie, przecząco kręcąc głową. Przecież dziś nie miałem zajęć, po cholerę tam stałem? Nawet nie byłem w 'moim' zakątku szkoły. Było to skrzydło wydziału tanecznego, a ja nigdy wcześniej tam nie byłem, bo przecież nie miałem po co. Nigdy mnie do tańca nie ciągnęło, a przede wszystkim nie miałem talentu, chyba że chodziło o wymyślenie jakiejś głupiej, marnej choreografii, żeby mieć jak zrobić z siebie debila na nowojorskich ulicach. Rozejrzałem się ponownie, dopytując samego siebie jak ja w ogóle się tam znalazłem. Jednak chyba nie miałem nic lepszego do roboty niż stać tam, jak kretyn, bo nie ruszyłem się z miejsca.
Styles.
[Mam Ci podrzucić jakiś pomysł w związku z tym, czy sama dasz radę? :)]
OdpowiedzUsuń[Na początek sugeruję, coby się Czarluś znał z Sarunią, bo łatwiej będzie. Skąd? AC na przykład. Lub jakaś impreza, kiedy jeszcze Sara chodziła na imprezy (bo chodziła, prawda?). A teraz mogą się spotkać... basen? Może z basenu się znają właśnie? Ewentualnie sobie Charlie ćwiczy gdzieś w Central parku, bo nie ma przecież miejsca, w którym mógłby ćwiczyć, a Sara sobie spaceruje i do niego podchodzi. Nie wiem, cokolwiek wymyślisz, będzie w porządku.]
OdpowiedzUsuńMiałem właśnie ruszyć pierwszy krok w jakimkolwiek kierunku, tylko po to aby nie stać w jednym miejscu jak ostatni ciołek i może nawet znaleźć sobie coś pożytecznego do roboty, ale właśnie w tym momencie jedne z drzwi po mojej prawej otworzyły się. Usłyszałem muzykę i ujrzałem uśmiech na twarzy jakiejś blondynki, za którą w drzwiach pojawiła się druga dziewczyna, której głos rozległ się po korytarzu. Chyba nie wiedziała że jej słuchałem, bo kontynuowała w swojej czynności, nie przeszkadzając sobie, nawet gdy mnie zauważyła. Zignorowałem jej słowa i ponownie rozglądnąłem się dookoła, chyba zastanawiając się czy jednak nie zwiać z tego miejsca, ale usłyszałem zbliżające się w moją stronę kroki. Gwałtownie odwróciłem się w tym kierunku i blondynka uśmiechnęła się, a ja rozglądnąłem się jeszcze raz dookoła sprawdzając, czy aby na pewno ten gest był skierowany do mnie a nie do kogoś innego, kogo do tej pory nie zauważyłem. Jednak na środku korytarzu stałem tylko ja. Wsłuchałem się w jej słowa i przypomniałem sobie to, co mówiła wcześniej jej koleżanka, i jako tako zrozumiałem o co chodziło. Miały mnie za tego Pata, chociaż po wyrazie twarzy blondynki mogłem wywnioskować że sama nie była pewna tego co sądziła. Ah, jak ja kochałem to wrażenie niewinnego i bezbronnego które sprawiałem. Czekaj, w sumie ono było całkiem poprawne. Dziewczyna złapała mnie za ramię i zaczęła ciągnąć w stronę sali. Przez parę pierwszych chwil próbowałem się jej wyrwać, stawiając opór, jednak wtedy mnie olśniło.
OdpowiedzUsuń- Nie jestem żadnym... - przerwałem, gdy stanąłem u jej boku w drzwiach sali, przed tymi tancerzami których wzroki od razu przeniosły się na mnie, jednocześnie. Uśmiechnąłem się niezauważalnie do samego siebie. Skoro mieli mnie za jakiegoś profesjonalnego tancerza, chyba nie zaszkodziłoby go na trochę poudawać. W końcu znalazłem sobie coś głupiego do zrobienia, a przed paroma minutami myślałem że przyszłem w to miejsce po nic. Ruszyłem więc parę kroków w stronę środka sali, na której ścianach były przywieszone dwa, ogromne lustra. Niektórzy ludzie dookoła mnie coś mówili, inni siedzieli w ciszy i patrzyli na mnie z zachwytem. Stanąłem na środku i spojrzałem na ich twarze, układając w myślach to, co miałem powiedzieć.
- No więc, to, co wam teraz pokażę jest największym krzykiem mody w świecie tańca. Inspiracja do tych kroków pochodzi z dalekiego Wschodu, gdzie taki styl jest dość popularny - zacząłem, dobierając słowa na momencie i do końca sam nie wiedząc co mówiłem. Jednak twarzy wszystkich tu zebranych gdy zamilkłem podpowiedziały mi, że uwierzyli w tę bajeczkę, która okazała się wiarygodna. Ruchem dłoni wskazałem jakiejś dziewczynie aby włączyła muzykę, a gdy już to zrobiła, zacząłem wykonywać jakieś dziwne i ogólnie głupie kroki taneczne, coś w stylu mieszaniny macareny i jakiś innych niezydentyfikowanych, współczesnych kroków tanecznych, o których moja wiedza zatrzymywała się przy tym co widziałem w telewizji, w teledyskach do popowych piosenek. Nie czułem się zbyt głupio bo wyobrażałem sobie reakcję tych ludzi gdy odkryliby że to wszystko jeden, wielki żart - a na razie patrzyli na mnie z czymś w rodzaju podziwu, chociaż niektórzy chyba nie wiedzieli czy podziwiać, czy śmiać się. Zacisnąłem usta i powstrzymałem salwę śmiechu która chciała na nie wstąpić.
Styles.
[A bardzo mi się Twój pomysł podoba, no to nic tylko zacząć. :)]
OdpowiedzUsuńBrud i syf, te dwa słowa idealnie określały rozgardiasz jaki panował w mieszkaniu Antosia. W kuchni utrzymanej w przeróżnych odcieniach brązów śmierdziało jajecznicą pomieszaną z charakterystycznym zapachem tytoniu. Na brudnym blacie stała od dwóch dni nietknięta filiżanka kawy, a zaraz obok niej leżał nadgryziony pączek z posypką czekoladową. Miska wyraźnie przeznaczona dla zwierzaka stała opustoszała, a paskudny kot bez ucha kręcił się gdzieś i zawijał w okół chudej łydki Antosia, prosząc tym gestem o dokładkę. W głównym pokoju na dwuosobowej, skórzanej, czarnej kanapie, której kolor w sumie bardzo trudno było stwierdzić, gdyż zakrywały ją ze wszystkich stron sterty ubrań, po jednej - czyste, po drugiej - brudne. Prosty system jak budowa cepa. Na drewnianej, mahoniowej podłodze wszędzie walały się jakieś papiery, płyty ulubionych zespołów, projekty do szkoły, zdjęcia i różne inne, czasami nawet ciekawe, rzeczy. Reszty chyba nawet nie trzeba opisywać, jak wygląda swoisty rozgardiasz każdy wie. Sam mieszkaniec tego chlewu mało był zainteresowany sprzątaniem. Tego pięknego poranku, leżał rozwalony na kanapie z nogami na stole i wgapiony w ekran telewizora, grał w grę o hydrauliku na konsoli, a obok niego stała puszka jego ulubionego jabłkowego piwa, które w smaku właściwie przypominało sok. Nic dodać, nic ująć - dla Antona poranek idealny.
/Anton
[Nie mam zielonego pojęcia, dlatego ostatnio pisałam Kejt, że powinnam ją wydać za mąż xD Ale myślę, że pomijając to "gh", tak jak na przykład w "thought" albo "though". Tak mi się wydaje]
OdpowiedzUsuń[PS. Chińszczyzna jest dobra, lol]
Ale ONA jej nie dostrzegła. I to troszkę Nicole rozczarowało, do czego doszła po chwili. No i zdziwiło ją to rozczarowanie, bo przecież Saruni już na niej nie zależało, a Nicole też nie powinno. Ale cóż ona mogła poradzić. Swoją tęsknotę ciężko jest zamienić w nienawiść, i ona tego nie potrafiła.
Stała więc i wgapiała się w znajomą postać. Blond włosy, szczupła sylwetka, brak jakichkolwiek oznak dobrego humoru - Sara wyglądała jak zawsze, tak Sarowato. Saruniowato wyglądała, gdy była w towarzystwie znajomych osób, a to przecież kolosalna różnica. Nicole tęskniła za Saruniowatą Sarą-Sarunią.
Sarowa Sara najwidoczniej nie znalazła tego, czego szukała. A Nicole miała już swoją nudną niczym jej żywot mrożonkę i powinna była iść po tę piekielną wodę mineralną, ale nie chciała się ruszać. Żeby nie sprawiać wrażenia kota-paczacza, który wgapia się we wszystkich ludzi w zasięgu swego kotopaczaczowego wzroku, odwróciła się szybko w stronę lodówek (czy co to tam jest). Dzięki temu nadal mogła tam stać, a nie wgapiać się w Sarową Sarę. Która już nie była JEJ Saruniową Sarunią-Sarą.
[Ten komentarz jest tak żałosny]
[Okej, ale obejrzymy całe siedem sezonów Doctora, dobrze? Muszę na nowo zaprzyjaźnić się z Dziewiątym i zakochać w Dziesiątym, a potem zaszaleć z Jedenastym *wzdycha z uwielbieniem*]
OdpowiedzUsuń- Obie? - zapytała z niemalże przerażeniem. Nikt nigdy w całej jej dwutygodniowej karierze pracownicy McDonalda nie wziął dla siebie dwóch coli. I to było przerażające, a jednocześnie zaskakujące. Nikt. Nigdy. W całej jej karierze!
- Dobrze - rzekła tym samym głosem, po czym poszła nalać colę do dwóch różnych kubków. Dwóch. Różnych. W całej jej karierze!
[Ten wątek wymyka mi się spod kontroli.]
Gdy znów podeszła do lady, wszyscy patrzyli z zaskoczeniem na Sarę, a ona nie miała pojęcia, co powiedzieć. Wspominałam już, że była beznadziejna w sytuacjach towarzyskich? Kiedyś tak nie było, ale teraz nie potrafiła rozmawiać z ludźmi. Niee, teraz robiła to tylko wtedy, gdy musiała. A kiedyś była przecież bardzo towarzyską osobą. Podała Sarze (klientce, poprawiła się w myślach, myśl o niej jako o klientce, będzie łatwiej) wszystko, co zamówiła, łącznie z dwoma kubkami coli. Dwoma. Kubkami. W całej jej karierze!
- Ehm, należy się pięć dolarów i dwadzieścia osiem i pół centa. Może być pięć dwadzieścia osiem bez połówki - powiedziała profesjonalnym głosem PPMDKAS. - Za pięć minut kończy mi się zmiana - dodała po krótkiej chwili, już nie profesjonalnie - więc mogłabym na przykład pomóc ci... eee... wypić te dwa opakowania coli.
To było żałosne, Kate. Nie mam pojęcia, w jaki sposób udało ci się kiedykolwiek umówić z jakimkolwiek chłopakiem, a co dopiero usidlić jednego na dobre półtora roku (półtora roku temu byłaś jeszcze całkiem normalna, prawda?). Chyba musiał być ślepy i głuchy, hahaha.
W całej jej karierze!
[Nie czytaj tego lepiej.]
[Zacznij, kiedy tylko będzie Ci pasować :)]
OdpowiedzUsuń[Hejo :) Masz może ochotę na wąteczek? ]
OdpowiedzUsuń[Ojej, dziękuję. Imię zainspirowane przez książkę Jamesa Pattersona, przyznaję się bez bicia. Wątka chcę z Sarą, jedynie pytanie: startujemy z jakimś powiązaniem czy bzz?]
OdpowiedzUsuńMurray
W przeciwieństwie do większości studentów z Nowego Jorku, którzy mieli za dużo miesiąca, a za mało pieniędzy, bądź na odwrót, Antonowi nigdy nic nie brakowało.
OdpowiedzUsuńOtóż, pan i pani Löuverix byli wyjęci jak z obrazka, tylko ich jedyny syn od czasu kiedy skończył cztery lata i zaczął przejawiać swoje dziwactwa, za nic nie mógł się w ich idealny obraz wpasować. Nie pasował on, ani swoim zamiłowaniem do mody, ani nawet kolorem włosów. Kiedy rozczarowani rodzice zrozumieli, że lekcje z marketingu i zarządzania korporacją na nic się nie sprawdzą, a ich kochany syn nie będzie zdolny do przejęcia ich imperium hotelowego, postanowili dać mu wolną rękę. Tak też Anton wyjechał tam gdzie chciał, zostawiając tylko swój numer konta, bo o nic innego rodzice się nie zapytali. Taki był warunek, on miał zniknąć bezpowrotnie - czarna owca rodziny Löuverix, chłopak, który zatrzymał koło dziedziczenia firmy. Tak też dostawał on pieniędzy sporą sumę i sam nie wiedział na co je wydawać tak też wspomaganie finansowe ludzi, których darzył sympatią wprawiało go w jeszcze bardziej szczęśliwy nastrój, jeżeli to w ogóle możliwe.
- Cholera! - zaklął pod nosem, kiedy Mario znów zniknął gdzieś w otchłani ekranu. Rozproszyło go pukanie do drzwi. Anton jako, iż kochał gości, wstał szybko i z uroczym uśmiechem na twarzy, energicznym krokiem ruszył w stronę drzwi. Przeczesał swoje rozczochrane włosy dłonią, a siwą koszulkę, która idealnie opinała jego lekko wymodelowane ciało machinalnie przygładził ręką i wreszcie otworzył drzwi. Spojrzał na dziewczynę, która stała przed nimi i uśmiechnął się ochoczo.
- Witam młodą damę. - powiedział z przesadnym brytyjskim akcentem i wykonał gest, jaki zazwyczaj robią kamerdynerzy wskazując komuś, aby wszedł do środka.
[Nie, nie miałyśmy wspólnego wątku, dlatego go proponuję :) Chciałam właściwie wcześniej ale blog był zawieszony, więc nie ruszałam z inicjatywą.
OdpowiedzUsuńAle pytanko(mogę właściwie zacząć), ale zaczynamy znajomość od początku, czy już mają się znać ? ]
[Jak najbardziej :> Any ideas? Znają się, nie znają?]
OdpowiedzUsuńAsh
[No ba! Jeśli obiecujesz zacząć, to Ci nawet pomysłów kilka podrzucę. Ok? ]
OdpowiedzUsuńJaniceve
Poświęcanie czasu na spacerach w central parku należało do najprzyjemniejszych. W szczególności wybierał się tam w dni, gdy noga najbardziej mu dokuczała. Wsiadał na wózek i ze szkicownikiem, ołówkami i portfelem jechał by jak najszybciej znaleźć sobie najdogodniejsze miejsce do rozpoczęcia kolejnej pracy.
OdpowiedzUsuńTeraz również siedział na wózku pod jednym z drzew. Wszędzie przemykały matki z wózkami, rowerzyści, biegacze i studenci biegnący z jednej do drugiej uczelni i ludzie wracający bądź dopiero idący do pracy. Spieszyli się jak nakazywało typowe motto Nowego Jorku i innych miast tego typu, gdzie dzień mieszał się z nocą…
On na szczęście zdążył przywyknąć do tego trybu życia. Budził się rano, zjadał śniadanie (głównie płatki z mlekiem i herbata) i zbierał najpotrzebniejsze rzeczy, zamykał mieszkanie i szybko jechał taksówką na godzinną rehabilitację, po których za raz wybierał się na uczelnię, albo do jakiejś knajpki jeśli nie miał wykładów. Tam się uczył, albo czytał popijając przy tym kawę. Był to właściwie plan dnia, bo później wracał do domu, zjadał kolację i kładł się na kanapie by poprzerzucać programy i po krótkim czasie przykleić oczy do powiek.
Teraz właśnie był po rehabilitacji, a wykłady zostały odwołane… Nie mając co ze sobą zrobić postanowił, że spędzi ten czas na przygotowaniu czegoś sensownego na następne zajęcia. Czas mijał szybko, a zakreślane na kartce kolejne drzewa i postury osób robiły się co raz wyraźniejsze. Lubił rysować ludzi, w szczególności tych, którzy zdołali zatrzymać się w tym całym zgiełku.
Szkicując i słuchając muzyki lecącej z nałożonych na uszu słuchawek, rzuciła mu się w oczy blondynka o posturze baletnicy. Kojarzył ją z widzenia. Wiele osób z AC przewijało się przez to miejsce. Niektórzy nawet trenowali w tym miejscu, co stosunkowo było dziwaczne… zagapił się na nią, ale gdy ona na niego spojrzała, uśmiechnął się delikatnie wracając oczami do kartki.
[Bezrobocie ssie! Nie jest fajne! :c ja na wątek mówię duże tak c: Brniemy w coś pozytywnego, czy wręcz odwrotnie? Jeśli mam być szczera, to chyba ciekawiej byłoby z tym drugim, ale wybór pozostawiam tobie:D A co, będę dżentelmenem! ]
OdpowiedzUsuń[A dzień dobry. xD Bardzo chętnie, ale mam dziś brak pomysłów, więc może coś zaproponujesz? ^ ^]
OdpowiedzUsuń[Sądzę, iż dziesięć sezonów dam radę przeżyć. A nie, nie dam. Będę przecież wtedy już martwa.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem się poprawię. Chyba.]
Te zdania były tak podobne do starej Sary, że Kate prawie się z tego powodu rozpłakała głośno i roześmiała szaleńczo naraz. Jednak udało jej się trzymać swoje uczucia na wodzy, czego nauczyła się, żyjąc w tym okrutnym świecie, w którym samotnie łkające na ławce dziewczęta poszukujące pocieszyciela się ignoruje, a wybuchające płaczem ekspedientki w McDonaldzie się wyśmiewa (może nie w głos, ale w duchu). Dlatego też na jej ustach tylko pojawił się dziwy grymas, którego nie da się opisać żadnym słowem w żadnym języku znanym na tej ludzkiej planecie.
- Chyba... chyba wszystkie trzy naraz - powiedziała szczerze. - A za colę oczywiście zapłacę. I... chyba powinnaś już iść, bo ludzie się niecierpliwią. Usiądź sobie gdzieś, a ja przyjdę za kilka minut.
Wyszczerzyła swoje ząbki w uśmiechu, który, jak każdy uśmiech Katherine Amelii Sparks ostatnimi czasy, nie sięgał jej oczu. Nie, oczy Kate się nie uśmiechały. Nie miały żadnego powodu, by to robić.
- Nie wypij mojej coli - dodała jeszcze, podczas gdy Sara zaczęła oddalać się od kasy.
Chłopak dokładnie przyglądał się dziewczynie, bo za nic w świecie nie potrafił przypomnieć sobie skąd się znają. Lustrował ją wzrokiem, starał się znaleźć w swojej głowie chociaż jej imię, ale przy tak dużej liczbie poznawanych osób już dawno stało się spamiętanie ich wszystkich dla niego niemożliwością.
OdpowiedzUsuń- Może kawy, herbaty? - spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy, ale wtedy ona zaczęła mówić. Kino, kino... Hm... Tak, już pamiętał. Coś na S! Sally? Nie. Sandra? Kategorycznie nie. Sara! Tak, to musiała być Sara.
- Daj spokój. - zaśmiał się nerwowo. - Chodź. Wejdź do środka. Może zagrasz ze mną w Mario? Proszę! Uznajmy to jako formę zadośćuczynienia. Tak, to będzie idealne. Lepsze niż jakiekolwiek sumy pieniędzy. Zdecydowanie. - znów z jego ust chaotycznie wydobywała się niezliczona ilość słów. Na koniec wypowiedzi Antoś jeszcze raz przeczesał swoje ciemne włosy dłonią i uśmiechnął się. Tym uśmiechem, który sprawiał, że nie można było mu odmówić. Jedną rzecz trzeba mu oddać - Anton był przystojny.
Niby byłem skoncentrowany na wymyślaniu coraz to nowszych i bardziej dennych kroków do mojego najnowszego układu tanecznego, jednak przede wszystkim obserwowałem uważnie - w ukryciu - miny ludzi którzy mnie obserwowali, starając się także wyłapać pojedyńcze słowa, które niektórzy między sobą szeptali. Z tą muzyką w tle to nie było aż takie łatwe, lecz słowa pewnej dziewczyny skierowane do tej blondynki, która mnie tu zaciągnęła, były wręcz wykrzyczane, i z tym niemożliwe do zignorowania. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech, który zdradził nieco całe moje rozbawienie tą sytuacją, jednak prędko to zamaskowałem. Zrobiłem parę ostatnich kroków które zaprowadziły mnie bliżej do publiczności, po czym chwyciłem dziewczynę za dłoń, obracając się na własnej osi marnie próbując udawać baletnicę, tym samym pociągając ją w swoją stronę i wciągając w rytm - tak zwanego - 'tańca'. Dziewczyna patrzyła na mnie jak zaczarowana, a ja z trudem powstrzymywałem salwę śmiechu która powoli siliła mi się na usta gdy wyobrażałem sobie jej reakcję po tym, jak odkryłaby że nie byłem żadnym wybitnie utalentowanym Patem, tylko zwykłym, słabym, ufnym, dziecinnym, poranionym Harrym, który szukał najprzeróżniejszych i najgłupszych zajęć aby tylko zapomnieć o przeszłości i o otaczającym go bólu. Złapałem ją za jedną dłoń i sprawiłem aby obkręciła się dookoła własnej osi, a następnie podeszłem także do blondynki, z delikatnym śmiechem ciągnąc ją ze sobą, chcąc aby dołączyła się do tej chorej choreografii, jednak w tym momencie drzwi się otworzyły a w nich stanął jakiś niezbyt wysoki chłopak, który palnął coś jak 'przepraszam za spóźnienie', jednak umilkł gdy tylko zobaczył to, co się działo w sali. Zrozumiałem że on był tym Patem, za którym wszyscy szaleli, więc natychmiast stanąłem i spojrzałem na niego, próbując być poważny, jednak niemal od razu wybuchłem śmiechem.
OdpowiedzUsuńStyles.
[o, to jest bardzo dobry pomysł! No cóż, to zaczynam xD]
OdpowiedzUsuńOna wcale nie chciała się zabić, jakkolwiek to wyglądało, naprawdę! W ogóle, skąd u ludzi ta wieczna pewność, że Cassie jest seryjnym samobójcą, co? Przecież panna Swell tylko grzecznie przechodzi sobie ulicą!
A to, że nagle zobaczyła taki śliczny, biały obłoczek i zatrzymała się na środku pasów z zafrasowaną miną, to inna sprawa. Co jej przypomina ten kształt? No, Cassie, pomyśl...
- Baranek? Nie... Kwiatek? Nie, zdecydowanie... - mamrotała do siebie dziewczyna, w swym skupieniu nie zauważając niecierpliwiących się kierowców. Zresztą, tu się rozstrzyga sprawy życia i śmierci!
[ Spoko, ale wolę zaczynać. ^ ^ ]
OdpowiedzUsuńWiosna!, krzyczały jego oczy, kiedy omal nie wypadł przez okno, wychylając się z niego i obserwując otoczenie skąpane w blasku wschodzącego złota. Swoją drogą, od dziecka uważał, że Słońce powinno być zielone.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz przetarł oczy. Zaspanie zniknęło tuż za rogiem sklepu z pysznym, świeżutkim pieczywem. Zrobił więc szybką rundkę do łazienki. Na szczęście nie musiał spędzać przy szafie godziny(przez którą wykupiliby mu wszystko), chociaż zamykając drzwi miał jeszcze lekko wilgotne włosy.
Prawie podskakując, wpadł do sklepu i zaczął się rozglądać za odpowiednim towarzyszem, a raczej ofiarą, śniadania. Widział świeżutkie rogaliki nadziewane marmoladą, krągłe pączki z budyniem, bułki, bułeczki, obwarzanki, muffiny z czekoladą i już miał oddać swoje serce słodkiej, dyniowej babeczce, kiedy jego oczom ukazała się kokosowa drożdżówka. Oblizał się dyskretnie, chociaż w sklepie byli tylko sprzedawca oraz jakaś jasnowłosa dziewczyna, którzy nie zwracali na niego oraz jego spojrzenie psychopaty głodzonego przez dwadzieścia jeden dni, którego – wbrew pozorom – nie ćwiczył przed lustrem.
Kobieta wyszła, on dorwał smakowitości, po czym ruszył przed siebie. Ruch był niewielki, chociaż ludzie spieszyli się tu czy tam. Kiedy teraz obejrzał otoczenie, jakoś tak uświadomił sobie ze smutkiem, że to chyba jednak nie ten dzień, w którym należy radować się odejściem zimy. Chociaż promienie słoneczne dawały przyjemne ciepło, radość jakby się ulotniła i nawet łupy w jego dłoni nie potrafiły przywrócić mu poprzednie nastroju. Powoli zawlókł się do Central Parku. Skierował swe kroki w kierunku fontanny, przy której ktoś już siedział. Jedną z osób była ta sama jasnowłosa. Teraz przyjrzał się jej nieco dokładniej i doszedł do wniosku, że zna tą twarz.
– Sara, witaj – powiedział nieco nieskładnie, ale bez sztucznego, niesłychanego entuzjazmu. Cieszył się, oczywiście, jednak irytowały go powitania w stylu "Mój Boże! Tyle czasu!", jakby ktoś co najmniej odbył podróż do piekła i z powrotem trwającą lata. – Można?
Kiwnął głową na miejsce obok niej.
[Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci brak autobusu. Ale może pojawić się potem, gdyby zdecydowali się gdzieś wybrać.]
Ash
[No tak, tak:D Proponuję pomysł najprostszy z możliwych- jakąś domówkę ich wspólnych znajomych, której połowę spędziliby gdziekolwiek, odizolowani, rozmawiając o wszystkim i niczym, bądź też zagubioną Sarę, z jakiegoś powodu szukającą pomocy. Ogólna rozpacz, załamka i takie tam. ]
OdpowiedzUsuń[Chętnie. Jakiś pomysł?}
OdpowiedzUsuń[Pewnie i tak jej nie zmienię, zbyt leniwa na to jestem xD Ale nie nazwałabym jej pięknej, po prostu spisałam pierwsze, co mi do głowy przyszło i jakoś tak... jest]
OdpowiedzUsuńSky
[Przypominam, żebyś nie zapomniała.]
OdpowiedzUsuń[Dopiero się przeprowadziła, Abby jest nowa w mieście. xD]
OdpowiedzUsuń[Nieee, nie chcę. Ale ja nigdy nie chcę, więc chyba po prostu muszę się przełamać! :) ]
OdpowiedzUsuńChłopak w ciemnogranatowej koszuli z podwiniętymi rękawami i odpiętym ostatnim guzikiem, wykradł się na balkon jednej z kamienic, zostawiając w pokoju za sobą dużą, hałaśliwą grupę ludzi. W lewej ręce trzymał w połowie opróżnione piwo, drugą zaś ręką z przyzwyczajenia, zupełnie niekontrolowanie zmierzwił sobie przydługie włosy.
Spojrzał w dół. Na oko trzy piętra. To niedużo, ale mimo tego, już z tej wysokości można było podziwiać część panoramy wielkiego miasta.
Mimo zbliżającej się wielkimi krokami wiosny, powietrze było zimne, a temperatura nie wynosiła na pewno więcej niż pięć stopni Celsjusza. Zapewne to było właśnie wytłumaczeniem tego, dlaczego tylko on jeden przebywał tego wieczora na balkonie. W dodatku bez żadnego okrycia wierzchniego.
Drzwi otworzyły się nagle, wypuszczając trochę ciepłego powietrza, które spowodowało gęsią skórkę na odsłoniętych rękach chłopaka. Kolejny wariat nadchodzi. A właściwie wariatka. Ale już nie tak dosadna jak chłopak; ona pomyślała uprzednio o kurtce.
Najwyraźniej nie zauważyła go, bo kiedy trzasnęła z dużą siłą drzwiami i stanęła, mocno łapiąc się za barierkę, zaczęła siarczyście kląć pod nosem. On przez chwilę się jej przyglądał bez słowa, ale w końcu zdecydował się wyjść z ukrycia.
-Wszystko w porządku? -zapytał, robiąc niepewny krok w jej kierunku. Kto wie, czy nie oberwie czymś?
[Tak, zrobiłam. Myślę, że każdy rozdział niech tam siedzi tydzień, co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńKiedy obsłużyła ostatniego klienta na swojej zmianie (zamówił dwa BigMaki i dietetyczną colę, dodając przy tym, że powinien zacząć się odchudzać) i zrobiła wszystkie związane z tym rzeczy (tzn. zgłosiła, że skończyła już zmianę i wychodzi, a także przebrała się w swój normalny stój), podeszła do stolika, przy którym usiadła Sara. Warto dodać, iż była przerażona tym, co miało się zaraz wydarzyć. Nie wypiciem dietetycznej coli (która jest, nawiasem mówiąc, obrzydliwa), ale rozmową, która miała się tu odbyć. Swoją drogą, to zabawne, ze wymiana zdań, która mogła zaważyć na życiu obu jej stron, odbywała się nie w eleganckiej restauracji ani nawet w domu którejś z dziewcząt, ale w McDonaldzie. Gdyby nie fakt, iż była przerażona, Kate z pewnością roześmiałby się szaleńczo.
- Ehm, mogłabyś nie wypijać mojej coli wzrokiem - powiedziała, spoglądając na Sarę. To nie był dobry początek rozmowy. Powinna była rzec coś w stylu: "Oto jestem" głosem kowboja szykującego się na pojedynek w samo południe. Ale ona nie była kowbojem, tylko małą przerażoną Kate.
["normalnie, bez odpałów" to nie sposób, w jaki prowadzę z Tobą wątki. Powinnaś się do tego już przyzwyczaić.
Weźcie to i zróbcie układ, który zaczyna się od 1:33 ;p A oprócz tego to nic mi do głowy nie przychodzi, bo ja takiej muzyki nie słucham, co przecież wiesz.]
[jasne, a mogłabyś zacząć?]
OdpowiedzUsuńLekko zażenowany podążał wraz z tłumem. Jest facetem, powinien się postawić, wyrwać - nic z tego. Tłum parł zbyt silnie. Jedyne, czym się zajmował to ochrona aparatu. Była to dla niego najcenniejsza rzecz na świecie. Nagle, zdenerwowany, gwałtownie stanął, a o jego plecy obiło się kilka osób. Postanowił się odwrócić. Kiedy to zrobił, zobaczył uroczą blondynkę, która chyba nie wiedziała, co się dzieje. Prąc w przeciwnym kierunku do tłumu, złapał ją za rękę i torując drogę uczennicy, ciągnął ją za sobą.
OdpowiedzUsuń- Jeśli nie interesują cię darmowe prezerwatywy, nie ma co iść - uśmiechnął się, lekko odwracając do niej twarz.
Może i faktycznie powinienem w takiej sytuacji zapaść się pod ziemię, spalić ze wstydu i jak najprędzej opuścić salę, jednak taka reakcja nie nadeszła. Zdziwiło to nawet mnie samego. Zawsze byłem tym wrażliwym, tym delikatnym, tym który nie potrafiłby skrzywdzić nawet muchy. A jednak ta sytuacja zamiast mnie zażenować, rozbawiła mnie jeszcze bardziej. Przykryłem usta dłonią, powstrzymując kolejną salwę śmiechy która pchała mi się na usta. To wszystko było takie komiczne w oczach ośmiolatka, którym w duchu byłem. Nie moja wina że potrzebowałem rozrywki aby tylko zapomnieć o całym złu który mi ten świat wyrządził, prawda? Jasne, że nie. To była wina tego cholernego świata, który ciągle mnie ranił i zamiast zrobić ze mnie nieczułego, silnego mężczyzne, sprawiał że stawałem się coraz bardziej delikatny i czuły na to wszystko. Spojrzałem na Pata, który nadal mnie mierzył niezbyt przyjaznym wzrokiem.
OdpowiedzUsuń- Jestem Fałszywym Patem - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, obracając się po raz kolejny na własnej osi, aby rozglądnąć się szybko po twarzach osób tu zebranych. Zatrzymałem się odwrócony w stronę blondynki, która mnie tu zaciągnęła. Uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie, lecz nie wydawała się odwzajemnić tego gestu. A szkoda, bo nie chciałem sobie robić jakichkolwiek wrogów.
- Mam sobie już pójść, prawda?
[Przepraszam.]
Styles.
[Niee, włoski nie. Cokolwiek, byle nie włoski. >D Albo to kino, właśnie.]
OdpowiedzUsuńCzasami czuł się trochę jak te "nieco mniej rozgarnięte" bohaterki filmów, kiedy wszyscy mówią o czymś poważnym, a one nagle przypominają sobie, że zostawiły włączoną prostownicę i z głupkowatym chichotem, lecz całkiem nieśpiesznie udają się do miejsca ewentualnej tragedii, przy okazji podrywając jakiegoś równie niespecjalnie błyskotliwego chłopaka. Jakby cały czas robił coś głupiego i wszyscy oprócz niego o tym wiedzieli. Poza nim.
OdpowiedzUsuńPowoli zaczął pochłaniać drożdżówkę, delektując się kokosowym smakiem, rozmyślając na tematy najróżniejsze. Na przykład, iż po dłużej głodówce nawet lichy bulion zrobiony na kostce składającej się z samych konserwantów zdaje się być najcudowniejszym posiłkiem na świecie. Do czegokolwiek by się to nie odnosiło.
Zerknął na to, co dziewczyna dzierżyła w dłoniach. Patrzył na bułkę przez krótką chwilę, po czym przeniósł wzrok na jasnowłosą.
– Dobre? – zapytał nagle. Uznał jednak, że jedno słowo to niekoniecznie najlepszy początek konwersacji, zaraz więc odchrząknął i odezwał się znowu: – To znaczy... Czy dobra ta bułka?
Miał ochotę westchnąć ciężko. Chyba cierpiał na zanik umiejętności stworzenia zdania złożonego. Ale zawsze mógł zwalić na wczesną porę, niewyspanie czy coś w tym rodzaju, więc postanowił machnąć ręką.
Ash