Ashton Knox Burnett
Tak zwie się ten miły pan. Jak widać na załączonym obrazku, nie
wygląda na specjalnie szczęśliwego – być może ktoś właśnie użył jego pełnego
imienia, którego nie trawi, odkąd tylko nauczył się je wypowiadać. Ash, i tylko
Ash – ten „ton” na końcu psuje brzmienie. I humor. Jednak wcale się nie obrazi
przy ewentualnym „Cześć, Burnett”.
Jaki jest Ash,
każdy widzi. Rude to i rozczochrane, nieco ponad dwadzieścia lat na karku,
wzrostu równego sto siedemdziesiąt osiem i pół centymetra. Chuderlawe, żaden z
niego siłacz, chociaż biegacz niczego sobie, a i z piłką do kosza nawet się
lubią. Nosi się dość luźnie, to skórzana kurtka, to zniszczone do granic
możliwości trampki. Żaden modniś, żaden flejtuch, bez przesady w jedną czy
drugą stronę.
Niedoszły
student farmacji, naukę skończył zanim jeszcze ją rozpoczął i zamiast zakuwać
różne dziwne nazwy, nasuwa na nos okulary, rozczytując się w przygodach Conana
Barbarzyńcy wśród nowojorskiego zgiełku.
Wynajmuje jednopokojowe mieszkanie z półkuchnią i ciasnołazienką. Prawdziwa
stajnia Augiasza, ale jakoś się tam orientuje. Molestuje sąsiadów
dobijająco-melancholijną grą na trąbce. Pracuje
na zmywaku w jednej z restauracji.
Z pozoru dość spokojny, uśmiechnąć się potrafi, a
przy dobrym humorze nawet roześmiać i to całkiem głośno. Ciche z niego
stworzenie, chyba że ktoś go czymś zainteresuje, wtedy ciężko mu powstrzymać
słowotok. Zazwyczaj da się z nim wytrzymać. Czasami zachowuje się zupełnie
niezrozumiale. Rzadko bywa ironiczny czy złośliwy, za to w niektórych
sytuacjach potrafi zmienić się w agresywną bestię, jednak zanim dojdzie do
rękoczynów, kończy się na ostrych słowach. Szacunkiem darzy wszystkich, którzy
potrafią odpłacić się tym samym. Nieraz pokłady niespożytej energii, nieraz koc
naciągnięty na głowę. Nie ocenia, dopóki nie pozna. Do każdego ma indywidualne
podejście. Przepuści kobietę w drzwiach, podniesie upuszczony portfel, odsunie
krzesło. Wiecznie stęskniony za siostrą, skrywa w sobie o wiele więcej niż
potrafi pomieścić dusza, próbuje jakoś się pozbierać i iść do przodu z
podniesioną głową.
[Dobry dzień.]
[Wygląda na to, że jestem pierwsza :) Witam więc uroczego pana w skromnych(jak na razie) progach bloga i za to z bogatym uśmiechem zapraszam do wątka :) ]
OdpowiedzUsuń[Ty wiesz, że ja chcę wątek ;D]
OdpowiedzUsuńKate
[Niestety, ale muszę poprosić o to Ciebie bo ja wyprałam się już do Antona na półtorej str w wordzie...
OdpowiedzUsuńAha, właśnie przeczytałam kartę twojej postaci i teraz jeszcze bardziej mam na wątka ochotę XD
Co do miejsca, pasuje mi wariant a jak i zarówno wariant b :) ]
[Jak zasłoniłam, to się chociaż przywitam. Dobry wieczór. Jest chęć na jakiś wątek z Jani? ]
OdpowiedzUsuńJaniceve
[Nie lubię Twojego nicku ;c Ale wątek fajny i fajnie, że zacząłeś. Rozumiem, że są sąsiadami. I wiesz, właśnie zamierzałam to zaproponować, gdybyś pytał, zamiast od razu zaczynać xD
OdpowiedzUsuńHaha, śmiać mi się chce.]
Piąta pięćdziesiąt siedem [to specjalnie?].
Kate już dawno powinna ubierać buty i wychodzić z domu, coby spełnić swoje postanowienie biegania codziennie. Nie chciała stracić kondycji, a bieganie ją na swój sposób uspokajało i dawało czas na przemyślenie niektórych spraw. Jak na przykład tego, czy i kiedy ma wreszcie wziąć się za siebie. Taaak, rankami przy bieganiu miała na to dużo czasu.
Tego dnia jednak nie wstała. Budzik zadzwonił, jak zawsze, o piątej trzydzieści, a później o piątej czterdzieści pięć, ale ona oba wyłączyła, uznając, że tego dnia w ogóle nie wyjdzie z łóżka z racji tego, iż akurat nie pracowała. A w ciepłym łóżku było tak przyjemnie...
Nagle obudziło ją walenie w drzwi. Kto, do cholery, czegoś od niej chciał w środku nocy? Zwlokła się z łóżka, żałując, że nie jest wystarczająco niewychowana, by po prostu spać dalej. Włożyła na siebie szlafrok i podeszła do drzwi. Po krótkiej chwili zastanowienia, czy aby na pewno powinna to robić, uchyliła drzwi. W tym momencie należy dodać, że wyglądała dokładnie tak, jak osoby, które dopiero co wstały z łóżka - nieprzytomny wyraz twarzy, fryzura w nieładzie i cały czas lekko przymknięte oczy. Ale Kate to akurat nie interesowało. Nic jej nie interesowało.
Kate
[Mogliby właściwie być sąsiadami. Chociaż, z drugiej strony, nie oszukujmy się- pewnie nie zwróciliby na siebie większej uwagi, gdyby coś jej gwałtownie nie przykuło. Mogła zapomnieć zakręcić wody i go zwyczajnie zalać. Albo odłączyli prąd w bloku i zapukałaby do niego, chcąc się zapytać, czy to tylko u niej, czy u niego też itd.
OdpowiedzUsuńGdyby byli sąsiadami, mogłaby go też czasami poprosić, by jej pograł na trąbce, bo to taka osóbka, co lubi posłuchać muzyki. Różnej.
Jeżeli Ash grywa po jakiś klubach, to i tam mogliby się spotkać. Po jakimś koncercie Jani podeszłaby do niego. Zaczepiając o pracę, to mogłaby, w trakcie nagłego przypływu siły i chęci odcięcia się finansowo od ojca, pracować przez pewien czas jako kelnerka w restauracji, gdzie Ash zmywa naczynia.
Kurczaki. Wszystko jakieś takie średnie. Jeżeli masz jakiś lepszy pomysł, to zacznij. Równie dobrze, to można to wszystko jakoś pokleić ;) ]
Janiceve
Było sporo rzeczy na świecie, które mogły budzić w nim wewnętrzny niepokój… Było tego dość sporo, a w ostatnim czasie przez nadciągające egzaminy po prostu się nasilało. Zaczął zdawać sobie z tego sprawę dopiero podczas dzisiejszego wypadu na basen. Taki tam spostrzegawczy Aroneal, który o egzaminach przypomina sobie trzy dni przed nimi. Na naukę nie było czasu więc pozostawało podenerwowanie się w samotności i pochłonięcie góry jedzenia.
OdpowiedzUsuńDzisiaj również zrezygnował z taksówki i na wózku inwalidzkim podążył przez miasto by dotrzeć do tej dobrze ocenianej restauracji by w spokoju sobie wszystko przemyśleć i zastanowić się nad sobą. W końcu uczył się bardzo dobrze i czasu miał naprawdę wiele, więc dlaczego nie zabrał dupska w troki i nie wkuł tego co powinien? Nie wiedział…
Zapytał kilkakrotnie o drogę i jeden starszy mężczyzna zaoferował pomoc. Zawiózł go na miejsce , o które poprosił i mimo późniejszego zaproponowania wspólnego obiadu w podziękowaniu, tamten odmówił i jeszcze sam podziękował za to, że mógł zrobić dzisiaj coś dobrego.
Świat się zmienia…Urocze uśmiechnął się sam do siebie znajdując sobie miejsce przy barze przesiadając się z wózka na barowe krzesło z małym oparciem.
Ciężka atmosfera miejsca dobijała go jeszcze bardziej. Wszyscy przyglądali mu się jakby był jakiś obrzydliwy, jakby był bezdomnym, który pojawił się w miejscu najmniej odpowiednim dla niego... No ale ile razy można żywić się w Fast-Food'ach?! Wypadałoby zjeść coś normalnego(nie licząc oczywiście porannej herbaty/kawy z płatkami i sokiem).
Złapał za kartę leżącą na stoliku by przejrzeć to co jest w spisie oferowanych napojów i posiłków. Wyglądało to wszystko tak pięknie, że aż mu dech zapierało... Cudownie stwierdził odkładając kartę na bok.
- Mógłbyś mi zrobić herbaty?- zapytał z uśmiechem, siedzącego na przeciw chłopaka.
Bywały dni, gdy wszystko wydawało się głupie. Bywały również dni, gdy człowiek uświadamiał sobie, że niektóre rzeczy faktycznie są idiotyczne, zwłaszcza, gdy ocierały się o hipokryzję, tak, jak w przypadku chociażby ich szefa.
OdpowiedzUsuńRestauracja nijak przypominała te, w których jadała wraz z ojcem. Nie było tu serwetek ułożonych w łabędzie, kryształowych kieliszków, czy też wypolerowanych sztućców. Były stare, drewniane, poobijane gdzieniegdzie stoły i krzesełka, które nowe kiedyś były, jednak było to jakieś dwadzieścia lat temu. Gdyby Janiceve pozwolono by cokolwiek pozmieniać w tym lokalu najpierw zerwałaby ciemne zasłonki, które miały chyba dodawać intymności temu miejscu co oczywiście mijało się z celem, bo dodawały mu co najwyżej przygnębiającego, względnego uroku.
"Jak w domu"- tak podobno brzmiało motto przewodnie, które miało być w ich głowy w trakcie pracy. Ale czy w domu ktokolwiek miałby podawany obiad przez młodą kobietę, której imienia nawet nie zna, w dodatku ubraną w niestosownie obcisły uniform? Kto normalny przyciemniałby specjalnie wnętrze domu, który miał być przytulny, nie zaś odstraszający jak sam właściciel? Stanley przypominał jej jednego z kolegów jej ojca. Mężczyzna ten miał córkę w jej wieku, zaś żonę starszą od niej zaledwie o dziesięć lat, co wówczas dawało wynik dwadzieścia cztery. Dwudziestolatka nie wyglądała na intelektualistkę mimo okularów, które poprawiała średnio trzy razy na minutę. Czyżby Stanley zatrudnił ją właśnie dlatego? Bo jako młoda studentka wydawała mu się być intelektualną spuścizną, która nijak mu zagraża?
Jakoś niespecjalnie ją to obchodziło. Praca, jak praca. Liczyły się głównie pieniądze i jako-taki komfort psychiczny, który dawali współpracownicy. Może to ją właśnie czekało, gdyby skręciła nogę, zaś jej ojciec okazał się bankrutem? Chodzenie w przyciasnej spódniczce z naręczem talerzy, notesem w zębach i uczuciem dyskomfortu, spowodowanym ciągłą obserwacją szefa, jak i bardziej zbereźnych klientów? Wizja ta, tak jak wizja brudnych naczyń Asha, przygniatała ją, sprawiając, że nagle nie odstawała od ziemi, a znajdowała się pod nią. "Zabiła się z powodu nieudanego życia, na które była chora nim to się zaczęło, bo mama się nią nie zajmowała". Kto poczułby się winny? Pani Retvern, która dziecko urodzić potrafiła, ale przypilnować go już nie? Wątpliwe.
-Przyszło kilku klientów, ktoś powinien ich chyba obsłużyć, prawda?- przerwała pracodawcy czując, jak puls powoli jej przyspiesza. Tyle słów wypowiedzianych bez potrzeby! Tyle bezsensownie straconych sekund! Gdyby poznała opinię Asha o Stanleyu, musiałaby się zgodzić. W istocie nadawał się na jednego z tych polityków, którzy zabawiali obywateli swymi niestworzonymi teoriami i zbędnymi słowotokami.
Granie słodkiej i niewinnej istotki, która nie do końca wiedziała jak się zachować wychodziło jej nad wyraz dobrze. Może to właśnie tak powinna przejść przez życie? Nie z wysoko uniesioną głową, a ze skurczonymi ramionami i udawaną skromnością, która miałaby oczarować?
Przez cały dzień nie zamieniła ze współpracowników słowa, próbując się nauczyć pięć talerzy za jednym razem, przy okazji nie brudząc wstrętnej koszuli, która ją drapała. Może tego chciał Stanley? By przez cały czas miała ochotę się rozebrać, lub chociaż rozpiąć kilka guzików? Byłby prawdopodobnie rozczarowany, gdyby w momencie gdy spojrzy się nie tam gdzie nie trzeba, dostał zwyczajnie w nos. Mało osób o tym wie, ale baletnice są silne, więc takie uderzenie należałoby do tych nie bardzo przyjemnych.
W przerwie wyszła na maleńkie podwórko za lokalem, wyciągnęła z niewielkiej paczuszki papierosa i wsadziła go między wargi, po czym zapaliła i zaciągnęła się ostrym, ale słodkim dymem drażniącym płuca i prawdopodobnie dokarmiającym, czyhającego gdzieś tam, raka.
Janiceve
Spojrzał na kubek z zaparzoną świeżo herbatą. Pachniała cudownie i nic więcej nie było mu potrzebne. Nigdy nie udziwniał herbat, zwyczajna, albo z dodatkiem cytryny była na prawdę wystarczająca.
OdpowiedzUsuń-Dziękuję, jestem na prawdę wdzięczny. Ja nie lubię jakichś specyfików więc się nie przejmuj - Uśmiechnął się przyjaźnie, łapiąc w swoje zmarznięte dłonie rozgrzany kubek. To było coś czego teraz najbardziej potrzebował.
Siedząc tak przyglądał się zamyślonemu chłopakowi. W nim chyba również coś musiało siedzieć, co nieprzyjemnie go gryzło... Jego samego wyżerało od środka z głodu i z nerwów, które wręcz paraliżowały mocniej niż przeszywające na wskroś , nieprzyjemne zimno. Zastygł chwilowo wzdychając do trzymanej w rękach herbaty.
Jak zawsze... Ty sobie imprezowałeś z koleżkami, piłeś drink za drinkiem, paliłeś czekoladowe papierosy i upajałeś się dudniącą muzyką, a ja marzyłem by stamtąd wyjść, położyć się na kanapie i obejrzeć mecz rugby mimo, że nic z tego nie pojmowałem... Ale dlaczego dałem Ci wsiąść za kółko po pijaku? Nie mam pojęcia, ale dlaczego cały czas musisz mnie męczyć? Mam dość wyrzutów! Zacisnął dłonie mocniej, ale za raz z cichym jękiem je od szkła oderwał.
Rzeczą możliwą było, że Stanley czuł pismo nosem i wiedział, że Jani nie jest jakąś tam Mary Jack z Ohio, czy Alabamy. Jednakże, czy to coś zmieniało? Miała nadzieję, że nie, bo dosyć już miała złotej klatki stworzonej przez znajomości ojca, jego pieniądze i jego samego. "Dla bezpieczeństwa". Pewnie gdyby miała własne dzieci nie podchodziłaby do tego w taki sposób, doceniłaby jego starania i zrozumiała, że w jego apodyktycznym podejściu kryje się w rzeczywistości ojcowska troska, której zwyczajnie nie potrafił okazać w inny sposób.
OdpowiedzUsuńJą samą owa sytuacja nieco zniesmaczyła. Kolejny przykład hipokryzji. "Klient nasz pan...", "... ale poczeka, bo muszę skończyć gadać, bo żona mnie nie chce słuchać a ostatnia kochanka zmyła się, bo zorientowała się, że pierścionek z diamentem w rzeczywistości jest z cyrkonią".
-Też sądzę, że się polubimy- stwierdziła z lekkim uśmiechem, po czym wyciągnęła pudełeczko z papierosami w jego stronę- Skusisz się?- zapytała i westchnęła cicho, uświadamiając sobie, ze wcześniej zapomniała o dobrych manierach.
-Janiceve, nie pani. Właściwie, to wystarczy Jani- powiedziała.
[Osobiście lubię wiedzieć, jak się czyta cudze imiona, dlatego podpowiadam (bo ktoś się mnie już o to pytał) Janiceve czyta się "dżenesiv", zaś samo Jani jako "dżeny" :) ]
Janiceve
[Boziu. Jak krótko. Dzisiaj chyba nie wskrzeszę nic lepszego, ani dłuższego. Pozostaje Ci czekać do jutra, lub wtorku albo nawet środy, bo trochę mam ten tydzień zawalony. Przepraszam :/ ]
UsuńJani
Nawet głęboka wiara nie pomogłaby Jani, gdyby ta nagle została sama ze Stanleyem w pustym pomieszczeniu. Sto kilogramów masy było równe podwójnej wartości wagi jej ciała, które według samej właścicielski, aż tak chude nie było. Sto kilogramów sadła, zwiotczałych mięśni i kruchych, niewyćwiczonych kości. Jeszcze tylko świński łeb na szyję i mogą go podawać z jabłkiem między zębami i ziemniaczkami wokół.
OdpowiedzUsuń-Wcześniej pracowałam jedynie w teatrze, ale teraz nic w pobliżu nie grają, zaś więcej wydałabym na paliwo gdybym zabrała się za dojazdy na drugi koniec miasta- powiedziała, po czym zaciągnęła się srebrzystym dymem, tak bardzo upragnionym, tak słodko zakazanym- Jestem baletnicą- zaśmiała się cicho.
Nie wiedzieć czemu, bawił ją sposób w jaki to brzmiało. "Cześć, jestem baletnicą. Prawie cały dzień latam w trykocie i najbardziej niewygodnych butach świata i z własnej woli chcę iść na emeryturę w wieku czterdziestu lat. Tak, nie mam wody z mózgu". Sporo osób zwyczajnie nie chciało jej wierzyć, ale wówczas wystarczyło wyjąć pointy ze sportowej torby na zapleczu, albo podwinąć spódnicę i zrobić coś, co niegdyś było normalnym szpagatem, zaś dzisiaj było czymś o większym kącie rozwarcia niż kąt stu osiemdziesięciu stopni.
-Zbieram na różowego kucyka i bilet do Hogwartu- stwierdziła z udawaną powagą, jednak po chwili uniosła jedynie kąciki ust delikatnie ku górze- Za coś trzeba opłacić wynajem mieszkania, prawda? Wypłata i napiwki nie pokryją wszystkiego, ale przynajmniej będę mogła odciążyć ojca- wyjaśniła.
Po co zadawał te pytania? Rzeczywiście go to obchodziło?
-A ty? Co ty tutaj robisz? Gra na trąbce nie przynosi odpowiednio dużych pieniędzy?- spytała, bez złośliwości. Skoro był dla niej miły, to dlaczego i ona nie miałaby być? Zbyt dużo pytań, za mało snu i za bardzo obolałe nogi, by nosić na nich jeszcze buty na obcasie. Ta chwila przerwy miała być wybawieniem, chwilą ciszy. Spojrzała na mężczyznę.
-Moglibyśmy postać chwilę w ciszy? Zmęczona jestem tymi hałasami, tam, wewnątrz- wręcz wyszeptała, wcześniej wypuszczając dym spomiędzy warg.
Teraz towarzystwo było mu najbardziej potrzebne. Uznał, że poznanie nieznajomego może go oderwać od tego wszystkiego co ostatnio go męczy.
OdpowiedzUsuń- Cześć, jestem Aroneal, ale wszyscy mówią mi Max- uśmiechnął się od razu przyjaźnie, co chyba było jego typową kartą przetargową przy poznawaniu nowych ludzi. Był dziwaczny, najpierw wyglądał jakby ktoś mu wyrwał żołądek, a teraz szczerzył się jak Reksio do szynki… Cudak.
Rozejrzał się po lokalu. Restauracja miała swój lekko ‘mroczny’, może nie, ‘ponury’ klimat. Rzadko bywał w takich miejscach i to były chyba odwiedziny takie jak u ciotki Dolores, która pachniała szarlotką i wodą kolońską dziadka.
- Właściwie to stwierdziłem, że trzeba się gdzieś wyrwać i w końcu coś normalnego zjeść… Ale tak pięknie prezentujące się nazwy… Nic co przeczytałem nie przypomina mi tego, co chciałbym zjeść… Albo jestem na tyle głupi by zrozumieć- stwierdził pokrótce.
Może i studiował w AC, ale bez przesady. Nie bawił się nigdy w Sherlock’a Holmes’a i chyba wolał by tak jak na razie pozostało.
-Może mi coś zaproponujesz?- Uniósł do góry lewą brew przyglądając się zapiskom w karcie.
[Znów masz inny głos, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Ale pewnie nie pamiętasz już tego, więc nevermind.]
OdpowiedzUsuńAstrie? Jaka, do cholery, Astrie? Co ten człowiek w ogóle do niej mówił? Ojeju, chyba zupełnie nic nie rozumiała z całej tej sytuacji. O co mu chodziło z tą łazienką? Jaki związek miała jakaś Astrie z jej łazienką? Nie przypominała sobie, by zakładała jakiś dom publiczny lub coś w tym stylu, a to jedyne, co mogło powiązać jej łazienkę, obcą kobietę i zalanie.
- Przepraszam, ale ja... - powiedziała, spoglądając mężczyźnie w twarz. Nie wyglądał na typ klienta domu publicznego, ale w sumie co ona mogła o tym wiedzieć. Nie była nigdy w domu publicznym i nie planowała takiej wizyty. - Ja nie mam pojęcia, co się tu dzieje...
Po krótkiej chwili konsternacji doszła do wniosku, że jednak tego mężczyznę skądś zna. Nie miała pojęcia skąd, ale kojarzyła jego twarz i te charakterystyczne włosy [tak btw. to on strasznie przypomina mi Enjolrasa (pisowni nie jestem pewna) z Les Miz i nawet zastanawiałam się, czy to nie jest ten sam aktor, ale nie, niestety] odstające wokół jego głowy. Wyglądał dość zabawnie, dopóki nie doszła do wniosku, że ona zapewne wygląda podobnie. Nie, żeby ją to obchodziło, ale z kogoś łatwiej było żartować niż z siebie.
Kate
[ Wątek? :) ]
OdpowiedzUsuń[Tak btw. ten na zdjęciach to Chris Rayner, prawda?]
OdpowiedzUsuńAleż Kate bynajmniej nie posądzała swojego chyba-sąsiada o bycie klientem domów publicznych. Ona tylko dopiero co wstała z łóżka, niewyspana. A w głowach niewyspanych ludzi dzieją się różne rzeczy, łącznie z zastanawianiem się, czy przypadkiem kiedyś nie otworzyła domu publicznego w swoim własnym mieszkaniu. Oczywiście nie zrobiła tego, ale zawsze można się nad tym zastanawiać o szóstej rano.
- Pamiętam - szepnęła, gdyż zaraz po słowach chłopaka z jej głowy wypadła wizja domu publicznego, a zamiast tego widziała Astrie. Astrie i jej brata, z którymi spędziła kiedyś wiele godzin na robieniu najgłupszych rzeczy, jakie da się robić. To było dawno temu, ale wróciło teraz z niesamowita mocą.
I już wiedziała: stojący przed nią chłopak był bratem Astrie. Och, jak ona ich dawno nie widziała! Znaczy - jego nie widziała. Astrie... o tym, co spotkało Astrie, wolała nie myśleć. Nie w tym momencie, a najlepiej nigdy. Nie lubiła myśleć o śmierci i mieć z nią styczności.
- Ty... ty jesteś Ash - dodała po chwili. - Chyba nie mogłabym was zapomnieć, bez względu na to, ile czasu minęło.
Uśmiechnęła się delikatnie.
Ona do zawodu przygotowywała się przez ostatnie czternaście lat. Przez ostatnie czternaście lat pracowała nad swoim ciałem, nad eliminacją słabości i udawaniem, że jest intelektualnie płytka. Wychodziło jej to wybitnie dobrze, gdyż miała świetne nauczycielki w postaci koleżanek z klasy, które tak jak ona- udawały. Problem polegał na tym, że części udało się oddzielić udawanie od szczerości, zaś inne stawały się wcześniej granymi postaciami. Właściwie, to można było powiedzieć, że miały ten sam start.
OdpowiedzUsuńW szkole wszystko wydawało się być łatwe, jednak z czasem przychodziły wątpliwości. Cała chmara wątpliwości. Ktoś, kto mówił, że ich nie ma najpewniej kłamał, bądź był zbyt głupi, zbyt ograniczony, by nie wyobrazić sobie sytuacji, kiedy siedzi na wózku, bo źle upadł, bądź został upuszczony. Wystarczyła chwila nieuwagi, a cała nauka szła na marne, psychiczny komfort był deptany jak rzucony na ziemię pet.
Gdy tylko skończyła palić spojrzała na niego, kąciki ust unosząc niezbyt śmiało ku górze. Lubiła takie chwile. Takie chwile niezobowiązującej intymności, kiedy to dwoje ludzi, których właściwie nic nie łączyło mogło sobie pomilczeć. Może to dlatego czasami specjalnie wsiadała do autobusu, który zabierał ją na koniec miasta, z którego później musiała wrócić? Może to dlatego rezerwowała miejsca w kinie obok kogoś i widząc, że ten ktoś jest sam, lub mu nie przeszkadza, siadała obok? Dla takiej chwili niezobowiązującej intymności.
-Dziękuję- szepnęła i zniknęła za drzwiami.
Janiceve
Janiceve w chwili obecnej, mając zaledwie dziewiętnaście lat była w stanie odpowiedzieć na to pytanie, nie będąc w takiej sytuacji. Nie. To tak, jakby delfina nagle wyciągnięto na ląd i kazano mu sobie radzić. "A radź sobie. Nie ważne, że jest Ci źle, skóra Ci wysycha i powoli zaczynasz się dusić, bo nie przywykłeś do takiego sposobu oddychania. Nie ważne, że leżysz na rozgrzanym piasku. Żyjesz. Ciesz się."
OdpowiedzUsuńPierwszy dzień pracy nie okazał się być zły. Nikogo nie oblała gorącą herbatą, była miła i uśmiechnięta, chociaż na zapleczu kilka razy przeklęła klienta narzekającego na niedopieczony stek. Przecież stek musiał być soczysty! Na wiór można było robić pierś z kury, bo takiego mięsa nie szkoda. Chociaż... Ta kura mogła znieść jaja, wychować pisklęta... Albo wcale się nie urodzić. Humanitaryzm. Czy aby na pewno go jeszcze nie zatraciliśmy?
Z uniformu przebrała się najszybciej jak tylko umiała, bluzkę odwieszając na wieszak. Będąc samą w przebieralni spojrzała w duże lustro stojące w rogu. Szczupłe nogi z zaokrąglonymi, umięśnionymi łydkami. Wystające kości miednicze i płaski brzuch, który gdy był napięty, wydawał się być twardy jak głaz. Włosy zmęczone ciągłym noszeniem w koku. Zmęczone dłonie, których żyłki widać było przez bladą skórę. Mimo tego obrazu osoby, która dawno powinna odpocząć, nigdy jej tego nie mówiono. Bo była szczęśliwa. Osiągnęła to, co chciała osiągnąć i dużo więcej jej nie było potrzebne. Skończenie studiów, praca w jakimś teatrze... Jednak podskórnie czuła, że nawet jeżeli dopnie swego do końca, nie osiągnie pełni szczęścia. Myśląc o tym wyszła na zewnątrz, myląc przy okazji wyjścia. Może to jakiś impuls ją poprowadził? A może najzwyczajniejszy przypadek, ale wylądowała w miejscu, gdzie spędziła swoją przerwę.
-Pomyliłam wyjścia- westchnęła, po czym machnęła dłonią- Masz coś przeciwko gdybym na Ciebie zaczekała?
Janiceve
Właściwie to przepadał za takimi papkami przypominającymi kaszki, albo miksy dla dzieci ze słoiczków. Pochłaniał takie coś z chlebem, albo zagotowanym ryżem. Szybko wchodziło i całkiem smakowało, ale był do tego przyzwyczajony. Co sobotę jadał to u siebie i dla niego nie było to niczym dziwnym.
OdpowiedzUsuń-To chyba się skuszę na siódemkę, bo szpinak to jak asfalt, a z drobiem mam złe wspomnienia- stwierdził z dziwnym wyrazem twarzy przypominając sobie właśnie jak to go kiedyś kurczak zaatakował na farmie u wuja. Nie było to zbyt przyjemne wspomnienie…
Kiedy chłopak przyniósł mu makaron uśmiechnął się mimowolnie od razu dziękując. Posiłek(mimo, że był makaronem) wyglądał bardzo zachęcająco. Sos świetnie pachniał co dodatkowo powodowało, że chciał całość pochłonąć od razu.
Złapał za widelec i nakręcając na niego makaron, zapytał przy okazji:
-Przepraszam, że pytam, ale czy ty się przypadkiem nie uczysz w AC? – uniósł jedną brew w tym czasie wkładając sobie do ust małą kulkę z zawiniętego makaronu.
[Fajny jest ^^]
OdpowiedzUsuń"Bo tak" jest jedynym słusznym argumentem akceptowanym przez Autorkę Kate. Nie, może z jednym wyjątkiem - "bo nie". (Lubi jeszcze "because fuck you, that's why", ale to jest brzydkie i ona nie powinna nawet znać takich słów, dlatego posiedzą sobie w nawiasie.)
I znowu łazienka, i znowu Kate nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi. Ale właściwie trudno jej się dziwić - tej nocy spała naprawdę mało i to nie dlatego, że miała ciekawsze rzeczy do roboty, ale przez trudności z zasypianiem, które spotykały ją... no, od dłuższego czasu. To nie było tak, że wraz z odejściem Susan wszystkie jej problemy automatycznie zniknęły, o nie. Sue zostawiła po sobie pamiątkę, nawet więcej niż jedną, a nie było łatwo je pokonać.
- Coś z rurami? - zapytała nieprzytomnie. - W łazience?
Zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, co ma teraz zrobić. Ale powinna chyba zająć się łazienką, prawda?
- Może lepiej będzie, jeśli wejdziesz - powiedziała, a kąciki jej ust znów uniosły się delikatnie. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniła za kimś z przeszłości, kto ją kiedyś lubił ot tak, po prostu. I nie miał pojęcia o tym, że była chora.
[ Eeee... nie, nie mam pomysłu. Niech się nie znają, mogą się spotkać w jakimś autobusie czy coś ]
OdpowiedzUsuńWiedziała, że nie powinna była go zapraszać. Była szósta rano, a ona wyglądała, jak by to powiedział jej ojciec, jak przez okno. I była naprawdę niewyspana. Mimo wszystko zrobiła to. Chyba dlatego, że przypomniały jej się dawne czasy, kiedy była jeszcze szczęśliwą osobą. Te wakacje, które spędziła z Ashem i Astrie, były pod wieloma względami wspaniałe. Kate tęskniła za tamtym czasem. Dużo by oddała, by znów być szczęśliwą. Naprawdę dużo.
OdpowiedzUsuń- Chcesz może coś zjeść? - zapytała, zamykając za nim drzwi. - Albo się czegoś napić? Mogę coś naszykować, ale najpierw chyba będzie lepiej zobaczyć, co z tą łazienką...
Zmarszczyła brwi. Nie bardzo wiedziała, co się wokół niej dzieje. Zrzucała to na wczesną godzinę, ale gdzieś w środku wiedziała, że to nie był jedyny powód. Była zmęczona, tak, ale do tego doszło jeszcze rozkojarzenie spowodowane spotkaniem starego przyjaciela i to, iż w pewnym stopniu Kate uważała całą tę sytuację za sen. Dobry sen. Chciała się nawet uszczypnąć, ale doszła do wniosku, że jeśli to sen, to woli się nie budzić. A jeśli to nie sen... to może nawet lepiej.
Rzeczywiście. Nacisk ze strony wykładowców i sponsorów był bardzo duży. Obciążał wielu uczniów fizycznie, ale głównie psychicznie często nie dając uczniom nawet odrobiny wytchnienia. Okres dawania dyplomów i przyznawania stypendiów był chyba najcięższym z reszty... A stypendyści... Oni nie mieli życia, dlatego On sam również bardzo dużo czasu poświęcał na nauce.
OdpowiedzUsuń- Tak, jestem stypendystą i uczę się o kierunku Fotografii i malarstwa... Muszę stwierdzić, że szkoła mimo natłoku nauki jest jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. Nie mam jakiegoś szczególnego życia towarzyskiego, ale jeśli mam okazję to bardzo chętnie wyskakuję na jakieś imprezy i randki... Oczywiście, jeśli stan mojej prawej nogi jest lepszy- uśmiechnął się wesoło klepiąc dłonią po prawej nodze, która umieszczona była w stabilizatorze pooperacyjnym stawu kolanowego z zegarem.
-A ty? Robisz coś ciekawszego, prócz pracowania tutaj?- uniósł brwi z uśmiechem kontynuując posiłek.
Według Jani najlepszą znajomością, była ta, bez znajomości. Bez wszelkich powiązań, wspólnych kolegów, czy też koleżanek. Niezobowiązująca, a jeśli już, to tylko dwójkę ludzi, która nie ciągnęła za sobą szeregu poznanych, byłych-kochanków i kochanek, przyjaciół, kumpli, czy nawet rodziny.
OdpowiedzUsuńTaka wyidealizowany wizerunek wymarzonej znajomości sprawiał, że Jani odzywała się do nieznajomych. Najlepiej tych nie tak bardzo gadatliwych, nie sprzedających swej historii na lewo i prawo, tak jak prostytutka swoje wdzięki. Bo w istocie... Dla Ceve, tajemnica była rzeczą tak świętą, jak dla księdza jego celibat, zaś dla zakonnicy jej czystość.
-Ja mam jeszcze całą paczkę, ty zaś resztę dnia do przeżycia na tych trzech papierosach- powiedziała z lekkim uśmiechem i pokręciła głową- Dziękuję.
Kiedy tylko wyszli z restauracji, spojrzała na niego z uwagą. Rude, kręcone włosy nie sprawiały, że wyglądał jak jeden z jej sąsiadów. Obleśny Anglik z rudymi, kręconymi włosami i świńskim ryjkiem. Aż wstyd było przyznać się przy nim, że nie jest się Amerykaninem, a rodakiem tego nieprzyjemnego typa.
Sprawiały, że wyglądał młodo. Wydawało się, że przypomina jej wyobrażenie o Hermesie, które stworzyła w niej jedna z niań. Wyższy od niej, szczupły i właśnie z takimi niesfornymi włosami, dodającymi chłopięcego uroku.
-W którą stronę idziesz?
[Krytycyzm jest dobry, gdy ma jakąś podstawę ;P ]
Janiceve
Otworzyła drzwi łazienki dość szybko, bo też jej mieszkanie do dużych nie należało. Zaledwie jeden pokój, który przeznaczyła na sypialnię, nieduży salon z aneksem kuchennym i mała łazienka. Ale Kate to wystarczało. Nie potrzebowała trzech osobnych pomieszczeń na garderobę ani nic takiego. I była samowystarczalna, a to też było ważne, prawda?
OdpowiedzUsuńW środku nie zauważyła nic podejrzanego. Podłoga była sucha, wszystkie rury, które widziała, też wydawały się być nieuszkodzone. Czyli musiał to być jednomieszkaniowy wypadek, a nie tragedia na całą kamienicę.
- Tu chyba wszystko jest okej - powiedziała, odwracając się w jego stronę i zamykając jednocześnie drzwi. - Więc może teraz zrobię jakąś dobrą herbatkę, co ty na to? - zapytała z uśmiechem, wracając znów do salonu (z którego właściwie nawet nie wyszła, bo drzwi do łazienki były w salonie, ale whatever).
- Jaką preferujesz? Mam trochę czarnej, malinową, miętową i zieloną z opuncją figową [♥]. Ja wezmę sobie chyba tę ostatnią, ale nic nie stoi na przeszkodzie, byś wziął jakąś inną.
Dlaczego było tak, że gdy nie wiedziała co powiedzieć (lub gdy się denerwowała), zawsze albo nie mówiła nic, albo mówiła same głupoty? Och, ileż by dała za to, by być już całkowicie opanowaną i przede wszystkim szczęśliwą dziewczyną! Mogłaby nawet zabić, gdyby to nie miało żadnych konsekwencji w jej psychice. I tych prawnych. I żadnych generalnie.
Kate
[[Wystarczy jak podam pomysł, prawda? Nie mam weny na zaczęcie. Skoro Ash lubi czytać to mogliby się spotkać w kawiarnio-bibliotece, w której pracuje Abby. Mogą na siebie wpaść przypadkiem, ale to oklepane. Jedno z nich może coś zgubić, a drugie oddać. Nie wiem, no.]
OdpowiedzUsuń-W takim razie masz sporo wolnego czasu, brak planów na przyszłość, bądź jakiegokolwiek zdecydowania. Ewentualnie,większość spraw jest Ci zwyczajnie obojętnych, bo nie...- ugryzła się w język. W przenośni, jak i w praktyce, bo prawdopodobnie nic innego nie powstrzymałoby jej słowotoku umysłowego. Bo w istocie, owe słowa nigdy nie miały zostać powiedziane. Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, po czym odkryła lśniący na na nadgarstku zegarek, gdy tylko znaleźli się w zasięgu mdłego światła latarni. Dochodziła dziewiąta.
OdpowiedzUsuń-Czyli nic nie stoi na przeszkodzie, abyś mnie odprowadził, prawda?- uśmiechnęła się do niego lekko, na dłonie wsuwając rękawiczki.
Początkowo, gdy tylko uwolniła się ze złotej klatki w której trzymał ją ojciec, miała problemy z przestawieniem się. Z tym, że śniadanie samo się nie robiło, pokój sam nie sprzątał, zaś niewielkiego siedziska panienki Jani nie woził szofer. Bywały dni, kiedy nawet nie wiedziała, jak się ubrać. Na dworze było zimno, zaś ona miała jedynie cienkie bluzeczki, sweterki i kurtki-podfruwajki. Za pierwszą wypłatę z teatru kupiła sobie porządny płaszcz, który miała dziś na sobie oraz długi, gruby, wełniany szal.
-Nie mieszkam daleko, jednak chodzenie po ciemku nie należy do moich ulubionych zajęć- wyjaśniła. W rzeczywistości jej wyobraźnia płatała figle. Kot wydawał się być seryjnym mordercą, mrugające światło znakiem apokalipsy, zaś gołębie krwiopijczymi stworami przenoszącymi śmiercionośnego wirusa.
Janiceve. Stanowczo za dużo horrorów i wakacji spędzonych u dziadka. Dziadka, który był profesorem historii aż niesmacznie zainteresowanym historią tortur. Może to dlatego ojciec go nienawidził?
-A mojego papierosa zatrzymaj na jutro rano- poprosiła i spojrzała na wesoło sterczącą, nieposłuszną nitkę w rękawie.
[Nie przesadzaj. Nie jesteśmy tak delikatne na tym punkcie ^^ Nie trzeba nas za coś takiego przepraszać. W każdym razie- ja także powinnam przeprosić za długość.]
Janiceve
Kiedy ostatni raz się widzieli, oboje byli szczęśliwi. A na pewno Kate była szczęśliwa i beztroska. Spędzała właśnie wakacje z przyjaciółką i jej bratem. Biegali razem po polach, grali całymi nocami w karty. Ash i Astrie poznawali jej przyjaciół, których miała w całej okolicy. I teraz zapewne Ash myślał, że z Kate nadal wszystko jest w porządku. Że nadal ma wspaniałych przyjaciół, wspaniałą rodzinę i cały czas jest szczęśliwa. A tak nie było. Nie była szczęśliwa ani trochę, a jedyna osoba, która mogła to zmienić... cóż, Kate bała się do niego pójść. Bała się, że on już jej nie chce. Że ma inną. Wszystkiego się bała.
OdpowiedzUsuń- U mnie? - zapytała, wyciągając z szafki herbatę. Teraz też się bała. Że on wyczyta wszystko z jej zachowania, jak Sherlock Holmes. Że domyśli się wszystkiego i odejdzie, co zrobiłby każdy normalny człowiek na jego miejscu. A ona potrzebowała zwyczajnej, ludzkiej rozmowy. Z kimkolwiek, kto nie starałby się robić jej psychoanalizy, jak jej psychiatra. - Dobrze - powiedziała, wzruszając ramionami. - Chyba powinnam znaleźć sobie jakąś lepszą pracę, ale oprócz tego wszystko jest w porządku.
Mówiła spokojnie, nalewając do czajnika wodę i włączając go. Oglądała "Magie kłamstwa" i wiedziała, że prawdę można wyczytać też z oczu. Nie była głupia. A skoro i tak miała zajęcie, dlaczegóż by tego nie wykorzystać.
- A co u ciebie? - zapytała, odwracając się w jego stronę. Na jej ustach widać było delikatny, wesoły uśmiech.
To jeden z tych dni, które szalenie irytują, a noga boli wyjątkowo mocno, przez co wszystko denerwuje i masz ochotę coś rozwalić. Od samego rana Abby szalała z bólu i łykała tabletkę za tabletką, ale niestety, gdy miała iść do pracy pigułki skończyły się. Wyklinając na cały świat podawała herbatę, układała książki, wycierała ze stolików, starała się być miła i uśmiechała się.
OdpowiedzUsuńWidząc wchodzącego do kawiarni chłopaka domyśliła się, że nie tylko ona ma zły dzień, mina gościa wołała "nie podchodź, bo cię uderzę". Pomyślała, że prawdopodobnie wygląda podobnie, ale nie specjalnie się tym przejęła.
Podawszy mu herbatę zaczęła już odchodzić, ale słysząc jego głos odwróciła się z irytacją - Niee, to nie jest zielona herbata - odetchnęła, by się odprężyć. - To zwykła herbata, taka jasna odmiana - uśmiechnęła się sztucznie. - Proszę powąchać, wciąż pachnie jak zwykła i jest zwykła. Gdyby potrzebował pan jeszcze pomocy... - odeszła z nadzieją, że nie będzie jej potrzebował.
Uśmiechnął się przyjaźnie. Jego babcia była farmaceutką i tworzyła w zaciszu apteki różne ciekawe wcierki do włosów oraz mniej skomplikowane tabletki, ale na ogół rozwiązywała krzyżówki gdy nie było klientów w aptece(innej pracy w tym zawodzie niestety znaleźć nie mogła). Wydawał mu się to interesujący zawód, ale on nie czułby się tam zbyt dobrze. Miał chyba bardziej artystycznie rozwiniętą półkulę- ale tylko tak uważał.
OdpowiedzUsuń- Cóż. Jest bardzo wiele rodzajów fotografii jakie można robić. Ze względu na przeznaczenie fotografię dzielimy na reklamową, prasową, reportażową, dokumentacyjna, pamiątkową, mody, artystyczną czy kolekcjonerską. Każda z tych kategorii może przeplatać się z drugą. Fotografia artystyczna może być zarazem kolekcjonerską a reklamowa – dokumentacyjną. Ze względu na miejsce wykonania zdjęcia można je sklasyfikować na zdjęcia przyrodnicze, podróżnicze, studyjne, podwodne czy plenerowe. Pod kątem przedstawianego obiektu wyróżniamy fotografię architektury, natury, postaci, przedmiotów, krajobrazów, scen sytuacyjnych. Klasyfikacji jest wiele i każda z nich nie jest kompletna i zamknięta. Przeznaczenia zdjęć i miejsc ich wykonania jest tyle ile pomysłów fotografa. Każda posiada pewne charakterystyczne cechy pozwalające określić warunki przypisania do niej zdjęcia i rządzi się też określonymi zasadami doboru sprzętu czy technik fotograficznych... Ja przykładowo praktycznie codziennie gdy gdzieś wychodzę mam ze sobą aparat by mieć możliwość uwiecznienia czegoś niezwykłego. Bardzo lubię niespotykaną architekturę, różnego rodzaju wypadki oraz typowe zdjęcia do reklam czy produkcji telewizyjnych. Chyba mam smykałkę do ekranów- uśmiechnął się wesoło kontynuując posiłek. Musiał go szybko zjeść, bo makaron zaczynał powoli stygnąć, a on nie przepadał za zimnym spaghetti.
W nocy nie mogła spać. Te kilka godzin spędziła na kręceniu się w łóżku, pięciominutowych drzemkach, liczeniu baranów, płatków słonecznika, gwiazd, kraterów na Księżycu, przypominała sobie kroki najnowszego układu, powtarzała kwestie doktora Schultza bez żadnego powodu... Tabletki nasenne nie podziałały, a nie była na tyle głupia, by połknąć cały flakonik. Na razie chciała żyć. Tak odrobinę wierzyła w lepszą przyszłość i tego typu podnoszące na duchu bzdury.
OdpowiedzUsuńRankiem nie potrafiła się skupić (piąta rano jednak do czegoś zobowiązuje!), z rozczochranymi włosami robiła sobie śniadanie, co zajęło jej godzinę i dopiero po tym czasie zorientowała się, że brakuje jej cukru. Potrzebowała czegoś słodkiego, czegoś z lukrem, budyniem, owocami, czekoladą spływającą po palcach. Wciąż będąc nieprzytomną, po kilku podejściach dała sobie radę z zapięciem guzików i zawiązaniem trampek. Zamknięcie drzwi sprawiło jej więcej problemu, ale Dzielna Sara z tym także się uporała. Potem wyszła z budynku i udała się do najbliższego sklepu (nie miała mapy, podążała za zapachem). Wybór był trudny. Sara szeroko otwierała oczy, widząc tyle słodkości stłoczonych w zdecydowanie zbyt małych koszach, przez co bułeczki, rogaliki i pączki wysypywały się na blat, kusząc obfitością produktów, przyjemną wonią dopiero co upieczonych przysmaków i dżemem wypływającym ze środka. Sara uśmiechnęła się z rozmarzeniem, które prawie natychmiast uciekło przed zbliżającym się poczuciem winy. Nie miała pieniędzy. Musiała się pilnować.
Wybrała więc skromną bułkę - ciabattę - i ruszyła przed siebie, powoli konsumując kawałek za kawałkiem. Dzień zapowiadał się ponuro i teraz tak też się czuła. Usiadła przy fontannie i wpatrzyła się w zbiornik, pusty jak jej życie...
Pomińmy nieprzyjemne zarówno dla oczu i uszy rozmyślania Sary na tematy szare, mokre i takie, których nikt nie chce przytulić. Nagle obok pojawił się chłopak. Znała go. Wymamrotała powitanie, uśmiechając się na dzień dobry, po czym łaskawie pozwoliła mu zająć miejsce obok siebie.
[ Och, autobus pojawi się w swoim czasie ;) ]
Kate znów miała zajęcie, kiedy zagotowała się woda, a ona zalewała herbatę i zanosiła ją do stołu, więc cały czas nie umożliwiała mu spoglądania na jej twarz. Może widać było smutek i w jej sylwetce, ale to oczy są podobno zwierciadłem duszy, prawda? A on oczu nie widział i tak było chyba dla niego najlepiej.
OdpowiedzUsuń- Nie, żadnej rodziny tu nie mam. Przyjechałam studiować. Taniec. Jednak... cóż, można powiedzieć, że wszystko się sprzysięgło przeciw temu, ale nadal jestem tutaj i staram się znaleźć jakieś miejsce do pracy.
Uśmiech znów pojawił się na jej ustach, choć wewnętrznie miała ochotę krzyczeć. I płakać. Najlepiej jednocześnie. To była chyba jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogły się dziać z człowiekiem - kiedy musi udawać szczęśliwego, żeby nikt nie starał się mu na siłę pomagać, analizować i robić te wszystkie rzeczy, które naprawdę irytowały.
- Pijesz słodzoną? - zapytała, postawiwszy przed nim kubek z parującą herbatą. - A może chcesz jakieś ciasteczka? Jestem pewna, że jakieś mam.
Właściwie Kate ostatnio żywiła się głównie słodyczami, w tym właśnie ciasteczkami i czekoladą, a oprócz tego pizzą i daniami gotowymi, które można było kupić w supermarkecie, a potem wystarczyło je podgrzać w mikrofalówce.
[Tak kręcę się koło Twojej karty i kręcę, aż w końcu stwierdziłam, że najwyżej tylko się przywitam, bo jak na razie z pomysłem jest słabo:< Ale postaćka fajna.]
OdpowiedzUsuńSky
Udawanie szczęścia nie było banalnie proste. Było proste, i owszem, ale nie tak jak przygotowanie bułki z masłem. Bo bułkę trzeba przecież przeciąć, a przy tym można się poważnie skaleczyć. Można sobie uciąć palec i wykrwawić na śmierć. A smarowanie takiej rany masłem może jeszcze wzmóc ból, czy tego chcemy, czy nie.
OdpowiedzUsuń- Okno? Tak, oczywiście, okno - powiedziała, bardziej do siebie niż do niego, po czym podeszła do okna i otworzyła je. Następnie podeszła do jednej z szafek, z której wyciągnęła cukier, bo ona akurat słodziła, i wróciła do stołu. Nasypała do swojej herbaty dwie łyżeczki cukru i zaczęła mieszać energicznie.
- A co ciebie tutaj sprowadza? - zapytała. Rodziny nie brała pod uwagę i o nią nie pytała. Wiedziała, ze ani Ash, ani Astrie nie lubili rozmawiać o rodzinie. Dlatego ona nie pytała. Nie pytała, bo nie należała do osób wścibskich i nie musiała tego wiedzieć. Spędziła z nimi tylko jedne wakacje, a wtedy miała ochotę tylko się bawić.
Girls just want to have fun, right?
[Och, dziękuję bardzo, chociaż ja właściwie z niej zadowolona nie jestem, ale to normalne w moim przypadku:)
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na pomysły, ale żeby nie było, że jestem takim okropnym pasożytem, sama również postaram się coś wymyślić, chociaż nie liczyłaby za bardzo na mnie niestety.]
Sky
Tak, fotografia do dość ciężki kierunek. Trzeba było być niesamowitym talentem w tym co się robiło, albo szczęściarzem. Fotografowanie zimy dla wielu fotografów, nawet tych niesamowitych. Wydawało się to abstrakcją... Ale to nie tylko zależało od umiejętności, czy umiejętności patrzenia na otaczający świat, ale również sprzętu jakim się dysponuje... Niestety... taka była boląca prawda.
OdpowiedzUsuń-Tak, fotografowanie to niesamowita rzecz...- szepnął powtarzając na głos swoje myśli.
Wyjął z torby zeszyt i mały piórnik, w którym znajdowało się kilka różnych ołówków, gumka do mazania i strugaczka. W dość krótkim czasie naszkicował siedzącego przed nim chłopaka. Podpisał się pod spodem dopisując dzisiejszą datę i wręczył kartkę ze szkicownika Ash'owi.
-Proszę. To taki prezent w podziękowaniu za rozmowę.
Odchodząc do innego klienta planowała już wizytę w aptece, bo NAPRAWDĘ potrzebowała leków. Dla uspokojenia nuciła w myślach kołysankę, co zwykle jej pomagało. Wyłączyła się już zupełnie, gdy usłyszała głos chłopaka. Oh, czyżby zrobiło mu się głupio? Jak miło, że choć czasami ludzie zdają sobie sprawę, że bywają niemili. Zganiła się za takie myślenie - sama też nie była dziś najmilszą osobą na świecie. - Nie szkodzi - uśmiechnęła się do niego lekko. Stwierdziła, że lepsze takie niemrawe przeprosiny niż żadne. - Smacznego - zaczęła odchodzić, ale zatrzymała się i odwróciła. - Nie przyniosłam cukru - zdziwiła się. - Już przynoszę, pan wybaczy - uśmiechnęła się przepraszająco i popędziła, by za chwilę wrócić z cukierniczką.
OdpowiedzUsuńNie umiała utrzymać bezpośredniego kontaktu wzrokowego, toteż kiedy on szukał czegoś w jej oku (cokolwiek by to nie było), ona spoglądała w kierunku nieco na lewo od jego twarzy. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego było trudne. Nie dlatego, że czyjeś oczy były straszne, ale dlatego, że w jej oczach można było znaleźć strach. Strach i smutek. A ona nie chciała, by ktokolwiek się nad nią litował tylko dlatego, że nie jest szczęśliwa ze swojego życia. Nie chciała litości. Nie potrzebowała jej. Potrzebowała... sama nie wiedziała, czego. Może przyjaciela. Może po prostu jakiejś drogi, która uczyniłaby jej życie sensownym. Jak na razie nie miała dla czego lub dla kogo żyć. Zwłaszcza teraz, kiedy Ethan... nie, o tym nie mogła nawet myśleć.
OdpowiedzUsuń- Jest tam coś? - zapytała po chwili, która była zdecydowanie zbyt długa na szukanie czegoś w oku. Po prostu za długa. Od początku podejrzewała, że on tak naprawdę wcale nie chce znaleźć w jej oku żadnego okruszka czy czegokolwiek materialnego. Nie, on chciał znaleźć tam strach i smutek, które Kate odczuwała ostatnio zdecydowanie za często. A ona wolałaby, by on o tym nie wiedział.
Kiedy Kate wyobrażała sobie swój pogrzeb, widziała tylko trumnę wypełnioną swoim ciałem i trzy osoby stojące koło niej. Jedną z nich był jej ojciec. Ten prawdziwy, biologiczny ojciec. Nigdy nie udało jej się powiedzieć o nim Ethanowi i teraz tego żałowała. Ale wiedziała, że ojciec ją kocha. Może tylko dlatego, iż widzi w niej Amelię, ale kocha. Drugą osobą był Stephens. Była między nimi jakaś więź. Zupełnie jakby on też był jej ojcem. Trzecim. Nie miała przyjaciół, miała za to trzech ojców. Cudownie. Trzecią osobą stojąca nad jej trumną byłby sęp cmentarzowy chodzący na wszystkie pogrzeby. Ktoś taki jak Marla Singer i Narrator (bezimienny) w Filmie-Którego-Tytułu-Nie-Wolno-Wymawiać (to jest pierwsza zasada), tylko pogrzebowy. Nikt inny by nie przyszedł.
OdpowiedzUsuń- Więc, w takim razie, albo mnie puść, albo wyciągnij to i potem mnie puść - powiedziała, może trochę zbyt nieuprzejmie, niż zamierzała to zrobić na początku. Trochę bardziej nieuprzejmie niż powinna.