- Czego??
- Isabella, co tam u ciebie? Jak się czujesz?
- Jak się czuję? A od kiedy cie to obchodzi? Jakoś nie przypominam sobie żebyś pytała jak się czuję kiedy odbijałaś mi chłopaka! Więc dlaczego teraz cię to obchodzi?
- Och... To z Tomem było dawno. A obchodzi mnie, ponieważ jesteś moją przyjaciółką.
- Och... Naprawdę uważasz sie za moją przyjaciółkę? Przyjaciółka nigdy nie wyjeżdża po kryjomu do Meksyku dla jakiegoś chłopaczka! Przyjaciółka nigdy nie zostawia przyjaciółki w trudnych chwilach! Gdzie byłaś jak nie mogłam się pozbierać po stracie Toma? Ach... No tak zapomniałam. Byłaś z nim! Jak mam ci teraz ufać?
- Nie wiem, ale wiem że bardzo mi zależy żeby się z tobą przyjaznić. Wiesz że kocham cię jak siostrę.
- Wiem. Ale naprawdę muszę już kończyć. Zadzwoń jak będziesz miała chwilkę. Okey?
- Dobrze.- bip, bip, bip. Rzuciłam telefon na łóżko. Wiedziałam że Steve nie zadzwoni. Nigdy tego nie robiła. Szczerze to mi jej trochę brakowało. Siedziała gdzieś w Meksyku i organizowała śluby. Jasne że to spełnienie jej marzeń, ale czemu mnie zostawiła? Do tego ta sprawa z Tomem. Myślałam że jej nie wybaczę, a tu proszę. Bach... Dzwoni i wszystko jest dobrze. Jak dawniej, kiedy jeszcze mieszkała w Nowym Yorku. Odrzuciłam od siebie złe myśli i przeszłam tanecznym krokiem do kuchni. Zrobiłam sobie kawę, którą próbując pić gorącą sparzyłam sobie język. Myśląc co będę dziś robić, wróciłam na balkon. Usiadłam na krześle. Było już nagrzane słońcem. W głowie miałam już tysiące pomysłów na cały dzień, lecz wiedziałam że na większość z nich mnie nie stać. Kończąc kawę, wstałam i zostawiając kubek na balkonie poszłam sie ubrać. Było gorąco, więc mogłam sobie pozwolić na coś kolorowego. Wyciągnęłam sukienkę w kwiaty. Ubrałam ja na siebie. Do tego czarny pasek. Wyglądało ładnie. Teraz mogłam wyjść gdziekolwiek, lecz było trochę za wcześnie. Chciałam jak najszybciej wyrwać się z domu. Nie wiedziałam jednak gdzie miałabym pójść. Po dłuższej chwili namysłu chwyciłam torebkę i wybiegłam z domu. Wolnym, leniwym krokiem kierowałam się w stronę piekarni. Byłam głodna a w domu nie zjadłam śniadania. Minęłam kiosk z gazetami, księgarnie i moim oczom ukazała sie piekarnia. Pchnęłam lekko drzwi, lecz te i tak zaskrzypiały.
Za ladą stał nie kto inny, ale Tom. Mój były chłopak Tom.
- Cześć, Tom. Francuzką bagietkę, poproszę.
- Hej, Isabella. Już się robi. Coś do tego?
- Nie, dzięki.
-Jak studia? Słyszałem że jesteś na trzech kierunkach.
- A... tak. To prawda. Ale jest dobrze. Gorzej z kasą, nigdzie nie mogę znalezć pracy, a pieniądze sa mi teraz bardzo potrzebne. Nie wiesz czy nie szukają gdzieś pracowników?
- Wiem że Bill chce kogoś zatrudnić w piekarni. Ma za mało pracowników. Jeśli chcesz mogę z nim pogadać.
- Naprawdę? Zrobiłbyś to dla mnie?
- Jasne, w końcu się przyjaznimy, no nie?
- No tak. Dziękuję ci bardzo. Ile płacę?
- To na mój koszt. Przyjdz jutro to powiem ci co z tą pracą. Dobra?
- Dobra. Lecę i nie przeszkadzam. Papa.
- Cześć.
Wyszłam szczęśliwa z piekarni. Promienie słońca grzały moją twarz a leciutki wiatr rozwiewał moje włosy. Czułam że wszystko się ułoży.
[Bardzo fajny rozdzial. Mimi iz nie przepadam za narracja pierwszoosobowa, te notke czytalo sie calkiem przyjemnie. Gratuluje!]
OdpowiedzUsuńDzieki wielki. Bardzo sie starałam aby wyszło jak najlepiej.
Usuń[Z całym szacunkiem i nie w złej intencji to mówię, ale jednak, mogłabyś pisać zdania bardziej rozbudowanie i złożone. Czytałoby się zdecydowanie lepiej, a i notka byłaby trochę dłuższa. Ogólnie źle nie jest, ale niestety muszę marudzić, gdy mnie coś irytuje.]
OdpowiedzUsuńDzięki za radę co do zdań. Na pewno skorzystam.
Usuń