WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

sobota, 3 marca 2012

HISTORIA

   Na świecie pojawił się 21 listopada 1991 w – o ironio – Ashland, w stanie Oregon. Właśnie tam spędził większość swojego życia, ganiając po podwórku, nadużywając swojego ukochanego instrumentu, odbijając kauczukowe piłeczki od ścian i całkiem sporadycznym razem w miesiącu wybijając tym sposobem okna. 
Jego rodzinę najlepiej opisać słowem „obojętnie”. Jeanette i Walter denerwowali się tak często, jak uśmiechali, czyli praktycznie nigdy. Wieczny spokój zawierał się w każdym słowie i geście, a wyprowadzenie ich z równowagi praktycznie graniczyło z cudem, toteż Ash w niektórych momentach zaczynał powątpiewać, czy aby nie mieszka z cyborgami, wykiwany przez biologicznych rodziców. W domu Burnettów wszystko sprowadzało się do dwóch gestów – ustawicznego kiwania głową i bezradnego wzruszania ramionami. Zależnie od charakteru informacji, jeden z nich był wykorzystywany, aby obwieścić, iż została ona przyjęta do wiadomości. Niekiedy oba te ruchy były wykonywane jednocześnie.
Dalsza rodzina wcale do małych nie należała, przeciwnie, było tych cioć, wujków i kuzynów całkiem sporo, chociaż Ash nie poznał nawet jednej piątej z nich, bowiem wykruszali się oni w szybkim tempie na skutek chorób i innych nieszczęść. Pogrzeby były najczęstszą rodzinną imprezą. I jak na Burnettów przystało, nawet w takim wypadku ciężko było o małą łzę. „No tak, tak już bywa, każdy kiedyś do tego dojdzieblablabla” doprowadzały go do szewskiej pasji. Zakładał, że nawet gdyby stanął przed szanowną familią i dokonał przed nimi aktu samospalenia, nie zrobiłoby to na nikim większego wrażenia, jedynie nierozgarnięty kuzynek Bob podrapałyby się po głowie i powiedział: „Eej, to chyba trza po straż pożarową drydnąć, nie?”.
Młody Burnett obserwował to zjawisko wszechogarniającej obojętności z rosnącym oburzeniem i gniewem. Jedynie jego siostra, Astrie, powstrzymywała go od zrobienia czegoś głupiego, w zamian za co prawił jej godzinne kazania na temat tego stanu rzeczy. Dziewczyna zgadzała się z nim w zupełności, chociaż nigdy nie rozpoczęła wojny z rodzicami. Po cichu była świadoma, że to niczego nie zmieni. Ash natomiast był przekonany, że gdyby zaczęła z nimi rozmawiać(czyt. robić awantury i dobitnie przedstawiać swój bunt), coś by się jednak zmieniło. Astrie miała bowiem poważną pozycję w rodzinie. Wytrwała, pomocna, uczynna i uparta bardziej niż stado osłów, ale też energiczna i wiecznie uśmiechnięta, zawsze w centrum – nikłego, ale jednak – zainteresowania, z niezłymi wynikami w wielu dziedzinach, była tą cudowną starszą siostrą. Ash nigdy nie był o to zazdrosny; raczej wdzięczny za cień, który mu dawała, bowiem w tym blasku presji i wymagań ze strony nauczycieli pewnie szybko by się wypalił.  Ponadto panna Burnett bardzo lubowała się w podróżach, toteż im starsza była, tym rzadziej można ją było zastać w rodzinnym domu. Ash oczywiście nie był specjalnie zadowolony takim obrotem spraw, ale skoro spełniała swoje marzenia.
Pewnego grudniowego czwartku roku 2009 Astrie wyszła ze swojego mieszkania po raz ostatni. Pijany kierowca.
Zdarza się. Prawda, mamo?
Zdawało mu się, że przestał istnieć. Jego egzystencja przemieniła się w powolne spadanie, każdy dzień był jak długa, mroczna  godzina niekończącej się nocy. Nie potrafił patrzeć na rodziców, którzy, jak zwykle spokojnie, jedli obiad w jadalni. Ash nie zawahałby się powiedzieć, iż się nie przejęli, gdyby ich nie znał. Starał się głęboko wierzyć, że tak naprawdę są poruszeni, tylko tego nie okazują. Jednak kolejne minuty ciszy bez ani jednej łzy zaczęły doprowadzać go do obłędu, toteż spakował manatki i wyjechał do Nowego Jorku. Próbuje zacząć od nowa.

<<< POWRÓT DO KARTY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz