WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

czwartek, 28 czerwca 2012

207. Dwa.

27.05.2012r., godzina 20:21
                 Stoję nad przepaścią. Ledwo widzę jej dno i ledwo łapię powietrze w płuca. Oblizuję suche  wargi, mrugam piekącymi oczami, a serce bije z taką siłą, jakby chciało zetrzeć płuca na drobny mak. Stoję nad przepaścią, bez ruchu, patrzę daleko w przestrzeń. Wielki Kanion. Widzę wpół zasuszone drzewo, z którego nagle wylatują dziwnie kolorowe ptaki, widzę strumień, w którym płynie dziwnie biała woda, i słońce. Słońce, niepokojąco rażące. Zbliża się w moją stronę… Spada z nieba? Oddycham płytko. Słońce nagle gaśnie, potem roztrzaskuje się pod moimi bosymi stopami. Depczę to. Depczę okruchy szklanego słońca.
                 Tam! Tam jest księżyc. Widzę kratery, zielone kropki, przypominam sobie, jak w dzieciństwie przypominały mi twarz człowieka, który ziewa. Ja sam ziewam. A potem drugi raz, kierując dłoń w stronę suchych warg, a wtedy czuję coś dziwnego. Patrzę na opuszki swoich chudych palców, widzę wystające z nich drobniutkie, czarne kolce
                 Wtedy zamykam oczy, a zaraz znów je otwieram. Widzę piękną dziewczynę o ciemnych włosach, która idzie w moją stronę. Uśmiecha się, ale z każdym jej krokiem  uśmiech przestaje być przyjazny. Śpiewa. Z jej ust wydobywa się anielski ton. Tkwię niczym kołek wbity w ziemię, a ona bliżej jest i bliżej, szczerzy się przerażająco, ukazując rząd dziwnie długich, poplamionych na czerwono zębów. Jej piękne włosy falują na wietrze, unoszą się i spadają kaskadą na szczupłe ramiona. Jest kuso ubrana, niemal naga. Nie kusi mnie. A może kusi…? Wyciąga dłoń. Nie ruszam się z miejsca. Zamykam oczy.
                 I otwieram je ponownie. Widzę mężczyznę. Jest gruby, jest dziwnie okrągły i próbuje iść prosto, ale jego stopy zapadają się w miękki, jasny piasek. Jest gorąco. Jakby paliła mi się skóra. Czuję, że drobne ziarenka z wiatrem uderzają w moją klatkę piersiową. Wieje tak mocno, że mężczyzna zatacza się. Stoję. Dlaczego się nie zapadam? Coś nieprzerwanie kłuje mnie w bose stopy i rani je do krwi. Rozbite słońce. Pot leje mi się z czoła, włosy przyklejają się do twarzy… A mężczyzna? Mężczyzna topi się. Widzę, jak jego ciemna skóra spływa, tłuszcz leje się i miesza z piaskiem. Nawet nie zauważam, kiedy znika. 
                 Zamykam oczy. Otwieram oczy. Zamykam oczy.


                 Dwudziesty siódmy maja. Albo stycznia. Niebo było bezchmurne, zachodzące słońce raziło niemiłosiernie, przebijając się smugami przez srebrne żaluzje w salonie. Mieszkanie stanowiło chaos, światła były zgaszone, a z zewnątrz  docierają resztki  codziennych hałasów Chinatown. Nie zwracał na nie uwagi. Nigdy nie zwracał na nie uwagi.
                 Było jak za pierwszym razem. Lekarze mówili, że dawka powinna być śmiertelna, ale chłopak był silny i jakoś się wylizał.  Był silny. Silny fizycznie i psychicznie, tak przynajmniej przypuszczał. Później trafił do punktu wyjścia. Po raz drugi sięgnął po „pierwszego jointa”. Teraz zbliżał się ku końcowi. Mieszał. Ryzykował. Eksperymentował. Szkoda, że obok nie było nikogo, kto czuwałby i się martwił. Prawdziwego kumpla. Dziewczyny. Matki.


27.05.2012r., godzina 20:21
                 Wolfie otworzył drzwiczki lodówki, żarówka zalśniła posłusznie. Z świstem łapał powietrze, wargi miał zaschnięte, oczy niby rozgrzane kamyki, a serce młotem waliło mu w piersiach. Patrzył. Patrzył na powoli gnijące liście sałaty, na półpełną butelkę mleka i ser, na którym zdążyły się już pojawić zielone kropki. W tle głośno grał telewizor, niosąc po pomieszczeniu echo fatalnego śpiewu jakiejś zwykłej, ciemnowłosej niewiasty z aparatem ortodontycznym  w piosence zespołu Queen, a przepalona żarówka stoczyła się ze stołowego blatu i roztrzaskała się na podłodze. Później została podeptana bosymi stopami i szklanych okruchów jakby ubyło. Ubrania, dużo ubrań, butelki, strzykawki, tabletki, zapałki i tabletki, strzykawki, butelki, ubrania, dużo ubrań. A pośrodku Wolfie, wciąż odrobinę zgarbiony i patrzący na wnętrze lodówki. Oczy miał ciemno podbite, policzki zapadnięte, włosy przetłuszczone i rozczochrane, a koszulka przyklejała się do jego mokrego od potu ciała. Ziewnął. Wcale nie był zmęczony. Ziewnął raz jeszcze, niezdarnie przykładając dłoń do ust, a jego palce napotkały ostry, kilkudniowy zarost. Rozległ się pisk mikrofalówki, w której stopiony ser spłynął z czerstwej bułki. Żadnego impulsu, żadnego szoku ani nawet najmniejszego ruchu. Lodówka. Otwarte drzwiczki. Zamknięte drzwiczki. Otwarte drzwiczki. Zamknięte drzwiczki.

Here we go again watching the moonlight conquer
Here we go again watching a thousand monsters
You say it never ends, asking for wasteland answers
You're waiting for the friends, but they ring up and cancel

[Przybijam piątkę, jeśli ktoś ogarnął moją koncepcję, która jest czymś zupełnie dziwnym nawet dla mnie. Nie wyszło tak, jak chciałam, ale... ALE JEST. Po raz drugi nie wnoszę nic do życia Wolfiego, po prostu brak mi jakiegoś ogólnego planu. 
Jutro (dzisiaj ;D) zajmę się odpisywaniem, bo wreszcie rozpoczęły się moje WAKACJE <3

Zapraszam do nowych wątków, bo stare jakoś się wykruszają, no i przydałoby się wreszcie sklecić te powiązania! ;)

P.S.    W sprawie moich powtórzeń, dzikich inwersji i tym podobnych spraw - wszystkiego jestem świadoma, wszystko, zamierzone lub nie, jest wyznacznikiem mojego specyficznego stylu, do którego po prostu trzeba przywyknąć.]

4 komentarze:

  1. [DOBRZE. Bądź zadowolona. ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Po pierwsze, zmusiłaś mnie do znalezienia słuchawek w chaosie mojego biurka. Opłacało się.
    Po drugie, rozdział jest przecudowny. Generalnie uwielbiam psychodeliczne notki, ale to już chyba pisałam. A ta jest niesamowita i... brak mi słów. Chyba powinnam wreszcie iść spać.
    Po trzecie, zdemotywowałaś mnie do pisania mojego rozdziału, który przy tym wydaje się beznadziejny. Ale mam już ponad dwie strony, więc go dokończę. Chyba że akurat nie będę mieć nastroju. Nieważne.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Kocham twoje notki *.* Mogę i czytać i czytać i upajać się psychozą xD]

    OdpowiedzUsuń
  4. Sara Carmichael28 czerwca 2012 19:08

    [ Napisałabym "lubię to", ale za bardzo kojarzy mi się z facebookiem, więc udajmy, że tego nie ma.
    No i co mam powiedzieć? O wszystkim wspomnieli już moi przedmówcy. Notka wspaniale napisana, z pomysłem i szlag mnie trafia, bo ja tak nie umiem *płacze*
    I podobają mi się tytuły :) ]

    OdpowiedzUsuń