Dla całej mej przecudownej klasy.
Może nie zawsze to okazywałam (Reguś, przecisnąłeś się? Gratuluję, to musiał być wielki wyczyn!), ale kocham Was wszystkich i pozostaniecie w moim serduszku na zawsze.
Tęsknię za Wami!
*płacze*
Jak ja sobie poradzę bez Was?
¿De solitario?
¿De solitario?
~~~~~۞~~~~~
- To dla ciebie
– powiedziała, podając blondynce płytę. Dziewczyna wzięła ją do rąk i dokładnie
obejrzała. Dostała właśnie krążek Iron Maiden. „Piece of Mind” z tysiąc
dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego roku. – Przesłuchaj czwartego utworu.
Przesłuchaj uważnie. I jeśli masz umrzeć, zgiń w walce.
- Numer dwa dziewięć dziewięć dziewięć – z
głośnika rozległ się głos zmęczonej kobiety.
Dziewczyna ubrana w białą paczkę romantyczną
wstała błyskawicznie i poprawiła fałdy spódnicy. Strzepnąwszy niewidoczny kurz,
odetchnęła głęboko kilka razy i zniknęła za czarnymi drzwiami opatrzonymi
tabliczką z napisem „Sala Przesłuchań”. Niżej widniała kartka przyklejona do
drewna taśmą klejącą. Głosiła „Zachowaj ciszę! Trwa przesłuchanie”.
Panna Sparks
leżała na łóżku w szpitalu psychiatrycznym, nudząc się niemiłosiernie. Sala
taneczna była zajęta przez jakąś grupę, a do biblioteki o tej godzinie wejść
mogli tylko lekarze i inni pracownicy. I biedna Kate nie miała co robić. A, jak
wiadomo, gdy nie mamy co robić, zaczynamy intensywniej myśleć, przypominać
sobie sytuacje, które dawno się już wydarzyły, lub tworzyć w głowie scenariusze
swojej przyszłości.
Jednak nie było
jej to dane. Nim zdążyła zanurzyć się we wspomnieniach jak w nieprzyjemnie
zimnej wodzie, do jej pokoiku ktoś wszedł. Na początku dziewczyna sądziła, iż
to tylko pielęgniarka przynosząca jej jakieś leki, o których zapomniała, albo
coś takiego. Wszelako osóbka ta nie podeszła do niej z radosnym uśmiechem na
ustach, tylko zatrzymała się tuż za drzwiami.
- Kate –
odezwała się rozkazującym głosem. Głosem, który niewątpliwie znała i za którym
tęskniła. Usiadła na łóżku, spoglądając na nowoprzybyłą. Nie pomyliła się. W
drzwiach jej pokoju stała…
- Lizzy? –
szepnęła Kate cichutko, otwierając szeroko zielone oczęta.
- Nie
powiedziałaś mi, że jesteś w psychiatryku – rzuciła oskarżycielskim tonem
Elizabeth Riordan (z domu Collins), najlepsza przyjaciółka panny Sparks z
liceum. – Rozmawiałyśmy tydzień temu, a ty powiedziałaś, że wszystko jest
dobrze, że siedzisz sobie właśnie w domu i że zaraz idziesz do AC, więc musisz
kończyć. Jesteś kłamczuchą, wiesz? Kolejną pieprzoną kłamczuchą! Nawet nie
pozwoliłaś mi martwić się o ciebie! Nie masz pojęcia, jak się zdziwiłam, kiedy
przyszłam do ciebie i ciebie tam nie było. Twoja ciotka oczywiście powiedziała
mi, gdzie jesteś. Dodała też, że od prawie dwóch miesięcy. Tak, Kate, jesteś
tutaj od dwóch miesięcy, a przez ten czas rozmawiałyśmy jakieś tryliardy razy.
I ani razu nie wspomniałaś, że mieszkasz w psychiatryku i że masz depresję. Ani
jeden raz! Czasami zachowujesz się głupiej, niż naprawdę jesteś. Gdybym
wiedziała wcześniej, już dawno by cię tu nie było. Przecież szpital
psychiatryczny nie jest odpowiednim miejscem dla dziewiętnastoletniej
dziewczyny. Kate, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji?
Milczała.
Chciała, nawet bardzo, powiedzieć coś Lizzy. Powiedzieć jej, że nie chciała jej
martwić, że to tylko przejściowe, że tak naprawdę czuje się dobrze, ale nie
była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. W jej gardle pojawiła się wielka
gula, a po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy. Nie lubiła okłamywać
Elizabeth. Nigdy jej się to nie udawało, a przynajmniej nie wtedy, gdy
przyjaciółka mogła zobaczyć jej oczy. Jako jedyna potrafiła czytać z nich jak z
otwartej księgi. Nawet gdy Kate bardzo się starała, nawet jak powtarzała to
kłamstwo codziennie wszystkim, Liz i tak potrafiła je dostrzec.
Na szczęście
telefony nie mają oczu.
Otworzyła usta,
jednak nie wydobyło się z nich żadne słowo. Zamiast tego po jej policzkach powoli spływały łzy. Lizzy podeszła do niej i objęła ją.
- Co się stało,
kochana?
I Kate jej
opowiedziała.
- Numer trzy zero jeden sześć.
Tym razem wstał chłopak. Wysoki, przystojny.
Wysportowany. Uśmiechnięty. Pewny siebie i swoich umiejętności. Z luzem
podszedł do przesłuchania. Jak się uda, to się dostanę, a jak nie –
zostanie mi zmywak. Proste – mówił przez
ostatni tydzień do swoich przyjaciół. Uśmiechał się przy tym.
Otworzył drzwi, wykonawszy uprzednio perfekcyjny
obrót. Jedna z dziewcząt roześmiała się, a mężczyzna posłał jej przez całą salę
całusa
A więc doszła i kolejna cecha bruneta – był
flirciarzem.
Pierwsze
rzucało w oczy się okno. Nieduże, lecz jedyne źródło światła w pomieszczeniu, zasłonięte
było delikatnie jasną firanką. Tworzyło to tajemniczy, a jednocześnie pogodny
nastrój. Dopiero chwilę po wejściu oczy przyzwyczaiły się na tyle, by zobaczyć
całą resztę pomieszczenia znajdującą się trochę w cieniu. Składały się na nią
przede wszystkim duże łóżko przykryte kwiatową narzutą, lecz także stare biurko
i niewielka szafa na ubrania.
Ściany wykonane
były z dębowego drewna. Na każdej z nich znajdowały się obrazki – zasuszone
kwiaty, szkice wykonane węglem i malunki farbami. Na jednej wisiało też zdjęcie
bawiącego się kociaka.
Całość
prezentowała się przyzwoicie. Całkiem przyjemnie było wejść do tego lekko
ciemnego pomieszczenia, choć dla przeciętnego obserwatora nie opłacałoby się
wspiąć po tylu schodach tylko po to, by zobaczyć tak mały i skromny pokoik na
poddaszu. Kate jednak była zadowolona.
- Tu będę
mieszkać? – zapytała cicho, nie chcąc burzyć ciszy panującej w pomieszczeniu.
- Właściwie tak
– odparła Elizabeth. – Masz jeszcze kuchnię i łazienkę. I jeszcze jeden pokój.
Jest całkowicie pusty. Tylko ściany, podłoga i wielkie okno.
- Do tańca?
- Yhym.
- Numer trzy jeden osiem siedem.
Dziewczyna, która wstała tym razem, wydawała
się pozbawiona jakiejkolwiek energii. Podchodziła do drzwi, szurając nogami, a
do tego patrząc w podłogę. Nawet jej ciemne włosy wyglądały jak skamieniałe. Wejście
otworzyła delikatnym pchnięciem drobnej dłoni. Prawie jak umarła przedostała
się na drugą stronę.
Jej twarz nie wyrażała zupełnie żadnych
emocji – nie widać było na niej radości ani smutku, spokoju ani zdenerwowania.
Nałożyła na siebie tylko szczelną maskę, jakby chciała uciec od całego świata.
- Musisz
znaleźć pracę.
- Ooo,
chciałabym. Ale kto przyjmie dziewczynę z rozdwojeniem jaźni? Liz, bądź
poważna! Przecież nie wiem nawet, kiedy tak naprawdę jestem sobą, a kiedy nie. Może
i Susan pojawia się coraz rzadziej, ale wciąż się pojawia. Nikt nie da mi
pracy. Nawet jako kelnerka.
Tajemniczy
uśmieszek na ustach Lizzy pojawił się już podczas jej wypowiedzi. Pojawił się i
nie znikał. A Kate wiedziała już, iż przyjaciółka czuje się z siebie
zadowolona, gdyż najprawdopodobniej znalazła coś interesującego dla panny
Sparks. Pewnie nie zastanowiła się nad tym, że nikt nie będzie chciał zatrudnić
chorej psychicznie dziewczyny.
- Rozmawiałam z
pewnym dyrektorem – powiedziała jednak pani Riordan. – Zgodził się, żebyś tam
pracowała, jeśli tylko przejdziesz przesłuchania.
-
Przesłuchania? – brew Kate uniosła się wysoko. – Masz na myśli…
- Taniec. Tak.
Zatańczysz coś, wygrasz i do końca życia będziesz mogła robić to, co kochasz.
Co ty na to?
Elizabeth była
bardziej niż podekscytowana. W jej oczach błyskały radosne iskierki, kiedy
opowiadała o swoim planie przyjaciółce. Najprawdopodobniej zmienianie życia
Kate stało się jej nowym hobby. Nie dość, że znalazła jej mieszkanie, teraz
chciała załatwić jej pracę. Była najlepszą przyjaciółką, na jaką mogła panna
Sparks trafić.
- Skoro się
zgodził… Wiesz, naprawdę chciałabym coś w życiu robić. Siedzenie całymi dniami
jest bardziej depresyjne niż cokolwiek innego.
- Numer trzy dwa dwa osiem.
Nie pisnęła z zachwytu, gdy wyczytano jej
numer. Nie podskoczyła dwa razy z radości, nie roześmiała się wesoło. Tylko
wstała spokojnie, a jej serce zabiło dwa razy szybciej. Wzięła głęboki oddech i
otworzyła drzwi.
Przedstawienie miało się zacząć.
CIĄG DALSZY NASTĄPI
(chyba)
POSŁOWIE:
Haha,
a więc skończyłam ten rozdział. Pozwólcie, że nie wypowiem się na temat
tego, jak bardzo żałosny jest. Generalnie przekazałam chyba to, co
chciałam przekazać, a przynajmniej mam taką nadzieję. W każdym razie
kiedyś napiszę drugą część, aczkolwiek nie spodziewajcie się jej w
najbliższym czasie. Może za miesiąc. Albo za rok. Może wcale. Ale to
nieważne.
W każdym razie, Kate nie mieszka już w psychiatryku i może będzie mieć pracę. Nowa karta pojawi się po drugiej części, bo po pierwsze, nie mam na nią weny, a po drugie, nie będzie mi się chciało jej pisać drugi raz. Leń ze mnie.
W każdym razie, Kate nie mieszka już w psychiatryku i może będzie mieć pracę. Nowa karta pojawi się po drugiej części, bo po pierwsze, nie mam na nią weny, a po drugie, nie będzie mi się chciało jej pisać drugi raz. Leń ze mnie.
O,
jeszcze jedno. Wesołych wakacji Wam wszystkim! (Hihihi, zdanie, w
którym wszystkie wyrazy zaczynają się na "w". Podoba mi się! ;D)
No.
Mam nadzieję, iż nie pozasypialiście podczas czytania.
Mam nadzieję, iż nie pozasypialiście podczas czytania.
[ Nareszcie nowa notka!
OdpowiedzUsuńA mnie się podobało i to wcale nie jest żałosne. Zwłaszcza fragmenty o przesłuchaniu pisane kursywą. Ciekawy pomysł, tak swoją drogą. I miło, że sKejcik nie jest już w psychiatryku, bo mam wrażenie, że nawet biedna Sarunia przez to świra zaczęła dostawać.
I dziękuję za dedykację *uśmiecha się, ocierając łezkę*
I weź zrób tę kartę! ]
[ Pierwsza! ]
Usuń[Dziękuję, Pierwsza Komentatorko Mojej Pierwszej Notki na Blogspotowym Art College(w skrócie PKMPNnBAC). Kartę zrobię, musisz tylko trochę poczekać. Bo wiesz, na razie ma dwa zdania. Zacytuję: "Tutaj miało być coś inteligentnego, ale nie wyszło. Ojej, jakie to smutne".
UsuńWłaśnie. Wena na pisanie KP mnie opuściła. Ale na drugą część notki mam pomysł, więc postaram się sprężyć w tym tygodniu. A jak już ją napiszę, wezmę się za kartę i opublikuję jednego dnia. Pasuje? ;D]
[ Nie. ]
Usuń[To już Twój problem, kochana. Ja tak właśnie zamierzam zrobić.]
Usuń[ A weź opublikuj tę kartę z tym pierwszym zdaniem, które napisałaś... Fajnie będzie! ]
Usuń[Okej.]
Usuń[Będę płakać, bo... za krótkie! Ja tu się wciągam i nagle koniec. Bezczelne! xD Swoją drogą ciekawy pomysł i wykonanie. Ale Susan nadal jest moim miszczem, co by nie było.]
OdpowiedzUsuń[Nie miałam weny na więcej, szczerze mówiąc. Ale kiedyś pewnie wrzucę coś kilkunastostronicowego, specjalnie dla Ciebie ;D No i dziękuję bardzo za miłe słowa.]
Usuń[Popieram Sarę - momenty kursywą the best i popieram Amelie - ZA KRÓTKO :< A swoją drogą bardzo fajnie, że notka coś wnosi że pokazuje jakiś postęp w życiu Kate, bo moje notki... no, stoją w miejscu :D No to co, pozostaje czekać na ciąg dalszy! Niech wygra, proszę ;<]
OdpowiedzUsuń[Mnie tam się podobają Twe nic niewnoszące notki. No i dzięki ;) Ale nie powiem, czy wygra, bo to nie czas i miejsce na spoilery. A tak poza tym, to sama się jeszcze waham.]
Usuń[Fajny rozdział. Naprawdę. Szkoda, że nie wszystko jest zawarte tutaj, tylko cdn., ale rozumiem - sama wciąż nie dokończyłam rozdziału "Never cared for what they do", wiec wiesz ;>
OdpowiedzUsuńWGL TO CHCIAŁAM ZLAJKOWAĆ TWÓJ KOMENTARZ, PO CZYM PRZYPOMNIAŁAM SOBIE, ŻE TO NIE FEJSBÓG... jestem beznadziejną istotą.
Nie musisz tęsknić za klasą (anyway: dziękować za dedykację ^^), bo przecież widzisz ją prawie codziennie. W piątek, w niedzielę, dziś, a potem w środę. Widzisz, jak fajowo..? Ach, tak, zapomniałam, że Was nienawidzę, ale tutaj zrobię wyjątek: KOCHAM CIĘ! <3]
- Nikuś (jak pies Michała P. -,-)
[Dzięki, Nikusiu! ;D
UsuńCo do części - nie miałam weny na więcej, jak już pisałam wcześniej. Dlatego też KP sKejcika wygląda teraz tak, jak wygląda, ale to nieważne. W każdym razie pracuję nad drugą (yhym, jasne) i powinna się pojawić... kiedyś.
A tęsknienie... pisałam to w niedzielę, a wtedy Was jeszcze nie widziałam. A teraz, jak się widujemy (i piszemy na fb, jea!), jest git. Chyba. No. Koniec tematu.]