Wypalał
właśnie w spokoju kolejnego papierosa. Właściwie nie znosił palić. Czuł się,
jakby jadł rozżarzone zapałki albo połykał dym z ogniska. Drewniana konstrukcja
leżaka, twarda i bardziej upierdliwa niż zbuntowana nastolatka przed, po i w
czasie okresu, a właściwie to te twarde deski, wszystkie razem i każda z osobna
były upierdliwie twarde, bo cały czas wbijały się w jego ciało. I to wcale nie
było tylko niekomfortowe, ale wybitnie bolesne, bo to jego ciało składało się
głównie ze skóry i kości, bez grama tkanki tłuszczowej. Czerwone odgnioty
czerwieniał jeszcze bardziej, bordowiały, bolały i najnormalniej w świecie
irytowały go. Ale z drugiej strony uczucie pewnego rozbicia i bezradności
zawładnęły nim kompletnie, więc nie wykonał nawet najdrobniejszego ruchu, żeby
zmienić swoje położenie w przestrzeni.
Wypalając
te fajki, jedna za drugą, zastanawiał się, co czują nałogowi palacze, kiedy
odpalają kolejnego papierosa. W końcu zapetował dwudziestą czwartą fajkę z
rzędu i jedyna myśl, jaka przychodziła mu do głowy to taka, że zaraz się
porzyga. Mimo iż z każdą sekundą ta myśl stawała się coraz bardziej
prawdopodobna, on nie zerwał się jak każdy normalny człowiek, nie potknął na
progu i ponownie nie podniósł, a potem nie wpadł z hukiem do łazienki i nie uklęknął
przy toalecie. Był bowiem świadomy, że nie zrzyga się, nie zwymiotuje, czy
nazwij to, Drogi Czytelniku, jak chcesz, w końcu dla jednych wszystko będzie
brzmiało tak samo obrzydliwie, a dla drugich tak samo ludzko. W każdym razie
nie mógł tego zrobić, bo nawet nie miał co zwracać, nie jadł nic od dwóch dni i
na zmiany w tym temacie się nie zanosiło.
Niebo
pociemniało, poszarzało, zmieniło swoją barwę na taką, która odbierała humor.
Bo kiedy wstaje się rano i otwiera oczy w lipcowy poranek, to raczej ma się
nadzieje, że gdzieś tam za oknem jest błękitne niebo, słońce i ani grama chmur.
I właściwie ci mieszkańcy, którzy na to liczyli, nie zawiedli się, jeżeli
wstali około godziny szóstej rano. Dopiero o godzinie ósmej mogli być trochę
rozczarowani. Zaczęło bowiem mżyć, kropić, a prościej mówiąc z nieba zaczęła
sączyć się woda. Osiadała na „niedbałych” puklach przygotowywanych „niedbale”
przez dwie godziny, nażelowanych irokezach, łysinie, ubraniach, butach,
chodnikach, samochodach i wszędzie, gdzie tylko mogła.
Lubił,
kiedy padało, jednak ostatecznie był zmuszony do wykonania jakiegoś ruchu, a
nawet kilku. W końcu znalazł się w pokoju, zraszając podłogę kilkoma chłodnymi
kroplami. Zastanawiał się przez chwilę, jak bardzo brudny musi być ten deszcz,
ale ostatecznie porzucił te myśli na rzecz ważniejszych. Zerknął na kalendarz,
a resztki beznadziejnego humoru zniknęły tak nagle, jak się pojawiły. Dzień
szesnasty lipca był zaznaczony ogromnym, czerwonym kołem. I pomyśleć, że w
zeszłym tygodniu nie mógł się tego doczekać, a teraz z zupełnym
pseudowyluzowaniem wypalił paczkę fajek! Obok, ohydnym pismem, ale naprawdę
trzeba zwrócić na to pismo uwagę, było tak mało eleganckie, litery pewnie
pisane w jakiś ogromnych emocjach były powyginane wręcz we wszystkich kierunkach,
układały się w dwa wyrazy – „PRZYLOT EULALII”.
***
Nie trzeba chyba opisywać radości Istvana zwanego
Valentine’em, kiedy ujrzał swoją anielską siostrzyczkę. To dziecię było dla
niego tak niezwykłe, jakby faktycznie było chodzącym cudem. Gdyby ktoś kazał mu
ją opisać, stwierdziły, że Eulalia to... po prostu Eulalia oraz nigdy nie
spotkał i pewnie nie spotka kogoś takiego. Kochał w niej wszystko, od stóp,
przez każdy zakamarek dziecięcej duszy, aż po sam czubek głowy, po najbardziej
odstający włos.
Cały
dzień upłynął na radosnych powitaniach, radosnych słówkach, radosnych
opowiadaniach, radosnych uśmiechach i wszystkim tak radosnym, że aż dziw, iż od
tej radości jeszcze nikt nie zwymiotował. Jasnowłosy miał małe zawroty głosy,
ale to raczej z powodu braku snu i jedzenia, niż nadmiaru szczęścia.
Po
powitaniach przyszedł czas na pożegnanie z dziadkami, którzy chcieli robić jako
eskorta dla siedmiolatki, ale pozostanie w Nowym Jorku jakoś nie bardzo im
pasowało, więc wrócili pierwszym możliwym lotem.
Tym oto
sposobem panienka Krasznahorkai i jej brat mogli spędzić dwa tygodnie w
ciepłej, bratersko-siostrzanej atmosferze, jeść tony ciasta bananowego, oglądać
kreskówki, układać puzzle, chodzić na spacery do Central Parku, bawić się we
fryzjera, kosmetyczkę i robić wszystko, co im przyszło do głowy i było w miarę
bezpiecznie.
[Rozdział wyszedł jak wyszedł.
Właściwie nie trzymałem się żadnej koncepcji. Nie jestem z tego jakoś
przesadnie zadowolony, niektórym(albo wszystkim...) tekst wyda się dziwny.
Zazwyczaj nie piszę takim stylem, ale chciałem spróbować. A tak poza tym,
traktuję to jako małą rozgrzewkę przed napisaniem czegoś lepszego. Mam
nadzieję, że szybko mnie natchnie. Pozdrawiam.]
[Przeczytałam. Nie wiem, czy zrozumiałam, bo jest późna godzina. Ale przeczytałam i podobało mi się, mimo kilku (a nawet kilkunastu) błędów. Głównie interpunkcja, brak ogonków ("ę") i jakieś tam literówki, nic wielkiego. Ale mnie się rzuciło w oczy. Może za bardzo się czepiam.
OdpowiedzUsuńOprócz tego było całkiem fajnie. Życzę szybkiego natchnienia ;D]
[Tak, przyznaję się bez bicia, że pisane na szybko i bez porządnego sprawdzenia.
UsuńDziękuję.]
[ Skoro zazwyczaj piszesz w innym stylu i ta notka to tylko rozgrzewka przed opublikowaniem czegoś lepszego, to z niecierpliwością czekam na kolejne części historii o Istvanie.
OdpowiedzUsuńByło w porządku, bez żadnych rewelacji, ale fajnie i na pewno lepiej niż połowa romansów i innych powieścideł, czy jak to się nazywa. Błędów nie zauważyłam, ale prawda jest taka, że ich nie szukam. No. To tyle. Było fajnie. :)
A, i jeszcze jedno! Dzięki wszystkim, że piszą ]
[Dziękuję :)]
Usuń[Całkiem fajnie, ja błędów również nie zauważyłam (ale zawsze byłam ślepa na literówki itp. możliwe że mam dysleksję/ dysortografię czy coś ^^). Ogólnie to nie mogę się doczekać dalszej historii. Tak w ogóle jak czytałam 3 pierwsze akapity do głowy przychodziło mi tylko słowo 'absurd' ;)]
OdpowiedzUsuń[Dziękuję :) Absurd to odpowiednie słowo.]
Usuń[A ja powiem tyle: Eulalia <3]
OdpowiedzUsuńTu Liliana Windrose, zapomniałam się przelogować.
Usuń