WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

niedziela, 3 marca 2013

Light my fire.



JANICEVE CRYSTAL DAWSON
    
    Angielka, która dziesięć lat temu przyjechała do Ameryki wraz z ojcem.
Urodzona 10.03.1993 w Londynie
     Rozciąga się od czwartego roku życia, na zajęcia taneczne chodzi od czwartego. Wydział? Taneczny (klasyczny w teorii bo na nowoczesny i tak chodzi) oraz aktorski, wraz z zajęciami z emisji głosu (poza szkołą). Uczy się języka niemieckiego i francuskiego.Biega codziennie rano, niezależnie od pogody.
    Pewna swych umiejętności, ale nie siebie. Histeryczna aktorka, udająca jedną z tych „nadętych- niedostępnych”. Jeszcze dziewczyna, nie kobieta. Pracowita masochistka, która właściwie nie musiałaby nic robić, bo tatuś przecież wszystko załatwi. Uparta, bo tatusiowi nie pozwala maczać paluszków w swoim życiu. Ciekawska jeśli idzie o naukę, nie o czyjeś życie seksualne, czy emocjonalne, gdyż uważa plotki za zło konieczne tego świata. Absolutnie nie-kochliwa, jednakże często poddająca się fascynacjom o danym mężczyźnie bądź kobiecie. Książę/ księżniczka z bajki absolutnie nieidealny, nieistniejący- o czym Jani wie.
   Z jakiś powodów nie umiłowała sobie zimnych parapetów, jak większość rozmarzonych dziewcząt, a miękki fotel stojący w kącie jej pokoju z widokiem na okno, idealnym, by na chwilę oderwać wzrok od czytanej książki. Bo to mol książkowy jest, co niekiedy z parku wraca z niemalże odmrożonymi palcami u stóp ”bo książka była interesująca”.
    Szczupła, giętka. Chodzi lekko, z gracją nabytą przez lata ćwiczeń, niekiedy najprawdziwszych męczarni.  Na wystające obojczyki spływają włosy o kolorze ciemnego blondu. Na świat nie patrzą oczy cudownie niebieskie, czy przejrzysto zielone. Pomieszane z poplątanym, przez co oczy wydają się być „kotowate” dzięki przewadze koloru zielonego i jasnego brązu. Żadnych tatuaży, kolczyki w uszach, dwa w jednym i jeden w drugim. Ubiera się zależnie od nastroju. Jednym razem są to zwykłe dżinsy i luźny sweter, innym obcisła bokserka i luźne spodnie. Sukienki? Owszem, ale tylko czasami.
    Ta, która z porządnej zmieniła się w puszczalską, by później stać się osobą kłamiącą we wszystkim i o wszystkim. Osobą, która gotowa jest splunąć na własny cień, gdy ten ją zdenerwuje. Niekiedy... Nie, nie poświęcajmy się tu opisowi, jak to na zewnątrz jest zła, ale w środku dobra i odwrotnie. Jest bardzo empatyczna, jednakże krztusi się, gdy ma zacząć kogoś pocieszać, gdyż mówienie miłych rzeczy przychodzi jej z ogromną trudnością. Toksyczna. Albo jesteś po jej stronie, albo jesteś jej wrogiem. Co najgorsza- nigdy się o tym nie dowiesz, bo ona i tak nikomu nie ufa.
    Skrzywiona na tyle, by mieć problemy z odróżnieniem dobra od zła, jednak stara się postępować tak, by nie móc sobie tego później wypominać. Biseksualna kobieta, która obawia się mężczyzn w związkach, zaś kobiet w łóżku. Skrajnie przerażona życiem.

Od niedawna mieszka sama (nie licząc kątnika w łazience) w niewielkim mieszkaniu, które ojciec kupił jej na ostatnie urodziny.

[Karta została już kiedyś użyta. Dobry :)  Jeśli idzie o wątki to wolę nie zaczynać a wymyślać okoliczności i powiązania ;) Nie lubię pisać kart i wiem, że mi to nie wychodzi. Przepraszam. Zdjęcie znalezione gdzieś tam. Ah! No i tytuł- tu]

36 komentarzy:

  1. [Dzieńdoberek, co powiesz na wątek z Kate? ;D]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ojej, od razu tyle pomysłów :) To powiem Ci, że mieszkanie odpada, bo Kate lubi mieszkać sama i na razie nie zamierza tego zmieniać. Ale mogą się znać z AC i np. razem coś tańczyły kiedyś, jak to zasugerowałaś. Jeżeli Ci pasuje, to krzycz, a ja zacznę ;D]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam. Pewnie, że jest. A skoro po tamtej stronie lepiej idzie wymyślanie, to czekam na propozycje i zabieram się za zaczynanie. PS Ciekawa postać, przyjemna karta.]

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Em, na początku nie zaczaiłam o co chodzi z pytaniem czy cieszę się z przyjęcia przez Ciebie zaproszenia i chyba nadal nie rozumiem... No ale. Czy się cieszę? Zawsze, w szczególności, gdy ktoś ze mną chce powątkować.
    Poza tym, co to za głupie pytanie, czy się nadaje? Każda karta się nadaje jeśli jest ciekawie napisana. Twoja mi się podoba, postać wydaje się ciekawa więc czekam niecierpliwie na pomysły do zaczęcia :)
    Poza tym, moje karty od dłuższego czasu gorszeją po prostu... tak więc staram się nie wystawiać opinii na temat czyichś prac, chyba sama rozumiesz? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [To zaczynam.]

    Kate już dawno nie tańczyła. Odkąd wróciła do Nowego Jorku, nawet nie miała ochoty na tańczenie. Cały czas myślała o tańcu, jak o przeszłości, która nigdy nie wróci, mimo iż bardzo chciała, żeby było inaczej. Bardzo. Taniec był po prostu jedną z tych czynności, które zawsze kojarzyły jej się z naturalnym szczęściem, zadowoleniem z życia i wszystkim tym, co dobre. Jednak od dłuższego czasu w ogóle nie czuła się szczęśliwa. Może to dlatego zdecydowała się w jedną z wolnych od pracy sobót przejść się do Art College i zobaczyć, czy może przypadkiem sala nie jest wolna. Bo bardzo chętnie włączyłaby sobie jakąś dobrą muzykę i powtórzyła kilka ruchów, które jej zawsze całkiem dobrze wychodziły.
    Do Art College weszła z pewną dozą nieśmiałości. W to miejsce już dawno nie zaglądała. Od jakiegoś roku, może nawet więcej. Mimo wszystko cały czas doskonale pamiętała, gdzie się wszystko znajduje. Nogi od razu poniosły ją w stronę sali tanecznej, największej na całym wydziale.

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  6. [Widzę, że mamy pomysłów na kilka wątków, a posklejanie wszystkiego jest bardzo dobrym pomysłem. Ash grywa raczej na ulicach, więc Jani może go stamtąd kojarzyć, bo trąbka dość charakterystycznym instrumentem jest, jednak mimo wszystko nie poznaliby się, bo jakoś nie byłoby okazji. Potem Twoja postać mogłaby właśnie pracować w tej restauracji, gdzie poznaliby się nieco lepiej. A kolejny wątek może być o tym, jak w okolicy nie ma prądu. I wyszłoby, że są sąsiadami.]

    Głupie drzwi. Głupie krzesło. Głupie okno.
    Brudny talerz. Brudna szklanka. Brudne wszystko, cholera.
    Westchnął cicho, rozglądając się dookoła. To miejsce zaczynało go już nużyć. Nie narzekał, wszak takie życie było jego świadomym wyborem. Mógł sobie studiować farmację gdzieś tam, ale wtedy zapewne niczego by nie osiągnął, bo ogólna atmosfera tamtej części kraju zgniotłaby go jak robaka, doprowadzając w mniejszym lub większym stopniu do skutecznej próby samobójczej. A w tym wypadku mógłby się zabić tylko z nadmiaru brudnych naczyń.
    Cichy, chrapliwy śmiech rozbił się o szare kafelki. O tak, nie ma to jak głupi powód, żeby odebrać sobie to, co –podobno – najcenniejsze. Już wyobrażał sobie tuzin sytuacji z załamanymi ludźmi, którzy przychodzą na pogrzeb i dowiadują się, że "szklanka była zbyt brudna, nie mógł już znieść widoku brązowawych fusów", krztusząc się tłumionym śmiechem. Czasami zachowywał się jak prawdziwy imbecyl, ale jeżeli właśnie to miało mu pomóc w nieco lepszym spojrzeniu na życie, to dlaczego nie. Jakoś trzeba sobie radzić.
    Nagle jego "tragiczną i przytłaczającą dogłębnie, ha-ha" pracę przerwał dźwięk gongu. Ash mimowolnie wywalił oczami. Jego kierownikiem był pan Stanley. Pan Stanley był świrnięty. Chłopak wiele razy zastanawiał się, dlaczego nie został on politykiem. Liczba zbędnych słów, nadających każdej jego wypowiedzi pseudopatosu była wręcz zatrważająca! No nic, jak trzeba, to trzeba, z takim wyrazem twarzy wytarł ręce w szmatę i ruszył do ciasnego korytarzyka, który, zdaniem pana Stanleya, był najlepszym miejscem na wyznania każdego rodzaju.
    Stawił się więc obok szczupłej grupki pozostałych pracowników. Wyłapanie nowej twarzy nie było specjalnie trudne w tak ciasnym gronie. Ładna dziewczyna stała obok dwóch innych ładnych dziewczyn, kelnerek, toteż Ash nie miał trudności z odgadnięciem, że właśnie na to stanowisko została przyjęta nieznajoma. Stanley rozpoczął swoje przemówienie, jednak chłopak niespecjalnie był zainteresowany zbędnymi opisami tych "złych i wymagających czasów". Analizował właśnie wybory kierownika. Za minibarem stała kobieta. Nie było tu ani jednego kelnera. Posada recepcjonisty również piastowana była przez istotę płci żeńskiej. Jedynymi mężczyznami zatrudnianymi przez Stanley'a był on i sprzątacz. Zdaniem Stanleya kobiety sprzątające i zmywające nie są seksowne, pomyślał, pstrykając palcami. Właśnie w tym momencie pan kierownik skierował na niego ostre spojrzenie, w wyniku którego Ash potulnie pochylił głowę.
    – ... i właśnie dlatego, moi państwo, właśnie dlatego, przez wzgląd na wszystkie za i przeciw, na rozpatrzenie tej jakże istotnej dla nas sprawy, ale przede wszystkim istotnej ze względu na naszych najdroższych klientów, postanowiłem zatrudnić tą oto miłą panią na posadzie kelnerki. Jesteśmy bowiem firmą rzetelną, a każde uchybienie z naszej strony...
    ...blablabla spowodowałoby, że gestapowcy wycięliby nam tętnice plastikowym nożykiem, przedrzeźniał go w myślach, wywalając dyskretnie oczami. Stwierdził, że zaraz mózg mu eksploduje od tej paplaniny, a Stanley wcale nie wyglądał, jakby zamierzał kończyć.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  7. Wbrew pozorom odzew dziewczyny stanowił dość nieoczekiwany obrót sprawy. Pracownicy raczej z zasady nie przerywali Stanley’owi, gdyż uważali to za czynem porównywalnym z otwarciem puszki Pandory. I rzeczywiście najświętszy pan kierownik, po usłyszeniu słów dziewczyny, poruszył ustami, jakby się co najmniej dławił powietrzem. Jego oczy otworzyły się szeroko, tak szeroko, że Ash był przekonany, iż w plecach Stanley’a tkwi nóż. Cóż, jak przesada, to przesada wszędzie, po co ograniczać się do wypowiedzi, skoro jeszcze można nadać wszystkiemu realności poprzez zachowanie czy gesty. Chłopak był bliski postawienia dychy, że starszy jegomość zaraz złapie się za szyje w konwulsyjnych spazmach przeżytego szoku.
    Jednak zamiast „Jak śmiałaś!” czy chociażby „Co ty sobie wyobrażasz...” rozległo się zduszone:
    – Tak, tak, Janevice ma rację – wykrztusił, jąkając się przy imieniu z dziesięć razy, po czym ruszył do swojego miniaturowego gabineciku. Ash próbował zatuszować wybuch śmiechu nagłym atakiem kaszlu i akurat tym razem wychodziło mu to całkiem nieźle. Dla świętego spokoju wolał się narażać.
    Wszyscy rozeszli się w milczeniu, a rudemu zrobiło się nawet trochę głupio, iż prawdopodobnie tylko jego bawi całe to zajście. Cóż, wszystko jednak znowu zostało sprowadzone do tony garów, a że chłopak nie lubił się rozczulać i rozwodzić, zabrał się do szorowania, nucąc bezgłośnie jakąś piosenkę.
    Właściwie ciężko było stwierdzić na czym polegał fenomen tego miejsca. Stanley raczej nie należał do osobowości, które wszyscy chcieli mieć w gronie swoich znajomych. To on raczej często sprawdzał jak jego język pasuje do pośladków innych szych, niedelikatnie mówiąc. A że grono, przed którym trzeba było się płaszczyć było dosyć liczne, i klientów było trochę. Naturalnie, zacna ta grupa dzieliła się na ważnych i ważniejszych, czyli takich, którzy wpadali tu łaskawie raz na miesiąc, ewentualnie na cztery, a wtedy kierownik wywalał wszystko do góry nogami, żeby było perfekcyjnie. A potem marudził, że ten i tamten to dupek. Hipokryzja, jak ładnie im z tym do twarzy.
    Siedział sobie na kartonowym pudle ukrytym za sporym kontenerem, kiedy usłyszał, jak ktoś otworzył drzwi. Wychylił się ostrożnie, spostrzegając nową dziewczynę, której imienia ostatecznie nie poznał, bowiem nie wierzył w możliwości Stanley’a co do wypowiadania takich imion. Wbrew pozorom nie uciekał przed obowiązkami. Dostawał pieniądze i wiedział, że dostaje je za coś, chociaż gdyby chciał, mógłby robić pięć razy mniej, a i tak nikt by się nie zorientował. Przebywał właśnie w tym miejscu, gdyż jego pracodawca miał tendencję do wpadania na to podwóreczko i przeganiania z niego wszystkich obecnych, „wy śmierdzące nieroby, o! Klienci to by na was złożyli takie skargi, że...”, i tak dalej, i tak dalej. Stanley nie miał w zwyczaju pytać. On po prostu stwierdzał. Nawet jeżeli Ash stał przy zmywaku bite trzy i pól godziny, a na przerwie był od dwóch minut, to pan S. i tak wiedział lepiej, iż chłopak opiernicza się już od pół godziny, bo tak i już.
    Powoli wypełznął ze swojej skrytki, przeciągając się jak kot po drzemce. Cichy chrzęst kości zaświdrował w powietrzu. Podszedł do kelnerki, niezauważalnie wciągając do płuc dym, który wydychała.
    – Instynkt mi podpowiada, że w niedługim czasie zostanie pani ulubienicą szanownego kierownika – mruknął, jednak ironia nie spłynęła z żadnego słowa. No, może z „szanownego” kapkę dało się wyłapać. Ash uśmiechnął się ni to pogodnie, ni pocieszająco kącikiem ust.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętał wieczór na dachu jednego z budynków na Brooklynie. Dziewczynę o ciele baletnicy(którą w rzeczywistości była), niesamowitych blond włosach i oczach oraz czerwone wino, dwie poduszki i jeden koc, którym byli okryci rozmawiając o tym i owym. Było to niesamowite wspomnienie i chwile, z których naprawdę dość sporo wyniósł. Rozmowy o miłostkach, swoich pociągach seksualnych, wymarzonych pierwszych randkach, które okazały się klapą, dziwacznych zdarzeniach i sensie życia człowieka wbiły mu się głęboko w pamięć… Wtedy był naprawdę otwarty i nie przejmował się tym, że może ją kiedyś później spotkać. Starał się nie brać tego pod uwagę, zapomnieć o tym, ale nie potrafił. Nie potrafił zapomnieć osoby, z którą naprawdę od dawna tak szczerze i otwarcie nie rozmawiał. Beztrosko wyjawił jej niemal wszystkie sekrety, pozostawiając w sobie oczywiście te najbardziej wstydliwe.
    Dzisiaj marzył jedynie o relaksie i siedząc na dziedzińcu zastanawiał się jak to by było po raz kolejny kogoś takiego spotkać. Kogoś z kim naprawdę można by było zamienić kilka słów, pośmiać się i zjeść sałatkę z tuńczykiem…
    Wyprostował się i uniósł dłonie na wysokość ust by swoim ciepłym oddechem delikatnie je ogrzać, a wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Zobaczył kogoś, kogo w życiu nie chciał(mimo poprzednich przemyśleń) spotkać. Był dziwakiem… Przyglądał się jej z zaciekawieniem, jakby była zjawą. Wytworem jego wyobraźni, ale zbyt realistycznym… Czymś co wywołało dziwaczny rodzaj szoku…
    Złapał kule i podniósł się z ławki, szybko do dziewczyny podchodząc. Stając za nią uśmiechnął się delikatnie i pochylił nieco.
    -Przepraszam, ale czy my się przypadkiem już nie poznaliśmy?- zapytał ciekawsko. Był zbyt nachalny, ale warto było się zainteresować osobą, z którą rozmawiało się niemalże o wszystkim.

    [A, zapomniałam napomknąć. Moja postać nie jest tancerzem więc skorzystałam z wariantu 4 :) Jest po wypadku i chodzi o kulach- aktualnie w trakcie leczenia rehabilitacyjnego na prawą nogę]

    OdpowiedzUsuń
  9. Możliwe, a nawet całkiem prawdopodobne. Stanley był bardziej cwany niż wyglądał. Albo właśnie zmieniły mu się gusta i z uległych przerzucił się na kobiety "z pazurem". Kto go tam wiedział. Ash obawiał się tylko, że mogą na tym ucierpieć właśnie te nieszczęsne młode kobiety, bo do nazbyt cierpliwych osobników to on z pewnością nie należał, a i świerzbiących łap trzymać przy sobie zapewne nie umiał. Oczywiście, głęboko wierzył w umiejętności samoobrony, ale napalony stukilogramowy oblech do prostych przeciwników nie należał.
    – Miło cię poznać, Janiceve. Jestem Ash. Burnett, jeżeli wolisz - przedstawił się ze swobodnym uśmiechem. Przez chwilę wpatrywał się w pudełeczko, jakby rozważał pomiędzy "chcę", "mogę", "czy wypada". Ostatecznie postanowił jednak przyjąć propozycję. Kiedy dziewczyna zapaliła, zaciągnął się głęboko. – Mimo wszystko uważaj na niego. To świr, jakkolwiek nieszkodliwy i nierozgarnięty się wydaje.
    Przez jego twarz przebiegł grymas podejrzliwości przeplatanej z obrzydzeniem i niesmakiem. Nie chciał jednak zadręczać jej takimi tematami, w końcu mieli przerwę, więc strząsnął popiół, zmrużył oczy i ponownie rzucił okiem na towarzyszkę.
    – Co cię do nas sprowadza? Zbierasz na rower, fortepian? – uśmiechnął się, unosząc brew. – Pracowałaś gdzieś wcześniej? Jeżeli to nie tajemnice, oczywiście.

    [Zabawne, właśnie miałem o to pytać, bo tez lubię wiedzieć, zamiast literować albo sylabizować. Nie ma problemu. Sam mam tendencję do krótszych komentarzy, o czym się pewnie jeszcze przekonasz.]

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  10. On jak na razie nie cierpiał na zaniki pamięci. Wszystko co usłyszał zostało w jego pamięci, ale nigdzie dalej nie wyleciało. Nie należał do plotkarzy, którzy się chwalą jak to było z kimś o tej i o tej, tam i tam, gdyby mieli pewność to podaliby jeszcze współrzędne geograficzne i obliczyli według skali ile kilometrów do tamtego miejsca jest… Miał znajomych, którzy dość otwarcie rozmawiali o wielu rzeczach, nie zważając na to, że mówią o kimś jak o trofeum. W sumie fajnie było o czymś takim posłuchać, ale niezależnie od sytuacji, sam nie praktykuje roznoszenia otrzymanych przez kogoś (i to prywatnych) ciekawostek z własnego życia.
    Spojrzał na dziewczynę stojącą obok niej w butach na obcasie, za kolanówkach, trykocie, spódniczce trykocie i kurtce rozpiętej. Tamta jakby sama odczytała, że powinna się przespacerować by Oni sami mogli swobodnie porozmawiać.
    -Właściwie to nie… Nie myślałem o tym, że możemy się jeszcze spotkać...- Stwierdził pokrótce, przyglądając się jej z wymalowanym zaintrygowaniem. No cóż, nie codziennie się spotyka osobę, która wie o tobie niemal wszystko i wyciągnęła to w ciągu kilku godzin na imprezie oblewającej zdanie roku przez niemal wszystkich uczniów.
    To się nazywa mieć szczęście… A może nie? W sumie to wygodne, nie trzeba się niczego dowiadywać, nic wyciągać ponieważ już wszystko zostało powiedziane, ale gorzej z późniejszym zaakceptowaniem niektórych spraw… Niektórzy tego nie potrafią.
    -Co tam u Ciebie słychać?- zaczął gładko. Najbezpieczniej było zadać zwyczajne pytanie- co wydawało się durne- ale z innej strony najkorzystniejsze dla niego i niej. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może i powinien się jej obawiać, obawiać tego, że rozsieje niemal każdą informację o jego osobie... Wydawałoby się to jedną z najgorszych i jednocześnie najdziwniejszych sytuacji w jego życiu. Miałby problem z pojawieniem się w szkole, a po tamtym zajściu nic szczególnego się nie zdarzyło, więc obawianie się nie miało zwyczajnie sensu.
    Przeniesienie na drugi koniec właściwie byłoby całkiem niezłym pomysłem, ale jeśli oboje by się na to zdecydowali, to prędzej czy później spotkaliby się... To się nazywa zrządzenie losu.
    Spojrzał na nogę i uśmiechnął się delikatnie.
    - No cóż, bywało gorzej... nie mogę się tym dołować są ważniejsze sprawy, którymi muszę się teraz zająć.- stwierdził z lekką nutką zastanowienia.
    -Wiesz, ostatnio myślałem sobie o naszym spotkaniu na dachu... I zastanawiałem się: "Czy jeślibym Cię spotkał, to czy zaprosiłbym cię na Lunch?" I właśnie... skoro mamy przerwę pomiędzy wykładami, może miałabyś ochotę wyskoczyć na małe co nieco ?- uśmiechnął się jednym ze swoich firmowych uśmiechów.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kate nie spodziewała się, by ktokolwiek zajmował dużą salę w sobotę. Wiedziała, oczywiście, że uczniowie Art College mogli ją odwiedzać, kiedy tylko chcieli, ale za jej czasów (ojej, dużo się zdarzyło, odkąd mogła powiedzieć, że jest uczennicą Art College, i teraz czuła się tak staro, myśląc o "swoich czasach") zwykle wybierali do ćwiczeń mniejsze studia. Dlatego, między innymi, zdecydowała się na salę dużą, a nie któreś z pozostałych pomieszczeń. Nie chciała tam nikogo spotkać tylko po prostu potańczyć. Tęskniła za tym, nawet bardzo. Ostatnimi czasy szczęśliwa czuła się jedynie podczas wykonywania tych prostych ruchów w rytm jakiejś dobrej muzyki. W żadnym innym.
    Dlatego też, gdy weszła i zobaczyła starą znajomą z Art College, Jani, była co najmniej trochę zaskoczona. Wolałaby chyba, by sala okazała się całkowicie pusta. A teraz... sama nie wiedziała, co ma o tym myśleć i co ma zrobić.
    - Cześć - powiedziała cicho, spoglądając na koleżankę. Była tak beznadziejna we wszystkich społecznych sytuacjach, że naprawdę nie wiedziała, co dalej powiedzieć. - Chyba... - zaczęła trochę niepewnie - chyba nie powinnam ci przeszkadzać. Zapewne chciałaś poćwiczyć coś wa-ważnego.
    Świetnie, Kate, jeszcze zaczynasz się jąkać. Jak milusio.

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Dzień dobry, widzę, że panna tancerka. Wątku zatem nie można odpuścić ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Póki wokół kręciła się jako taka publika, Stanley nie pozwoliłby sobie na żaden taki wyskok. Skandale nie były mu na rękę, bo nawet kontakty nie byłyby w stanie odciągnąć od apetycznego tematu wszystkich dziennikarzy. Jednak w sytuacji, gdzie było tylko słowo kelnerki przeciw jego wersji, mogło być trochę gorzej. W każdym razie Stanley raczej nie stanowiłby apetycznej potrawy, nawet z dojrzałym jabuszkiem w swej spasionej mordce.
    Słuchał dziewczyny z zainteresowaniem, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że ta nawałnica pytań mogła być dla niej męcząca. Trzeba dodać, że takie zachowanie było to dość niespotykane u rudego, gdyż zazwyczaj wybierał neutralne tematy w stylu pogody, otoczenia, ewentualnie pogody. Ponadto nie chciał wyjść na wścibskiego. Po prostu był osobą, która chętnie pomogłaby sfinansować różowego kucyka pod warunkiem, że dziewczyna pozwoliłaby mu trochę popatatajać.
    Baletnice, baletnice... Ach. Pierwsze skojarzenia dotyczyły różu, ciasno upiętych koków i delikatnych ruchów dłońmi, ale w wiedział, że wszystko to ma zupełnie inny wymiar, zwłaszcza kiedy jest się na scenie, a nie na widowni. Miał kilka koleżanek, które również zajmowały się baletem i czasami dochodził do wniosku, że są po prostu masochistami. Niezwykle pięknymi w tym, co robiły. Ash raczej nie wyobrażał sobie wyjść na scenę w tych niewygodnych butach i tańczyć skomplikowane figury ze skręconą kostką czy połamanymi żebrami. W pewnym momencie więcej niż sam taniec znaczyła chyba umiejętność ukrywania bólu. Ale były to tylko jego domysły, sam raczej trzymał się od wszelakich sal tanecznych z daleka. Nie był co prawda jakąś tragiczną fajtłapą. Tylko taką troszkę troszkę.
    Może na to nie wyglądało, ale wbrew pozorom nie zależało mu tylko na zaspokojeniu własnej ciekawości. Lubił wiedzieć nieco więcej o otaczających go ludziach. Uśmiechnął się, przygryzając wargę, kiedy usłyszał jej słowa.
    – Taak, gra na trąbce nie zawsze może pozwolić na jedzenie czegoś więcej niż mieszanka wody i tygodniowych kartonów po pizzie. Zmywak mimo wszystko jest nieco pewniejszy. I można sobie pozwolić na przykład na wczorajsze kartony – wzruszył lekko ramionami. Zaciągnął się po raz kolejny, przytrzymując dym na dłuższy moment w płucach. Powoli pokiwał głową. – Oczywiście.
    W pełni to rozumiał. Czasami potrzebna była cisza, zwłaszcza po dłuższym przebywaniu w takim miejscu.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  15. W każdym człowieku musiała być chociaż namiastka wątpliwości. Przecież nikt nie może być pewny, że ulica, którą codziennie chodził będzie równie bezpieczna i tego dnia. Oczywiście, była ogromna różnica pomiędzy tym, a kilkunastoletnią, nieprzymusową pracą nad sukcesem, na który szanse zostały utracone na zawsze z powodu jednego momentu, jednego głupiego momentu, błędu. Zapatrzył się w dziewczynę, rozmyślając, co potem robią tacy ludzie. Czy z tym w ogóle można się naprawdę szczerze pogodzić? Czy może reszta życie jest już tylko ciągnącą się pustką zapełnioną wspomnieniami i wyrzutami?
    Zaciągał się raz po raz, kiedy z zamyślenia wyrwało go jedno słowo. Potrząsnął głową, dopiero wtedy spostrzegając, że prawie przypalił sobie palce.
    – To ja dziękuję za fajkę – odpowiedział, chociaż w sumie wątpił, że dziewczyna rzeczywiście go usłyszała. Zapetował, rozglądnął się jeszcze po podwóreczku, po czym wrócił do pracy.
    Kolejne godziny upłynęły w atmosferze rzadko spotykanego wyluzowania połączonego z zamyśleniem. Co dziwne, Stanley jakby gdzieś się zapadł. Albo to Ash miał takie szczęście, że na niego nie natrafił. Kiedy chciał wyjść na kolejną przerwę spostrzegł, że jego zmiana dobiegła końca i nawet lekko się zdziwił. Nie narzekał jednak, wszak zmywanie garów nie było aż tak fascynującym zajęciem.
    Gotowy do wyjścia, narzucając na siebie skórzaną kurtkę, postanowił jeszcze wstąpić na podwóreczko, gdyż znalazł w kieszeni niedokończoną paczkę fajek. Równo trzy nienaruszone papierosy. Z radością dziecka odpakowującego prezent zapalił jednego.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  16. Kate większość czasu nie miała pojęcia, czego tak naprawdę chce. I nie chodziło tu bynajmniej o to, czy bardziej ma ochotę na czekoladę czy lody waniliowe, ale raczej o to, co chce zrobić ze swoim życiem. Jedną trzecią czasu wydawało jej się, że musi wrócić do tańca, bo to jedyna i prawdziwa droga mogąca zaprowadzić ja do szczęścia, jedną trzecią, że kariera w McDonaldzie czy jakimś innym podobnym miejscu jest i tak za wysoko jak na jej możliwości, a przez resztę czasu nic jej nie obchodziła przyszłość, bo miała ochotę jak najszybciej umrzeć.
    W tym momencie, w którym okazało się, że sala jest zajęta, Kate przełączyła się z trybu pierwszego w drugi (bo przechodzenie z pierwszego w trzeci zdarzało się baaaaardzo rzadko i było jak, powiedzmy, sublimacja) i już nie miała ochoty na taniec. A na pewno nie w tym miejscu. Z salą w Art College wiązało się zdecydowanie za dużo wspomnień. Tych, o których wolała zapomnieć, mimo iż były to chwile zdecydowanie dobre.
    - Nie, nie, możesz sobie dalej ćwiczyć. Ja... ja tylko przyszłam... zobaczyć, jak dużo się zmieniło. Nie byłam tu od dobrego roku, jeśli nie więcej...

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  17. [OJEJKU, JAKA ŚLICZNA PANIENKA! Przychodzę z zapytaniem o wątek i ewentualnie o pomysł :3 Angol angielkę rozpozna! ]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Najmniej kreatywną osobą świata, mówisz? Zapewniam, że ja bym nie wymyśliła (nawet jakichś banalnych) pięciu propozycji poprowadzenia naszego wątku :D Podoba mi się numer 1 (to z samolotem, ale korci też 2 i 5. Hm, to ostatnie chyba byłoby ciekawe. A ty w czym czułabyś się najlepiej? :> ]

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Skoro mam zacząć, to te propozycje (najlepiej duuużo) naprawdę będą pomocne ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  20. Myślenie o przyszłości zawsze wywoływało u niego ciarki. Nie to, żeby był osobą, dla której wszystko kończy się z momentem zaśnięcia, a kolejnego dnia zaczyna od nowa, bez żadnych dalszych perspektyw. Obawiał się raczej, że kiedyś się zmieni. Za bardzo, żeby potem móc patrzeć na siebie w lustrze. I chociaż próbował do tego nie dopuścić wszelkimi możliwymi sposobami, czuł, iż nasiąka brudną rzeczywistością i polityką ogółu coraz bardziej, stosuje coraz więcej uogólnieni, sądzi coraz częściej, a przy tym wyrażenie własnego zdania przychodzi mu z trudem. Przyszłość w jego wizjach z jakiegoś powodu nie mogła być kolorowa. Właściwie czasami wolałby umrzeć. Tak dla świętego spokoju. Nigdy nie potrafił też zrozumieć ludzi, którzy trącali go łokciem, mówiąc "Nie chciałbyś jeszcze przeżyć czegoś fajnego?" z niedowierzaniem w oczach. Chyba większość osób znała tą zależność, iż to dobre zdarzenie często poprzedzane było przez coś złego, a także po nim następowało coś złego. Ten bilans jakoś nie przypadał mu do gustu.
    Zerknął w kierunku otwierających się drzwi.
    – Naturalnie – uśmiechnął się mimowolnie. – że nie.
    Towarzystwo było mu nawet na rękę. Ostatnio miał jakiś problem z komunikacją w gronie lepszych znajomych, a opcja poznania kogoś nowego wydała mu się znacznie ciekawsza. Bez słowa wyciągnął paczkę w kierunku dziewczyny, drugą ręką przeczesując rude kłaki. Podobno powinien iść się obciąć, ale dopóki żaden pasożyt nie zechciał zamieszkać w tej grzywie, chyba nie było tak źle.

    [Wybacz, że tak marnie.]

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  21. [Ahaha, dobre! połączyłaś wszystko w jedno:D Obiecuję zacząć, ale już nie dzisiejszego wieczora, bo się wypompowałam. Pewnie jutro, jeśli nie masz nic przeciwko :> ]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Oczywiście :D Wstępnie spytam - w jakim idziemy kierunku? Coś juilliardowego, czy może wysypiesz coś ciekawego z rękawa? :>]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ach, ja nie mam tego problemu - Wolf jest odwiecznie taki sam. Jeśli chodzi o pomysły, mogę pozwolić sobie na mały mix? Okej, niech będzie, że Jani znała matkę Małego (bezimienna kobieta, uprzedzam), ale dawno temu - właśnie wtedy, kiedy Janiceve miała jakieś piętnaście, a Wolf dwadzieścia lat. Mógłby trochę się z nią... drażnić. Bawić. Łamanie serc i te sprawy, hehehe. Ojciec Jani oczywiście mógł się dowiedzieć i mieć coś przeciwko nie tylko dlatego, że Raphael jest starszy, ale ogólnie, bo słaby z niego materiał na chłopaka. Ostatecznie Wolfie jednak wybrałby matkę Małego, a Janiceve po prostu odtrącił. Co do "teraźniejszych relacji", raczej wyjdzie w praniu, co? Zacznieeesz? *robię słodkie oczy*]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Moje "jutro" trochę się przeciągnęło, wybacz. :c ]

    Otóż, była sobie ta dziewczyna Janiceve, którą to Anthony poznał dawno, dawno temu, kiedy to przeprowadzał się z Anglii do Nowego Jorku. Los chciał, że siedzieli obok siebie i próbowali umilić sobie prawie ośmiogodzinny lot, nietypowo długą pogawędką. Samoloty zbliżają ludzi, jak się okazało.
    Od tamtej pory, ta dwójka, regularnie koresponduje ze sobą za pomocą e-maili i mimo tego, że mieszkają w jednym mieście, to nie było jeszcze okazji do ponownego spotkania twarzą w twarz.
    Aż do dzisiaj. Tony, jako, że pracuje na co dzień z komputerami, to bez problemu może wygospodarować sobie w ciągu dnia chwilę czasu na przerwę i sprawdzenie, czy nie dostał jakiejś wiadomości. Kiedy zalogował się tym razem, czekała na niego wiadomość od dziewczyny poznanej w chmurach. Właściwie nie był to typowy mail, ale zaproszenie na imprezę urządzaną przez jej znajomych.
    Chłopak uznawszy, że jest to dobra okazja do ponownego spotkania i porozmawiania twarzą w twarz, kliknął na "odpisz" i po prostu przyjął zaproszenie. Ot tak, na jego utach z niewiadomych przyczyn zagościł spontaniczny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dwie wymyślające na jednym blogu to ostatnio rzadkość;) Kiedyś cudem było znalezienie osoby zaczynającej, teraz jest zupełnie na odwrót.
    W każdym bądź razie Sky to istota dziwna, a przede wszystkim nieufna. Dzielenie się skeretami, jakieś głębokie rozmowy mogą istnieć, ale musiałaby być przyparta do muru i znać Jani przez bardzo, bardzo długi czas. Sky zawsze woli rozmawiać o innych i zajmować się ich problemami, nie swoimi. Wychodzi na to, że mogą być przyjaciółkami, ale Jani będzie musiała ją jakoś umiejętnie podchodzić, o. Nie mam nic przeciwko.]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  26. Taka znajomość mogła być znacznie ciekawsza. Czysta kartka. Żadnych przeżutych, wyplutych, przeznaczonych do ponownego podania informacji. "Ona jest taka i taka, córka tego a tego", a potem mimowolnie wyrabiana opinia na chwiejnej podstawie innych, jeszcze chwiejniejszych podstaw.
    Podobno każdy ma w sobie coś z prostytutki. Ale on wyjątkowo kiepsko się sprzedawał. Może gdyby postarał się troszeczkę bardziej, zrobiłby wokół siebie troszkę szumu, pozostawił dopisek o zmarłej siostrzyczce, wtrącony niby przypadkiem, wyidealizował swą miłość do niej, ubarwił, iż po tygodniu jej nieobecności stawał się apatyczny, a po jej śmierci ledwo wygrzebał się z depresji, pozostawiając na swoim ciele blizny po jednej, dwóch, trzech! – niech będzie z rozmachem, próbach samobójczych, może właśnie wtedy mógłby na siebie spojrzeć w lustrze jak na rasową dziwkę. Może nawet poczułby się trochę lepiej, taki nagi, obdarty nawet z resztki godności, każdego strzępka wspomnień. Ale zanim zrobi ze swojej osoby kolejnego ukrzyżowanego, zachowuje się jak pierwsza lepsza cnotka z okularami nasuniętymi na czubek nosa, przyciskająca do piersi grube tomy własnej, ociekającej radosnym smutkiem historii.
    – Palę tylko czasami, więc pewnie nie odczułbym bardzo tego braku – uśmiechnął się znowu. A może stał się prostytutką, zanim zdążył to sobie uświadomić? Uśmiechał się często, im mniej miał na to ochotę, tym szerszy był ten grymas, czyżby tylko dlatego, żeby ludzie nie przestali na niego patrzeć z odrobiną łaskawej życzliwości? Jeżeli ten gest przestanie działać, czy posunie się do nazbyt radosnych pozdrowień? Słysząc to, roześmiałby się gromko, nieco zblazowany tymi wywodami i gdybaniami. Nie wierzył, że akceptacja ogółu jest mu faktycznie do czegoś potrzebna, chociaż we wnętrzu kłębiło się tyle tęsknoty za tym czymś, co sprawiłoby, iż nie czuł by się wycofany z otaczającej go rzeczywistości. – Pamiętaj, że w razie czego mam jednego twojego papierosa.
    Nie lubił mieć długów. Nie była to jakaś jego chorobliwa obsesja. Kiedyś mógł pożyczać i zwlekać sporo, jeżeli tego wymagała sytuacja, jednak teraz świadomość, iż jest coś komuś winien potrafiła być niezwykle uporczywa. Mimo to nie chciał zrażać do siebie dziewczyny natrętnym wpychaniem jej tej fajki, być może wzięłaby go za świra, przecież to tylko papieros, a za bardzo spodobała mu się wizja towarzystwa kogoś, z kim można porozmawiać o czymś więcej niż tylko o pogodzie.
    – Właściwie w żadną konkretną – odpowiedział zgodnie z prawdą, spoglądając na dziewczynę. Musiał otwarcie przyznać, że nie ma co ze sobą zrobić. Niektórzy mogliby uznać za zatrważający fakt, iż Ash sporo czasu poświęcał na przyglądanie się, jak życie przecieka mu przez palce. Był trybikiem skonstruowanej przez siebie, wciśniętej w system maszyny. Zaczynał od zera, nie dochodził do niczego wielkiego. Jego to jednak wcale nie przerażało. Przyzwyczaił się, pogodził, a może zaważyła na tym wrodzona obojętność. Stał w cieniu widma przeszłości, nie potrafiąc – a może nie chcąc – wykonać najmniejszego ruchu.

    [Ależ miał. Napisałem mniej od Ciebie, to już jest jakaś podstawa ^^]

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  27. Spod przygryzionej wargi wymknął się figlarny uśmiech. Zazwyczaj bawiło go, kiedy ludzie analizowali albo przynajmniej próbowali analizować jego decyzje, zachowanie, poglądy. Wbrew pozorom wcale nie był jak jajko niespodzianka. Nie wyskakiwał nagle zza ściany, krzycząc, że coś wygrał albo kogoś zabił. Jednak potrafił wyjąć z kieszeni garść nieco pomiętych, wyblakłych, ale niezwykle istotnych dla niego wspomnień i podzielić się nimi z kimś innym.
    – Naturalnie. To będzie przyjemność – delikatnie skłonił głowę. W tym momencie pewnie wiele kobiet, zwłaszcza feministek, uznałoby go za bajeranta, którego jak najszybciej trzeba kilka razy zdzielić torebką. Jednak on nie widział nic przyjemnego w samotnym powrocie do i tak pustego mieszkania, gdzie mógłby co najwyżej porzucać sobie trochę kauczukową piłeczką i przy okazji rozbić szybę czy doprowadzić do innego nieszczęścia. W jego przypadku kontakt z osobą, która nie chciała mu wywiercić dziury w brzuchu pytaniami a co, dlaczego, gdzie, kiedy, z kim, po co, była prawdziwą atrakcją, nieważne czy osoba ta była kobietą, mężczyzną, transseksualistą, lesbijką, matką trójki dzieci, czy wszystkim naraz. – Chodzenie po ciemku samemu jest przede wszystkim niezbyt bezpieczne. Chyba że potrafisz bardzo szybko biegać.
    Swobodny ton głosu zdradzał spokój, ale też nutę zmęczenia, które wychodziło dopiero teraz. Roześmiał się cicho i nieco chrapliwie, kiwając dość energicznie głową. Wyszukiwanie zalet w innych raczej nie sprawiało mu trudności. Nawet mała, pozytywna rzecz często sprawiała, że zaczynał czuć do niektórych ogromną sytuację. Na przykład cieszył się, iż Janiceve nie była kimś kto mówi z potwornym oburzeniem: „Nie no, coś ty, przecież nie poczęstowałam cię, żebyś mi oddawał...”. Być może to były tylko głupie szczegóły, które nie przeszkadzały jakoś bardzo w ogólnych relacjach, ale Ash był dziwakiem, który lubił się czasami uczepić drobnostek.
    Ruszyli więc niezbyt śpiesznym tempem w odpowiednim kierunku. Rudy nieznacznie potrząsał głową w rytm jakiejś piosenki, którą słyszał tylko on. Zerknął na dziewczynę kilka razy, aż w końcu powiedział:
    – Mam trochę wolnego czasu, nie mam planów na przyszłość, nie muszę o czymkolwiek decydować, bo to życie zdecyduje za mnie. Owszem, większość spraw mogłaby być mi ewentualnie obojętna. Bo nie..? – spojrzał na nią ni to pytająco, ni zgadująco.

    [Proponuję, żeby każdy z nas pisał tyle, na ile ma ochotę/siłę/czas/wenę/dopiszcokowliek, bo inaczej co drugi komentarz będzie się kończył przeprosinami ;)]

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  28. [Chyba stąd ucieknę :C Pisałyśmy razem krótko, ale było faaajnie, więc gdybyś nudziła się kiedyś na jakimś blogu, zawsze możesz do mnie napisać na fancybouquin@gmail.com. Ostatnimi czasy mam nawyk "utrzymywania kontaktu", ot co.]

    OdpowiedzUsuń
  29. Jani podobała mu się...chyba odkąd zapisał się do tej szkoły. Często z kamerą podglądał ją, jak tańczyła na sali gimnastycznej. A kiedy osobiście nie mógł tam być, chował kamerę i ustawiał czas nagrywania.
    No cóż... Każdy artysta musi mieć swoją muzę i małą obsesję, inaczej nie byłby tak kreatywny, a jego prace nie wymagałyby tyle przemyślenia. Tego oczywiście nie mówili w szkole teatralnej, ale to była ta część życia, której Hamlet nauczył się właśnie z filmów.
    Miał tego materiału dość sporo, ale przecież same nagrania nie były w stanie uświadomić jej, jak bardzo Hamlet ją... No właśnie, co? Kochać, to za duże słowo, ale był nią po prostu oczarowany. I nie był nawet pewien, czy wiedziała o jego istnieniu. Co prawda, rozmawiali kilka razy, znali swoje imiona, ale przecież w ogóle mogła nie przejmować się jego istnieniem.

    Bywały tygodnie, w których Hamlet nie spał prawie wcale, przysypiał może na biurku godzinę czy dwie, kiedy jego mózg nie dawał już razy w wielogodzinną pracą. Wtedy jaki jakiś pstryczek przeskakiwał w jego głowie i robił coś, czego normalnie nie byłby w stanie nawet zaplanować. Jednak kiedy oglądał to na trzeźwy umysł, podobało mu się, cholernie.
    Raz nawet wysłał to do Janiceve, właśnie, kiedy był w stanie zombie. Muzyka noża przesuwanego po talerzu, małe skaczące dzieci, bawiące się i uśmiechające, które w jednej chwili potrafiły powiedzieć, że siebie zabiją. Ptaki polujące na ryby, wychudzone psy w schronisku, a to wszystko przeplatał jej taniec. Śliczny, emocjonujący, niezależnie czy spokojny czy też odważny, zawsze podniecający. Wydawało się, że była aniołem i dzięki skrzydłom, unosi się kilka centymetrów nad ziemią. Chciał zachować to tylko dla siebie, cieszyć się duszą, ale to nie zadowalało go wystarczająco. Wysłał jej to z anonimowego adresu email. Jedno kliknięcie i cały świat mógł zobaczyć jak podczas tego zniszczonego świata, ona jest piękna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Jakby co ten fragment z dziećmi grożącymi sobie śmiercią jest prawdziwy... Wczoraj jestem w galerii, a tam biegają po niej 5latki i jedna do drugiej "Stój, bo inaczej cię zabiję".]

      Usuń
  30. Wychodząc ze szkoły, zupełnie nie spodziewał się, że przed budynkiem spotka Nią. Zatrzymał się nagle i wziął kilka głębokich oddechów, wpatrując się w jej plecy. Dzisiaj podejdzie i zagada. Tak!
    Nie był nawet pewien, czy wiedziała, że to on wysłał jej ten filmik. Teoretycznie nie powinna. Był ostrożny.
    - Hej - powiedział podchodząc do niej i wyszczerzył się szeroko. Był wychowany tak, że dym papierosowy go odrzucał, ale w ramach sztuki potrafił się przyzwyczaić. Nie raz przecież kręcił film, gdzie sceną była akcja z papierosem. Tak już postrzega się pewnie młodych ludzi.
    - Jak po wywiadówce? - wypalił w końcu, wzruszając ramionami. Nie wiedział co powiedzieć, więc to było pierwsze, co przyszło mu do głowy. Podobno było zeszłego wieczoru jakieś spotkanie dla rodziców, u niego oczywiście nikt się nie stawił. Podał nauczycielom fałszywy adres email i w razie problemów sam im odpisywał. Taki plus uczenia się w innym kraju niż rodzinny.

    OdpowiedzUsuń
  31. Oparł się o murek, wkładając ręce do kieszeni i uśmiechnął się delikatnie.
    - Jestem z Kopenhagi, więc trochę ciężko byłoby im co miesiąc przylatywać z Europy do Stanów. W sumie to widujemy się dwa razy do roku, na święta i wakacje... Ale że jedynym sposobem kontaktu między kontynentami jest Internet, który też nie należy do wiarygodnego środku przekazu, to fałszywy adres email i syntezatory mowy spokojnie mogą sprawić, że sam sobie jestem rodzicami.
    To co mówił, było głupie. Przynajmniej dla niektórych, dla tych, którzy mieli go za dziwaka i zupełnie nie znali się na informatyce, zapatrzeni w swoje inne pasje.
    - Ale jednak cieszę się, że jestem tak daleko od domu. Mogę być sobą, bez wypełniania tych wszystkich nużących obowiązków. HEJ! Wszystko okej? - zapytał, kiedy jakby wydawało się, że dziewczyna oderwała się od świata, czegoś lub kogoś wypatrując.

    OdpowiedzUsuń
  32. Gdyby nie był dobrym aktorem, na pewno wyszczerzyłby się szeroko, nie mogąc pohamować emocji. Ale nie mógł przecież cieszyć się jak głupek, tylko dlatego, że dziewczyna zaprosiła go na randkę. Tyle że nie byle jaka dziewczyna, bo Janiceve śniła mu się ostatnio niemalże każdej nocy.
    - Wieeeeesz...- zaczął nieprzystępnym głosem. - Mieszkam sam, wieczorami montuje teledyski i reklamy, więc w sumie jeden wolny wieczór się wciśnie. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - A co masz mi ciekawego do zaoferowania?

    OdpowiedzUsuń
  33. - Dużo pracy - prychnął, wzruszając ramionami, a potem odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się słodko. - Dużo pracy to pojęcie względne. Jestem pracoholikiem, chyba... Bo przynajmniej wydaje mi się, że każdy pracoholik raczej nie przyznałby się do tego, że jednak trochę za dużo pracuje. Ale jedno wyjście... W sumie, czemu nie?
    Przyglądał jej się bacznie, kiedy opowiadała, że to jego zajęciem było zabranie jej gdzieś. Prawda. Ale zapytał z grzeczności, żeby się dowiedzieć, czy swoimi planami nie będzie kolidować z jej. Tak naprawdę nie znał jej zbyt dobrze, można by nawet powiedzieć, że wcale. A mimo tego budziła w nim tą niesamowitą fascynację.
    - Okej, nie ma problemu. Ale bądź wyrozumiała, bo dawno żadnej dziewczyny nigdzie nie zabierałem. Oprócz tam kilku spotkań z fankami w Kopenhadze. To... O której i gdzie mam podjechać?

    Oczywiście, że znał jej adres zamieszkania i to bardzo dobrze. Ale nie mógł się przecież zdradzić, że zdarzało mu się śledzić ją, a nawet raz przyczepić urządzenie nawigujące do szala, ale niestety zgubiło się gdzieś po drodze.

    OdpowiedzUsuń