WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

środa, 27 lutego 2013

Shit happens



Anton  Löuverix
19.02.1992  
Genewa, Szwajcaria 
Modeling | II rok | Pisarstwo

Nie sposób go zignorować. Może dlatego, że ten brązowooki, wysoki oraz szczupły brunet zawsze znajdzie sposób, aby zwrócić na siebie uwagę. Samo jego zachowanie zmusza do zobaczenia kto kąpie się w fontannie w środku miasta, kto jeździ na rowerze i przy tym na całe gardło śpiewa swoje ulubione piosenki, kto na wykładach gra w grę o hydrauliku, który zjada dziwne grzybki i zapomina na początek wyciszyć głośność, kto wszędzie pcha swój wścibski nos i kto jest przeraźliwie, wiecznie szczęśliwy. Naturalnie, jest to nie kto inny jak Antoś. 
Impreza bez niego? Nie martw się pewnie zaraz przyjdzie, nawet jeżeli jest nieproszony, wraz z kolesiem w przebraniu pandy, którego napotkał po drodze, o ile on sam w takim, bądź innym kostiumie nie przyjdzie. 
Siedzisz w bibliotece, błoga cisza sprzyja czytaniu książki, aż tu nagle shakalakaboombamtrach z twojej prawej strony znikąd wyłania się Anton i choć w sumie średnio się znacie to on nie omieszka opowiedzieć tobie o swoim nowym, niesamowitym oświeceniu, które może zbawić świat. Następnie shakalakaboombamtrach i nagle znów, magicznie go nie ma, ale za to jest przy następnym stoliku zakłóca spokój innej osobie, którą ledwo zna. 
Na widok budki z lodami cieszy się jak małe dziecko, które zobaczyło swoją mamę po całodniowym pobycie w przedszkolu. 
Wszędzie pcha swój wścibski nos, nadpobudliwy tyłek i wciąż żywo gestykulujące ręce. Jeżeli nie ma go przy jakimś większym wydarzeniu to wiedz, że:
  1. zaraz się pojawi (prawdopodobnie z jakimś dziwnym, wielkim wejściem);
  2. zmajstrował coś i obserwuje to z dystansu;
  3. idź go szukać, bo dzieje się coś niedobrego.
Ma tendencję do wypowiadania nieodpowiednich słów, w nieodpowiednich sytuacjach i nieodpowiednich miejscach. Nie kojarzysz go? To nic, zaraz on cię złapie. Uciekaj.

| Loft na Brooklynie | Kocha herbatę | Bałaganiarz | Dusza towarzystwa | Fajtłapa | Podróżnik | Uzależniony od jedzenia | Zawsze w tarapatach | Kocha modę | Zawsze dobrze ubrany | Niepoprawny filozof |
| Irytująco szczęśliwy |
***
Witam się pięknie i do wątków zapraszam.
Kartę zmienięęęęę za niedługo.


22 komentarze:

  1. [Ojej, już polubiłam Antosia :) Co powiesz na wątek z Kate? ;D
    Mam tylko jedną uwagę - wyjustuj tekst z łaski swojej. Tak ładniej będzie to wyglądać ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Już chyba wszystko jest w porządku :)
    Co do wątku, to może oni by się poznali, kiedy jeszcze Kate uczyła się w AC, bo była naprawdę szaloną istotką, więc mogliby przypaść sobie do gustu. I potem mieli półtoraroczną przerwę, bo Kate się od wszystkich odsuwała i w ogóle, a teraz na przykład Anton może sobie jechać rowerkiem, śpiewając coś fajnego i zobaczy Kate gdzieś na ławce w Central Parku. Ewentualnie mogą spotkać się w bibliotece, ale Central Park daje chyba więcej możliwości rozwoju wątku, tak sądzę. Wybierz coś, dodaj coś od siebie i zacznij, skoro chcesz :)]

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  3. Charlie Warburton27 lutego 2013 19:20

    [Heej, masz ochotę na wątek z Charliem? Z racji tego, że Charlie chadza na imprezy równie często, co Anton, może znają się stamtąd/spotkają się tam? Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Wątek jakiś? Mogę nawet dorzucić powiązanie ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dziękuję, dobry człowieku ^^]

    Central Park rano był opustoszały. Nie było w nim biegających i śmiejących się dzieci ani zakochanych par trzymających się za rączki i kroczących alejkami, wpatrując się sobie nawzajem w oczy. Nie, o tej porze oni wszyscy biegli do pracy, szkoły lub w jakieś inne, tylko sobie wiadome miejsce. Na szczęście dla Kate jej praca zaczynała się trochę później. Inaczej musiałaby dołączyć do tej biegającej grupki, zamiast siedzieć sobie spokojnie w Central Parku, oglądając padające płatki śniegu. Lubiła Central Park. Lubiła jego alejki, którymi rano zwykle biegała (ale nie tego dnia, o nie), lubiła to duże jezioro na środku, lubiła drzewa i lubiła wygodne ławeczki, na których zawsze można było wygodnie usiąść.
    Po kilkunastu minutach spędzonych na bezczynnym przyglądaniu się wszystkiemu, gdzieś z prawej usłyszała znajomy głos. Odwróciła głowę w tamtą stronę, jednak nie widziała nikogo. Jeszcze nie. W dodatku nie umiała sobie przypomnieć, gdzie ów głos słyszała wcześniej.
    A dźwięk (to było "Lemon tree", jak zauważyła z zaskoczeniem) zbliżał się do niej. Nie wiedziała, czy lepiej się schować za ławkę czy uciekać ile sił w nogach, więc cały czas siedziała. Chciała przecież zmierzyć się z własną przeszłością, a głos niewątpliwie do tych przeszłościowych należał.

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  6. [ To podrzucam: kiedyś na jakiejś imprezie/w AC/w kinie/gdziekolwiek spotkała się grupa znajomych. Wśród nich byli Anton i Sara. Dopiero się poznali i zaczęli rozmawiać, cudem wyszło na jaw, iż dziewczę nie ma pieniędzy, a bardzo ich potrzebuje, więc miłosierny Antoś ofiarował jej sto dolarów czy ileś tam. Nie chciała przyjąć, zmusił ją i teraz przychodzi, by oddać mu pożyczone pieniądze.
    Taa, mam nadzieję, że pasuje ]

    OdpowiedzUsuń
  7. Charlie Warburton28 lutego 2013 20:29

    [Nie spodziewałam się, że zaczniesz, w związku z czym jestem niesamowicie zaskoczona i jednocześnie zadowolona :D]

    Charlie lubił wszelkiego rodzaju imprezy nie tylko dlatego, że tam było ciepło i mógł się wyspać na kanapie gospodarza (co zdarzało mu się tylko czasami), ale dlatego, że dobra zabawa była tym, co wszyscy młodzi ludzie tego świata lubią najbardziej. A przynajmniej Charlie lubił dobrą zabawę, wesołych i roześmianych ludzi oraz dużo jedzenia i tańczenia. Dlatego też któregoś wieczoru wybrał się na imprezę do dalekiego kumpla jakiegoś jego znajomego, o której dowiedział się właściwie przez przypadek. W każdym razie wparował do środka i zaczynał się dobrze bawić. Rozmawiał ze wszystkimi, pił, tańczył ze ślicznymi dziewczętami i śmiał z nieśmiesznych dowcipów opowiadanych przez jeszcze-nieznajomych i już-znajomych (wiadomo, alkohol namieszał mu trochę w głowie).
    Nagle, podczas gdy rozmawiał z uroczą blondynką, której na imię było Amy, do sali wparował jakiś chłopak w sombrero, krzycząc coś i wykonując bliżej niezidentyfikowane ruchy. I właśnie jeden z tych ruchów uderzył w kubek trzymany przez Charliego, wylewając jego zawartość na sukienkę rudowłosej dziewczyny stojącej obok.

    [Ej, jest dobrze, nie przesadzaj ;D]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Rower bez uśmiechu mnie rozwalił <3]

    Chyba w tym momencie nie wypadło jej już uciec, prawda? Ani tym bardziej chować się za ławkę lub drzewo. Niee, nie wypadało. Dlatego tez powoli, z ociąganiem, podniosła się z ławki i podeszła do leżącego na ścieżce chłopaka.
    - Przepraszam... - powiedziała cicho, spokojnie. - Nic ci nie jest?
    Pamiętała, jak kiedyś uczyła się całej tej procedury w liceum. Najpierw zapytać, czy ofiara wypadku jest przytomna. Potem... ale chłopak wyglądał na przytomnego. Szczerzył się jak głupi do sera. Zresztą to był tylko upadek z roweru nie wypadek samochodowy ani żaden inny. Mimo wszystko pytanie musiało zostać zadane dla spokoju sumienia panny Sparks. I cały czas miała nadzieję, że on jej nie zna (nie widziała całej jego twarzy, gdyż większość przykrywał rower), a jeśli zna, to że nie pamięta. Niby chciała się pogodzić z przeszłością, ale... nie, tak naprawdę tego nie chciała. Chciała zamknąć się w pokoju i nigdy z niego nie wychodzić.

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  9. [No właśnie. Nie-uśmiechnięty rower jest normalny, więc fakt, że wspominasz o tym, ze jest nie-uśmiechnięty, jest zabawny. Albo to ja mam jakieś wypaczone poczucie humoru. W sumie druga opcja jest bardziej prawdopodobna, więc lepiej o tym zapomnij :D]

    Kiedyś Kate też mogła powiedzieć o sobie, że jest radosną i uśmiechniętą osobą, która w każdej sytuacji potrafi znaleźć powód do uśmiechu. Bo tak było. Kate biegała sobie po całym Nowym Jorku z uśmiechem na ustach, robiąc niesamowicie szalone rzeczy z całymi grupami znajomych. Tak, kiedyś miała znajomych. Teraz jedyną osobą, z która chętnie rozmawiała, był jej psychiatra. No, może jeszcze kilka osób, z którymi pracowała, było całkiem sympatycznych. Jednak starzy znajomi... od nich się odsunęła. Z jednej strony chciała zapomnieć, z drugiej wiedziała, że musi pamiętać.
    Wiedziała też, kim on był. Pamiętała go. Pamiętała jego twarz, ale przede wszystkim pamiętała jego radosne krzyki. Doskonale pamiętała. Wolałaby powiedzieć, że zapomniała, oczywiście, ale pamiętała.
    - Anton - powiedziała cicho, a jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Pozytywnie zakręcony Anton. Tego osobnika nie można było zapomnieć. Zwłaszcza, że prawie się nie zmienił. Dalej tak samo radosny, tak samo pozytywny. Tak samo szalony. Jak ona kiedyś. Chciała, by tamte czasy wróciły, a jednocześnie wiedziała, że to niemożliwe. Za dużo przeszła, za dużo się wydarzyło. - Co u ciebie? Oprócz tego, że właśnie spadłeś z roweru.

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  10. Pomimo wczesnej pory na ulicach już kłębił się tłum nowojorczyków, niektórzy spieszyli się do pracy, inni do sklepu, kilka osób pracowało nad kondycją, a Sara pędziła do zupełnie nieznanego mieszkania prawie nieznanego chłopaka, któremu była winna sto dolarów. Za każdym razem, gdy myślała o udzielonej pożyczce, na jej twarzy pojawiały się rumieńce, skądinąd urocze. Hańba! krzyczały głosy w jej głowie w różnych językach.
    Spojrzała na skrawek papieru z wypisanym adresem Antona. To chyba tutaj. Westchnęła, schowała kartkę do kieszeni kurtki, wcisnęła czapkę na głowie, jakby chciała się pod nią ukryć, po czym weszła do środka budynku.
    Przez całą drogę zastanawiała się, co powie. Dla kogoś innego nie byłby to problem, wystarczy słowo "dziękuję", jakiś uśmiech i można sobie iść, jednak Sara nie była normalna, a już na pewno jej dumie daleko do normalności. Pokonując kolejne stopnie, mijając drzwi zachęcające do wstąpienia w nieznane miejsca, tworzyła kolejne wypowiedzi na temat udzielonej pożyczki. Do żadnej z nich nie mogła siebie dopasować.
    W końcu stanęła przed właściwym mieszkaniem. Wzięła głęboki oddech, spojrzała w górę, na zachętę przewróciła teatralnie oczami. Zapukała.
    - Hańba - powiedziała pod nosem ze złością, przywołując na twarz delikatny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jakby nie można było zapomnieć :P ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Ja? Zawsze XD W szczególności z dawniej poznanymi :) Zacznę, ale powiedz mi... Konkretna znajomość, czy wszystko od nowa? ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [to zacznę od początku, ale uporam się najpierw z zadaniami z matmy :) ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Szkoła taka jak AC była chyba jednym z najszczęśliwszych miejsc, do których trafił. Odcięcie się od rodziny, która i tak miała cię w dupie, było jednym z najwygodniejszych i najlepszych pomysłów poza podjęciem decyzji o studiowaniu w tej szkole. Warto było spojrzeć na ich sine twarze ze zdziwienia. Nadal pamiętał załamany głos matki: ‘-Przecież miałeś iść studiować w Harwardzie! Dlaczego znów stawiasz na swoim?!’. Zawsze robili mu wyrzuty, był ich trzecim synem i jako pierwszy zrezygnował z ułożonego przez nich życia. Chciał robić wszystko sam, dla siebie z drobną ich finansową pomocą. Tak, wykpił się, ale jeśli braciom dawali, to jemu również musieli. Dwoje prowadzących kancelarię prawników do czegoś zobowiązuje. Chociaż do takiej "drobnostki".
    Teraz na szczęście jego życie(mimo tego wypadku) wydawało się naprawdę szczęśliwe i wypełnione. Wiedział, że robi to co kochał od zawsze. Spełniał marzenia w śród ludzi o równie intrygujących zainteresowaniach. Można było to wykorzystać, ale nie w ten podły sposób, jak niekiedy jego wykorzystywano do odrobienia prac. Można było poznać wielu interesujących osobników, którzy z pasją opowiadali o swoich pierwszych krokach w danych dziedzinach, mógł się z nimi dzielić sobą, a oni z nim. To był dobry układ. Nie trzeba było się zaprzyjaźniać, mimo tego, że wokół jego osoby zawsze było pełno ludzi. Często do siebie ich przyciągał, nawet nie zdając sobie o tym sprawy.
    I również dzisiaj tak było. Siedząc na jednej z dziedzińcowych ławek z aparatem w rękach, za raz pojawiło się wokół niego sporo dziewcząt i chłopaków, którzy z wymalowanymi na twarzach uśmiechami prosili o to, by wykorzystać ich wizerunki do nowego projektu przygotowywanego przez dział foto. Wiele osób chciało się wybić w ten sposób. Coś takiego było czymś w rodzaju „reklamy” dla ich twarzy, nawet jeśli zdjęcia nie opuszczały murów szkoły. Takie osoby dostawały w pewien sposób „zieloną kartę”, bo zdjęcia dostawali od ręki, które zarówno jak fotograf mogli wykorzystać do przyszłego port-folio przy poszukiwaniu pracy. No i nie musieli wcześniej opłacać fotografa, który studio miał do dyspozycji o niemal każdej godzinie po uzgodnieniu sprawy z dyrekcją.
    On jednak już znalazł osobę, którą z miłą chęcią wykorzystałby do projektu. Już od przyjścia do szkoły obserwował modeli i modelki i po prostu oceniał umiejętności jakie w sobie doskonalili. Do swojego wybrańca chciał podejść od dawna by zaproponować współpracę, ale napaleni studenci z modelingu, którzy rzucali się dosłownie na każdego fotografa nie dawali nawet chwili wytchnienia pomiędzy jednym, a drugim wykładem.
    Westchnął ciężko łapiąc za oparte o ławkę kule, które nagle zostały wyrwane mu z rąk. Był to jeden z hiphopowców, który zapewne szukając zaczepki spojrzał na niego i postanowił zrobić widowisko.
    -Oddaj to proszę- powiedział spokojnie, powoli podnosząc się z ławki.
    - O jejku, nasza kaleka podniosła się z ławki? To cud! To Cud! On chodzi! Widzicie! On chodzi!- krzyknął łapiąc kule tak jak powinien. Podpadł się na nich i zaczął parodiować chodzącego o nich bruneta.
    -Nie masz kogoś innego, na którym możesz się pastwić?- bąknął powoli idąc w stronę bawiącego się dresiarza. *że tacy chodzą do tej szkoły…* pomyślał sobie przy tym się krzywiąc nieznacznie z przeszywającego bólu w prawej nodze.
    -Wiesz co? Jeśli się przebiegniesz to z miłą chęcią Ci te kijki oddam- zarechotał machając nimi sobie nad głową.
    -Jackson, oddaj mu te kule, przecież wiesz, że koleś ledwo chodzi, a ty go jeszcze wpieniasz swoim durnowatym zachowaniem.
    -Zamknij się!- zwrócił się do średniego wzrostu, ale za to dość wyposażonej w poduszki obronne blondynki – Aronie, Aronie, Aronie… Dla ciebie powinni stworzyć specjalną tabliczkę z napisem „kaleka”- znów wybuchł śmiechem.
    -Oddasz mi te kule, czy masz może coś jeszcze bardziej żałosnego do powiedzenia?- uniósł brwi wyciągając do przodu rękę po swoją własność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Zwrócę ci je, jeśli zrobisz to o co prosiłem wcześniej- podparł się z powrotem na kulach z zaciekawionym błyskiem w oczach.
      -Wiesz, że nie mogę. Jesteś takim idiotą, czy jedynie takiego udajesz?- Aroneal sam się zaśmiał, a z nim kilka osób stojących tuż obok Jacksona. –Naprawdę to nie jest mój dobry dzień i proszę łaskawie, oddaj mi kule- uśmiechnął się swoim jednym z markowych uśmiechów i wtedy zamiast dostać kule do rąk, otrzymał sromotnego kopniaka w żołądek, a za raz po tym "kijki" poleciały pod drzwi wejściowe uczelni.
      -Idź sobie po nie kaleko- warknął na odchodne w towarzystwie swojej śmiejącej się w głos świty.
      -Cholera jasna- jęknął cicho powoli podnosząc się do siadu. Kule były zbyt daleko by do nich podejść, na szczęście znalazła się osoba, która mu je po prostu przyniosła.
      - Dzięki...- powiedział z uśmiechem mimo wcześniejszego zajścia.
      -Właściwie to miałem się Ciebie o coś wcześniej zapytać, ale jakoś okazji nie było... Czy nie chciałbyś może ze mną po współpracować? Mam do zrobienia projekt, a wydajesz się najodpowiedniejszą osobą, o którą powinienem o to poprosić- zaproponował podnosząc z ziemi aparat ze strzaskanym szkłem w obiektywie.

      [W końcu napisałam *.*]

      Usuń
  15. Już chyba zapomniała, jak to jest, kiedy znajomy spotkany przypadkiem w parku wyciąga ją na kawę ot tak, po prostu. Podczas ostatnich miesięcy nikt z nią nawet nie rozmawiał, nie licząc jej ojca i przyrodniego rodzeństwa. I macochy, ale ona, mimo iż sympatyczna, cały czas nie mogła się chyba pogodzić z faktem, iż jej mąż miał córkę z inną kobietą. Nawet biorąc pod uwagę fakt, iż panna Sparks została poczęta, nim Louis, znaczy ojczulek, dowiedział się o istnieniu swojej przyszłej żony. W każdym razie tylko z nimi rozmawiała i prawie nie opuszczała ich domu w Londynie, więc nikt jej na kawę nie zapraszał.
    Uśmiechnęła się i był to uśmiech wesoły, który jednak nie sięgał oczu. Nie tak głęboko, jak robił to kiedyś. Kiedyś śmiała się cały czas, teraz nie robiła tego wcale. Dużo się zmieniło, o tak.
    - Na kawę zawsze chętnie z tobą pójdę - powiedziała, idąc za nim raźnym krokiem. Pamiętała, jak kiedyś często widywali się na różnego rodzaju imprezach, a oprócz tego w Art College, oczywiście, i w parkach, na ulicach i wielu innych miejscach, bo i jego, i jej wszędzie było pełno. Ale to było kiedyś. Teraz trudno było uwierzyć, że Kate znajduje się we własnym ciele, a o wszędobylstwie ciężko było nawet wspominać.

    Kate

    OdpowiedzUsuń
  16. Uśmiechnęła się blado, widząc tak oryginalne powitanie. Jakoś nie było jej wesoło. Hańba, hańba, hańba, hańba. Hańba. Czemu tu jest tak głośno?
    Nieśmiało weszła do środka, rozglądając się dookoła, skrzętnie ukrywając ciekawość. Anton miał całkiem przyjemny loft, może trochę zbyt nowoczesny jak dla niej i zdecydowanie za brudny. Nawet ona, która unikała sprzątania jak ognia, chyba że było konieczne, z chęcią wzięłaby miotłę, ścierkę, jakieś płyny, nie płyny, odświeżacze, czy czego tam idealna pani domu potrzebuje.
    Nie zamierzała zdejmować płaszcza, ale ścisnęła mocniej pasek torby. Tak o. Bez powodu.
    - Nie wiem, czy pamiętasz - zaczęła. Dobry wstęp musi być, nie lubiła walić prosto z mostu, o wiele lepiej czuła się, owijając w bawełnę. Zwłaszcza w stresie. - Kiedyś poszłam do kina z przyjaciółmi i ty też tam byłeś, i się poznaliśmy, i trochę rozmawialiśmy. Niedużo. Tak odrobinę. Właściwie ja powiedziałam kilka słów, ty odpowiedziałeś. Krótko i zwięźle - plotła trzy po trzy. Dlaczego, cholera, nie potrafi się opanować i po prostu wyjaśnić powód swojej wizyty? A podobno takie z niej spokojne dziecko. - I doszliśmy do punktu, w którym ja opowiedziałam ci o mojej... o mojej... sytuacji w tamtym momencie, która nie była zbyt wesoła i zaproponowałeś mi pomoc. Finansową. Jestem ci naprawdę wdzięczna.
    Umilkła. Czekała na jakąś reakcję, znak, że wszystko jest w porządku, że nie uważa jej za wariatkę, za głupią dziewuchę, że wszystko rozumie i że ją pamięta. Więc Sara z lekko uniesionymi brwiami i wciąż tym samym delikatnym, trochę niepewnym uśmiechem patrzyła na chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  17. Charlie Warburton8 marca 2013 21:23

    To chyba też był jeden z tych elementów, za które Charlie kochał imprezy - po prostu cały czas coś się działo i nie było to bynajmniej nic zwykłego, ale szalone wyczyny młodych ludzi chcących się bawić. Charlie roześmiał się, gdy usłyszał propozycję chłopaka, po czym poszedł za nim.
    - Mam nadzieję, iż umie pan tańczyć walca - powiedział spokojnie, ujmując jego dłoń w sposób charakterystyczny dla walca. Na jego ustach cały czas widniał szeroki uśmiech, który był jedną z jego cech rozpoznawczych.

    [Przepraszam za tę długość (a właściwie krótkość), ale weny m dziś brakuje ;c]

    OdpowiedzUsuń
  18. Też się uśmiechnęła. Trochę nieprzytomnie, to prawda, jakby nie wiedziała, w jakiej galaktyce się znajduje, ale przynajmniej przestała rozmyślać o swej urażonej dumie i pożyczce, i braku pieniędzy, i braku pracy, i braku perspektyw na przyszłość, i kryzysie, i zmarłych rodzicach, i zmarłych przyjaciołach, i smutku, i śniegu, którego nie znosiła, a który ciągle spadał z nieba i lądował na brudnych chodnikach. Miała bezsensowne życie, pełne smutku i przeszkód, ale raz na jakiś czas miała ochotę się uśmiechnąć i dalej sobie egzystować bez myślenia o tych ponurych sprawach. Taki dzień właśnie nadszedł. Powinno być wesoło.
    Potarła ramię, patrząc trochę niepewnie na Antona.
    - To bardzo miłe z twojej strony i w ogóle - odparła, po czym rozłożyła ręce. - Ale nie umiem grać w Mario. Właściwie nigdy o tym nie słyszałam.
    Podobno szczerość popłaca. Sara miała nadzieję, że to prawda, bo nie chciała, by nagle zmienił zdanie i kazał jej oddać pożyczone pieniądze, gdyż po pierwsze chyba zapomniała ich z domu, a po drugie były jej ostatnią deską ratunku (musiała sobie kupić nowe, profesjonalne napalcówki, a one są cholernie drogie).

    OdpowiedzUsuń
  19. [Były Noel, obecny Anton nie uwolni się od Sky tak łatwo, o<3 Ja chcę wątka]

    OdpowiedzUsuń
  20. [No dobra, coś wymyślę. Jakoś.
    Skoro Anton uwielbia tak wszystkich zaszczycać swoją obecnością, Sky zapewne kiedyś już dopadł. No i można by założyć, że ona początkowo była do niego negatywnie nastawiona, próbowała się go pozbyć, rzucała sarkastycznymi komentarzami i do tej pory nie przyzna się na głos, że jego towarzystwo tak naprawdę bardzo jej odpowiada i cieszy się, gdy zakłóca jej spokój swoimi dziwnymi pomysłami, ale udaje, że wcale tak nie jest. On za to również przywiązał się do Sky. Można uznać, że zazwyczaj zbyt długo koło kogoś się nie kręci, ale w tym przypadku Anton postawił sobie za główny cel przekonanie do siebie Sky.
    Jest jeszcze wersja, że mógł się kiedyś założyć z kolegami, że się z nią zaprzyjaźni, a może nawet i więcej, tylko to zależy już od ciebie, pierwsza wersja też mi pasuje.
    I co o tym myślisz? Czy wymyślać dalej?]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  21. [Wątek jakiś?]

    OdpowiedzUsuń