WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

niedziela, 24 lutego 2013

It's a nice day to start again



Katherine A. Sparks
19 lat

Gdyby zechciała opowiedzieć Ci o swojej przeszłości, siedziałbyś z otwartymi ustami przez pół godziny, zastanawiając się, jak tak młoda dziewczyna mogła przeżyć tak wiele. Śmierć ojca, choroba psychiczna, utrata wszystkich najbliższych sobie osób i brak jakiejkolwiek motywacji do życia. Ale jest tu, koło Ciebie, taka żywa i, wydaje się, wesoła. Nie daj się jednak zwieść pozorom. Może wygląda na tę samą radosną istotkę, którą była jeszcze dwa lata wcześniej, ale w duszy cały czas czuje się samotna i opuszczona przez wszystkich. Przeszła dużo, to prawda, a teraz stara się poukładać swoje życie na nowo. Chyba dlatego wróciła do Nowego Jorku - to tutaj wszystko się zaczęło. Tu była szczęśliwa, tu była smutna. Tu miała przyjaciół, tu była samotna. Przeszła dużo, ale wciąż żyje i nie zamierza kupować biletu w jedną stronę do końca swojej ścieżki. Stara się znaleźć szczęście, które, jak wierzy, cały czas gdzieś tam w niej siedzi, a przede wszystkim pragnie znaleźć nową siebie.

urodzona 29 kwietnia 1993 roku w Miami ♠ życie jej nie oszczędziło ♠ zielonooka blondynka ♠ była studentka tańca w Art College ♠ była tancerka na Broadwayu ♠ była pacjentka szpitala psychiatrycznego BryLin ♠ brak wyższego wykształcenia ♠ uśmiech ukrywa nawet największy smutek ♠ mieszkanie na Brooklynie ♠ stoi za kasą w McDonaldzie i wmawia sobie, że to tylko tymczasowe ♠ brak jakiegokolwiek planu na przyszłość ♠ dwa miesiące spędzone w Londynie, u ojca ♠ powrót do Nowego Jorku, by odnaleźć zgubioną siebie i zmierzyć się z przeszłością ♠ wielkie "NIE WIEM"

OD AUTORKI:
Taaak, to moje maksymalne umiejętności robienia karty. Przynajmniej ta ma jakiś sens. Powitajcie Nową Ulepszoną Kate Sparks i zapraszam do wątków.
Twarzy użyczyła Carey Mulligan.

92 komentarze:

  1. [Hejo! Jestem tu nowa, i wgl, nie wiem o co chodzi, więc chętnie przyjmę zaproszenie do wącenia od takiego ac'owego bywalca jak Ty! <3
    Lowe. A tak na serio, to ja bym te dwie istotki jakoś tak trochę pogodziła. Bo przecież one się teraz nie lubią. To znaczy może nie nie lubią, ale no wiadomo, odseparowały się. No i heloł, trzeba to zmienić. Bo jeśli nadal tak będzie, to nie będzie radochy na AC xD]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Łaj not, ałtoreczko Kejt! Mam nadzieję jednakowoż, iż znajdziesz jakowyś względnie logiczny (matmamniam (to myślę może być używane jako przeciwnieństwo fu (bo jedzenie (lol, to już był trzeci nawias, ten jest czwarty O.o)))) powód, dla którego miałaby się tam znaleźć. W sensie, czy przypadkiem, czy coś ją natchnęło do przyjścia. Ale to już Twoja sprawa, haha, nie moja! Kto zaczyna?]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [BTW zapomniałam powiedzieć, że nowa praca Kejt jest naprawdę genialna! xD]

      Usuń
  3. [ Dawno nie byłam w McDonaldzie. A wątek może być ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [W porządku, ale to za jakiś czas, bo na razie jem ciasto <3]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ To ja chcę wątek w McDonaldzie. Może dzięki temu przypomnę sobie fastfoodowski klimacik ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Mam jakiś dziwny, przesadnie odpałowy humor. Nie wiem, co wyjdzie z tego wątusia. Serio.]

    Ten wtorek był dniem jak każdy inny, wobec czego Nicole od dziesiątej siedziała w swojej kapeluszarni, a obok niej spał sobie mały George. No bo gdzie indziej miała go zostawiać? Opiekunka od razu odpadała, Nicole nie było na nią stać. Jej siostra nie miała zamiaru opiekować się dzieckiem (zresztą nikt nigdy nie powierzyłby niczego żywego w jej ręce, więc w sumie niezbyt to Nicole przeszkadzało), przyjaciół przecież nie miała, a jej rodzina myślała, że wszystko u niej w porządku. Bo tak zawsze wspominała w tych nielicznych rozmowach, które prowadziła z rodzicami. Jedyne, co nieco ją przerażało to fakt, że obiecali jej, że przyjadą do niej. Wszyscy. Cała wielka gromada. Całkiem niedługo.
    W każdym razie, nie ulegając dygresyjnemu charakterowi pisania autorki Nicole, panna S. nie miała gdzie pozostawić swojego syna. Dlatego też chodziła z nim do pracy. Najgorsze były sytuacje, gdy akurat przychodził klient, a w tym momencie mały George postanawiał rozpocząć swoje dziecięce szlochania. Strasznie niezręczne, a klienci się niecierpliwili. Ale przecież nie miała innego wyjścia.
    Siedziała więc za swoim ogromnym biurkiem i przyszywała jakąś kiczowatą błyszczącą aplikację do ciemnobordowego kapelusza. Okropne. Ale ludzie chcieli takie rzeczy. No niestety. Brakowało tylko brokatowych piórek, by stworzyć coś na rodzaj kapeluszowego cyrku. Fu generalnie.

    [Ba dum tss fu]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Czy chcę? No nie wiem. Na razie jestem na etapie słuchania muzyki i zastanawiania się nad tym, czy warto wziąć do ręki jakiś zeszyt i zacząć się uczyć. ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Też tak sądzę, dlatego przestałam się nad tym zastanawiać i tylko słucham muzyki.
    Mam Ci napisać, jaki ma być wątek, o czym i w ogóle? ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Byłabyś wtedy osobą, której kiedyś mogłabym wysłać wirtualną czekoladę (nie na imieniny, bo ich nie można obchodzić) z jakiejś okazji. Wiem, że tego pragniesz. Nie możesz żyć bez wirtualnej czekolady ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Ja też nie, dlatego to jest takie fajne ]

    Jedzenie jest dobre, jedzenie ma wiele składników odżywczych, pysznie smakuje, świetnie wygląda, jeśli jest w formie. Ludzie kochają jedzenie i chociaż przechodzą na różne kretyńskie diety, każde wie, że tak naprawdę niewiele znajdzie się czynności przyjemniejszych od delektowania się choćby takim małym kawałeczkiem sera żółtego albo pomidora. Najgorsze w jedzeniu jest to, że kiedy zacznie się o nim myśleć, trudno przestać. W ten sposób można zrujnować sobie cały dzień, kiedy zamiast skupić się na pracy, w istocie każdą sekundę poświęca się na wyobrażenia pizzy na talerzu, pizzy w dłoni, pizzy w żołądku, pizzy w piecu, pizzy w powietrzu i da się to ciągnąć aż do śmierci.
    Sara Carmichael nigdy nie jadła zbyt wiele, właściwie jadła tyle, ile wymagał od niej jej organizm, dlatego była zaskoczona, gdy zaburczało jej w brzuchu. Już myślała, że rozgryzła wszystkie swoje komórki, chromosomy i inne świństwa, a tu taka niespodzianka.
    No cóż. Coś trzeba było zrobić. Sara rozejrzała się w panice po okolicy i jej wzrok padł na świecący neon w kształcie litery M. Boże. McDonald. Tylko nie to. Ble. Nie można tak. A jednak myślę o tych przeklętych frytkach. Szlag. Szlag. Szlag, szlag, szlag, szlag.
    Więc Sara weszła do lokalu, który od pewnego czasu starała się omijać szerokim łukiem. Ale brzuszek, cierpiący, nieszczęśliwy brzuszek nie pozostawił jej wyboru.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ma dzwoneczek, ma; on jest naprawdę funkcjonalny w opowiadaniach i wątkach (wbrew pozorom)]

    Usłyszała charakterystyczny niczym kolor każdej probówki podczas każdej reakcji chemicznej dźwięk dzwoneczka przywieszonego nad drzwiami. Z pozoru mógł się wydawać badziewiem, nieprzydatnym i kiczowatym dodatkiem, który tylko zagracał powierzchnię, ale tak naprawdę przydawał się. Kiedy Nicole niegdyś bywała, jeszcze jako Niko, tak pochłonięta robieniem kapeluszy, że nic ani nikt nie potrafił jej od tego oderwać, taki świdrujący w uszach dźwięk mógł naprawdę wyprowadzić ją z tego kapeluszowego transu. Co ewidentnie było dobre, zważając na to, że klient, jak to klient, chciał być obsłużony. W należyty sposób, z poświęceniem mu uwagi. Co jest raczej sprawą logiczną [więc nie wiem, po co to piszę, chyba taka zapchajprzestrzeń (jak zapchajdziura!), no ale ok, nie będę tego już kasować].
    Oderwała wzrok od bordowego kapelusza i uniosła głowę do góry. Jej oczom ukazała się drobna, może nawet zbyt drobna blondynka (och, skąd ona to znała? Może z każdej wizyty w pomieszczeniu z lustrem..?). Przybrała lekki uśmiech, który ostatnimi czasy stawał się coraz bardziej szczery i mimowolny. Co ją radowało. Co radowało również jej psychologa. Co powinno radować jej syna, ale on jeszcze tego nie rozumiał. Aczkolwiek mógł odczuwać jakąś zmianę.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Powiem tylko, że pani na gifie nie znam, ale jest śliczna, i poproszę o jakikolwiek pomysł na wątek, bo u mnie ostatnio myślenie nie działa :c]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  13. [Zamontuję sobie w pokoju, taki ze mnie niebywały dżińjus!]

    Nowo przybyłe dziewczę zamknęło drzwi i odwróciło swoją twarzyczkę w jej stronę, a potem powitało ją jej imieniem. No, i jeszcze uśmiechnęła się do niej tym uśmiechem-śrubokrętem, choć Nicole o tym drugim nie wiedziała. Nie wiedziała też, że Kate ma ze sobą śrubokręt, bo przecież mogłaby pomyśleć, że blondynka chce ją zabić. Albo wbić jej narzędzie w oczy, niczym Edyp sam sobie, po tym, jak dowiedział się, że razem z Jokastą złamali zasady moralne. I Jokasta płodziła dalej z własnym płodem [to jest okropne zdanie, wzbudza we mnie jakiś strach i w ogóle, nie znoszę go]. No ale nieważne. W każdym razie, Nicole poznała Kejti, bo przecież jak mogła nie poznać osoby, która niegdyś była jej najlepszą przyjaciółką, powierniczką sekretów, wspierającą w problemach i tak dalej, i tak dalej. A kiedy Nicole nie miała już nikogo takiego, takie wspomnienia bolały. Bo wiadomo, że tęskniła za oparciem w innej osobie niż jej psycholog. No ale.
    Kąciki ust tworzące razem z ich resztą lekkie uśmiech, skierowały się w dół, co sprawiło, że Nicole wydawała się być nieco przerażona. Nie była, ale przypomniała sobie o wszystkim, co już minęło - niestety. I czuła się z tego powodu smutna.
    - Cześć, Kate - odparła, znów przybierając uśmiech. Odruchowo. Może dlatego, że fajnie było widzieć pannę Sparks, choć wyglądała bardziej mizernie niż niegdyś. Ale mimo wszystko.

    [Czuję, że tu jest piętnaście milionów nieścisłości i powtórzeń, ale standardowo nie chce mi się tego sprawdzać i poprawiać ;D]

    OdpowiedzUsuń
  14. [JESTĘ HIPSTERĘ (omg)]

    - O mój Boże! - zawołała Nicole i podbiegła do Kate. To znaczy może nie tyle zawołała, co szepnęła z przerażeniem, i nie tyle co podbiegła, ale podreptała szybko. Pomijając te nieścisłości, zmartwiła się bardzo - bo temu zaprzeczyć nie można było - i kucnęła przy niej. W tym samym momencie zdała sobie sprawę z tego, że nie pamięta zasad postępowania w razie wypadku, jakichś tam ocen świadomości, kontroli oddechu i innych tego typu jakże przydatnych, a Nicole nieznanych, czynności.
    Na szczęście Kate nic chyba nie było - to znaczy oprócz tego, że leżała na dwudziestodwuletnich panelach kapeluszarni Nicole, bo potknęła się o grzechotkę. Nicole, cóż za odpowiedzialność! A jakby to jakaś siedemdziesięcioletnia dama była na miejscu Twojej byłej przyjaciółki? Brawo, doprawdy, należą Ci się gratulacje! - Nic Ci nie jest? - upewniła się, zniżając się do jej poziomu [hehehe, to nie miał być pojazd po Kate, ale tak fajnie brzmi!]

    [Rudego durnia też zabierasz..? Ona ma ostre pazurki, mrauu]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Aaa ja z chęcią na wątek tylko byś mi pomysł musiała zapodać to zacznę :D I wyjustowałam tekst, ale nie wiem dlaczego u mnie dalej wygląda to tak samo i w sumie chyba okej jest, ale nie wiem... :)]
    /Anton

    OdpowiedzUsuń
  16. [Okk, coś się w trakcie rozwinie. To ja zacznę :))]

    Spokojny, cichy poranek. Owiany monotonną zwyczajnością. Choć na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że wcale nie jest tak cicho i spokojnie jak to się opisuje. Tyle, że tak by ocenił to turysta, a osoba mieszkająca na Brooklynie zaniepokoiła by się gdyby zastała tu taki "cichszy hałas" jak dzisiaj. Ludzie wytwarzali sztuczny tłum, który wydawał się dawać tej ulicy jakieś życie. Tyle, że oni o godzinie nieco po szóstej rano wcale nie byli pełni życia. Wręcz przeciwnie, targali swoje marne zwłoki na autobusy, po bułki do sklepu na rogu, bądź do domu wracając skądś. Żadne z nich nie przykuwało uwagi na dłużej, wszyscy byli tacy sami - cisi i szarzy.
    Zwykły, cichy poranek. Dopóki na ulicę nie wtoczył się stary składak wiozący młodego dziwaka. Żaden sąsiad co do poziomu zdziwaczenia Antona obiekcji nie miał. Był taki jaki był i wszyscy to tolerowali, czasami było całkiem zabawnie. Gorzej kiedy nie do końca inteligentne pomysły Antosia sprowadzały pod ich kamienicę radiowozy policyjne.
    Młody dziwak na starym składaku podśpiewywał swój najnowszy retro hit jakim było "Lemon tree". Sunął ulicami Brooklyn'u wesoło podśpiewując piosenkę, a ludzie patrzyli na niego jak na dziwka, dzieci wytykały go palcami, a stare babcie rzucały mu gniewne, ukradkowe spojrzenia. Oczywiście sam obiekt tych reakcji żadnej z nich nie zauważył był zbyt zajęty entuzjazmowaniem się własnym szczęściem, które nie miało ani źródła, ani ujścia. Kilkaset naciśnięć pedałów, kilkadziesiąt przecznic dalej, zamyślenie Antona i nagle ten znalazł się w Central Parku. Nadal wesoło podśpiewywał tę samą piosnkę, która ani myślała wyjść z jego rozochoconej łepetyny.
    /Anton

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Ej, właśnie. Jak już się tam dostaniesz, to pamiętaj, że znajdziesz mnie w pokoju nr 57. Przyjdziesz, pogramy sobie w pokera i w ogóle. Będzie zabawa. ]

    Wszyscy myślą, że jak wyszepczą imię osoby stojącej tuż obok, to ta osoba łaskawie tego nie usłyszy i tajemnica umrze wraz z nimi. Niestety, ludzie nie są mili i Sara zdumiała się, gdy dziewczyna z McDonalda spojrzała na nią, jakby ją znała, po czym, co było dziwne, wypowiedziała jej imię. To nie było przyjacielskie "Cześć, Saruniu, jak się masz, może pójdziemy razem na zakupy". Nie było to również "Saro, idiotko, zamorduję cię siekierą". Sara przez chwilę wpatrywała się w wybałuszone oczy dziewczyny. Zupełnie jakby się znały.
    - Aha - mruknęła, kiwając głową. - Witaj, Kate.
    Szybko zerknęła na ekran wiszący tuż nad głową Kate, byleby tylko nie patrzeć na przyjaciółkę. Co tam było? Ach, no tak. Frytki, hamburgery, napoje, hamburgery, sałatki, ciastka, hamburgery. Zrobiła minę, jakby naprawdę zastanawiała się nad wyborem dania. Frytki czy cheeseburger? Oj, to doprawdy ciężki wybór. Zmarszczyła brwi, przygryzła wargę, wgapiając się w ekran. Nie mogła się skupić. Chciała odpowiedzi. Co ta cholerna Kate robi w tym cholernym miejscu i nie tańczy na cholernym Broadwayu?
    - Pośpiesz się, kobieto! - krzyknął jakiś mężczyzna stojący za nią. Sara poczuła drobne kropelki śliny ściekające po jej karku, które kilka sekund wcześniej znajdowały się w ustach tego mężczyzny. Gdzieniegdzie rozległy się głosy aprobaty. Musiała podjąć decyzję, która prawdopodobnie zaważy na losach ludzkości.
    - Tak - rzekła grobowym tonem. - Poproszę frytki, colę i... - zerknęła w panice jeszcze raz na ekran, swoją ostatnią deskę ratunku. - I niech będzie cheeseburger.

    OdpowiedzUsuń
  18. Anton lubił wcześnie wstawać, gdyż utrzymywał, że:
    a) wyśpi się jak będzie stary;
    b) spanie jest dla frajerów.
    Oba przekonania sprawiały, że chłopak spał może po sześć godzin przy dobrych porywach. Lubił wyjść rano na spacer, przejażdżkę rowerem czy cruiserem, aby obejrzeć jak całe miasto, które nigdy nie śpi budzi się do życia. Lubił widok pustych ławek w Central Parku i brak głośnej hołoty, chociaż w gruncie rzeczy zazwyczaj on wszędzie hałas wytwarzał. Zielony z gdzieniegdzie domieszkami paiłego puchu krajobraz Central Parku tlił mu się przed oczami co sprzyjało jego dobremu nastrojowi i nuceni jakże radosnej piosenki. Chociaż można by polemizować nad tym, czy śpiewanie na całe gardło to nucenie. Jechał wesół, gdy nagle zobaczył na ławce siedzącą znajomą postać. Ach! Jak Anton kochał spotykać znajomych, nieznajomych też, ale tych pierwszych zdecydowanie bardziej. A jeżeli nie widział ich przez dłuższy okres czasu to już w ogóle. Skręcił w uliczkę, w której stała ławka, na której siedziała dziewczyna. Przyglądał się jej dokładnie i zastanawiał się skąd ją znam. Bęc, bum, trach! Zgrzyt kuł, trzask metalu o kamień, cichy jęk, Anton leży jak długi z wielkim uśmiechem na twarzy, a rower zaraz koło niego, bez uśmiechu.
    /Anton

    OdpowiedzUsuń
  19. [Biorę to, co dają, bo nie wymyślę nic lepszego c:]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  20. Trudno znaleźć sytuację, w której Antoś by się nie uśmiechał. Momentami mogłoby się wydawać, że ten jego wyszczerz zębów jest przyklejony na superglue, bądź choruje on na jakąś bardzo rzadką chorobę, która nie pozwala mu zmienić wyrazu twarzy.
    Jego upadek nie był ciężki, Anton nie potrzebował gipsu, czego bardzo żałował, bo mógłby sobie na nim narysować różne śmieszne wzorki i paradować z nim po samym centrum Nowego Jorku. Jednakże nic takiego się nie stało, więc gdy Anton zauważył filigranowych rozmiarów istotkę stojącą nad nim uśmiechnął się jeszcze szerzej.
    - Nie, nie! - niemalże krzyknął, zrywając się na równe nogi. Wstając wydał z siebie ciche jęknięcie, spowodował je ból kości ogonowej, która najwyraźniej została stłuczona.
    Brunet energicznie otrzepał się z piasku, podniósł rower i był już gotów aby dokładniej przyjrzeć się dziewczynie. Dokładnie zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu, po czym uśmiechnął się szerzej.
    - Kate! - wykrzyknął, puszczając rower, który z hukiem runął na ziemię, a Anton rzucił się na dziewczynę w geście przyjaznego uścisku. Rozentuzjazmowany odsunął się od niej i spojrzał na jej twarz, która wydawała się być inna niż ta, którą pamięta w swojej głowie, ta sprzed półtora roku. W jej oczach nie było już szczęśliwych iskierek, a zamiast szerokiego uśmiechu gościł dziwny, blady grymas. Anton nie był głupi. Był szalony, inny, niezwykły i dziwny, ale na pewno nie należał do tępaków oraz debili. Zauważył smutek w jej oczach, ale nie mógł wymyślić niczego co zabrałoby jej ból daleko, więc cały czas powtarzał w myślach "przykro mi, przykro mi, przykro mi", ale i to pewnie nic nie dawało.
    /Anton

    [Haha, bo taki uśmiechnięty rower? No jak to tak! :D]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Mieszanina numerku dwa oraz trzy, poproszę c:]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Omgomgomg, jakie fajne kółeczkowe zdjęcia przy komentarzach! *.* Zawsze takie chciałam! Ach, lowli html <3]

    Ach, kogóż obchodziła jakaś tam grzechotka, kiedy jej była najlepsza przyjaciółka, która w kompletnie niewiadomym celu właśnie wstąpiła w progi jej kapeluszarni, stanęła w sytuacji zagrożenia życia! W "Dżumie" pana Camusa [o której ałtorka Kejt niewiele się dowiedziała, bo ma mało ambitny polski i trochę zazdro </3] został przedstawiony obraz człowieka, który stając przed sytuacją zagrożenia, jest w stanie kompletnie przewartościować swój system aksjologiczny (ach etyka!). No i najwidoczniej dla Kate w tym momencie najważniejsza była jej sława. Na którą ofkors nie miała najmniejszych szans. Ale ćśś. Choć Nicole nie miała rzecz jasna o tym zielonego pojęcia. W sensie o tym, co jest dla Kate najważniejsze. Ale jakby co, to szczerze wątpiła w sukces dziewczyny, bo przecież ta miała wystarczająco dużo problemów w swoim małym świecie, by jeszcze przejmować się tym wielkim.
    - Nie, no co Ty - odparła i chwyciła zabawkę z podłogi, by odłożyć ją na blat swojego biurka.
    Stały tak przez chwilę w ciszy, po czym Nicole spytała z wahaniem:
    - Wpadłaś przypadkiem?
    No of kors, ałtorko Nicole, marysuizm pełną krasą! Ale tak na serio (serio jak serio), to to była taka... zapchajrozmowa. Lepsze głupie pytanie niż nerwowa cisza, nieprawdaż? Tak się przynajmniej zdawało Nicole.

    OdpowiedzUsuń
  23. Biedna, stara, samotna staruszka szukająca dobrego towarzystwa zwykle potrafiła rozpuścić serca nieznajomych, szczególnie tych najwrażliwszych. Ale chyba biedna, stara, samotna staruszka szukająca swojego kochanego kota była lepszym i bardziej ckliwym rozwiązaniem, prawda? Właśnie dlatego spacerowałem sobie, przebrany, po Central Parku, niby spokojnie, jednak co chwila rozglądając się dookoła, jakby szukając czegoś wzrokiem. W oczach innych celem moich poszukiwań miał być kot, jednak tak naprawdę szukałem mojej ofiary, podchodząc od czasu do czasu do przechodnich i pytając się czy nie widzieli jakiegoś małego, ciemnego stworzenia. Oni zwykle kiwali przecząco głową, przepraszali i odchodzili, jednak z widoczną niechęcią i bezsilnością z problemem biednej staruszki. Co najlepsze, Fear naprawdę mi uciekła, jednak byłem pewien, że schowała się gdzieś tutaj. To było jej ulubione miejsce, a szczególnie na kolanach nieznajomych ludzi. Tak jak tym razem. Zauważyłem ją gdy wskakiwała na ławkę obok jakiejś uroczej, ciemnej blondynki, która wydawała się zaskoczona a zarazem zachwycona tym stworzeniem. Więc tak, powolnym i kulejącym krokiem, zbliżyłem się w jej stronę, udając że babunia miała dość poważne problemy ze wzrokiem. Gdy byłem już wystarczająco blisko, spojrzałem na jej twarz, wydając się ignorować wszystko dookoła.
    - Przepraszam panienko, nie widziała czasem panienka kota? Taki malutki, czarniutki, uroczy - zapytałem, zmieniając celowo głos. Miałem w tym dość dużą wprawę i wychodziło mi to niemal perfekcyjnie.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  24. [ I "Przyjaciół". Tylko na taki układ mogę się zgodzić. I musisz przynieść ze sobą masło orzechowe, bo ja pewnie zapomnę ]

    - Eeee... - zaczęła, spoglądając z niepokojem na grubasa plującego śliną. Mężczyzna zrobił zniecierpliwioną minę, a jego oczy ciskały gromy.
    - Decyduj się, kobieto! - krzyknął z czerwonymi wypiekami na twarzy.
    Sara przeniosła wzrok na Kate, zastanawiając się nad decyzją. Co ona zawsze brała? Dlaczego nie może sobie przypomnieć, jaką colę kupuje? Przecież musiała już to robić. Na pewno tak było. Tak, to pewnie lajt. Albo nie.
    - Weź zwykłą, cola light nie ma smaku - doradziła jej kobieta w średnim wieku. Miała nadwagę, włosy pofarbowane na ostrą czerwień, sztuczne rzęsy, a w ręku pękaty portfel. Puściła do Sary oczko, wskazując na chłopaka stojącego obok. Wzniosła oczy ku górze i westchnęła z zachwytem, a Sarę zdumiała ta poufałość w stosunku do niej.
    - Dziewczyno, nie bądź głupia - mruknął do niej przeraźliwie chudy młodzieniec tonem wypranym z emocji. - Nie trać tej wspaniałej sylwetki na rzecz głupiej, idiotycznej słodkiej coli. To może cię doprowadzić nawet do depresji - chlipnął i wybuchnął płaczem.
    - Uspokój się, skarbie - pocieszyła go kobieta z dzieckiem.
    W kolejce zrobiło się małe zamieszanie. Każdy chciał pocieszyć chłopca (nie wiadomo czemu Sara miała wrażenie, że pod rękawami jego bluzki znajduje się siateczka blizn), kobieta z czerwoną grzywą zaczęła podrywać jakiegoś biznesmena, a Sara spojrzała poważnie na Kate. Uczynni ludzie jej nie pomogli.
    - Poproszę obie - stwierdziła.
    W McDonaldzie zapadła cisza.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Jak dla mnie to oba są tak samo niezrozumiałe xD A tak na marginesie, zaczęłam sobie obmyślać coś w stylu... drugiej generacji Art College. No bo nawet jeśli pogodzimy całe nasze trio, to i tak nie będzie żadnych szalonych wąteczków, bo one wszystkie są takie smutne i w ogóle ich radość jest gdzieś pogrzebana. Więc tak sobie pomyślałam, że można byłoby stworzyć drugą generację. Oczywiście, jeśli będziemy chciały, wciąż prowadząc historię... no, pierwszej generacji (ja raczej tak). Słynnej Pierwszej Generacji Art College, w skrócie SPGAC. Ładny skrót. Tylko co Ty (no i Saróńja, ale do niej pójdę z tym pewnie w poniedziałek) na to, bo przecież masz już Charliego i wgl. A ja chcę nową postać, ale z wariackimi wąciochami!]

    Ojej, Kejti, jak miło! Nagle, po tak długim czasie, zaczynamy mówić to, co leży nam na sercu! Nie żeby Nicole nie była połowicznie temu winna, ale przecież łatwiej zrzucić tak ze... trzy czwarte winy na tę drugą osobę. To też w swojej główce na początku uczyniła, jednak po chwili się opamiętała. A nawet postanowiła wziąć na siebie 55% procent winy, bo przecież to Kate przyszła do niej, a nie ona powędrowała do jej mieszkania albo gdzieś, gdzie mogła ją spotkać. No bo czyż nie? Poczuła wstyd. Ale z drugiej strony - Katherine Amelia Sparks zawsze była bardziej dojrzała od Nikó$a, wariatki, która rzuciła studia.
    Jednak skoro Kate uznała, że lepiej będzie, jeśli odejdzie, Nicole była skłonna jej na to pozwolić. To przecież była jej misja, nieprawdaż? To znaczy tak jakby ich dwóch, ale to ona zaczęła. Więc przebieg misji zależał właśnie od niej, od bohaterskiej Kate Sparks. Powiedziała więc:
    - Okej.
    Po chwili zastanowienia dodała jeszcze:
    - Miło, że wpadłaś.

    [Bardzo ambitnie z mojej strony. Tylko jakby coś, to niech ona długo wychodzi, bo Nicole ją jeszcze przetrzyma xD]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Głupie pytanie :P Oczywiście, ja zawsze jestem chętna na wątki :) Ale niestety tobie będzie musiało przypaść zaczęcie bo już zaczynam u dwóch osób :/ Wybacz... ]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Chyba się rumienię. :D Ja osobiście najbardziej lubię ojca Max, taki mi wyszedł super, że się chyba zakochałam. Z Kate wątek też chcę, a jakże. Pytanie tylko: powiązanie jakieś ma być czy zaczynamy od zera?]

    Murray

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Jako, że mam dzisiaj zadziwiająco dobry humor pomimo jutrzejszego sprawdzianu z "Aj-gebry" to proponuję coś takiego:
    Spotykają się w taksówce i dziwnym trafem jadą w tą samą stronę- McDonald(och, ależ ja twórcza! ) Tak zwane przez Kate "tymczasowe miejsce pracy", a Arona "chwilową stołówką, gdzie rzeczywiście można nieco zaoszczędzić i struć przez nieco gniotliwe ziemniaki zwane frytkami i przesmażonego burgera w niby maślanej bułce z sezamem, którego nie znosi.
    Rozmowa się klei, a durna pogoda się psuje. Śmieją się ze swojej niedoli i później mimo tego, że ona powinna pracować- po prostu gawędzą i coś się później zadzieje samo. (takie słabe... "tyle wygrać").
    Ewentualnie, mogą się spotkać gdzieś indziej- jakiś klub przepełniony studencikami z AC, galeria sztuki, albo coś, gdzie w życiu Aron* by się nie wybrał- jak starbucks. ]

    *- Taka chwilowa ja.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Najbardziej realistyczne postacie chyba wychodzą mi najlepiej, kiedy trochę mnie przypominają. :D
    I wpadłam właśnie na super fajny pomysł na sam wątek, taki maxowaty, więc zaczynam. I może to być dla ciebie bardzo chaotyczne, ostrzegam.]

    Sobota tak naprawdę trwa dwadzieścia minut. Fakt.
    Maxine Murray żyła dla weekendów, ale nie z powodów takich, jakby się mogło z początku wydawać. Imprezy omijała szerokim łukiem, nie czuła się na nich komfortowo. Weekend oznaczał czas spędzony na oglądaniu kolejnych seriali, czytaniu książek oraz poświęcaniu się swoim wspaniałym opowiadaniom.
    Sobota jednak nie zaczęła się typowo dla Max. Zacznijmy od tego, że obudziła się o godzinie drugiej nad ranem. Wszędzie panowała ciemność, a ona jechała starym mustangiem ojca do baru szybkiej obsługi, do McDonald's. Można powiedzieć, iż coś ją oświeciło podczas snu, także była niezwykle podekscytowana. Kiedy udało jej się w miarę zaparkować samochód, wyskoczyła z siedzenia i biegiem popędziła w stronę budynku. Nie zdziwiła się, kiedy w środku znajdowało się jedynie pięciu, może sześciu klientów.
    - Hej. Mam kilka pytań odnośnie... - i tu właśnie wszystko się urwało, bo oto przed Max stała w całej swej okazałości Kate Sparks. - Wow. Ty jesteś... Ale... Ja chciałam... Nieważne... Wiesz co, daj mi moment, a ja zwyczajnie... usunę się w cień wstydu, z którego nigdy nie wyjdę, ponieważ ośmieszyłam się całkowicie i nadal nie wiem, dlaczego mówię.
    Maxine Murray całkowicie zwariowała. Fakt.

    Murray

    OdpowiedzUsuń
  30. [ Okej, więc coś zacznę. :D ]

    Kiedy język angielski kaleczyło się co słowo, wychodzenie do miasta było naprawdę irytujące. Nienawidził tego obcego zbiorowiska ludzi, zwyczajnych ludzi, bez fałdu mongolskiego na oczach. Zdecydowanie nie był rasistą, ale nie przepadał za kimś, kto nie pochodził z krajów Wschodu. Bo zrobić z siebie kretyna, pytając kogoś o toaletę, kiedy szuka się supermarketu czy coś w tym guście...
    W Seulu miał do wyboru wiele uniwersytetów, jednak postanowił, że nie będzie szedł na łatwiznę i skoro inni mogą to robić, to on też wyjedzie sobie na obczyznę, szpanując, że jest Azjatą, a angielski zna. W tej kwestii, przeliczył się nieco bardziej, niż trochę.
    Jego paranoje i obawy, w jakie popadał od zawsze, mając to po swojej matce, która dziedziczyła tę cechę od swojej, a tamta od swojej i tak od początku dziejów, pogłębiły się właśnie przez studia. Wydawało mu się niekiedy, że gdy idzie, budynki zbliżają się do niego, jak zwężający tunel w horrorach czy innych filmach. W ten sposób, musiał zapisać się do psychiatry.
    Nowoczesne, zadbane miejsce, gdzie schodzili się różni wiekowo z problemami emocjonalnymi o cięższym lub lżejszym podłożu. Wszedł do windy, tak dobrze sobie znanej, nacisnął guzik i jechał. Głupia, tandetna piosenka męczyła go kilkadziesiąt sekund, a potem wysiadł. Na korytarzu nie było zbyt wielu ludzi, bo zazwyczaj ludzie potrzebowali psychologa, nie psychiatry, więc niższe piętro było bardziej oblegane. Rozejrzał się, dostrzegając znajomą sylwetkę. Kate Sparks. Chyba jedyna dziewczyna, z którą mógł wytrzymać nawet cały dzień. Lepiej chyba nigdzie się człowiek nie pozna, jak czekając na swoja kolej u psychiatry.
    Podszedł do krzesła obok niej i usiadł na nim.
    - Cześć - mruknął.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Nie wątpię, ale jako że ma lat dwadzieścia robię z niej nieco bardziej wyrośniętą wersję fangirl. Szalona ja. :D]

    Okej, ogarnij się. Oddychaj. To nie tak, że Kate Sparks, która występowała na Broadway'u znajduje się przed tobą i coś do ciebie mówi. Boże, ona coś do ciebie mówi! Idiotka z ciebie, Max, normalnie debilka full kontakt. Ile ty masz lat, dwadzieścia czy trzy? Get your shit together.
    - Nie znamy się, ale jestem twoją ogromną fanką. No nie wierzę, dosłownie nie wierzę - wykrzyknęła cicho Max, a jej oczy wręcz się zaświeciły z ekscytacji.
    Okej, w zasadzie była pewna, że siedzący przy oknie ciemnoskóry mężczyzna praktycznie się na nią gapił. Jak dobrze, że miała przy sobie gaz pieprzowy. I brała kurs samoobrony. W końcu nigdy nie wiadomo. Dzięki, tato!
    - Jestem Maxine, ale możesz mi mówić Max. W ogóle słuchaj, myślisz, że dasz radę odpowiedzieć mi na kilka pytań? - po chwilowym szoku Murray starała się całkowicie nie wystraszyć stojącej przed nią blondynki. Zwłaszcza, że potrzebowała informacji od pracownika McDonald's do niecnych planów. Tak naprawdę do napisania opowiadania, ale samo wyrażenie "niecne plany" brzmi o wiele ciekawej od nudnego "zbierania informacji". Tak czy nie?

    Murray

    OdpowiedzUsuń
  32. Za raz po wykładzie dobrze było od razu pójść coś zjeść by na głodniaka nie wracać do mieszkania, do którego i tak trzeba było wleźć po schodach na trzecie piętro... Tak więc wcale się nie zastanawiając wsiadł do jednej z taksówek stojących na postoju i poprosił żeby zawieźć go do jakiegoś fast-food'a, gdzie za dużo kasy z portfela nie wyleci. Więc tamten od razu włączył silnik i ruszył w kierunku McDonalda- czyli tak zwanej kolebki amerykanów. I trzeba było przyznać, że chyba sam kierowca taksówki przepadał za tym miejscem ponieważ wsłuchując się w rytmy lecącej w radiu Madonny przestał zwracać uwagę na ograniczniki prędkości.
    Zatrzymał się dopiero ujrzawszy drobną dziewczynę stojącą na skraju chodnika. Wzywała taksówkę i o dziwo wybierała się w to samo miejsce co on sam. Zbieg okoliczności, a może przeznaczenie? zaśmiał się w myśli odkładając kule na tył samochodu, by dziewczyna mogła swobodnie wsiąść do środka żółtego pojazdu.
    -Przepraszam, nie chcę być wścibski, ale wybierasz się tam bo jesteś głodna, czy to jakieś wyższe znaczenie wyboru miejsca?- uniósł brwi z delikatnym uśmiechem. No cóż, nie codziennie widzi się tam dziewczyny o posturze baletnicy. One zazwyczaj jadają sałatki- chyba.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Ano, coś mi się obiło o uszy.]

    Piąta czterdzieści siedem wybiła dobre dziesięć minut temu, a w jego zaspanym umyśle nadal widniał obraz elektronicznego zegarka, jego nieco porysowanego wyświetlacza, wielkich, czerwonych cyfr. Właśnie wtedy usłyszał coś na kształt gzwragharg jebs dzyń. Z początku tylko poruszył się niespokojnie, ale instynkt samozachowawczy nakazał mu porzucić łóżko. Niechętnie zwlókł się z niego, obserwując wszystko spod przymkniętych powiek. Mętne resztki przyjemnego snu krążyły bezładnie po jego umyśle, przez co nie mógł się zdecydować, czy to, co właśnie zobaczył w łazience to tylko wymysł jego wyobraźni, czy rzeczywistość. Jednak kiedy zbliżył się nieco, a stopy zetknęły się z lodowatą wodą wyciekającą z rury, doszedł do niezbyt optymistycznego wniosku, że to nie fikcja. Syknął ze zirytowaniem, odskakując od kałuży i omal się przy tym nie zabił. Po upływie kolejnych minut, kiedy udało mu się zakręcić zawór i sprzątnąć powódź w wersji mini, oparł się o framugę, pozwalając sobie jeszcze na minutkę dojścia do siebie.
    Nagle potrząsnął głową. Wciągnął na siebie spodnie od dresu i na boso wyskoczył ze swojego mieszkania. Zbiegł piętro niżej. Zaczął dość dobitnie informować bliżej niezidentyfikowanego sąsiada, że znajduje się pod drzwiami. Nachalne walenie mogło niejednego doprowadzić do białej gorączki, ale czuł sąsiedzki obowiązek do poinformowania o zaistniałej sytuacji.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  34. [Bardzo, bardzo chętnie. Tylko mogłabym Cie prosić o zaczęcie? Tak po ludzku, bez tym ocząt kota ze Shreka, bo ani ja ani Jani nie potrafimy takich robić.
    1. Znają się jeszcze z NY
    2. Poznały się w Londynie, gdy Jani była tam na wakacjach u rodziny, albo coś takiego.
    3. Mogły razem coś tam kiedyś tańczyć, gdzieś w niewiadomym miejscu X i teraz Jani, mimo tej swojej nieprzyjemnej otoczki stara się coś znaleźć dla Kate
    4. Właściwie, to mogłaby ją nawet pod dach przyjąć... Tylko, czy to nie zaburzy Ci wyobrażenia o Kate jako osobie samotnej? ]

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  35. Tych sal było całkiem dużo. Jednak ta, którą nie nazywano studiem, a "salą taneczną" faktycznie była duża. Duża, jasna i posiadająca jedynie fortepian i niedużą wierzę. Ah! No i pamiętać trzeba było o schowanych u sufitu wstęgach, oraz niesamowicie dobrze zaopatrzonym składziku ukrytego w pochyłej wnęce ściany.
    Janiceve kochała tą niezależność, którą dostała wraz z listem potwierdzającym jej przyjęcie do Art College. Mogła ćwiczyć tyle, ile jej się podobało. Nie ograniczały ją lekcje angielskiego, francuskiego, niemieckiego, czy rosyjskiego. Nie ograniczały ją bankiety, na których musiała uważać na każdy swój gest, słowo, czy nawet spojrzenie. Czuła wolność, mimo, iż według niektórych powinna była czuć ciężar kajdan na nadgarstkach, bo była więźniem własnych marzeń. Ale czy człowiek jest w niewoli, jeżeli przebywa tam z własnej potrzeby?
    -Kate?- spytała, po czym uśmiechnęła się lekko do koleżanki, kiedy tylko zwróciła uwagę na jej obecność. Ubrana w czarny trykot, z włosami związanymi, zaś na nogach mając bladoróżowe pointy wyglądała jak swój własny cień. Po zapadniętych policzkach, cieniami pod oczami widać było, że jest bardzo zmęczona, jednakże uśmiech i błysk, raz po raz przebiegający przez źrenicę aż do tęczówki, mówiły, że było to zmęczenie szczęściem. Zwykłym, czystym jak kropla wody w strumieniu jeszcze nieodkrytym przez ludzi.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  36. [Oj tam, oj tam. Telepatia! Śmiej się, śmiej. To podobno zdrowe. Nie, niespecjalnie. A to coś znaczy?]

    Zbędny przybysz wcale nie wyglądał lepiej. Zdawało się, że każdy rdzawy kosmyk odstaje w inną stronę, a w oczy pryśnięto mu gazem łzawiącym, bo tak je mrużył. Musiało minąć kolejne kilka sekund, zanim zidentyfikował istotę skrywającą się za drzwiami. Po oględzinach doszedł do wniosku, że jest to pani,w dodatku całkiem młoda pani. Ukłonił się z uniżeniem, co wyglądało dosyć komicznie, ale wolał mieć pewność, że jej nie urazi. Niewyspani ludzie potrafili być tacy agresywni! A on mimo wszystko lubił swoje zęby i oczy.
    – Dzień dobry – przywitał się ochryple, przywołując na twarz jako taki uśmiech. – Mieszkam nad panią. Coś stało się z rurami. Proszę sprawdzić czy łazienka nie jest zalana...
    Zdawało mu się, że te pojedyncze, nieskładne zdania brzmią gorzej niż pijacki bełkot. Wpatrywał się jeszcze przez moment w dziewczynę, aż nagle coś w nim drgnęło. Dziwnie znajoma twarz, zaspana tak jak kilka lat temu nad ranem, kiedy zarwali noc, grając w kalambury czy jakąś inną grę. Jego oczy rozwarły się nagle szeroko, a na ustach zaigrał gorzki uśmiech. Ten ułamek sekundy rozciągnął się jakoś tak dziwnie, że zdążył sobie przypomnieć inne szczegóły tamtych czasów.
    – Astrie... – wyszeptał bezgłośnie, wpatrując się w próg drzwi. Jego usta ponownie rozciągnęły się w uśmiechu zakrapianym melancholią.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  37. Skrzywił się. Czasem zdarzało mu się zapomnieć czegoś zabrać z sali wykładowej, a telefon to jednak ważny sprzęt. Nie tyle by się z kims komunikować, ale coś na czym można(w tych nowszych modelach) oglądać film wracając busem do domu, czy słuchać sobie muzyki w jakości lepszej od tego co słyszy się na żywo... No szkoda, szkoda stracić taki sprzęt. I to jeszcze możliwość wchodzenia do internetu z taką szybkością jak przez komputer czy tablet z wbudowanym modemem...
    -Ach, znam ten ból. Sam czasem zapominam i zostawiam po kątach różne rzeczy. Najgorzej jest w tedy, gdy rzeczywiście coś jest potrzebne i po chamsku się gdzieś chowa!- zaśmiał się by rozładować napięcie. Dziewczyna właściwie niepotrzebnie się denerwowała. Był przyjazny dla nowych ludzi i to było widać właściwie już z daleka.
    -Właściwie to jestem Aron- wyciągnął do niej dłoń, z nadzieją, że ona również się przedstawi.

    [Spoko, nie przejmuj się :)]

    OdpowiedzUsuń
  38. Zastanowił się nad tym czy wypad na coś szybkiego należy do "wyższego celu", ale po chwili zaczął cicho się śmiać.
    -Jeśli masz na myśli zjedzenie przesmażonego burgera z serem i kubek wody to tak. Jest to wyższy cel- spojrzał na kierowcę, który dziwnym trafem zaczął powoli naciskać hamulec.
    Myślał, że są niedaleko, ale on chciał skrócić sobie jedynie drogę.
    - A jak ci się tam pracuje?- zapytał.
    On nie musiał na razie pracować. Rodzice każdego miesiąca wysyłali mu na konto pieniądze i jeśli potrzebował więcej to zawsze mógł się do nich zgłosić z potrzebą. Nic nie mówili, pozwolili na realizację jego marzeń i zamieszkanie w NY bez jakichkolwiek problemów. Nawet się już nie awanturowali!
    -Może zechciałabyś ze mną coś zjeść? Nie musi być nawet McDonald, ja się z miłą chęcią dostosuję- zaproponował na nią spoglądając.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Pamiętam.]

    Cóż, z domami publicznymi miał tyle tylko do czynienia, że czasami nieświadomie je mijał. Poza tym niespecjalnie interesował się ich losami i paniami pracującymi wewnątrz, wbrew temu, co sądzili inni.
    Był po prostu głupi, że pozwolił sobie na to jedno słowo, ale to samo wymsknęło się z jego ust, kiedy w jego umyśle pojawił się obraz uśmiechniętej Astrie...
    Potrząsnął delikatnie głową, próbując oderwać się od natrętnych myśli. Z sytuacji zaczął się robić niezły galimatias. Zignorował jednak tłumaczenie o łazience, uznał bowiem, że sprawa tożsamości dziewczyny jest ważniejsza.
    – Jesteś Kate, prawda? Astrie to moja siostra... pamiętasz? – powiedział dość spokojnie, chociaż w oczach drżały iskierki podekscytowania. Miał dziwny stosunek do osób, które kiedyś miały kontakt z siostrą.
    Odruchowo odgarnął z czoła włosy, nieudolnie próbując je jakoś przygładzić. Zazwyczaj nie lubił wyglądać jak ofiara – zresztą kto to lubił. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna jednak coś pamięta. A przede wszystkim, że ona to ona.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  40. Ona została tu jedynie ze względu na wygodę. Nie miała ochoty zamykać sali, odnosić klucza, później znowu brać klucz do jakiegoś studia, rozpakowywać się i tak dalej, i tak dalej. Za jej czasów... Za jej czasów, kiedy to była jeszcze w szkole baletowej, wycisk był bardziej bolesny. Nikt nie bawił się w prawa uczniów, nikt nie śmiał powiedzieć coś niegrzecznego, nikomu nie przeszło na myśl, by nie ćwiczyć podbicia, czy też rozciągania w domu.
    Nikomu nie przyszło do głowy jedzenie hamburgerów, a później wymiotowanie nimi. Ostatnio, gdy odwiedzała swoją szkołę dowiedziała się o problemach z piętnastoletnimi bulimiczkami, które zasilały szeregi tej pięknej instytucji. Tańczyć zaczynały coraz wcześniej, coraz młodsze, ograniczając się tylko i wyłącznie do tańca. A gdzie czas dla książki? Czas, dla poszukania inspiracji? Pójścia do kina, czy też teatru?
    -Właściwie, to kończę- powiedziała z uśmiechem, po czym podeszła do torby- Przebiorę się tylko i zwalniam Ci salę, dobrze?- spytała.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  41. [Prawda.]

    Nie ją miałby na myśli. To raczej ludzie zawsze twierdzą, że to mężczyźni są tymi zbereźnymi, którzy przez cały czas myślą tylko o jednym. Ale ludzie, jak to ludzie, zawsze będą mieli swoją jedyną słuszną wersję uzasadnioną jedynymi słusznymi argumentami – bo tak.
    Uśmiechnął – a raczej wyszczerzył – się, słysząc to wyczekiwane słowo.
    – Mam nadzieję, że to dobrze – odparł. I on doskonale pamiętał wiele z ich wybryków. Teraz wiele tamtych jego pomysłów wydawały mu się tak głupie, że aż niedorzeczne. Po cichu wierzył, że Kate nie zapamiętała go jako chorego psychicznie, niedorozwiniętego imbecyla. – Co u ciebie? Ach, i zanim odpowiesz, twoja łazienka może być zalana. Coś z rurami...
    Być może zadawanie tego pytania w takich okolicznościach nie było najlepszym pomysłem, mógł przecież wszystko zrobić jakoś ładniej, zaprosić na kawę albo coś, jednak był chyba zbyt niecierpliwy, żeby to odkładać. Z pewnością osoba taka jak Kate miała wiele do odpowiedzenia. Była w końcu dość towarzyska, więc pewnie nie narzekała w życiu na nudę. A przynajmniej tak to sobie wyobrażał. Zawsze wyobrażał sobie życie innych w cudownych kolorach, za to własne widział w ciemnych barwach.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  42. Przyglądał jej się dokładnie starając się dojść co takiego się w niej zmieniło i im dłużej to robił tym co raz bardziej rozumiał, że ma przed sobą inną osobę niż Kate, którą znał. Jej wesoły uśmiech był blady i z trudem wymuszony, a iskierka w oku nie tliła się szczęściem, a raczej widocznym bólem, który wyraźnie dziewczyna próbowała zatuszować.
    Anton raczej nie miał stałych znajomych, co chwila ktoś odchodził, co chwila ktoś przychodził i tak się wszystko kręciło. On nigdy nie był sam, a jak był to sprawiał, że zaraz znów ktoś był u jego boku. Jednakże w większości przypadków, choć może on tego nie zauważał, to ludzie sami do niego przychodzili. Zawsze nawinął się ktoś kto by poszedł z Antosiem na imprezę, bo kto nie lubi bawić się w towarzystwie jednej z najbardziej znanych imprezowiczów Nowego Jorku? Właśnie.
    - U mnie? - teatralnie przyłożył dwa palce do brody, udając, że się silnie zastanawia. - Wszystko super. Tak, zdecydowanie. Super. To chyba trafne określenie, nawet bardzo. Nie mam pracy, bo ja kiedyś jakąś miałem? Znaczy się czasami gdzieś porobię za modela i wpadnie mi dodatkowe kilka groszy. Och, jak ja Ciebie dawno nie widziałem. Powinniśmy iść na kawę, o tak! Zdecydowanie, powinniśmy. - słowa same wypływały z jego ust. Bezsensowne stwierdzenia, niepotrzebne zdania i wiele epitetów. Anton kochał rozmowy, towarzystwo i dobrą zabawę.
    - To co dasz się wyciągnąć? - uśmiechnął się uroczo. - Wiem, że dasz, bo przecież tak długo się nie widzieliśmy. - zaśmiał się, podniósł rower i nie oczekując na odpowiedź pociągnął Kate za sobą za rękę.
    /Anton

    OdpowiedzUsuń
  43. Praca… Cóż, niektórym kojarzyła się dobrze innym źle. Niektórzy nie potrafili ruszyć tyłka z kanapy by ją poszukać, inni twierdzili, że to zwyczajny wyzysk, a inni… Inni musieli, albo tak jak i jemu rodzice wysyłali pieniądze na konto by po zakończeniu studiów odciąć dopływ gotówki. Na szczęście przewidział to i zaczął oszczędzać. Większość przelanej przez nich kasy nadal zalegała na kącie- procentując na przyszłość.
    W końcu z pedagogiki nie da się utrzymać jeśli nie jest się dobrym, albo nie uczy w prywatnych szkołach. Takie były realia świata… A w szczególności w dziale edukowania młodych ludzi.
    -Ja się mogę do Ciebie dostosować. Z miłą chęcią mogę spróbować czegoś innego bo zjadanie wypełnionych cholesterolem posiłków nie należy chyba do najprzyjemniejszych dla mojego żołądka


    [Przepraszam, że tak krótko... ]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Kate, no ja to zawsze chętna na wątek<3 Ale jeśli już mnie trochę znasz, to pewnie wiesz, że nie mam żadnego pomysłu:DD ]

    OdpowiedzUsuń
  45. [Ach, można na ciebie liczyć!:D poczekam, poczekam<3 ]

    OdpowiedzUsuń
  46. Spojrzał na nią z przyjaznym uśmiechem, a później na budynek fast-food'u, do którego zmierzała po zostawiony telefon. Właściwie cieszył się z tego, że dziś nie będzie się w tym miejscu stołować.
    -Oczywiście, zaczekam na Ciebie w taksówce, nie spiesz się- posłał jej przyjazny uśmiech i za raz gdy zatrzasnęła drzwi, wyciągnął z kieszeni szarych dżinsów swój telefon komórkowy by odczytać esemesa. Nie zdążył nawet do końca odpisać, a dziewczyna już wróciła do taksówki.
    Drgnął , gdy dziewczyna po niecałych pięciu minutach wróciła do taksówki. Nie spodziewał się, że tak szybko jej to zejdzie. Właściwie myślał, że zdąży odpisać... Teraz jednak nie wypadało tego robić.
    -A więc? Masz może jakiś pomysł odnośnie naszego wspólnego Lunchu?- On często zapraszał swoich znajomych na wspólne śniadani, obiady, albo kolacje. Wydawało się to w pewien sposób wygodne i należało chyba do dość pożytecznego spędzania czasu.

    [Raczej zły dzień. ]

    OdpowiedzUsuń
  47. [ W takim razie całe DZIESIĘĆ sezonów "Przyjaciół"
    Już Ci mówiłam, że takie rzeczy pisze się na początku komentarza, a nie pod koniec, kiedy całość już przeczytałam. Ech, ciężkie życie z Tobą jest ]

    Sara spojrzała na nią dziwnie i nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, zapytała inteligentnie:
    - Chcesz wypić ze mną colę, żeby ze mną pogadać o głupotach, czy chcesz ze mną wypić colę, żeby ze mną pogadać... wiesz, o czym... mnie to nie przejdzie przez gardło.. czy chcesz ze mną wypić colę, bo kończysz zmianę i uważasz, że jesteś spragniona i ci się nudzi?
    Gratulujemy. Oto zwyciężczyni konkursu na najgłupsze i najbardziej żenujące pytanie świata, które przyniesie więcej szkód niż naprawi rowerów. Żałosne, Saro, staczasz się aż na samo dno żałości.
    Zrozumiała, co przed chwilą zrobiła i ani trochę jej się to nie podobało. Ludzie z kolejki patrzyli na nie jak na dwie wariatki, z tym że to Sarę chcieli zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Ktoś chrząknął, by przerwać ciszę.
    - Ehm. My tu nadal jesteśmy - przypomniał o sobie mężczyzna na wrotkach i pomachał ręką z zabójczym wyrazem twarzy, by dodatkowo zaakcentować swoje słowa.
    Sara zerknęła na niego przez ramię. Trochę nieprzytomnie, to fakt. Potem zaś znowu wlepiła w Kate swe zielone ślepia.
    - Ale wiesz, że za swoją colę będziesz musiała zapłacić?
    Sara-Geniusz coraz wyżej stawiała sobie poprzeczkę.

    [ Robię matmę. Zadania są głupie. ]

    OdpowiedzUsuń
  48. (uwaga pisze z telefonu wiec od razu przepraszam za brak polskich znakow)
    Zastanowil sie krotka chwile i chowajac telefon do kieszeni jeansow odpowiedzial:
    -wlasciwie to chyba nigdy tam nie bylem, ale z mila checia sie pojawie i skosztuje serwowanych tam specjalow- zerkna na kierowce dajac mu dlonia znak by ruszyl w strone wypowiedzianego przez nia miejsca.
    - wlasciwie to robisz cos poza praca w McDonald'zie? wygladasz na kogos innego niz sprzedawce badz handlowca... z reszta jesli nie chcesz odpowiadac to nie musisz, sam odpowiem Ci z checia na jakies pytania. Wiesz, zebys sie nie musiala za bardzo krempowac moja obecnoscia.- szczrze? nie chcial byc usilnie mily czy natarczywy, dziewczyna nie musiala odpowiadac ani zadawac pytan. sadzil po prostu, ze danie komus wolnej reki jest najodpowiedniejsze- szczegolnie gdy sie dopiego kogos poznaje.
    usmiechnal sie przekonujaco siegajac po kule lezace na polce nad bagaznikiem. z manewrow kierowcy wynikalo ze restauracjo-pizzeria jest stosunkowo niedaleko wiec po prostu nie chcial sie meczyc z ich pozniejszym wyciaganiem.

    Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  49. [miło mi to słyszeć (czytać?) :D Ja wątek bardzo chętnie, mogę nawet zacząć, ale jakieś propozycje? :3]

    OdpowiedzUsuń
  50. Delikatnie zmrużył oczy, chcąc zrozumieć każde jej słowo. Och, nie był kompletnie zerowy, bo jego angielski po prostu miał poziom nieco ponad przeciętny, ale do zaawansowanego... No, po chwilowej kalkulacji, zrozumiał wszystko i przez chwilę zastanowił się nad odpowiedzią.
    - Nic specjalnego. Siostra przyjechała, męczy mnie zapoznawaniem jej z moimi kumplami - bliźniaczka Jonghyuna irytowała go, jak nie wiem. Nie była pustą panienką, ale lubiła bawić się innymi, czego on nie tolerował. - A co u Ciebie słychać? - spytał.

    [ W ten sposób odmieniają Polacy, więc okej. ^ ^ ]

    OdpowiedzUsuń
  51. Podrapał się po głowie, wzdychając bezgłośnie. Że też nie potrafił niczego należycie wytłumaczyć. Może faktycznie powinien zlać temat łazienki, ale jakoś na sercu leżało mu, czy Kate nie została zalana. Nadmierna wilgoć prowadziła do powstania grzyba i takich tam, a że nie była to specjalnie wykwintna ozdoba, wolał przed tym uchronić dziewczynę. I jej mieszkanie.
    – Właściwie czemu nie – odpowiedział, próbując zignorować głosik w głowie, mówiący "bo to zła pora, wyglądasz, jakby cię wyrzygała krowa po przeżuciu i chamsko się wpraszasz, zamiast odejść do swojego mieszkania". Zapewne Kate nie miałaby nic przeciwko spędzeniu jeszcze pewnego czasu w łóżku, ale skoro go zaprosiła, to może jednak spotkanie faktycznie ją ucieszyło i zaciekawiło do tego stopnia, iż spanie mogło poczekać. Przecież gdyby nie chciała, żeby przyszedł, powiedziałaby mu o tym. A przynajmniej miał taką nadzieję. Lubił ludzi, którzy mówią otwarcie. On się nie obrażał. Sam musiał wytrzymywać ze sobą 24/7, więc rozumiał, że jego osoba bywa męcząca.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  52. [Tak, tak, pamiętam już naszą sytuację. Pewnie oboje myślą o sobie to samo- że są wariatami:D W zasadzie mogliby się ponownie spotkać w bibliotece. A. lubi zapach starych książek<3 Tak coś czułam, że będę pozwolisz mi zacząć:D I obiecuję to zrobić, ale już nie dzisiaj, bom zmęczona :c ]

    OdpowiedzUsuń
  53. [Pomysł zły nie jest, zresztą sama nie mam ostatnio żadnych pomysłów, więc mi pasuje xD Tylko jeśli jednak Ty mogłabyś zacząć, bo ja to dziś tak nie bardzo ^^"]

    OdpowiedzUsuń
  54. -Studiuję fotografię i malarstwo w Art College. Może to nie jest jakieś bardzo fascynujące, ale zawsze uważałem, że powinno robić się to co się kocha i dzielić swoimi pasjami.. Dlatego właśnie podjąłem decyzję odnoście rozszerzeniu swojej kwalifikacji w stronę pedagogiki. Chciałbym kiedyś pracować z dziećmi nie w pełno strawnymi- Bardzo lubił pomagać innym ludziom i doprowadzać do uśmiechu na ich twarzach.
    Gdy skończył mówić taksówka się zatrzymała na parkingu przed pizzerią.
    -Ile?- zapytał wyciągając z tylnej kieszeni dżinsów skórzany portfel.
    -Dwadzieścia osiem- odezwał się swoim barytonem kierowca, by po chwili otrzymać pieniądze do rąk.
    Aron złapał za kule i powoli za raz za dziewczyną wysiadł. Zatrzasnął drzwi i ruszył za raz za nią.
    - Jaką lubisz jeść?- zagadnął w chwili niedogodnej ciszy - Znaczy, jaką pizzę oczywiście- poprawił się z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  55. [Jak ja uwielbiam nie sprawdzać tego co piszę... Wybacz. Miało być "Nie w pełni"(nie tej księżycowej), ale, no... Ten Tego. Mniejsza z tym. Wiadomo o co cho :D
    Poza tym, każdemu może się zdarzyć :P ]

    Niestety. Nie da się zapomnieć o tym co było dla nas najlepsze i najgorsze. Zawsze będzie się to wybijać na tle innych wydarzeń raniąc jak i poprawiając nasz humor, niezależnie co w danym czasie się działo. Sam borykał się z wieloma dość nieprzyjemnymi sytuacjami, ale ratował się dobrym aktorstwem. Zawsze "miał dobry humor" i tym wybijał się na tle innych czasem z opłakanym skutkiem...
    - Wiesz, ciekawi mnie życie ludzi. Lubię pomagać i przez moją dobroć jestem wykorzystywany... Ta, bądź co bądź, ci mili zawsze mieli najgorzej- stwierdził z grymasem stąpając obok niej.-Szczerze? Ja lubię tą nie zamrożoną, więc mi obojętnie- zaśmiał się gardłowo z własnej niedoli. Nie był zbyt dobrym kucharzem, coś tam zawsze przyrządzić potrafił(oczywiście na bazie prostych przepisów kulinarnych i to bardzo uproszczonych), ale nie było to coś czym można było się chwalić otwarcie przed znajomymi.
    Rozejrzał się po lokalu. Był nawet przytulny, a zapach świeżo przygotowywanej pizzy od razu uderzał w nie przyzwyczajone do takich cudów nozdrza. Z przyjemnością pociągnął jeszcze raz nosem.
    - Wybieraj jakąkolwiek. Zdam się na Ciebie- delikatnie szturchnął ją łokciem w bok wybierając miejsce tuż przy oknie .

    OdpowiedzUsuń
  56. Zmrużyłem jeszcze bardziej oczy i zawiesiłem na dłuższy czas wzrok na zwierzęciu, które gdy tylko mnie zobaczyło i rozpoznało zaczęło trącić mnie łapką w ramię. Zostałem chwilę w tej pozycji, po czym uśmiechnąłem się delikatnie, zaczynając powoli głaskać Fear po łebku, kiwając głową z aprobatą.
    - Tak, to ten - odparłem z szerokim uśmiechem, powoli biorąc od niej zwierzę i siadając obok dziewczyny, na ławce, kładząc jej z powrotem kota na kolanach. Przez ten krótki czas w którym dane mi było obserwować ją zauważyłem że lubiła tą małą, czasem nieco wkurzającą istotkę. Nie chciałem jej ją jeszcze odbierać, bo przecież nigdzie mi się nie spieszyło. Zawiesiłem wzrok na Fear, głaszcząc ją powoli.
    - Dziękuję, młoda damo.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  57. Były takie momenty, które chciał złapać i zamrozić, schować je gdzieś przy sobie. Ale nie dało się ich po prostu mieć w innej formie niż jako wspomnienia, które łatwo traciły kolor, ostrość, blask. Kiedy budził się pochmurnego poranka, na przeszłość padało szare światło, nawet jeżeli w tamtej sytuacji świeciło słońce. Obrazy przesiąkały teraźniejszością. Więdły. A on bezradnie obserwował jak kolejne elementy układanki bezpowrotnie znikały w chaosie.
    – Nie powinno być wielkiego problemu, chociaż... – zaczął, jednak dziewczyna zdążyła zniknąć w głębi mieszkania. Wzruszył lekko ramionami, po czym niepewnie przyplątał się za nią. Zapewne oczekiwała na odpowiedź na zadane pytania, toteż po krótkiej analizie swojego stanu, odparł: – Napiłbym się herbaty, jeżeli to nie problem. Nie kłopocz się, proszę. I wybacz za to najście, ale...
    Zanim zdążył dokończyć, uświadomił sobie, że zaczyna się już robić monotematyczny, zresztą bełkot przeplatany pomrukami był zbędny, zważając na to, iż Kate pewnie dotarła do łazienki.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  58. [Tak, to ja, już tak całkowicie<3 I jakos tak dziwnie bez Dianny w Twojej karcie, już się do niej przyzwyczaiłam przez te długie miesiące, a nawet już lata można powiedzieć! Ale mówi się trudno. A na kartę narzekać muszę, bo inaczej nie byłabym sobą]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  59. [KATE! Wow. Ja zdrowo się opierdzielam, i nawet nie zaczęłam z nikim wątku tutaj - oto wynik mojej nieprzemyślanej decyzji. Spokospoko, czekać na kartę mogę nawet w nieskończoność ^__^ (szok mną zawładnął).]

    OdpowiedzUsuń
  60. [Ach, czyli to nie będzie ta sama Kate? No, no, już jestem ciekawa nowej odsłony ^__^ Mnie osobiście chyba już nudzi prowadzenie Wolfiego - zaczęło w momencie, gdy "dopełniła" mi się ostatnia rzecz z jego historii, której nie byłam świadoma. Na kogoś nowego nie mam pomysłu zupełnie, tak samo z pomysłami na COKOLWIEK :C]

    OdpowiedzUsuń
  61. [To częściowo moja wina, wiem, przepraszam:< Miałyśmy powiązanko właśnie, że znały się jeszcze dawno temu z racji tych ciągłych podróży Sky, ale wiadomo, później kontakt się urwał i Sky nic nie wiedziała o problemach Kate. Dopiero gdy się spotkały, domyśliła się, że nie wszystko jest w porządku, ale Kate w ogóle nie chciała o tym rozmawiać. O, mniej więcej coś takiego było.]

    OdpowiedzUsuń
  62. [Oh, to miło, że już ją lubisz! Byle tylko tak zostało. xD Masz jakiś pomysł, może?]

    OdpowiedzUsuń
  63. [ Zrobiłaś "Warto przeczytać" <3 ]

    Spojrzała na Kate przez ramię, a jej włosy... ach, cóż to był za widok. Jasne kosmyki, w których odbijało się światło pochodzące z lampy wiszącej nad ludzkimi głowami, były delikatnie poruszane przez powietrze z klimatyzatora, chociaż wewnątrz tej wykwintnej restauracji dla zapracowanych pracowników pobliskich korporacji, holdingów i koncernów nie było upału. Wręcz przeciwnie - czołowieki siedziały okryte kurtkami i szalikami, grzejąc dłonie opakowaniami z gorącymi hamburgerami. Na ich ustach od czasu do czasu pojawiał się uśmiech zadowolenia. Było im ciepło, to wszystko, czego potrzebowali. Miłość i pieniądze przestawały się liczyć. Chodziło tylko o ciepło...
    - Jasne - mruknęła niewyraźnie i zniknęła w tłumie.
    Większość stolików była zajęta, ale znalazła jeden; wciśnięty w sam kąt, z samotną frytką na blacie nie prezentował się zachęcająco, ale to przecież nie miało znaczenia. Ważna była ROZMOWA, która za chwilę miała nastąpić.
    Chwila była dłuższa, niż przypuszczała Sara, więc zjadła wszystko, co zamówiła, wypiła swoją colę zwykłą (nie była głupia) i łakomym wzrokiem zaczęła spoglądać na colę lajt, za którą zapłaci Kate.

    [ Nie mamy muzyki na aerobik ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Trochę dziwny ten wątek. Miało być normalnie, bez odpałów ]

      Usuń
  64. [Więc się doczekałaś! (chociaż dupy to nie urwie :< ) ]

    Wiosna zbliżała się wielkimi krokami, wprawiając wszystkich w dobry nastrój. Każda trochę mniej normalna niż inne osoba, idąc przez ulicę, mogłaby pomyśleć, że nagle każdy wygrał pewną sumkę na loterii, albo, że może zaczyna się sezon na awanse, bo przecież nikt nie uśmiecha się bez powodu, prawda? Albo przynajmniej nie z powodu tak błahego, jakim jest pogoda. No błagam.
    Turner starał się nie patrzeć na te uśmiechnięte twarze. Tak naprawdę, to starał się w ogóle nie patrzeć na ludzi. Szedł dobrze mu znaną drogą, prowadzącą do biblioteki. Od czasu, kiedy był tam ostatnim razem, wiele się zmieniło i nie można było powiedzieć, że były to zmiany na lepsze. No, może pod jednym względem były, ale jednak wszystkie te problemy i komplikacje, które spadły mu na głowę, przeważały.
    Pchnął ogromne drzwi, które ustąpiły pod naciskiem jego dłoni i w końcu zszedł ze słońca. Mimo tego, że jego wzrok wciąż skierowany był w podłogę, to z pewnością mógł powiedzieć, że na parterze nie ma nikogo oprócz niego i ochroniarza. No bo kto by chciał siedzieć w bibliotece w tak piękny dzień, hm? Turner.
    Bez problemu wspiął się schodami na drugie piętro, gdzie znajdowały się wszystkie regały z książkami. Przebiegł wzrokiem aż od działu z literaturą wojskową po dział kryminalny i w końcu wsiąknął gdzieś pomiędzy nimi.

    OdpowiedzUsuń
  65. Przez te kilka sekund, kiedy wpatrywał się w jej plecy, przez jego umysł znowu przetoczyła się chmara myśli. Wirowały jak spłoszone ptaki, a on nie potrafił nad nimi zapanować. Poczuł ukłucie w okolicy serca i nawet przygarbił się lekko.
    Kiedyś bardzo często zdawało mu się, że jest martwy. Że jego życie skończyło się tamtego dnia. Że już nigdy nie poczuje ciepła promieni słonecznych na skórze, a mgła będzie gęstnieć z minuty na minutę. Teraz od pewności dzieliły go tylko strzępki wspomnień. Chociaż i tak stał w miejscu.
    Minuty, godziny, miesiące, lata, wszystko przemijało, dorastał, starzał się, jednak to było tylko pozostałością. Gruba kreska dzieliła dwa rozdziały i już nawet nie wierzył, że cały czas jest tym samym Ashem. Może tylko cieniem, substytutem tamtej egzystencji, ale nie nim.
    I właśnie w tym momencie, kiedy mógł dotknąć tego, co znajdowało się za linią, robiło się co najmniej dziwnie. Nie chciał uwierzyć, że to tylko kłamstwo, i tak naprawdę może żyć od nowa. Zdradziłby ją.
    – To dobrze – odpowiedział, otrząsnąwszy się nieco z zamyślenia. Przez chwile myślał, że już nie będzie potrafił z nią rozmawiać, nawet na poziomie prostego dialogu. – Może być. To znaczy może być ta z opuncją.
    Uśmiechnął się, nawet całkiem ładnie, chcąc jakoś zbudować przyjemną atmosferę.
    – Co u ciebie?

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  66. [Dobra, postaram się coś wymyślić. *myśli, myśli, myśli* Niby mogłyby się spotkać w macu, ale Abby tam nie jada. -.- Jest też biblioteko-kawiarnia, w której pracuje Hope, mogą się spotkać w parku, gdziekolwiek. Abby może brać udział w jakimś proteście przeciwko śmieciowemu jedzeniu, czy coś. Nieee wiem.]

    OdpowiedzUsuń
  67. Zwykli (nie tak mali) Turnerowie być może znali zabójców, ale tym co łączyło ich z małymi, zwykłymi Kate było to, że także nie umieli rozmawiać z ludźmi. Być może wynikało to z małego doświadczenia w tejże "profesji", albo po prostu z niechęci do innych ludzi, chłopak jednak tego nie wiedział i specjalnie mu jakoś nie zależało na tym, aby kiedykolwiek być tego świadomym. Umiał grzecznie odpowiadać, jeśli ktoś czegoś od niego chciał i wystarczało mu to na tyle, aby nie wyglądać dziwnie w oczach innych ludzi.
    Swoim sokolim wzrokiem przejeżdżał po okładkach wysłużonych książek, szukając tytułu, który by go zainteresował i z niezadowoleniem stwierdzając, że te ciekawsze zostały już chyba wypożyczone przez kogoś innego. Inaczej mówiąc, zostały mu sprzątnięte sprzed nosa.
    Przenosząc swój wzrok na inne okładki, przeszedł do następnej alejki i potknął się o coś. A raczej o kogoś. A mówiąc jeszcze dokładniej- o czyjąś nogę. Wydukał ciche przeprosiny, przenosząc swój wzrok na dziewczynę, która siedziała na podłodze.
    Wiedział, że ją zna. Nie pamiętał w tym momencie jej imienia, ale pamiętał dokładnie, gdzie ją poznał. Tutaj. Julia? Johanna? Jennifer? Może Jessica? Cóż, potem przedstawiała się jako Kate. Stał tam tak przez chwilę, jak to on, nie wiedząc kompletnie co powinien powiedzieć i czy coś w ogóle. Może wcale go nie pamiętała?

    OdpowiedzUsuń
  68. [aarghhhhh, naprodukowałam się i błąd mi wyskoczył! (http://i49.tinypic.com/2a5nqx2.png)Powieszę się zaraz :( ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopak popatrzył na nią wzrokiem, w którym czaiła się złość pomieszana z przerażeniem i zakłopotaniem. Jego ogromne oczy przybrały nieco ciemniejszą barwę, a ledwo widoczne tęczówki zostały jeszcze bardziej przysłonięte przez nienaturalnie rozszerzone źrenice.Jeszcze miesiąc temu uśmiechnąłby się do niej i powiedziałby zwyczajne "przepraszam", po czym ponownie wtopiłby się gdzieś w ten gąszcz półek i regałów. Ale teraz był już kompletnie innym Anthonym.
      Ilość problemów, które codziennie nawiedzały jego głowę i powodowały nieprzemyślane ruchy z jego strony, namnażała się i sprawiała, że jedyne na co chłopak miał ochotę to złapanie się za głowę, położenie się gdzieś na podłodze i zostanie tam na zawsze. Co i tak często już robił... Jednak pewna dobra duszyczka zawsze pomagała mu się podnieść i dodawała mu otuchy; potrafiła sprawić, że się jeszcze czasami uśmiechał.
      -Przepraszam. -powiedział w końcu, prawie po minucie ciszy. Jego głos był cichy, ale wystarczająco donośny, aby dziewczyna go usłyszała.
      -Czytelnia jest na dole, Kate. -dodał jeszcze, mimo tego, że kompletnie tego nie planował. Jakaś niewidzialna siła kazała mu to zrobić mimo tego, że on sam nie wyraził na to zgody. Anthony nie wiedział nawet, czy dziewczyna rzeczywiście ma tak na imię, w końcu te parę miesięcy temu przedstawiała mu się różnie, co było w tym momencie ekstremalnie mylące dla niego.
      Jego oczy były teraz beznamiętne, ale w wyrazie jego twarzy coś się zmieniło. Uśmiechnął się lekko, próbując ukryć swoje zażenowanie, choć raczej kiepsko mu to wyszło.

      [CTRL+A, CTRL+C >:C MA SIĘ DODAĆ TYM RAZEM!]
      [PS: Twoja Kate wyzdrowiała, za to Turner robi się teraz... psychiczny <3 ]

      Usuń
  69. [Ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, dlaczego blogspot nie chce wysyłać moich komentarzy?!
    W każdym bądź razie mój genialny pomysł sprowadza się aż do spotkania Kate na kasie w McDonaldzie i ogólnie przeżytego szoku z tego powodu, bo przecież ona powinna szaleć na Broadway'u, zamiast kiblować w takim miejscu. Wiem, że to jest genialne. Dlatego tym razem chyba się na ciebie zdamy<3]

    OdpowiedzUsuń
  70. Oj, ananasy były czymś co mógł jeść wszędzie o każdej godzinie i porze niezależnie co by się wokoło działo. Miał do tego owocu słabość, a w szczególności do obgryzania wewnętrznej części skórki tego owocu.
    Zamruczał cicho.
    - Zawsze - stwierdził cicho, chociaż nieco nie na temat. -Tak, lubię ananasy- dodał szypo drapiąc się za uchem wykrzywiając usta w nieznacznym uśmiechu.
    Nie ma to jak po raz kolejny wyjść na debila... stwierdził zajmując miejsce na przeciwko niej. Odłożył kule za siebie by przypadkiem się ktoś o nie nie potknął, po czym zwrócił się do niej.

    OdpowiedzUsuń
  71. [Jasne :)]

    Szedł, przeglądając zdjęcia w swoim aparacie. Minę miał nietęgą. Co chwila szeptał coś do siebie półgębkiem, bo w kąciku ust żarzył się papieros. Co chwilę popiół spadał na jego skórzaną kurtkę. Nie zwracał jednak na to uwagi. Z boku mógł wyglądać nieco jak obłąkany. Przystanął i spojrzał przed siebie. Widząc dziewczynę uśmiechnął się, podniósł aparat i zrobił zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
  72. Zmierzwił włosy dłonią i zmarszczył lekko włosy. Przeczuwał kłopoty. Wyjął peta z ust, rzucił pod nogi i przydepnął, choć ten już się nie tlił. Nie lubił takich sytuacji. Zwykle kobiety nie robiły problemu. Ba! Zwykle nawet nie zauważały, że robi im zdjęcia. Podniósł obie ręce na wysokość głowy, w jednej trzymając aparat, zamknął oczy i całkiem poważnie stwierdził:
    - Tylko nie bij. Nie jestem zboczeńcem!

    //Moliere

    OdpowiedzUsuń
  73. [Tak więc, z opóźnieniem, ale się przypominam ;3 Zaczyna-a-asz. xD]

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  74. - Właściwie to lubię tą uczelnię. Może to nie jest zbyt częstym zjawiskiem, ale w gruncie rzeczy można poznać i zintegrować się z wieloma przyjemnymi i fascynującymi ludźmi, którzy rzeczywiście wiedzą, że mają talent w tym co robią, albo tak myślą... No ale co miałbym jeszcze dopowiedzieć? Jako student fotografii i malarstwa większość czasu staram się poświęcać na dokształcanie siebie i naukę z historii sztuki, którą muszę zdać do malarstwa- uśmiechnął się delikatnie rozpinając powoli swoją kurtkę, by przewiesić ją na oparciu swojego krzesła ówcześnie wyjmując z jej kieszeni telefon wraz z portfelem.

    OdpowiedzUsuń
  75. Skłamałby, twierdząc, że był szczęśliwy, ale skłamałby tak samo mówiąc o nieszczęściu. Z pewnością wtedy było mu lżej, bo Astrie mimo wszystko było obok.
    Nie musiał być ani Sherlockiem Holmesem, ani oglądać „Magii kłamstwa”, żeby szybciutko zrozumieć, że coś tu jest z całą pewnością nie tak. Może nie był empatą idealnym i czasami wolał kopnąć leżącego – co prawda tylko dlatego, żeby go zmotywować do wstania – ale tego wszystkiegowporządku jakoś nie potrafił tu zauważyć. Nawet jej mieszkanie było smutne. Żeby przeczytać ten spory stosik książek leżący w rogu pokoju trzeba było pewnie sporo czasu. Nie widział też radosnych zdjęć z przyjaciółmi, może chłopakiem. A trofea? Przecież była, jest taką dobrą tancerką. Talentu nie da się tak po prostu pozbyć...
    Jednak mimo wszystkich mniej lub bardziej trafnych wniosków, postanowił nie drążyć tematu. Nie sądził, że dziewczyna nagle otworzyłaby się przed kimś, z kim nie miała kontaktu przez tyle czasu, ale nacisk z jego strony był jeszcze bardziej nie na miejscu.
    – Cóż... przyjechałem do Nowego Jorku, pracuję, właściwie nic nowego. A co ciebie przywiodło do tego miasta? Masz tu jakąś rodzinę czy coś? – zapytał spokojnie, postukując palcami o kolano. Mógłby jeszcze zarzucić kilka pytań, bo niezręczna cisza nie była najlepszym wyjściem, ale co za dużo to nie zdrowo.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  76. [Upomnę się: miałaś zacząć wątek, ej! A tak serio to masz jakiś pomysł?]

    OdpowiedzUsuń
  77. - A musi? - uśmiechnął się do dziewczyny. - Prawie nie widać Twojej twarzy, a zdjęcie jest niezłe. - Spojrzał na aparat, podrapał się po czole. - To nie zostanie nigdzie opublikowane. Takie tam... - Westchnął. - Uroki dla mnie. - Wyszczerzył się.

    OdpowiedzUsuń
  78. [My to w ogóle jesteśmy sobie chyba przeznaczone, bo się wszędzie prześladujemy i maltretujemy swoją obecnością:D
    Pobłażliwa autorka Sky okazuje swoją pobłażliwość i pozwala ci robić, co tylko chcesz<3 (bo sama nie jest czasami lepsza, ale ćśś)]

    OdpowiedzUsuń
  79. Zrezygnowany skasował zdjęcie.
    - Proszę. - Schował aparat do pokrowca. Przynajmniej miał pewność, że przez chwilę nie będzie miał ochoty na fotografowanie.

    OdpowiedzUsuń
  80. Przez moment milczał, zastanawiając się, jak długo będą przed sobą grać. Bo im dłużej ją obserwował, tym bardziej miał wrażenie, że nie mówi mu wszystkiego. Zresztą, sam był przekonany, iż o sobie też niewiele byłby w stanie powiedzieć. "Pozbierałem się"? Kłamstwo. "Odnalazłem"? Kłamstwo. "Pogodziłem"? Kłamstwo! Zbudowanie ładnego muru, pomalowanie go na tęczowe barwy i wmawianie sobie oraz całemu światu, iż się odnalazło swoje miejsce, a do spokoju brakuje mu bardzo niewiele, to wszystko miało niewiele wspólnego z którymkolwiek z tamtych twierdzeń. Osoby, które za bardzo i za szybko zbliżyły się do niego, zderzały się z tym murem, tracąc szansę na sforsowanie go.
    – Nie, nie słodzę. A za ciastka dziękuję, ale o tak wczesnej porze chyba nie uda mi się nic przełknąć – powiedział nad wyraz pogodnie, odwzajemniając jej uśmiech.
    Gdyby spojrzała mu w oczy, mogłaby dostrzec nutę wyzwania, jakby chciał ją zapytać, czy długo będą ciągnąć tę maskaradę. Jakaś nieokreślona przyczyna wywoływała w nim dziwne poczucie, że nie spotkali się przypadkiem, tak żeby sobie pogadać o wszystkim, co nieistotne. Nie miał prawa niczego od niej wymagać, ale od ciągłego schylania się, od ciągłego noszenia niewidzialnego ciężaru bolały go plecy i coraz ciężej było złapać oddech. I chociaż z początku nie dowierzał, ona chyba czuła to samo. Czyżby nie wiedziała, że w końcu się uduszą?
    – Mogłabyś uchylić okno..?

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  81. - Właściwie to już trzy- szepnął w delikatnym zamyśleniu.
    Rzeczywiście... już trzy lata... Szybko czas mija, nawet nie zwrócił na to uwagi. Pytanie Kate jakby go w tym dopiero uświadomiło.
    -No bardzo dobrze, że już trzy lata wyjdę i będę mógł zająć się na poważnie swoją pasją -uśmiech wpłynął na jego usta jak gdyby wyrywając go z zamyślenia.

    OdpowiedzUsuń
  82. Staruszka uśmiechnęła się delikatnie, ciągle głaszcząc swojego kota i obserwując jak z zaciekawieniem ruszał głową i rozglądał się dookoła, a tymczasem myślałem o tym, co zrobić tym razem. Zwykle moje spacery jako starsza pani nie kończyły się klasycznie, a bardziej nieprzewidywalnie.
    - Fear.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  83. [Wątek bardzo chętnie, ale nie mam do końca pomysłu. Propozycje? :)]

    OdpowiedzUsuń
  84. [Sugerowałam, sugerowałam. Cokolwiek. xD]

    OdpowiedzUsuń
  85. Wykonywał monotonne ruchy łyżeczką, chociaż było to bezcelowe. Wpatrywał się w wirek, który powstał jak w coś nienaturalnego. Pewnie gdyby mógł go zobaczyć jako coś materialnego, tak spojrzałby na swój przyjazd tutaj. Zupełnie bezcelowy. Żadnej cudownej pracy, szkoły, rodziny, perspektywy. Naprawdę nie wiedział kiedy jego życie zamieniło się w ucieczkę.
    – Uznałem, że potrzebuję odmiany i jakoś tak wyszło. Nowy Jork to całkiem ciekawe miasto – odparł spokojnie, ramiona nieco mu drgnęły, jakby chciały powiedzieć, że już dłużej nie zamierzają dźwigać tych niewidzialnych ciężarów. Uniósł wzrok na jej twarz, wyjątkowo powoli, jakby się co najmniej po niej wspinał. Zatrzymał go gdzieś między nosem a górną wargą. A na końcu wszystko zaakcentował uśmiechem, uśmiechem ofiary, która nie ma nic do swojego kata. – Masz tu coś.
    I nie wiedzieć kiedy, uniósł jej podbródek i uważnie spojrzał w kącik prawego oka. A raczej patrzył tam przez pierwsze dwie sekundy, potem zajrzał trochę bardziej na lewo i przekonał się.
    Pytając łagodnie, jak bardzo bezradnie jest w stanie się poczuć.

    Ash

    OdpowiedzUsuń
  86. Gdyby mu o tym powiedziała, pewnie by się z nią zgodził. Bo czy mówienie „Jest mi przykro” naprawdę mogło coś zmienić? Czy spojrzenie pełne współczucia mogło coś zdziałać? Chociaż z dwojga złego wolał, kiedy ludzie współczuli mu za życia, bo po śmierci i tak będzie mu wszystko jedno, a często na pogrzebach okazywało się, że dla znacznie większej ilości osób był „cudownym człowiekiem i wybitna osobistością”, niż mógłby przypuszczać. Nie chciał fałszywych łez i lepkich, ociekających obłudą słów. Gdyby to od niego zależało, pogrzeby byłyby nielegalne. Ciała paliłby jakiś staruszek, a potem wrzucał prochy do morza. Nie zastanawiałby się nad tym, co robi, bo przecież przy stosie ciał i popiołu można się przyzwyczaić...
    – Myślę, że jest, ale nie wiem co. Nie potrafię dostrzec – mrugnął, przyglądając się jej ze zmarszczonymi lekko brwiami. Wbrew pozorom wcale nie był utajnionym łupieżcą ludzkich uczuć. Nie chciał dziewczynie wydzierać jej strachu czy smutku. Należały tylko do niej. Chciał... sam nie wiedział, czego chciał. Czasami nawet on nie potrafił zdefiniować własnych pragnień, chociaż wcielał ich spełnianie w życie.

    Ash

    OdpowiedzUsuń