WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Soldier



Anthony Maximilian Turner

Ogólnie:
urodzony dwudziestego września dwadzieścia trzy lata temu
student na wydziale grafiki komputerowej
wychowany w Londynie
zamieszkuje małe mieszkanie na Brooklynie


Od Londynu, przez Afganistan i Hiszpanię, aż do Nowego Jorku.
Czyli historia żołnierza, zwanego Boomer.

Historia tego chłopaka nie jest jedną z tych, które opowiada się dzieciom, żeby umilić sobie rodzinny czas. W zasadzie nie jest historią, którą w ogóle kiedykolwiek się opowiada. Dlaczego? Nikt tak naprawdę nie zna jej całej.
Kto wie jak znalazł się w Nowym Jorku? Ludzie myślą, że jest jednym z tych studentów z wymiany zagranicznej, których teraz pełno jest w mieście i nikt nie poddaje tego pod dyskusję. To wersja wydarzeń, w którą łatwo wierzyć. Nie ma co się nad tym dłużej zastanawiać.


-Turner? Jaki Turner? Nie znam żadnego Turnera. 
-Boomer...?
-Boomer! Boom był dobrym chłopakiem. Jasne, jego miny zabijały tysiące naszych wrogów i dodatkowo nie próżnował strzelając do nich z dachu, ale wie pan jak to jest. To wrogowie, sami pisali się na taki los. Ciężko jest nie zwariować na wojnie. Nawet najlepszym się to zdarza. Nikt jednak nie spodziewał się, że Tony...

...że Tony zniknie? Pójdzie w pole na pewną śmierć?
Tak wszystkim tłumaczyło dowództwo, kiedy to Turner nagle zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego kompanom mówiono, że jego ciało przewiezione zostało już do Londynu. A gdzie wtedy tak naprawdę podziewał się chłopak? Był w drodze do Hiszpanii.
Bo już wtedy wiedział za dużo. Jeden z generałów stacjonujących z nim w Afganistanie spiskował z talibami, ujawniając im strategię angielskiego wojska w zamian za duże wynagrodzenie. Turner znalazł się w złym miejscu o złym czasie i przypadkowo nakrył ich na gorącym uczynku.
Jako dobry chłopiec poszedł z tą sprawą do dowództwa licząc na zrozumienie i na pomoc w podjęciu odpowiednich działań. Jednak i tym razem miał pecha- okazało się bowiem, że nie tylko ten jeden generał bierze udział w oszustwie. Na jaw szybko wyszło to, że Boomer wie zbyt dużo i trzeba było się go pozbyć.
Oszuści nie byli pewni tego, czy przypadkiem Tony nie zdążył już się komuś wygadać i tylko to powstrzymało ich przed zabiciem go. Znacznie łatwiej było szantażować go.
W Madrycie spotkał się z bossami całej operacji. Więzili go tam przez parę miesięcy torturując, znęcając się nad nim psychicznie i oczekując odpowiedzi- odpowiedzi, których Tony im udzielał i które niestety nie były na tyle satysfakcjonujące żeby udało mu się wyjść na wolność.
Jesienią tamtego roku znalazł się w Nowym Jorku. Kazano mu się nie wychylać. Zapisano go nawet na studia i okazano na tyle dużo miłosierdzia, że pozwolono mu samemu wybrać kierunek.
Mówili mu: żyj normalnie.

Jak miał żyć normalnie, skoro w swoim rodzinnym kraju uznany był za zmarłego, ciągle zauważał w swoim otoczeniu szpiegów pilnujących każdego jego kroku i z wiedzą, że jeśli powie coś komukolwiek na temat tego co widział w Afganistanie to jego całą rodzinę czekają takie tortury, jakie sam przeżył w Hiszpanii?


 Można zapomnieć o rodzinie. Można mieć nowych przyjaciół. Można zacząć życie od nowa. Jednak wszystko to odznacza się piętnem na twojej duszy, czy jak w przypadku Anthony'ego na jego mózgu. Nie jest już tym samym Boomer'em, którym był niespełna półtorej roku temu. Nie jest już w wojsku, nie ma już rodziny, nie żyje. 

 Ciężko się z nim zaprzyjaźnić. Ciężko go poznać. Boi się o każdego człowieka, który nawiąże z nim kontakt, dlatego też próbuje ludzi od siebie odpychać. Przestał odróżniać już dobre od złego. Żyje tak, jakby jutra miało nie być. Skryty, małomówny, smutny chłopiec o pustych oczach.

  Starając się żyć "normalnie", podjął pracę w studiu graficznym. Zarobki są tam dosyć skromne, jednak pozwala mu to na utrzymanie się. Większość swojego wolnego czasu spędza albo w pracy, albo błądząc po małych uliczkach Nowego Jorku. Zdecydowanie unika tych ogromnych i zatłoczonych. Nie przepada też za otwartymi terenami. Ale stara się to wszystko zmienić. Coraz częściej chadza do pubów, czy na koncerty. Zdarza mu się nawet zajść do parku. Nie można się po nim spodziewać, że będzie czuł się tam swobodnie, jednak stara się zachowywać chociaż pozory.

 Kontakt z narkotykami ma i mieć będzie. Normalni ludzie, którzy znają go słabo, albo jeszcze w ogóle nie poznali, nie rozróżnią kiedy jest na dragach, a kiedy jest czysty. Ma z tym poważny problem, ale skoro już i tak nie żyje- teoretycznie nie mogą mu one zaszkodzić, prawda?

 Bardzo dobrze strzela, zna się na ładunkach wybuchowych i umie się bić. Poza tym zawsze wygrywa w grach strategicznych. Ma w sobie krew generała i zamiłowanie do wojska jest u niego niemal wrodzone. 
Dlatego też tak ciężko mu o nim zapomnieć.


It's a new dawn, It's a new day, It's a new life for me.

_____
Edit: 1.09.2012

Ee... No, nowa karta!
Wyszła źle, kompletnie nie tak jak chciałam i bardzo... spontanicznie. Jeszcze dwie godziny temu nie myślałam o nowej karcie. Ale niech będzie. Chociaż ją poprawię kiedyś, obiecuję.

Matt Hitt na zdjęciach.

215 komentarzy:

  1. [Witamy w AC!
    Masz ochotę na wątek? Ja na razie nie widzę żadnego powiązania, ale możemy zawsze zacząć wątek bez takowego, prawda? Nie muszą się znać (chyba że Ty masz jakiś pomysł).
    Ach, i pierwsze zdjęcie jest cudowne <3]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Dzień dobry. Zdjęcia są świetne, imię wspaniałe, nazwisko również, więc ja zamawiam sobie wątek ;D
    Masz jakiś pomysł na powiązanie? Bo ja na razie nie i nie sądzę, by w najbliższym czasie jakaś żarówka nad moją głową się pojawiła :( ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Okej, czyli nie znają się. A z kim wolisz mieć wątek - Kate, Johanna czy Susan? Jak dla Twojej postaci, sugerowałabym albo Kate, albo Johannę. Bardziej chyba Kate... Jednak wybór pozostawiam Tobie.
    I, powiedzmy, spotykają się... w bibliotece - Tony unika tłumów, a tam raczej wiele osób nie ma. Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [A więc, skoro wymyśliłam taki ładny wątek - zaczniesz? *robi oczka Kota ze Shreka*]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam artystę :> hmm,myślę,że Evka i Tony mogliby się lubić,oboje nie przepadają za tłumem. Są nawet do siebie podobni. Kurcze,co Ty na to,żeby się już znali i nie wiem...hmm grali razem w gry komputerowe,albo ogólnie coś robili razem.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [tak,tak! Dokładnie!:D Będę Ci wdzięczna jeśli zaczniesz.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Evka już nie mogła się doczekać wspólnie spędzonego czasu,w sumie czuła się dobrze przy chłopaku lubiła spędzać z nim czas,grać z nim ,pić piwo obok niego.W sumie nigdy nie myślała o czymś większym.
    Zresztą,dziewczyna mało kiedy wyjawiała mu swoje sekrety,wolała mu pomagać ,być dla niego podporą...
    -No siema.- Rzuciła i popatrzyła na niego z uśmiechem.
    Nigdy się nie pytała o pozwolenie na wejście,sama zawsze mijała go w drzwiach i rozglądała się po pokoju.Właściwie ciekawiło ją to,dlaczego chłopak zawsze sprząta.
    Teraz też nie było inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cudne zdjęcia, a do tego zapytuję się ładnie czy np. z Amelką nie mogą się znać z jakiejś imprezy albo może Amelka kolegowała się z byłą Tony'ego? Póki co dysponuję tylko takimi pomyslami.]

    OdpowiedzUsuń
  9. Wzięła jeden łyk piwa,cóż była dziewczyną a mało która dziewczyna lubiła smak piwa.Tak jej się przynajmniej zawsze wydawało.Uwielbiała to w sobie.
    -Halo.- Powiedziała i popatrzyła na chłopaka.Chciała zobaczyć jego reakcje.W sumie mogli grać w coś innego,jednak Evka lubiła narzucać czasem to komuś.
    -Zresztą,to nieważne i tak przegrasz.-Dodała spuszczając wzrok na swoje nogi i znowu biorąc większy łyk piwa.
    Dziewczyna była naprawdę dobra w gry video.Sama posiadała konsole i nieraz grywała po nocach.Podejrzewała u siebie bezsenność. Ach ta Eva.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nigdy nie była jakoś specjalnie miła dla chłopaków.No,chyba,że dla Alexa. Ale to było dawno i nieprawda.Tak sobie wmawiała.
    -Żyję.-Rzuciła do chłopaka,pytania są zbędne.Pomyślała .Lubiła sobie czasem też pożartować,ze spraw całkiem ważnych. Parsknęła śmiechem,w sumie nie było przyczyny to było tak o,do siebie.
    -Znalazłam prace.-Powiedziała i uśmiechnęła się pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Roześmiała się znowu do siebie.Oderwała wzrok od gry i wyciągnęła jednego papierosa (kupionego na sztuki) którego po chwili włożyła sobie do ust.
    Potrzebowała ognia.
    -Puściłam się.-Powiedziała ze śmiechem.Co oczywiście było nieprawdą jednak czasem się nad tym zastanawiała,przecież lubiła to i... Ugh!Właśnie w tym momencie jej przemyśleń mówiła sobie stanowczo "nie".
    -Masz ogień?-Zmieniła temat.

    OdpowiedzUsuń
  12. Evka podniosła się i odpaliła papierosa.Dmuchnęła dymem w twarz chłopaka.
    -Nie wierzysz mi,co?-Powiedziała zupełnie poważnie.
    Odsunęła się troszkę od niego.
    -Co do pracy,chętnie Ci jej użyczę.-Dodała z zadziornym uśmiechem.
    Panna Linett odłożyła papierosa do popielniczki,która stała obok nich i znowu wzięła się za grę.Chłopak lekko ją przegonił jednak chciała szybko wrócić na prowadzenie,więc skupiła się na grze jak tylko umiała.

    OdpowiedzUsuń
  13. Eva zaśmiała się przez co oderwała się od gry.
    -Powalają mnie nasze rozmowy.-Powiedziała i nadal nie mogła opanować śmiechu.Wyglądała trochę jak naćpana,bądź pijana.Tak bardzo się śmiała.
    -Nie bądź już taki sztywny.-Rzuciła. Nie mówię tego ludziom dlatego żeby mi współczuli chcę,żeby wiedzieli z kim mają do czynienia.- Nadal mu tłumaczyła coś,co właściwie nie miało większego sensu.
    -Wszystko ze mną okej,jakby co.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie musisz się martwić.Zaczęła w myślach swój monolog Eva.
    Nienawidzę kiedy ktoś się martwi,kiedy ktoś się użala kiedy czyjś humor zależy od mojego samopoczucia.Kiedy to czy ktoś będzie szczęśliwy zależy od tego czy ja będę szczęśliwa.Wiem,jak okropne jest to uczucie i nie chcę darzyć nim nikogo innego.Niech to siedzi we mnie i nie wychodzi.Skończyła.I coś podobnego burknęła do chłopaka.Uśmiechnęła się pod nosem.
    -U mnie w porządku.-Powiedziała i chwyciła papierosa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zachichotała znowu.Lubiła pozostawiać ludzi w trudnych sytuacjach,uwielbiała to robić.Nakręcać ich a potem jednym słowem załatwiać całą sprawę.Ludzie pozostawieni w niepewności są o wiele bardziej podatni na problemy i popełnianie błędów.-Zdaniem Evy.
    Nie lubiła nikomu uprzykrzać życia,jednak czasem musiała jakoś odreagować jednak dlaczego akurat jej przyjaciel Tony? Chciała się jakoś ukarać w duchu. Wzięła puszkę a za chwilę ogromny łyk.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Witam. Masz może jakiś pomysł na wątek albo ewentualne powiązanie? :)]

    OdpowiedzUsuń
  17. Pocieszanie kogoś nie było w jej naturze,jednak chciała jakoś naprawić ten wieczór.Zawsze się dziwnie zachowywała i taka już była.Lubiła czasem sobie zażartować z czegoś,czego nikt nie zrozumie.Wydawało jej się to bardzo zabawne,czuje się wtedy wyższa od innych.Głupia Evka,Głupia.
    -Może zagramy w coś innego?-Zapytała.
    Ciekawa była,jakie tam jeszcze Tony trzyma gry.

    OdpowiedzUsuń
  18. Poszła do tego dziwnego miejsca zwanego b i b l i o t e k ą, w którym można było wziąć książkę, przeczytać, a potem oddać - a przynajmniej tak słyszała od pewnej brunetki. Swoją drogą, ta popatrzyła na nią, jak na osobę o pomieszanych zmysłach, gdy o to zapytała. Więc Johanna wybrała książkę - pod tytułem "List" (opis z tyłu okładki głosił, iż jest to "Niesamowicie napisany romans - obowiązkowa pozycja w każdej domowej biblioteczce! Wejdź do świata Anne i przeżyj z nią tę miłosną przygodę!") - i chciała z nią wejść do miejsca, gdzie można było ją przeczytać. Nad wejściem było napisane "Czytelnia", więc Johanna sądziła, iż dostanie się tam bez problemu. Niby były tam jakieś dziwne drzwi (małe i zdecydowanie nienormalne), ale one nie chciały się przed nią otworzyć. I cóż biedna panna Barker mogła zrobić? Najlepiej zemdleć, zacząć wrzeszczeć, lecz to nie przystoi dobrze wychowanej młodej damie, którą niezaprzeczalnie była. Nie miała więc pojęcia, co robić. Na szczęście z odsieczą przybył jej pewien przystojny młodzieniec o zielonych oczach.
    - Dziękuję - odpowiedziała, spuszczając wzrok. Jej policzki zmieniły barwę na czerwoną, jak za każdym razem, gdy rozmawiała z tak ładnym młodym człowiekiem. Zwłaszcza, iż swoją młodość spędziła zamknięta w jednym pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Amelie mogła bywać wszędzie xD To postać, którą da się dostosować niemal do wszystkiego. To znając byłą Tony'ego mogła przy okazji i jego poznać, co nie?]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ale fajno, że nie muszę zaczynać xD]

    Amelie uwielbiała bieganie o poranku, kiedy na dworze nie było jeszcze za ciepło,a ni tłoczono, więc swobodnie mogła pobiegać nawet ulicami miasta, anim dostała się na doskonale znaną sobie ścieżkę, którą pokonywała codziennie. Jak zwykle miała słuchawki na uszach słuchając bez większego namysłu jakiś szybkich utworów, które pomagały jej utrzymać tempo. Nie rozglądała się nigdy na boki, zazwyczaj rzadko zwracając uwagę na cokolwiek, ale gdy wyczuła na sobie czyjeś spojrzenie natychmiast zerknęła w stronę natarczywca, jednak ku jej zaskoczeniu nie był to nikt całkiem jej obcy, wręcz przeciwnie, od razu poznała Tony'ego. Wyciągnęła więc co prędzej słuchawki z uszu i z wesołym uśmiechem na ustach pomachała do chłopaka, by zaraz też znaleźć się u jego boku.
    - Co za niespodzianka!- stwierdziła swoim, jak zwykle, wesołym głosem, jednocześnie z pewnym niedowierzaniem w oczach lustrując uważnie postać mężczyzny.- Tony... Co tutaj robisz i... w ogóle co u Ciebie? Wiesz może co z Kate, dawno się nie odzywała. Ale chyba nic jej nie jest, co?

    OdpowiedzUsuń
  21. Guzik prawda.Evka znakomicie znała się na grach i najnowszych tytułach.Wyciągnęła jakąś bijatykę z rogu i pokazała mu.
    -Bierzemy to.-Powiedziała stanowczo.Chciała aby chłopak aż tak źle nie rozpamiętywał tego wieczoru więc delikatnie się do niego uśmiechnęła.
    Mało kiedy robiła to szczerze.

    OdpowiedzUsuń
  22. Młodzieniec był niezwykle sympatyczny. Nie dość, ze jej pomógł, to chciał to zrobić jeszcze raz. Przypominał jej trochę jej ukochanego Anthony'ego, z którym zamierzała uciec z domu sędziego Turpina. Niestety właśnie wtedy znalazła się tutaj. To znaczy w tym dziwnym mieście. Nie lubiła go między innymi właśnie za to.
    - Och, nie, dziękuję - odparła cichutko. - To bardzo miłe ze strony... twojej.
    Nauczyła się już, iż tutaj nie mówi się "panicz" ani "panienka". Do osób w swoim wieku należy zwracać się na ty, a do starszych "pan" lub "pani". Nie podobało jej się to, zupełnie.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Może jakieś pomysły na powiązanie lub wątek? Ja z chęcią zacznę ale może ustalimy jakieś powiązanie najpierw?]

    OdpowiedzUsuń
  24. Liliana Windrose19 czerwca 2012 20:20

    [Pierwsze zdjęcie *.* pomysł na wątek lub powiązanie? :)]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Eeej, ale oni nie mogą być w szkole. Tzn. przecież Kate tam nie chodzi. Załóżmy więc, iż to jakaś biblioteka miejska, ok?]

    - Miło mi cię poznać, Anthony - powiedziała, podnosząc wzrok na chłopaka. Anthony. Jak Anthony, z którym miała uciec od sędziego Turpina. Jak Anthony, którego kochała. Jak Anthony, za którym tak bardzo tęskniła. W jej główce marzycielki od razu powstawał nieprawdopodobny scenariusz, iż Anthony też przeniósł się do tego świata, ale zmienił nazwisko. Tylko wtedy powinien ją poznać, prawda? Chociaż... przecież teraz wyglądała zupełnie inaczej. Na przykład jej śliczne jasne kosmyki sięgające połowy pleców zamieniły się na króciutkie włoski. I były trochę ciemniejsze. Więc... może to jednak możliwe? - Mam na imię Johanna. Johanna Barker - odparła, chwytając rąbek sukienki (zdecydowanie za krótkiej, ale innej nie mogła znaleźć) i dygając, jak na dobrze wychowaną pannę przystało.

    OdpowiedzUsuń
  26. [No to niech będzie to że kiedyś wiązała nadzieję z tym ze zrobisz oprawę graficzną do jej książki ale... Na przykład teraz znowu zachciało jej się napisać do końca ta książkę i się umówi z tobą żeby obgadać wygląd graficzny. Co ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  27. [Hmm... Propozycja kusząca aczkolwiek weny na rozpoczęcie zbyt mało. Zaczęłabym dopiero jutro z napływem weny, choć wolałabym już dzisiaj rozpocząć. Może ty się skusisz? Tak ładnie proszę.... <3 ~.^]

    OdpowiedzUsuń
  28. Już otwierała usta, jak zwykle chcąc wciąć się w słowo, jednak wypowiedzi Anthony'ego kompletnie ją zaskoczyła. Zmarszczyła lekko brwi, a przy tym i nosek, w ten charakterystyczny dla siebie sposób, kiedy coś szło nie po jej myśli. Wciąż jednak intrygowało ją czemu Kate tak nagle zerwała kontakt, przecież nigdy nie toczyły ze sobą sporów i wydawało się, że są naprawdę dobrymi znajomymi, jeśli nie przyjaciółkami, aż nagle wszystko przepadło. Tak zwyczajnie, po prostu.
    - Oh...- tylko tyle była w stanie wydobyć z siebie w pierwszej chwili, wciąż będąc w lekkim szoku po tym co przyszło jej usłyszeć. Więc jednak nie są razem... Ale jak to?...- Studia... świetna sprawa, naprawdę się cieszę. Zawsze byłeś zdolny... A ja no... Tak, ostatnio skupiłam się na nauce i karierze, nie miałam specjalnie czasu na wyjazdy. Moda doszczętnie pochłonęła moje życie, a moje mieszkanie straszy porozrzucanymi w nieładzie skrawkami materiałów i niedokończonych projektów. Ostatnio, wiele się dzieje.- uśmiechnęła się delikatnie, odzyskując swoją pewność siebie i pogodę ducha.- Ale może lepiej byłoby porozmawiać przy filiżance dobrej kawy, albo jakimś śniadaniu, mhh?

    OdpowiedzUsuń
  29. [Wybaczam ;D]

    Zapomniała, iż tutaj dobrze wychowane młode damy nie dygają. Swoją drogą, świat mocno zmienił się przez ten czas, który ominęła. Ile czasu - nie miała pojęcia. Nikt jej jeszcze nie powiedział. I w ogóle to chyba nie chciała tego wiedzieć.
    Pokręciła przecząco głową.
    - Nie, jestem tutaj pierwszy raz - powiedziała, a jej wzrok znów powrócił do oglądania niesamowicie interesującej posadzki. Po chwili podniosła go, ponownie spoglądając na chłopaka. Patrzenie na posadzkę mogło być uznane za niegrzeczne, a ona wolała być widziana jako osoba miła i sympatyczna. - A ty?

    OdpowiedzUsuń
  30. Liliana Windrose19 czerwca 2012 22:52

    [Mogłabym prosić o zaczęcie? :3]

    OdpowiedzUsuń
  31. Pokręciła tylko z rozbawieniem głową, słysząc to napomnienie odnośnie mody. Naprawdę nie była tak strasznie okrutna na tym polu, przynajmniej nie zawsze. Znajomi chyba mieli taryfę ulgową.
    - Sama nie wyglądam lepiej.- stwierdziła wesoło, spoglądając na swoją luźną koszulkę, którą kiedyś podwędziła bratu. Niestety nie było innych mężczyzn w jej życiu, którym mogłaby bezczelnie kraść elementy garderoby. No, może z wyjątkiem ojca, ale to zupełnie inna bajka.- W tej chwili sama nie powinnam się pokazywać publicznie. Bez makijażu, odpowiedniego stroju... Straszę, ale na szczęście nie wszyscy mnie rozpoznają.- zaśmiała się wesoło, jednocześnie chwytając chłopaka pod rękę, by jak zwykle przejąć stery i zdecydować, gdzie też mają się udać. Niestety bywała apodyktyczna.- Wiesz, znam takie jedno, kapitalne miejsce. Sądzę, że akurat powinni się otwierać, więc tłumów póki co też nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Nie ma za co ;D]

    O, on rzeczywiście był bardzo sympatyczny. Chciał jej nawet pomóc w znalezieniu czegoś interesującego. Jak prawdziwy gentleman. Jeśli chodzi o Johannę, właśnie takich chłopaków lubiła najbardziej. Sędzia Turpin taki nie był, a ponadto zmuszał ją do poślubienia go, mimo iż była dwa razy młodsza. Nie lubiła go. Już wolała być w tym dziwnym miejscu niż z nim.
    - Tak - potwierdziła. - Tuż za rogiem - dodała, wskazując dłonią kierunek, który wydawał jej się słuszny. Jednak jeśli miała być szczera, nie sądziła, iż było to właśnie z tej strony. Równie dobrze mogło znajdować się z przeciwnej.

    OdpowiedzUsuń
  33. Liliana Windrose19 czerwca 2012 23:21

    Liliana pogrążona była kompletnie we własnych myślach. Spragniona była jakiejś nowej, dobrej lektury. Wszystko już przeczytała, jej regał, choć ogromny i przepełniony książki, nie interesował jej w tym momencie. Wszystko po prostu była już przez nią przeczytane.
    Spojrzała na chłopaka nieco nieprzytomnym wzrokiem, po czym zamrugała kilkakrotnie, analizując jego słowa. Przeniosła wzrok z powrotem na książkę.
    - Dlaczego? - zapytała spokojnym, łagodnym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  34. Zaśmiała się tylko cicho, na dźwięk jego komplementów, które zdaniem Amelie wynikały bardziej z uprzejmości, niż szczerego podziwu dla jej wyglądu. Nie była żadną pięknością, a już na pewno nie teraz, zgrzana, z rumianymi policzkami i nieco przyspieszonym oddechem, a do tego jej chude ciało. Nie mogła się podobać, to było nielogiczne. Dlatego też zafundowała chłopakowi niezbyt mocnego kuksańca w bok.
    - Jasne, jasne.- mruknęła z wyraźnym rozbawieniem i nutą niedowierzania w głosie.- W każdym razie... Jeśli miejsce Ci się nie spodoba, jedzenie nie zasmakuje, to możesz mnie ukamienować, skazać na banicję, czy co tam Ci się będzie żywnie podobało. Choć nie sądzę by to miało miejsce, jednak wolę wszystko ustalić w zanadrzu.

    OdpowiedzUsuń
  35. Liliana Windrose19 czerwca 2012 23:59

    - Nie, nie musisz - powiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie, szybko jednak odkładając książkę. Zmarszczyła brwi, zamyślając się głęboko i przesuwając wzrokiem po grzbietach książek. - A może byś mi coś polecił? - zapytała po chwili, przenosząc na niego swoje oczy, które w nikłym świetle księgarni wydawały się wręcz czarne.

    OdpowiedzUsuń
  36. Zaśmiała się wesoło, kiedy Anthony uznał, że raczej nie będzie musiał jej drastycznie karać, jeśli przypadkiem miejsce okazałoby się nie wypałem. Mogła odetchnąć z ulgą wiedząc, że jeszcze jej śmierć nie grozi.
    - Chłopakiem? Nie...- skrzywiła się, na samą myśl, że Tony mógł coś takiego wnioskować. Niestety Amelie nie miała szczęścia w miłości i o jakikolwiek związek w jej przypadku było trudno. W ogóle o kogokolwiek zainteresowanego jej osobą było ciężko. Miała masę przyjaciół, ale nikogo bliższego. Jakoś nikt nigdy nie czuł się na tyle zainteresowany jej osobą.- Sama włóczę się po mieście. Lubię odkrywać nowe miejsca. A czasem też zgłodnieję. Taki to przypadkiem, właśnie tutaj trafiłam.- z delikatnym uśmiechem na ustach wskazała na pobliską knajpkę, znajdującą się może trzy kroki przed nimi.

    OdpowiedzUsuń
  37. ['Kuje! ;* <3]
    Ostatnio zaczęłam eksperymentować. Zostawiam za sobą wszystko i zastanawiam się nad kontynuacją książki. Jeszcze kilka miesięcy temu miałam wiele planów co do niej ale wszystko zostało w tyle bo musiałam zacząć się w końcu uczyć. Miałam już nawet rozmowę o oprawie graficznej ale wszystko rypło w gruzach. Postanowiłam jeszcze raz spróbować z tą jedną rzeczą. Wybrałam numer który ukrywał się pod nazwą 'Grafika'. Odebrał chłopak o imieniu Tony. Rozmawiałam z nim zaledwie dwa razy a zapamiętałam jego głos.
    -Cześć z tej strony Mia. Około dwa czy trzy miesiące temu miałam objaśnić jak ma wyglądać oprawa graficzna do mojej książki ale odwołałam zamówienie. Chciałabym jeszcze raz się spotkać i omówić tą kwestię jeszcze raz. Mogłabym się z tobą umówić?- Nie uwierzyłam własnym uszom. Właśnie po raz trzeci zaczęłam działać w sprawie mojej książki.

    OdpowiedzUsuń
  38. -I tak byś się nie martwił.-Rzuciła i wróciła do gry.
    Powiedziała to całkowicie obojętnie,tak jakby to nie miało większego znaczenia,była pewna,że chłopak nie martwił się o nią.Zresztą powiedziała mu coś na ten temat.Nie wymaga tego od niego,i nie lubi mówić o tym co aktualnie robi.Chłopak ma pewnie swoje problemy. Westchnęła cicho do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  39. Liliana Windrose20 czerwca 2012 17:44

    Lilianie oczy wyraźnie rozbłysły i z ciekawością wzięła od chłopaka książkę, zerkając na jej tył, by przeczytać opis. Uśmiechnęła się kącikiem ust, po czym przeniosła wzrok na twarz chłopaka.
    - Uwielbiam fantastykę. Tego jeszcze nie czytałam, dzięki - powiedziała, uśmiechając się nieco szerzej i z powrotem spojrzała na regały, szukając może czegoś jeszcze. - Może masz jeszcze jakieś propozycje?

    OdpowiedzUsuń
  40. [ Przepraszam za kradzież nazwiska, ale kiedy tworzyłam swoją postać, nie zwróciłam uwagi, na to, że ktoś już takie ma. :p W ramach przeprosin - wątek? ]

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Wątki męsko-męskie są trudne. Na razie nie mam pomysł. Jeszcze raz sorki za to nazwisko. ;) Jak coś wymyślę, to na pewno napiszę ]

    OdpowiedzUsuń
  42. Liliana Windrose21 czerwca 2012 18:03

    - Ja mam czas - stwierdziła spokojnie, uśmiechając się delikatnie i nie spuszczając z niego swoich ciemnych oczu. - Ale jeśli się spieszysz, to wystarczą mi tylko ze dwa, trzy tytuły. Jeśli byłbyś tak miły, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  43. Pokręciła przecząco głową.
    - Nie, jestem tu dopiero od kilku miesięcy i chyba jestem jeszcze trochę zagubiona - powiedziała cicho, patrząc na chłopaka.
    Nie miała pojęcia, dlaczego to dziwne pudełko, które Anthony miał w kieszeni, wydało taki dziwny dźwięk. Całkiem możliwe, że tutaj niektórzy noszą zawsze przy sobie przenośne instrumenty. A Johanna bardzo lubiła muzykę. I lubiła osoby, które ją lubiły.

    OdpowiedzUsuń
  44. [ Miejsca, w których mogliby się spotkać:
    - kościół (jeszcze nigdy nie miałam tam wątku)
    - koncert Pearl Jam <3
    - muzeum (tak, tam też jeszcze nie miałam wątku)
    - w zamkniętej galerii handlowej, bo strażnik ich nie zauważył i teraz są tam sami w nocy wśród duchów i truposzków
    - występ tancerzy AC
    - pokaz w AC czegoś, co jest związane z komputerami... nie wiem
    - Tony został napadnięty i dzielna Sara dokopała rzezimieszkom (uwielbiam to słowo)
    Możesz pomieszać, coś dodać, ale pragnę zauważyć, że jeszcze nie miałam tylu pomysłów na wątek i żądam pochwały ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  45. Po raz pierwszy mężczyzna zaproponował jej, że się z nią gdzieś "przejdzie". Gdy mieszkała w Londynie, niemal cały czas przebywała w jednym budynku, a sędzie Turpin nie należał do osób, które adorują kobiety, by zdobyć ich serca, o nie. Jemu wydawało się, iż jest tak cudowny, że nie musi tego robić.
    - Bardzo... bardzo chętnie - odparła cicho. Na jej wargach pojawił się delikatny uśmiech. Anthony był przesympatyczny, miała więc nadzieję, iż będzie to miła przechadzka.

    OdpowiedzUsuń
  46. [ Ależ proszę bardzo ;D Ja się zawsze zastanawiałam, jak by to było i doszłam do wniosku, że fajnie. ]

    Sara od dziecka miała do czynienia z ponurymi miejscami, przestępcami i tym światkiem. Nigdy nie była zamieszana w jakąś aferę, ale dzielnica, w której znajdował się jej sierociniec była miejscem, gdzie zbierali się ludzie mający coś na sumieniu. Chcąc nie chcąc, poznała reguły rządzące tymi ludźmi, a także niektórych bandytów (większość była zadziwiająco uprzejma).
    Teraz spacerowała sobie z rękami w kieszeniach po takim właśnie miejscu. Nie bała się, na jej twarzy odbijał się tylko spokój i zrelaksowanie. Od czasu do czasu pogwizdywała cicho. Jej nastrój bardziej pasował do spacerku po plaży w świetle zachodzącego słońca niż do podążania mrocznymi chodnikami po mrocznej dzielnicy wśród mrocznych ludzi. Dziwna z niej dziewczyna.
    Stanęła w miejscu. Przed nią leżał jakiś kształt, który ruszał się i jęczał, jakby coś go mocno bolało. Z wahaniem podeszła do chłopaka i stanęła nad nim, marszcząc brwi. Ostrożność była najważniejsza.
    - Hej - zawołała. - Co się stało?

    OdpowiedzUsuń
  47. - Coś więcej o mnie? - powtórzyła jak osoba o pomieszanych zmysłach. Jak wariatka. - Och, ależ co mogłabym powiedzieć? Hm, chyba wolę konkretne pytania. Nie potrafię ot tak mówić o sobie.
    Czuła się trochę skrępowana, gdyż, bądź co bądź, właśnie po raz pierwszy w życiu była na spacerze z jakimkolwiek chłopakiem w wieku zbliżonym do johannowego. Ponadto swą dłoń trzymała na jego przedramieniu. To był jej pierwszy raz. Gdyby Anthony o tym wiedział, na pewno by się zdziwił. Bo by się zdziwił, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  48. [ Naprawdę? Ja zawsze myślałam, że będę się chować za wieszakami na ubrania i biegać w tę i z powrotem. Szkoda, że to się nigdy nie uda :( ]

    Westchnęła. Zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu paczki chusteczek higienicznych. Kiedy ją znalazła, podała chłopakowi jedną, by otarł krew.
    Laptop? Kto normalny chodzi z laptopem po takiej dzielnicy? Powstrzymała się, by nie przewrócić teatralnie oczami z powodu takiej głupoty, co byłoby naprawdę nieuprzejme, zwłaszcza, że chłopak został pobity i najwyraźniej przydałby mu się lekarz. I policjant. I pielęgniarka, która potrzymałaby go za łapkę podczas robienia zastrzyku.
    Podeszła do niego i obejrzała rany. Ta krwawiła, tam było tylko zadrapanie, ale z tyłu głowy ciekło coś lepkiego...
    - Musisz iść do szpitala - powiedziała cicho.
    Miała nadzieję, że chłopak jej posłucha, bo inaczej Sarunia zostanie świadkiem śmierci, będzie musiała iść na policję... Nie, nie podobało jej się to.
    - Słyszysz? - zapytała, gdyż nie doczekała się odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  49. Co lubiła robić w wolnym czasie? Gdy jeszcze była w Londynie, miała go niesamowicie dużo. Całe dnie przesiadywała w pokoju, więc mogła robić niemal wszystko to, na co miała ochotę.
    - Lubię książki - powiedziała cicho. Po chwili wahania dodała jeszcze - I czasem wyszywam. I śpiewam troszkę.
    Panna Barker była niezwykle nieśmiała i skromna. Nigdy się nie chwaliła, nie lubiła też mówić o sobie w ogóle. Za to umiała słuchać i to słuchanie wychodziło jej lepiej. Dlatego zapytała:
    - A ty?

    OdpowiedzUsuń
  50. [ Nie wyobrażam sobie siebie jako babci zamkniętej nocą w centrum handlowym ;D ]

    Uniosła brwi. Powinna zacząć uważać, bo niedługo zrobią jej się zmarszczki i będzie wyglądała po prostu szpetnie.
    - Myślałam, że ty mi to powiesz - mruknęła nie bez złośliwości. - Wydawało mi się, że dobrze znasz tę okolicę.
    Nie mogła się powstrzymać. To było prawie jak kopanie leżącego.
    Udając, że nic się nie stało, rozejrzała się wokoło, licząc na jakiś drogowskaz typu "szpital znajduje się za tym zakrętem". Niestety niczego takiego nie było w tej okolicy. Trzeba było sobie jakoś poradzić.
    - Dasz radę chodzić? - zapytała, oceniając jego stan.

    OdpowiedzUsuń
  51. Zmarszczyła swój nosek, w ten charakterystyczny dla siebie sposób, wyraźnie oburzona, gdy usłyszała, że tony trzyma się tylko jednego miejsca. Toż to hańba! Ona uwielbiała eksperymentować, próbować rożnych, nowych rzeczy, dlatego też nigdy nie mogła zrozumieć ludzi, którzy woleli popadać w rutynę i nie szaleć zbytnio. Życie jest zbyt krótkie, by zmarnować je na rutynę, zwłaszcza, że istnieje tak wiele wspaniałych miejsc i genialnych potraw.
    - Teraz czuję się zobowiązana do tego.- spojrzała na niego z lekkim uśmiechem na ustach.- W końcu nie mogę Cię zostawić na pastwę tylko jednego miejsca, gdy Nowy Jork jest tak wielkim miastem i obfituje w wiele genialnych kafejek, barów, czy restauracji.- Powiedz tylko, kiedy będziesz miał chwilę, a gdzieś Cię zabiorę. Ewentualnie, zawsze możemy umawiać się w jakieś środy, wtorki, czy coś, na takie małe eskapady. Oczywiście, jeśli masz czas i chęci.

    OdpowiedzUsuń
  52. Komputer. Cóż to było? Pamiętała, iż ktoś już jej to tłumaczył, ale nie miała pojęcia, co to było. Chyba coś do liczenia, aczkolwiek nie dałaby sobie uciąć nawet ręki. Jednak, jako iż była osóbką ciekawską, postanowiła się właśnie dowiedzieć. Trochę było jej głupio - tutaj wszyscy to już pewnie wiedzieli - ale później miałaby do siebie żal, gdyby tego nie zrobiła.
    - Czym jest komputer? - zapytała cichutko, by usłyszał jej słowa tylko Anthony. Wydawał się sympatyczny i miała nadzieję, iż jej za to pytanie nie wyśmieje.

    OdpowiedzUsuń
  53. Liliana Windrose25 czerwca 2012 21:47

    Liliana uśmiechnęła się do niego czarująco, biorąc książki. Chłopak zdecydowanie przypadł jej do gustu, dawno nie spotkała kogoś, z kim mogłaby pogawędzić o książkach.
    - Dobrze, zapłacę tylko za to, co mi już dałeś i możemy pójść - odparła, posyłając mu kolejny uśmiech. Odwróciła się, roztaczając wokół siebie woń kwiatowych perfum po czym ruszyła w kierunku kasy, poruszając się zmysłowo i z gracją.

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Już widzę te siwe włosy powiewające, kiedy będę jechała wózkiem sklepowym przez środek centrum... uroczo ;D ]

    Ależ ona wcale nie chciała rujnować jego reputacji! Po prostu samo tak wyszło.
    Zacisnęła usta w wąską kreskę i spojrzała na niego twardo. Jak sędzia. Jak nauczycielka. Jak ktoś nieznoszący sprzeciwu.
    - Jesteś pewien? - zapytała chłodno.
    Oparła się o ścianę, zakładając ręce na brzuchu i wpatrzyła się przenikliwie w chłopaka. Czekała na jego ruch (jeżeli jakiś zrobi, bo wydawało jej się, że chłopak ma za mało sił). Miała czas. Dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  55. [Wątek? Z tego co przeczytałam Savannah i Tony nie lubią przebywać w tłumie. Tak może obydwoje przyszli by na jakąś ważna imprezę, któregoś z ich przyjaciół, bo to było dla niego takie ważne... I uciekną od ludzi na dach wieżowca i tam się poznają? Co ty na to?
    Tak w ogóle niech Antony się nie martwi, bo mi się Hiszpanie nie podobają :P]

    OdpowiedzUsuń
  56. A jednak Anthony, mimo iż był przecież tak sympatycznym młodym mężczyzną, nie podszedł do jej pytanie poważnie. Sądził, że żartowała. Pewnie w tym świecie wszyscy wiedzieli, czym jest komputer. Pewnie wszyscy go mieli i wciąż używali. Wszyscy, prócz Johanny.
    - Ja... to długa historia i pewnie mi nie uwierzysz - powiedziała cichutko. Ledwo słyszała samą siebie, jednak miała nadzieję, iż chłopak to usłyszy. Nie lubiła powtarzać dwa razy tego samego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  57. - Ok.- skinęła tylko głową uśmiechając się promiennie, nie miała bowiem żadnych większych obiekcji względem takich planów na jutrzejszy dzień. Zwłaszcza, że na spacery w miłym towarzystwie zawsze była chętna. A już w ogóle, gdy był to przystojny młodzieniec, jak Tony. Na pewno nie będzie musiała w takim wypadku się czegokolwiek obawiać.
    Wykazując się wyjątkową siłą, co mogło dziwić patrząc na jej chudziutkie ciało, otworzyła drzwi restauracji i od razu pobiegła by zając stolik koło szyby. Kwestia obowiązkowa- ulubiona miejscówka Amelie. Gdziekolwiek by nie chodziła, zawsze zajmowała stolik koło okna, szyby, czy wystawy, by móc obserwować co dzieje się na ulicy, patrzeć na spacerujące pary i podziwiać rozmaite kreacje przechodniów. Ostatni interesowało ją chyba najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  58. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  59. [Laurę można spotkać: najczęściej w kawiarnii, gdzie często pisuje coś na białym laptopie, wszelkiej maści parki, bary, biblioteka, często biegnącą ze spóźnieniem na karku do skrzydła wydziału modelingu i rzadziej na jakichś imprezach. ;]

    OdpowiedzUsuń
  60. Czemu ludzie zadawali pytania? To było takie irytujące. Im nie wystarczało, że robiła coś dobrego, nie, oni musieli wiedzieć dlaczego, kiedy, gdzie, jak i z kim! Szlag by trafił całą rasę ludzką, pomyślała Sara, zapominając, że sama również jest człowiekiem.
    - Czy to ważne? - zapytała, robiąc krok do tyłu.
    Właściwie, sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Nie znała go i chyba dlatego. Potem nie będzie żadnych pytań, podziękowań, kłótni... po prostu zawiezie go do szpitala i koniec. To jej odpowiadało.

    OdpowiedzUsuń
  61. Spojrzała na niego zaskoczona. Nie takiej reakcji się spodziewała. Raczej czegoś w stylu: "W takim razie sobie pójdę, bo to i tak nie ma najmniejszego sensu". A to? To było doprawdy dziwne.
    - Ja... nie jestem stąd - powiedziała. Chodzi mi o to, że nie urodziłam się tutaj, tylko w Londynie. W roku tysiąc osiemset pięćdziesiątym.
    Mówiła cicho, by nie usłyszał jej nikt poza chłopakiem. Jemu powoli zaczynała ufać (bo ufną była dziewczyną, nie ma co), a przypadkowemu przechodniowi - nie.

    OdpowiedzUsuń
  62. Uniosła jedną brew, bo umiała i musiała się tym pochwalić.
    - Uważaj - mruknęła.
    Im więcej krzywdy sobie zrobi, tym dłużej będzie musiała zostać z nim w szpitalu, co było przykrą perspektywą, gdyż o dwudziestej trzeciej miała seans w kinie.
    - Gdzie jest szpital? - zapytała go i...
    No właśnie. Nawet nie wiedziała, jak ma na imię. To nie było jej do niczego potrzebne, ale wolała znać tę informację. Jak ten chłopak kiedyś zostanie politykiem, to przyjdzie do niego, powie, że uratowała mu życie i zażąda kilku przysług. To był właśnie szatański plan Sary.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Haha, ten wątek jest porąbany! Ale za to właśnie go kocham <3 Nieważne.]

    - Ja... mam szesnaście lat - odparła po dłuższej chwili. Sto sześćdziesiąt? Nie, Johanna nie była bynajmniej tak stara. - Ale... chyba... to długa historia. Długa i zapewne w nią nie uwierzysz. Zresztą kto by uwierzył?
    Posmutniała. Właściwie to wierzyła jej tylko Sara, ale Sara była przy tym, jak ona pojawiła się w tym świecie. Widziała, więc uwierzyć musiała, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  64. Liliana Windrose4 lipca 2012 23:41

    Liliana usiadła, nachylając się w stronę swojego towarzysza. Oparła łokcie na stole, splotła swoje drobne, smukłe dłonie i oparła na nich brodę. Wpatrzyła w chłopaka swoje czarne niemal oczy i uśmiechnęła się, unosząc kąciki ust nieznacznie do góry.
    - Przynajmniej raz w tygodniu - odparła łagodnym głosem, nie spuszczając z niego wzroku. - Swoją drogą, Liliana - powiedziała, unosząc się delikatnie i wyciągając w jego stronę delikatną dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  65. Miała ochotę powiedzieć coś wrednego. Jej usta już się otworzyły, ale po chwili zawahania zrezygnowała. Miał prawo do tego. A poza tym był pobity, okradziony... nie, to nie był najlepszy moment.
    - To chodźmy - mruknęła.
    Zerknęła, czy nie potrzebuje jej pomocy, ale chyba potrafił chodzić. Jakby potrzebował jej pomocy, to chyba by coś powiedział, prawda? Rzuciła mu ostatnie spojrzenie i ruszyła do przodu. Niestety, wokół nie było nikogo, więc nie mogła zapytać o drogę. Przypomniały jej się czasy San Francisco. Znała każdy zakątek tego miasta. Westchnęła. Chciałaby tam wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  66. - Nie.- odpowiedziała całkiem spokojnie, wzruszając lekko ramionami. Nie pierwszy raz zdarzało się, że dobrzy znajomi, a nawet przyjaciele nagle urywali kontakt z zupełnie nieznanych Amelie przyczyn, choć rzecz jasna budziło w niej to podejrzenia względem jej osoby, czy aby przypadkiem to nie ona ich wystraszyła. w końcu ideałem nie była, a jej wieczny optymizm i okropne gadulstwo mogło na dłuższą metę razić. Cóż, nigdy jednak odpowiedzi na to pytanie nie znalazła, bo i kontakty rzadko kiedy się odnawiały, choć trzeba przyznać, że sytuacje z nagłymi zniknięciami i nieodzywaniem się zdarzały się panience Morel rzadko, niemniej miały miejsce.- Ale nie mam ochoty bawić się w biuro detektywistyczne. Jak będzie chciała to się odezwie, albo przyjedzie. Póki co nic mi na jej temat nie wiadomo. Wybacz...

    OdpowiedzUsuń
  67. Liliana Windrose11 lipca 2012 04:52

    Liliana również uniosła na niego swoje czarne oczy i przez chwilę tkwili w milczeniu, w bezruchu, patrząc sobie w oczy. W końcu jednak dziewczyna uśmiechnęła się uroczo.
    - Dziwne... Najwyraźniej tak miało być. Dziwne by było, gdybyśmy w ogóle się na siebie nie natknęli - dodała lekko, przyglądając mu się z uwagą, jednak nie za bardzo nachalnie. W końcu, chciała go tylko poznać, a nie przestraszyć.

    OdpowiedzUsuń
  68. Amelie posłała Anthony'emu wpierw pełne współczucia i zrozumienia spojrzenie, nie chcąc mu uprzykrzać tego wieczoru, szybko jednak na jaw wyszło jej zaskoczenie na informację, że Kate była w ciąży. Na ten temat też nie było jej nic wiadomo. I choć starała się z tym nie zdradzać, to momentalnie szerzej otworzyła oczy, a na jej jasnej cerze wyskoczyły delikatne rumieńce, zapewne złości, a może rozczarowania? Widocznie Kate nie była tą dziewczyną, za jaką Amelie ją miała, a ich przyjaźń chyba nie była nic warta. Przynajmniej wszystko na to wskazywało.
    Amelie westchnęła cicho, starając się zaraz radośnie uśmiechnąć i odciągnąć rozmowę ku zupełnie innym, weselszym tematom.
    - To może zamiast kawy napijemy się czekolady, co? Wiem, pójdzie mi w tyłek, ale moim kościstym pośladkom chyba to nie zaszkodzi.- zachichotała cichutko, licząc, że chociaż tak banalny żarto poprawi chłopakowi humor.

    OdpowiedzUsuń
  69. [Dziękuję ;D]

    - Wcale nie uważam cię za głupca! - powiedziała szybko. - Za to pewnie ty sądzisz, iż jestem wariatką nadającą się do domu dla obłąkanych. Może i tak jest, ale ja... naprawdę się wtedy urodziłam. Gdybym tylko mogła ci to jakoś udowodnić...
    Ale i tak uważał ją za osobę co najmniej zdrowo walniętą. Nie mogła mu w żaden sposób udowodnić, że naprawdę pochodziła z dziewiętnastego wieku. W żaden.

    OdpowiedzUsuń
  70. [Witam, może wątek, powiązanie? Tak w ogóle pocieszę Anthony'ego: nie podobają mi się Hiszpanie ;)]

    OdpowiedzUsuń
  71. Kiwnęła głową. To było najlepsze rozwiązanie i rada była, że któreś z nich w końcu się na nie zdecydowało. Założyła za ucho kosmyk włosów, uśmiechając się delikatnie. Wielki ciężar spadł jej z serca, chociaż do tej pory nie miała nawet pojęcia, że coś takiego tam się znajduje.
    - Okej, niech będzie - odpowiedziała, kiwając głową.
    Nie odezwie się do niego. Po pierwsze nie miała jak, a po drugie nie chciała. Przecież nawet go nie znała.
    - No cóż - zaczęła, wkładając ręce w kieszenie, bo robiło się zimno. - To do zobaczenia. Kiedyś.
    I sobie poszła.

    OdpowiedzUsuń
  72. [Tak wiec widzę, że Anthony mieszka na Brooklynie, Franzi też, więc może moglibyśmy stworzyć na tej podstawie powiązanie? Mogliby mieć mieszkania w tej samej kamienicy, czy coś. Co ty na to? ]

    OdpowiedzUsuń
  73. Liliana Windrose19 lipca 2012 22:06

    Liliana również nie obawiała się kontaktu wzrokowego. Podparła głowę na ręce i też przyglądała się chłopakowi, nie czując przy tym żadnego skrępowania. Uśmiechała się delikatnie, choć jej czarne oczy wciąż były niesamowicie smutne. Jak zwykle.
    - Odpowiem ci na to pytanie, kiedy poznamy się lepiej. - powiedziała, uśmiechając się nieco szerzej. Taka prawda, czy cieszy się z ich spotkania, stwierdzi dopiero, gdy dowie się, jaki jest. Może się zaprzyjaźnią? A może wręcz przeciwnie, pomyślała rozbawiona.

    OdpowiedzUsuń
  74. Pokiwała delikatnie głową i chwyciła jego dłoń. Wstała, a następnie rozejrzała się. Chwilę zajęło jej ogarnięcie kierunków i zorientowanie się, w którą stronę powinni iść. W końcu znalazła ją i dotarli do jej domu w milczeniu.

    [Nowy wątek? Proponuję coś z Kate, ale nie wiem jeszcze co...]

    OdpowiedzUsuń
  75. [ Jakiś nowy wątek czy cóś? ]

    OdpowiedzUsuń
  76. [Wątek z Fridą? :)]

    OdpowiedzUsuń
  77. - To podobnie, jak mnie, chyba. - odparła, uśmiechając się delikatnie. Nie była zbyt wylewna. Zdecydowanie, wolała słuchać i odpowiadać, niż opowiadać i mówić o sobie. Zarówno jeśli chodziło o przeszłość, jak i teraźniejszość. Głównie emocje. O uczuciach nie potrafiła mówić kompletnie.
    - Zobaczymy, co z tego wyniknie. - dodała, wciąż patrząc mu w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  78. Frida Eidsness24 lipca 2012 22:47

    [Skoro oboje czytają, i to podobne gatunki, to może połączą ich książki? :) Mogą spotkać się w kawiarni, w której pracuje Frida.]

    OdpowiedzUsuń
  79. [Jogging może być. Zaczniesz? *ładnie prosi*]

    OdpowiedzUsuń
  80. [ Szkoda, że wątku zaproponować w stanie nie jestem.]

    OdpowiedzUsuń
  81. - Uuuu, to dzisiaj szalejemy.- roześmiała się wesoło i czekając tylko na moment, aż pojawi się koło nich kelner by móc zamówić dwie czekolady. W końcu nie było sensu sobie niczego żałować, a już na pewno, gdy wyglądało się jak Amelie. Wprawdzie nie przepadała za słodyczami, jednak nie widziała niczego złego na małe zapomnienie od czasu do czasu.- No tak, masz ewidentną rację. Mnie nie zaszkodzi.- ukazała swoje białe ząbki w iście imponującym, wesołym uśmiechu, spoglądając na Tony'ego radosnym wzrokiem, tego nie sposób było ukryć. Jakby nie patrzeć, niesamowicie cieszyła się z ich spotkania. Dlatego też nie chciała już więcej poruszać kwestii Kate, która popsułaby im oboju najprawdopodobniej humor, więc i wspólny czas nie byłby za ciekawy, wręcz przeciwnie, stałoby się wtedy drętwo, niezręcznie, a tego w żadnym razie panienka Morel sobie nie życzyła.

    OdpowiedzUsuń
  82. Liliana Windrose9 sierpnia 2012 22:33

    - Możliwe. - skwitowała tylko, również się uśmiechając, choć nieznacznie. Lilianę w ogóle trudno było poznać. Rzeczą wręcz niemożliwą było zmuszenie ją do mówienia. Ostatnimi czasy zaufała tylko jednej osobie. Pierwszy raz od lat. I to tylko dlatego, że naprawdę poczuła, że sama też została takim zaufaniem obdarzona. A to było dla niej zupełnie nowe uczucie.
    - Zdarzało się. Choć częściej słyszę raczej, że byłby piękniejsze, gdyby nie były takie smutne. - powiedziała łagodnie, również wciąż patrząc w jego oczy. - Twoje też są niebrzydkie. Zielone. Jak trawa. Ciekawie komponują się z twoimi ciemnymi włosami. - dodała, lustrując z uwagą jego twarz.

    OdpowiedzUsuń
  83. Annie Fitzgerald10 sierpnia 2012 13:47

    [Ojezu, ale ciasteczko <3 No ba, że wątek musi być! Tylko dzisiaj nic nie wymyślę, ale jak masz pomysł na wątek/powiązanie, to nawet nie konsultuj, tylko zaczynaj ;P]

    OdpowiedzUsuń
  84. [Jakieś zawsze się znajdą. Chociaż niekoniecznie dobre;) A ten, co mi chodzi po głowie, zapewne zbytnio cię nie rozwali, ale mówi się trudno.
    Skylar z aparatem sobie radzi, ale jeśli chodzi o inne dziedziny graficzne jest kompletnym beztalenciem. Zwłaszcza w grafice komputerowej. W każdym bądź razie mogłaby mieć zdjęcia, które wymagałyby jakiejś obróbki i w ten sposób zwróciłaby się do Tony'ego.
    Mówiłam, że nie powala. Więc chyba będę myśleć dalej albo liczyć na twoje udoskonalenia;)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Oczywiście Skylar Everett. Już trzeci raz dzisiaj zapominam o podpisie]

      Usuń
  85. [Dobre słowo:) A ta symbioza mogłaby się później przekształcić ze znajomych w coś ciekawszego, ale jak na razie jedziemy na symbiozie.
    Dobra, a teraz odwieczny dylemat: kto zaczyna?;)]

    Skylar Everett

    OdpowiedzUsuń
  86. [Ślicznie dziękuję za zaczęcie<3]

    Właściwie nie planowała, że wpadnie do Tony'ego. Po prostu przechodziła niedaleko jego kawalerki i postanowiła zobaczyć, czy jeszcze wykazuje jakieś oznaki życia w tym niewielkim mieszkanku. Mimo piątkowego wieczoru nie miała zbyt wielu zajęć, a kręcenie się po Brooklynie samej o tej godzinie nie skutkowało niczym dobrym.
    - Nie ma to jak wyczucie czasu - stwierdziła Skylar, posłusznie przyjmując puszkę z piwem. Najwyraźniej oboje nie mieli planów, bo piwo uznała za zachętę do posiedzenia u niego nieco dłużej. Poczekała, aż Tony znowu usiądzie w fotelu, po czym podeszła do niego, marszcząc zabawnie nos, gdy poczyła dym papierosowy.
    - Ty już chyba nigdy nie przestaniesz palić - podsumowała Sky, układając podbródek na oparciu krzesła. Nie lubiła tego zapachu i w ogóle nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ktokolwiek chciałby palić taką truciznę.
    - No dalej, mistrzu, pokaż te arcydzieła - powiedziała z rozbawieniem blondynka, szturchając go lekko w ramię.

    Skylar Everett

    OdpowiedzUsuń
  87. Nic nie potrafiła poradzić na to, że ten zapach ją drażnił. Zawsze, gdy przechodziła koło palących, wstrzymywała oddech, żeby dym nie dostał się do jej płuc. Ale też nie próbowała zmusić chłopaka, żeby rzucił palenie. To było jak mówienie do głuchego. Zresztą to była jego decyzja i wymienianie wszystkich śmiertelnych składników nie wzruszyłoby go.
    - Oczywiście, że ostatni. Tak samo jak ten wczorajszy - mruknęła dziewczyna z iskierkami rozbawienia w oczach, nawet nie próbując ukryć zwątpienia w głosie. W końcu on sam też to mówił z wiedzą, że zapali następnego.
    Sky odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, uważnie patrząc na wyświetlacz monitora. To było dla niej ważne. Fotografia była pierwszą rzeczą w życiu, którą zrobiła dla samej siebie, nie dlatego, żeby zaimponować ojcu czy sprostać wymaganiom stawianym przez innych.
    - Mówisz tak, jakbyś dopiero teraz odkrył, że jestem skromna - powiedziała blondynka z udawanym wyrzutem, zerkając na niego - Zresztą nie chodzi mi o moje zdjęcia, tylko o to, co ty potrafisz z nimi zrobić. Tylko się nie rumień za bardzo. I nie przyzwyczajaj do komplementów.

    OdpowiedzUsuń
  88. Skylar uniosła brew do góry, śmiejąc się cicho.
    - I niby kto tutaj jest skromny, co? - zapytała dziewczyna, kręcąc lekko głową - Muszę pamiętać, żeby nigdy więcej nie mówić ci, że jesteś w tym dobry. Popadniesz w samozachwyt, urośnie ci ego i nie da się wtedy z tobą wytrzymać. A do tego dopuścić nie mogę, bo wtedy całkowicie się tutaj zamkniesz przed światem.
    Przeniosła oczy z monitoru na Tony'ego, później z Tony'ego na monitor i z powrotem, aż w końcu położyła dłoń na jego czole, uważnie wpatrując się w jego zielone oczy. Nawiasem mówiąc, zawsze je lubiła. Sama chciała mieć zielone oczy, ale natura obdarzyła ją niebieskimi.
    - Dobrze się czujesz, Tony? Nie masz gorączki? - zapytała niewinnie - Bo wiesz, o ile pamiętam, na tobie nic z reguły nie robi wrażenia. Powiesz to jeszcze raz, żebym mogła to sobie nagrać i ustawić na dzwonek?

    Skylar Everett

    OdpowiedzUsuń
  89. [Witaj. (: Masz może jakiś pomysł na relacje z moją Claw, jakieś ciekawe powiązanie? Albo chociaż na wąteczek? Jeśli tak, to z radością zacznę. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  90. Cóż, wcale nie czuła się wyjątkowa. Właściwie była na granicy rzucenia fotografii, skrzypiec pewnie także i wyniesienia się stąd. Bardzo daleko stąd. Nie wiedziała, co nią kierowało, kiedy zdecydowała się na studia. To były marzenia kilkuletniej dziewczynki, a świat w końcu ściągnie ją na dół. Tony był na grafice, a to się teraz całkiem nieźle sprzedaje. Pewnie znajdzie sobie niezłe zajęcie, podczas gdy ona wyląduje w warzywniaku.
    Co nie zmienia faktu, że jego słowa mile połechtały jej dumę.
    - Słuchałam uważnie. Naprawdę. Ale to byłoby wspaniałe, gdybyś to powtórzył. Tylko poczekaj, aż włączę dyktafon - zaproponowała ze śmiechem Skylar, podnosząc się do pionu, bo od tego schylania się zaczynały już ją boleć plecy. No i czuła się trochę nieswojo, kiedy tak patrzyli sobie w oczy. Miło, ale jednak nieswojo.
    - No proszę. Dla mnie. Powtórz. Twoje zdjęcia zrobiły na mnie wrażenie. To nie takie trudne. Chyba że ci to przez gardło drugi raz nie przejdzie.

    Skylar Everett

    OdpowiedzUsuń
  91. [Idęęęę <3 Mrrraśny ten pan. Naprawdę *.*]

    Wystarczył jeden telefon. Jedno słowo. Jedno, jedyne. Impreza, a właściwie domówka. To naprawdę wystarczyło, aby uśmiech pojawił się na ustach Aneczki. Wolny wieczór, który miał być nudnym wieczorem, zmienił się w szansę poznania ludzi, a że Annie uwielbiała to robić, rozmawiać, śmiać się i bawić, nie trzeba było ją namawiać.
    Niejaki Anthony Turner, co prawda znany jej tylko ze słyszenia i widzenia, kiedy weszła do jego mieszkania, zrobił na niej wrażenie. Nie, żeby była wzrokowcem... Chociaż, coś w tym na pewno było. I w tym chłopaku. Zamieniła z nim słów kilka, jak to wypadało i dosiadła się do grupki dziewczyn na kanapie, które miały naprawdę fascynujące zajęcie - sączenie piwa z sokiem i obgadywanie "dupeczek". W pewnym momencie, wzrok Anne skierował się w stronę gospodarza, który, jak mu się pewnie wydawało, niespostrzeżenie chciał się stąd wydostać. Pożegnała dziewczęta, poprawiła swoje krótkie szorty i zakolanówki, zapinając koszulkę na dwa guziki, aby ukryć plamę na koszulce. Nie zauważyła jej wcześniej, a krem, którym ozdabiała babeczki pozostawił na sobie ślad, którego inaczej ukryć nie mogła.
    Weszła na dach, chociaż początkowo nie była pewna, dokąd idzie, a kiedy się tam znalazła, westchnęła, rozkładając ręce po bokach i odchylając głowę do tyłu. Nieważne, że swoją obecnością mogła mu przeszkadzać.
    - Ale pięknie... - zawirowała w okół własnej osi, uśmiechając się delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  92. Blondynka również westchnęła, po czym zaczęła przechadzać się za jego plecami w jedną i w drugą stronę, żeby ostatecznie opaść na kanapie naprzeciwko niego i uważnie go obserwować spod zmarszczonych brwi.
    Tutaj właśnie był problem. Mogła znać całkiem nieźle Turnera, ale od wieków właściwie starała się go przekonać do niektórych rzeczy. Nic z tego. Nie znała sposobu, żeby go przekupić. A nawet jeśli w jej głowie kiełkowały jakieś pomysły, nigdy nie wprowadzała ich w życie.
    Skylar bezwiednie otworzyła puszkę i ostrożnie wypiła łyk alkoholu. Zawsze musiała uważać na procenty ze względu na swoją drobną budowę ciała. Alkohol szybciej uderzał jej do głowy niż innym, dlatego rzadko piła.
    - Mogłabym się od ciebie uczyć tej niewinnej miny. Założę się, że gdy tylko ją zrobisz, wszystko uchodzi ci płazem - stwierdziła dziewczyna z ognikami w oczach - No dobrze... A jak miałabym cię do tego przekonać?

    OdpowiedzUsuń
  93. [Och, jesteś pewny, że chcesz być bohaterem Claw? :o Bo ona jest gotowa Ciebie sobie przywłaszczyć. :D Ale w porządku, panie Turner. :3]
    Sobotni wieczór. Księżyc w pełni, niebo gwieździste co wyglądało w oczach Claw naprawdę pięknie. Jednak teraz nie była zbytnio podekscytowana. Jak już to przestraszona, a może nawet przerażona. Szła niezbyt przyjemną uliczką (no dobra, to była najgorsza z dzielnic, potocznie mówiąc slamsy) i miała wrażenie, że ktoś ją śledzi. Przyspieszyła kroku a jej szpilki odbijały się od asfaltu z charakterystycznym dźwiękiem. Nagle poczuła, że ktoś złapał ją mocno w talii a do krtani przystawił ostrze. Słyszała jakieś słowa, ale obraz przed oczami się jej zamazywał. Jej oddech stał się nierówny i płytki. Nagle poczuła mocne uderzenie i wylądowała na ziemi. Kątem oka zobaczyła dwóch szarpiących się mężczyzn. Nagle poczuła, że ktoś łapie ją mocno za drobną dłoń i przyciąga do siebie. Mrużąc groźnie oczy spojrzała na faceta.
    - Kim jesteś? - położyła dłonie na biodrach, mierząc go niezbyt przychylnym wzrokiem. - To Ty mnie napadłeś? - mruknęła cicho, jej głos był melodyjny.

    OdpowiedzUsuń
  94. Jak zawsze była zbyt naiwna. Ale Skylar to Skylar. Nie byłaby sobą, gdyby nie była naiwna.
    Męczy to chyba mało powiedziane. Została wyposażona w ośli upór, więc będzie za nim chodziła całą noc, a później cały dzień tylko po to, by dopiąć swego. Nawet nie chodziło o to, żeby powtórzył. Chodziło o to, żeby postawić na swoim. Problem w tym, że on był równie uparty.
    - Mógłbyś chociaż podpowiedzieć - powiedziała dziewczyna z udawanym wyrzutem - Ale niech zgadnę. Z tobą nie może być łatwo. Bo łatwo oznacza nudno. A ma być ciekawie. Tak?
    Nie udało jej się ukryć rozbawienia. Znowu.
    Everett zmarszczyła podejrzliwie nosek, patrząc na niego uważnie, jakby spodziewała się jakiegoś podstępu, ale po chwili uśmiechnęła się lekko. Zaciekawienie zwyciężyło.
    - Chcę - potwierdziła, dodatkowo lekko kiwając głową, a w jej oczach pojawiła się dziecięca ciekawość.

    OdpowiedzUsuń
  95. Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, podając mu dłoń. Myślała, że mówi o jakimś małym przedmiocie albo zjawiskowym zdjęciu, podczas gdy Tony zasłonił jej ręką oczy i delikatnie prowadził na przód. To tylko podbudowało jej już i tak dużą ciekawość. Nie miała pojęcia, gdzie może ją prowadzić ani co chce jej pokazać. Mogła tylko iść posłusznie do przodu, kiedy nią kierował.
    Nagle poczuła podmuch wiatru na nieosłoniętej skórze. Wychodzili na zewnątrz. Ale przecież na balkonie była już kilkakrotnie, całkiem niezły widok, tylko widziała go już z milion razy.
    A później skierował ją jakimiś schodami na górę. Poczuła ciepły koc na ramionach. Przechyliła lekko głowę w oczekiwaniu, aż pozwoli jej zobaczyć gdzie się znajdują.
    Skylar powoli zsunęła materiał z ramion i ruszyła przed siebie. W połowie drogi na skraj budynku zatrzymała się.
    - Jak..? - zaczęła, obracając się w stronę chłopaka, ale nie dokończyła. Faktycznie było tutaj pięknie. Do tej pory nie miała pojęcia o tym miejscu. Podeszła do samego skraju, wpatrując się w panoramę miasta i niebo przez kilka milczących minut, aż w końcu przyłożyła dłonie do ust, krzycząc "Łuuuuuuuhuuuuuu!" i prawdopodobnie przyczyniając się do zawału serca kobiety w średnim wieku, która przechodziła tuż pod budynkiem. Zaśmiała się, kręcąc lekko głową.

    Skylar Everett

    OdpowiedzUsuń
  96. Everett lekko drgnęła, czując jego ramiona na biodrach, ale po chwili oparła się plecami o jego klatkę piersiową, jak zaczarowana wpatrując się w krajobraz przed nimi. Mimo że stała na samym skraju dachu i właściwie w każdej chwili mogłaby spaść, to czuła się nadzwyczaj bezpiecznie.
    - Dosyć ładnie? Mnie możesz nie doceniać, ale takiego widoku już nie - odpowiedziała Skylar, kręcąc lekko głową. Żeby spojrzeć mu w twarz, musiała się delikatnie obrócić i zadrzeć głowę do góry, bo przewyższał ją o ponad trzydzieści centymetrów - Z chęcią zamieniłabym się z tobą. Uwierz mi, akademik nie jest szczytem moich marzeń i takich widoków tam nie ma.

    Skylar Everett

    OdpowiedzUsuń
  97. Początkowo Skylar była pewna, że chłopak żartuje. Czasami potrafił to robić nawet bez mrugnięcia okiem, a ona dawała się na to nabrać z czego oczywiście później mógł się nieźle pośmiać, dlatego początkowo wpatrywała się w niego nieufnie, starając się dostrzec jakieś oznaki rozbawienia. Patrzyła mu w zielone oczy, ale nie dostrzegała tam żartu, tylko szczerość i spontaniczność.
    - Chcesz mieć mnie za współlokatorkę? - upewniła się dziewczyna. To wcale niegłupi pomysł. Ba!, nawet bardzo jej się podobał. Będzie mogła szybko wynieść się z akademika, który od początku nie przypadł jej do gustu i zamieszkać z kimś, z kim dobrze się dogaduje... Po chwili jednak westchnęła, odwracając wzrok.
    - Nie zrozum mnie źle, chciałabym, tylko... to nie jest dobry pomysł - odpowiedziała blondynka wymijająco, wpatrując się w niebo - Tak jakby stoję krucho z kasą.

    OdpowiedzUsuń
  98. To niesamowite, że dla niego nic nie stanowiło większego problemu. Podejrzewała, że inni znajomi raczej nie byliby zachwyceni, gdyby zamieszkała z nimi Skylar bez większych funduszy, tymczasem Tony chciał tylko jakiegoś towarzystwa, a brak pieniędzy nie stanowił dla niego wyzwania. Nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna dalej nie była przekonana. Nie to, że nie podobałoby jej się towarzystwo Tony'ego albo jego mieszkanie. Chodziło raczej o sam fakt, że ich relacja była raczej luźna i dość bezproblemowa, a wspólne mieszkanie mogłoby rodzić konflikty. I tak dalej, i tak dalej. A ona nie lubiła ryzykować.
    - Sama nie wiem - mruknęła po dłuższym czasie blondynka, lekko przgeryzając dolną wargę. Z jednej strony chciała się wyrwać z akademiku, z drugiej jednak wolała nie nadwyrężać ich znajomości.

    OdpowiedzUsuń
  99. [Nie, nikt mi nie mówił. Dziękuuuję!! ;D]

    Ranki były najlepszą porą na bieganie. Nie było jeszcze zbyt gorąco, a i tłumy ludzi nie spacerowały urokliwymi alejkami Central Parku. Więc Kate codziennie wstawała wcześnie, ubierała na siebie dres i wychodziła z mieszkania, by nie stracić kondycji i trochę pomyśleć. Bo przy bieganiu dało się to robić.
    Przemierzała kolejne metry zamieniające się powoli w kilometry, starając się nie zgubić w gąszczu wąskich przejść i skrzyżowań. Powoli zaczynała poznawać Central Park, ale nie znała go jeszcze bynajmniej w takim stopniu, w jakim chciałaby go znać. To znaczy jak własną kieszeń.
    Biegła i biegła, co chwila uśmiechając się do innych stałych biegaczy. Nie znała nawet ich imion, ale uśmiech i zdyszane "Cześć" towarzyszyło każdemu takiemu spotkaniu. To było miłe. Ale te osoby nie miały pojęcia o chorobie Kate, dlatego to robili. A gdyby wiedzieli... Kate była pewna, że by się od niej odsunęli. Jak każdy.
    - Johanna! - rozległo się gdzieś z tyłu, a panna Sparks nieco zwolniła. Była niemal pewna, że to było wołanie do niej. I się trochę bała spotkania z osobą, która poznała tamtą część niej.

    OdpowiedzUsuń
  100. [ Hah, no mam nadzieję. Ale teraz Ty zarzucasz pomysłem, ja mogę łaskawie rozpocząć ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  101. Frida pracowała w tej kawiarni, odkąd sprowadziła się do Nowego Jorku. Lubiła to miejsce. Nawet bardzo. Jej współpracownicy byli mili, na szefa narzekać nie mogła. Zarobki były całkiem niezłe, chociaż akurat to w jej przypadku nie grało żadnej roli. Co najważniejsza, mogła się też tutaj spełniać muzycznie, dając krótkie występy co któryś wieczór. Miała już całkiem niezłą widownie, z której większość ludzi kojarzyła ją i przychodziła głównie po to, by jej posłuchać.
    Tego jednak dnia pełniła swoje obowiązki, czyli kelnerowała. Spostrzegłszy, że w kawiarni pojawił się chłopak i zajął jeden ze stolików, odczekała chwilę, po czym chwyciła swój notesik i podeszła do niego z, jak zawsze, radosnym uśmiechem.
    - Dzień dobry, co podać? - zapytała uprzejmym, wesołym głosem, spoglądając na niego spod grzywki swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami.

    OdpowiedzUsuń
  102. Dlatego właśnie Frida wciąż była uśmiechnięta, dlatego starała się być taką optymistką. Uwielbiała zarażać tym ludzi. Uwielbiała, gdy inni w jej obecności cieszyli się i uśmiechali. Chyba dlatego była tak lubianą tutaj kelnerką. I w ogóle, osobą. Choć sama do najszczęśliwszych osób na świecie nie należała, optymizm pomagał jej radzić sobie z tym.
    - Hm, co mogę polecić... - Zamyśliła się głęboko, marszcząc zabawnie, w uroczy sposób nosek. - Może kruszonkę z wiśniami? Jest przepyszna. Prawie tak dobra, jak moja domowa. - Mrugnęła do niego, zapisując w swoim notesiku kawę dla chłopaka. Wpatrywała się w niego tymi swoimi oczami w kolorze czekoladowym, w których tańczyły przyjazne, wesołe iskierki.

    [Och, Boże, cóż za zdjęcia, a to pierwsze....... *,* zakochałam się :c]

    OdpowiedzUsuń
  103. [Ale zmiana! Całkowita. To już inny Tony. Ale niech będzie, że Skylar tak bardzo rozmiękczyła jego serce xD]

    - Zastanowię - obiecała dziewczyna, mrugając do niego - Dla ciebie wszystko, Turner.
    Po chwili wróciła na kanapę, zaplątując się w koc niczym w kokon i poklepała miejsce koło siebie. Odchyliła głowę do tyłu, obserwując nocne niebo. Co prawda Nowy Jork był dużym miastem i do najczystszych nie należał, ale dzisiaj bez trudu mogła zobaczyć gwiazdy. Kiedyś znała mnóstwo gwiazdozbiorów i potrafiła znaleźć je na niebie. To było jej hobby. Teraz już zapominała.
    - A jeśli się zgodzę, to powtórzysz, że jestem coraz lepsza? Mogłabym nawet dzisiaj zostać na noc - rzuciła z nikłym uśmiechem Skylar, zanim zdążyła się ugryźć w język - Czy ja powiedziałam to na głos?

    OdpowiedzUsuń
  104. [Nowy Tony! Inny. Tamten chyba bardziej mi się podobał, ale ten też jest czadowy.]

    - Ym, wszystko dobrze - skłamała. - Ale chyba musiałeś mnie pomylić z kimś innym. Jestem Kate - dodała.
    Wiedziała, że jej nie pomylił. Że najprawdopodobniej spotkał Johannę już wcześniej. Że zapewne Johannę wziął za chora psychicznie wariatkę. Jak każdy, kto Johannę spotykał. Jednocześnie nie chciała, by wiedział, iż Johanna to ona. Że to ona jest chora psychicznie. Nie lubiła rozmawiać z ludźmi, którzy to wiedzieli. Czuła się od nich gorsza. Głupsza. I czuła, że oni tak naprawdę nie chcą z nią konwersować, a zostają tylko z litości dla jej tragicznej historii. Albo dlatego, iż chcą poznać tak okropny przypadek medyczny. Bo to interesujące przecież - dlaczego ona jest taka, jaka jest.

    OdpowiedzUsuń
  105. [TURNER! TY ZŁA ISTOTO! Jak mogłaś zostawić Sky na tak długo? xD
    Normalnie serio myślałam, że już nigdy cię tu nie zobaczę. Jak cię dorwę w swoje ręce, to pożałujesz, o. Czujesz już moje mentalne kopnięcie w tyłek?;)]

    Najwyraźniej Turner nie do końca zdawał sobie sprawę z sytuacji, w której się znajdował. W porządku, mógł nie chcieć, żeby ktoś przez niego fizycznie ucierpiał, ale Skylar na pewno ucierpiałaby mocno psychicznie, gdyby tak nagle odsunął ją od swojego życia. W jej mnóstwo pojawiało się mnóstwo osób, które później szybko znikały. Mogło ci się wydawać, że jest twoją przyjaciółką, ale musiało minąć trochę czasu zanim udawało ci się pozyskać jej zaufanie, które już zbyt wiele razy zostało zawiedzione. Z niewiadomych jednak powodów darzyła Tony'ego ogromnym zaufaniem i nagłe odsunięcie jej mocno by ją zabolało.
    - To aż tak bardzo widać? - zapytała Skylar, unosząc brew. No tak, oczywiście, że to było widać - Po prostu... rzadko robiłam coś niezwiązanego ze skrzypcami.
    Dobrze, że chłopak nie potrafił zaglądać do jej myśli. Bo właśnie stwierdziła, że w tej pozie wygląda przystojnie. I chciała się przenieść do jego mieszkania, ale coś ją powstrzymywało, o.
    - Hm, lepiej się zastanów. Bo to bardzo kusząca propozycja - rzuciła ze śmiechem, uważnie obserwując jego reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  106. [Dobrze, że przynajmniej wiesz, iż ci się należało. Skoro jednak wróciłaś, to chyba nie mogę za bardzo narzekać.
    Strasznie dużo ubyło. Załamałam się, bo tyle się trudziłam, żeby im wątki pozaczynać xD
    A tak w ogóle: może zaczniemy im nowy wątek? Ten nie jest zły, ale lepiej byłoby chyba nowy zacząć. Zaczniesz? A zresztą nie masz wyjścia, to będzie zadośćuczynienie;)]

    Ze Sky była niesamowicie niezdecydowana istota. Nawet jeśli już podjęła decyzję, nie miało się pewności, że za niedługo jej nie zmieni. Nie znosili tej cechy u siebie. Zresztą jej znajomi również, podobno to było niesamowicie irytujące i chyba było w tym ziarenko prawdy.
    - I widzisz, Turner? To tak bardzo nie boli. A ja mam satysfakcję, że to powtórzyłeś i nie musiałam się za bardzo najtrudzić. I dowiedziałam się, że działają na ciebie moje maślane oczy - stwierdziła blondynka z rozbawieniem, ale po chwili westchnęla. To było czasami męczące. Udawanie szczęśliwej i zabawnej, kiedy tak naprawdę się nią nie było. Może właśnie to blokowało ją przed przeprowadzką? Fakt, że Tony zauważy w niej mnóstwo słabości i głęboko zagnieżdżony smutek?
    Znał tylko jej wierzchnią część. Mógłby nie polubić tej głębszej.
    Wśród takiego niepokoju po prostu przymknęła powieki i zasnęła.
    W końcu miała zostać na noc.

    OdpowiedzUsuń
  107. [Mogę Cię jeszcze usunąć, jeśli chcesz ;p (Ale ja nie chcę, więc pewnie i tak tego nie zrobię, o.)]

    Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Nie mogła mu powiedzieć przecież prawdy. W takich przypadkach nigdy nie mówiła prawdy, mimo iż czasem chyba powinna to robić. Ale nie, ona wolała skłamać i oddalić się od tej osoby, niż pozwolić jej wiedzieć o swojej chorobie.
    - Wiesz, to nie jest takie proste, na jakie wygląda. Nie jestem na ciebie zła i ciebie nie znam, ale ty znasz Johannę. I Johanna zna ciebie, choć ja ciebie nie znam. Nie mam pojęcia, czy cokolwiek z tego rozumiesz, ale to w gruncie rzeczy dość logiczne.
    Uniosła delikatnie kąciki ust, jakby była pełną życia radosną osobą.

    OdpowiedzUsuń
  108. [W takim razie zazdroszczę ci tego wolnego czasu, bo mi coraz bardziej zaczyna go brakować... Ja mam pamięć już tak bardzo zaśmiecioną, że pomysły zbyt szybko uciekają, więc jednak wszystko idzie na marne:<]

    Grała. Delikatne, kojące dźwięki wypływały spod jej palców. W takich momentach jednak nie żałowała, że nie wyrzuciła skrzypiec przez okno wczoraj wieczorem, tak jak miała ochotę i tak jak zrobiła to kilka lat temu. Czasami na zajęciach jawnie okazywała, że nie jest zadowolona. Nie musiała być, ale skoro już upchnęli ją na te studia, musiała dawać z siebie wszystko. Zawsze dawała z siebie wszystko. Głupi perfekcjonizm. Musiała być najlepsza nawet w tym, czego z każdym dniem coraz bardziej nienawidziła i co sprawiało, że mimo wszystko cierpi.
    To już pod chorobę podchodzi.
    Jednak bywały momenty, kiedy na nowo poznawała się z instrumentem, którego momentami nienawidziła. Z którym wiązały się jedynie smutne wspomnienia pełne żalu albo brak wspomnień, które powinny istnieć.
    To... bolało.
    Skylar grała utwór, który doskonale znała, dlatego jej smukłe palce bez trudu przeskakiwały w odpowiednie miejsca, właściwie mechanicznie. Jej myśli błądziły gdzieś zupełnie indziej. Mogła sobie na to pozwolić. Często słyszała, że muzycy muszą być skupieni od wydania pierwszej nuty aż do ostatniej, ona jednak pozwalała myślom błądzić, a jej muzyka na tym nie cierpiała.
    I właśnie to się nazywa geniuszem.
    A to się nazywa skromnością.
    Dopiero po chwili zauważyła, że przypadkiem zmieniła utwór. Zaklęła w myślach po rosyjsku, gdy go rozpoznała. Monteverdi. Ta sama smutna ballada, z którą żyła przez dziewiętnaście lat. Zawsze jej towarzyszyła. Westchnęła, ale grała dalej, ignorując wilgoć zbierajcą się pod powiekami. Przynajmniej do momentu, gdy usłyszała walenie do drzwi. Ze złością przetarła policzki szorstkim materiałem swetra, zostawiając czerwone ślady, po czym odłożyła instrument na łóżko. Nie spodziewała się nikogo o tej porze, a nachalne pukanie wzmogło jej niepokój. Kiedy jednak wyjrzała przez iwzjer, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
    - Tony? Co ty tutaj robisz? - zapytała, ale kiedy zauważyła jego postawę i minę zmarszczyła lekko brwi - Coś się stało?

    OdpowiedzUsuń
  109. Właściwie całe życie można uznać za tragikomedię. Ale gdyby takie nie było, w pełni nie potrafilibyśmy docenić szczęścia. Och, tylko nie kolejne pseudofilozofie. Bawienie się w takie rzeczy zawsze wprawia człowieka w zły nastrój. Zbyt długie myślenie o życiu i próby rozgryzienia tego całego burdelu dostarczają czasami bolesne wnioski.
    Skylar przekrzywiła lekko głowę, uważnie wpatrując się w jego twarz.
    - To nie wygląda na tylko zgubione klucze - zauważyła cicho z nową łagodnością w oczach. Poczuła od niego silną woń alkoholu, który najwyraźniej już trochę płynął w jego żyłach i utrzymujący się na ubraniach zapach dymu papierosowego. Tony cały przesiąkł pubem, w którym najwyraźniej spędził kilka ostatnich godzin. Starał się zapić swój problem albo o czymś zapomnieć.
    Czasami tak się jednak nie da. Czasami trzeba się z tym zmierzyć. Najwyraźniej ani ona, ani on tego nie potrafili.
    Bez zbędnych słow złapała go za ciepłą, dużą dłoń i poprowadziła do środka, zamykając delikatnie drzwi. Posadziła chłopaka na łóżku, a sama usiadła obok niego, wpatrując się w profil jego twarzy. O nic nie zapytała. Jedynie wolną dłoń położyła na jego policzku, zmuszając go, aby spojrzał jej w twarz.
    - Jutro będzie lepiej. MUSI być lepiej - powiedziała z mocą, ale nie wiedziała, czy przekonuje siebie, czy jego.

    [Jeden wątek był normalny, a teraz trafił nam się depresyjny. Jak fajnie<3]

    OdpowiedzUsuń
  110. [Hihi, kocham depresyjne wątki<3 Nie wiem dlaczego. Po prostu są takie... depresyjne xD]

    Sky początkowo nie wiedziała, o czym Tony mówi. Dopiero kiedy poczuła jego palce na kościach policzkowych, uświadomiła sobie, że prawdopodobnie ciągle jest tam czerwona po chwili słabości, która miała miejsce w tym pokoju zaledwie kilka minut temu. Po raz kolejny zaklęła w myślach po rosyjsku. Przyzwyczaiła się do zgrywania osoby, która nie ma w życiu żadnych trosk, która jest cały czas uśmiechnięta, której problemy się nie tyczą. W ten sposób ludzie nie zadawali niewygodnych pytań.
    - Oczy mi łzawią cały dzień. Musiałam za mocno je przecierać - odpowiedziała, zgrabnie manewrując między granicą prawdy i kłamstwa. Nieskromnie uważała się w tym za mistrzynię. Mistrzyni półprawdy. Niezbyt chwalebny tytuł.
    - Jak bardzo jesteś pijany, Turner? - zapytała, wracając do lekko ironicznego tonu - Czy po prostu korzystasz z możliwości przespania się u mnie?
    Intuicyjnie czuła, że nie chce rozmawiać o sobie i swoich problemach. A ona nie chciała go naciskać. Jeśli jej ufa, sam kiedyś wszystko jej powie.

    [O maaatko. Masakra.]

    OdpowiedzUsuń
  111. [To idealnie ;D]

    Właściwie to chyba wolałaby, żeby powiedział "Aha" lub coś w tym stylu, a potem odeszliby każde w swoją stronę. Ale skoro zdecydował się zostać, mogła chociaż udawać, że jest miłą i sympatyczną dziewczyną, to znaczy podać mu swoje imię, a później najprawdopodobniej powiedzieć, iż niestety musi wracać do domu. Albo tego nie mówić, w zależności od chwilowego nastroju.
    - Kate - rzekła, chwytając jego rękę. - Bynajmniej nie Johanna - dodała po chwili, nie bardzo wiedząc, dlaczego to robi. On chyba wiedział, że nie jest Johanną, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  112. Kate lubiła moknąć. Uwielbiała to uczucie, kiedy krople deszczu spływały po jej twarzy, moczyły jej włosy i ubranie. To, wbrew pozorom, oczyszczało. A panna Sparks potrzebowała jakiegoś oczyszczenia. Potrzebowała deszczu. Ale z drugiej strony mimo wszystko potrzebowała też rozmowy. Ten chłopak, Tony, wydawał się dośc sympatyczny. I chciał z nią konwersować, co było już samo w sobie dla Kate nietypowe. Wszyscy, którzy ją znali, nie chcieli. Była zupełnie sama.
    - Tu niedaleko jest taki niewielki daszek - powiedziała. Zawsze, jak tamtędy przechodziła, zastanawiała się, po co go zbudowano; teraz już wiedziała. Daszek dla moknących w deszczu. To miłe ze strony budowniczych, że go postawili. Osoby przechodzące w deszczu mogły tam przeczekać najgorszą cześć ulewy. O tym to Kate nie pomyślała...

    OdpowiedzUsuń
  113. [Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia. To chyba Ty powinnaś wiedzieć, dlaczego tu jeszcze jesteś, a nie ja ;D]

    Kiwnęła głową. Codziennie, bez względu na pogodę i na aktualny humor. Musiała dotlenić mózg, a także rozgrzać się nieco przed próbą na Broadwayu. Potrzebowała tego również dlatego, iż podczas biegania dobrze jej się myślało. O absolutnie wszystkim, ale najbardziej o swojej przyszłości, która bynajmniej nie jawiła jej się w różowych barwach.
    - Yhym - potwierdziła. - A ty?
    Właśnie doszła do wniosku, że chce jednak porozmawiać z Tonym. Może nie była najlepszą interlokutorką, ale jednak musiała od czasu do czasu konwersować z ludźmi. Choćby po to, by nie zapomnieć, jak to się odbywa. No, niby rozmawiała dwa razy w tygodniu z psychiatrą, ale to nie było to samo.

    OdpowiedzUsuń
  114. [O, dobrze powiedziane!<3]

    Kto wie? Może Tony tak długo by ją dręczył, że w końcu by mu powiedziała w nadziei, że rano obudzi się na kacu i zupełnie niczego nie będzie pamiętał. Zresztą, mógłby też nie zrozumieć, bo samo powiedzenie, co się dzieje, nic nie da. Musiałby znać całą historię jej życia, a tego nikt nie zna.
    - O ile pamiętam, to ja ostatnio nadużywałam twojej gościnności. Nawet nieświadomie zabrałam ci pokój - zauważyła Skylar z błyskiem w oku - Swoją drogą to było całkiem miłe z twojej sprawy. Widzisz, co ze mną robisz, Turner? Rozmiękczasz mnie. Źle na mnie wpływasz.
    Tak naprawdę wpływał na nią lepiej, niż ktokolwiek inny.
    No może oprócz tych momentów, gdy był kompletnie pijany.
    Widziała jednak, że to nie była pora na droczenie się i żarty, ale tak naprawdę nie wiedziała, co ma robić. Nie potrafiła pocieszać. Nie potrafiła kogoś pocieszać i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, nie znosiła tego kłamstwa. Nie potrafiła mówić pokrzepiających rzeczy. Nie potrafiła zmuszać kogoś do mówienia albo samej mówić. Była jedynie sobą i chciała mieć nadzieję, że to mu wystarczy.
    - Myślę, że podczas dzisiejszego dnia zgubiłeś dużo więcej niż klucze - zauważyła szeptem, choć w pokoju nie było nikogo oprócz niej i jego. Po chwili wahania oparła się o jego bok, układając głowę na jego ramieniu i co jakiś czas wpatrując się w jego twarz.
    - Nie potrafię pocieszać ani wyrażać swoich uczuć, ale... przykro mi. Przykro mi z powodu, dla którego się upiłeś. Jeśli to coś zmienia.

    OdpowiedzUsuń
  115. [Ehm, dzięki ;D]

    I Kate była pewna, że poznawanie nowych osób nic dobrego do jej życia nie wniesie. Nie sądziła, iż kiedyś znalazłby się ktokolwiek, kto zrozumiałby jej sytuację i wciąż pozostałby z nią, mimo jej choroby i ciągłego dołka. I jak na razie miała rację. Każdy, kto kiedyś był jej bliski, odszedł od niej. Jakby była nicnieznaczącym zeszłorocznym śniegiem.
    - Może to przez różne trasy... - powiedziała.
    Nie umiała rozmawiać z ludźmi. Nie potrafiła odpowiadać w miarę sensownie na zadawane pytania, zadawać swoich. No, po prostu tego nie potrafiła, choć kiedyś konwersacja z bliższymi i dalszymi znajomymi nie sprawiała jej większego trudu. Cóż, po prostu się zmieniła.

    OdpowiedzUsuń
  116. ["Socially awkward" to zdecydowanie najlepsze określenie ;D]

    - Pracuję - powiedziała, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Bardzo delikatny, niemal niewidoczny. Ale był, co samo w sobie było dość dziwne. - Jestem tancerką - dodała gwoli wyjaśnienia, by konwersacja rozwinęła się jakoś bardziej, bo na razie niemalże stała w miejscu. Ale tak się ostatnimi czasy rozmawiało z Kate, a dziewczyna na razie nie umiała nic na to poradzić. Nie potrafiła rozmawiać z ludźmi, już nie.
    - A ty? Studiujesz? Pracujesz? - zapytała po krótkiej chwili. Chyba nie była w stanie wymyślić żadnego pytania, które nie byłoby powtórzeniem pytania chłopaka. Nie była dobra w te klocki. Była beznadziejna w ogóle, we wszystkim. Jej życie było tylko ciągiem porażek.

    OdpowiedzUsuń
  117. [Ty jesteś odmóżdżona po dwóch tygodniach choroby, a ja po czterech tygodniach szkoły - w sumie na jedno wychodzi;)]

    Sky nie sądziła, że chłopak powróci do tematu. Myślała, że tak jak inni zupełnie zbagatelizuje to, co widzi, zwłaszcza w tym stanie. Ludzie lubili przejmować się sobą i swoimi problemami, inni niespecjalnie już ich obchodzili. Może nie chciała poruszać tego tematu, ale jakaś jej cząstka chciała, żeby Tony do niego powrócił. Chciała mieć świadomość, że on jest kimś, kto się przejmuje jej odczuciami i mimo zbyt skrytego charakteru siedzi cierpliwie obok, czekając, aż coś z siebie wydusi. Że jest kimś, kto znaczy coś więcej niż osoba chwilowo pojawiająca się w życiu, niewielki zapominany z czasem epizod.
    Dziewczyna delikatnie się od niego odsunęła, jednak wciąż była blisko, właściwie na granicy dotyku. Zazwyczaj nie lubiła czegoś takiego, ale w jego obecności czuła się lepiej, może nawet bezpieczniej. Nie potrafiła wyrazić słowami, co on dla niej znaczył. Nigdy nie sądziła, że ktoś będzie dla niej aż tak ważny, ale właściwie nie pamiętała okresu przed jego poznaniem. On po prostu był.
    - Skąd wiesz, że przez cały dzień? - zapytała od razu, niemal odruchowo. Nawet takie pytania lekko oddalały od właściwego tematu. Po chwili jednak westchnęła, lekko masując skronie - Po prostu... grałam na skrzypcach. Niektóre melodie mają za sobą historie. Niekoniecznie wesołe. Zagrałam specyficzny utwór, który przywołał zbyt wiele... Tego wszystkiego było zbyt wiele. Rozumiesz?
    Skylar nawet nie zauważyła, kiedy w jej oczach znowu pojawiły się niechciane łzy, a w głowie pojawiały się obrazy. Jednocześnie znowu napływała do niej złość, że okazywała słabość.

    [Ale w nastrój wjechałam, hihi xD]

    OdpowiedzUsuń
  118. [Wolę nie wiedzieć, jak bardzo będę odmóżdżona po kolejnych dziewięciu miesiącach:<]

    Nie wiedziała, że tak niewiele osób jest dla niego ważnych. Nie wiedziała też dlaczego. Ale gdzieś tam głęboko istniało zadowolenie, że należy do jego grupy bliskich ludzi. Może to samolubne z jej strony, ale chciałaby mieć go zawsze przy sobie.
    I znowu nie potrafiła wyrazić słowami, jak bardzo jest mu wdzięczna za to, że siedzi z nią w jej niewielkim pokoju w akademiku, wysłuchując jej żalów, przytulając do siebie i ocierając łzy. Nie znała zbyt wielu osobników, którzy zechcieliby jej w takiej sytuacji potowarzyszyć.
    Skylar instynktowie przywarła do niego, układając wygodnie głowę na jego klatce piersiowej. Wdychała jego delikatny zapach, który kojarzył jej się z bezpieczeństwem i spokojem, ale wszystko przesłaniała mocna, nieco drażniąca woń alkoholu oraz papierosów z najwyraźniej mocno zadymionego pubu, ale nie odsuwała się. To była głupia myśl, ale nie chciała, żeby ją puszczał.
    - Czy ty zawsze wiesz, co powinieneś powiedzieć? - zapytała dziewczyna, bo właśnie takie miała wrażenie. Do niczego jej nie zmuszał, ale dawał znak, że jeśli tylko chce, może mówić, a on posłucha.
    - Moja mama... Uwielbiała Monteverdiego. To był jej ulubiony kompozytor. Tak mi przynajmniej mówiono. Była znaną rosyjską skrzypaczką. Umarła podczas porodu. Ojciec nigdy nie mógł się z tym pogodzić, zwłaszcza że jestem do niej podobna. Więc często robił rzeczy, które nie były zbyt przyjemne. Nie miałam matki, ale czuję się też tak, jakbym nie miała ojca. Często kiedy mnie widział, patrzył na mnie z takim żalem i smutkiem, że... wciąż czuję się winna. Bo ją zabiłam. Melodia, którą przed chwilą grałam, to był właśnie Monteverdi. Ojciec zawsze zamykał się w gabinecie i puszczał go na całą głośność, żeby mnie zagłuszyć, zamazać moją obecność... - opowiadała Sky, starając się, żeby jej głos nie zdradził żadnych emocji. Po chwili westchnęła, rysując na koszulce chłopaka rozmaite wzory, żeby skupić się na wszystkim oprócz słów, które wydobywały się z jej gardła.
    - Koniec. Niezbyt ciekawe, prawda? Więcej już cię nie będę tym zanudzać.

    [Kiedy właśnie moje wpadanie w nastrój jest złe, bo się różne rzeczy dzieją... xD]

    OdpowiedzUsuń
  119. Grafika komputerowa. God. To mogło być Art College. Znowu. Znowu rozmawiała z kimś z Art College, komu tak cholernie zazdrościła, ze może bez żadnych problemów po prostu chodzić sobie do tej szkoły i naprawdę się tam uczyć. Ona nie mogła ze względu na swój pobyt w psychiatryku i plotki, które by ją już całkowicie wykończyły psychicznie. I wtedy przestała by się zastanawiać nad skokiem z dachu jakiegoś budynku. Po prostu by skoczyła.
    - Taniec współczesny - odpowiedziała zdawkowo na jego pytanie. Nie chciała się zagłębiać, gdyż bardziej pochłaniała ją kwestia AC. - Studiujesz zmoże w Art College? - zapytała po chwili zaciekawiona. Musiała znać odpowiedź na to pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  120. [Haha, w takim razie obiecuję w miarę moich możliwości więcej nie używać słowa "osobników" xD Chyba zacznę się bać, jakie ja będę miała kiedyś skrzywienia zawodowe.
    Jesteś zUa. Twój wyczekiwany komentarz oderwał mnie od jakże pasjonującego oświecenia.]

    Szkoda, że Sky nie miała o niczym pojęcia. Nie wiedziała, jaką chłopak ma przeszłość, nie wiedziała, że mogą się ze sobą utożsamiać z powodu rodziny. Znała jedynie jego teraźniejszość, a przynajmniej chciała wierzyć, że go zna. Nigdy nie rozmawiali o jego przeszłości i była tego świadoma, ale uznawała to za sprawiedliwe. W końcu sama rzadko kiedy wspominała o rzeczach sprzed przybycia do Nowego Jorku, dlatego nigdy go nie naciskała.
    Pokiwała lekko głową, uśmiechając się smutno.
    - W tej chwili musisz mówić takie rzeczy, ale chcę wierzyć, że mówisz prawdę i masz rację - mruknęła, na chwilę unosząc głowę, by spojrzeć mu w twarz, ale po chwili znowu opuściła ją na jego tors - Jesteś wygodny. Mógłbyś to opatentować. Poduszka albo przytulanka na gorsze dni.
    Na chwilę między nimi zapadła cisza. Ale nie była to ta ciężka cisza, gdy człowiek czuje się nieswojo i całym sobą chce przerwać milczenie. To była delikatna, otulająca cisza, która pozwalała na chwilę oddechu w ciężkim momencie, na dobieranie słów.
    - Nie sądzę, żeby on w ogóle zauważył nieobecność w domu. W końcu sam się mnie pozbył. Pewnie mu lepiej. A ja wolę akademik od ciągłego milczenia, wyrzutu i Monteverdiego - mówiła nieco chaotycznie, ale kiedy już zaczęła, dobrze było wyrzucać z siebie coraz więcej, po odrobinie, żeby ten ciężar, który się nosi na barkach, zmniejszył się. Tym razem to ona spojrzała na swoje dłonie, nie chcąc patrzeć mu w oczy, kiedy zadawała kolejne pytanie - Tony... Wiem, że jest mnóstwo powodów, dla których skończyło się na tym, że tutaj jesteś - Czyli delikatne określenie na "zalałeś się w trupa" - ale alkohol nie pomoże ci zapomnieć ani nie uśmierzy twojego bólu. On tylko na chwilę otępia. Nie chcę, żebyś wpadł w błędne koło. I... ja tutaj cały czas jestem. Gdybyś chciał porozmawiać... Gdybyś chciał zdradzić mi jeden z powodów, jestem tutaj.

    [Poważnie nie chcesz mojego wczuwania się;) Takie chaotyczne to wyszło, ale musisz przeżyć. W końcu to Sky<3 Hihi, i lepiej pilnuj swojego chłoptasia, skoro boje tacy samotni... xD]

    OdpowiedzUsuń
  121. Tęskniła za Art College. Za atmosferą panującą w tej szkole, za nauczycielami, którzy nauczyli ją tylu rzeczy, o których nie miała zielonego pojęcia. Za uczniami też, choć teraz wolałaby, by tychże uczniów tam w ogóle nie było. Wtedy mogłaby spokojnie wrócić i się uczyć. Tańczyć. Może nawet odnaleźć radość, którą zagubiła już dawno temu. Może nawet z powrotem być szczęśliwą, normalną dziewczyną.
    - Tak. Tylko rok, potem wszystko... powiedzmy, że stało się zbyt skomplikowane. To długa historia.
    Uniosła delikatnie kąciki ust. Och, wszystko jest w porządku - to miał mówić ten wyraz twarzy.
    - Jak długo się tam uczysz? - zapytała po krótkiej chwili. Wolała rozmawiać o nim, niż o niej. To był zdecydowanie bezpieczniejszy temat.

    OdpowiedzUsuń
  122. [ Cześć! Coś mi się kołacze po głowie, że my miałyśmy zamknąć Tony'ego i Sarę w Art College ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  123. [No widzisz, a ja miałam się na ciebie wydzierać, że to ty mi nie odpisujesz;) Ja miałabym nie odpisać Turnerowi? Chyba żartujesz! Zawsze odpiszę<3]

    Sky nie chciała niczego na nim wymuszać swoim otworzeniem się. Zrobiła to, bo uznała, że wreszcie przyszedł czas, aby mu o tym chociaż napomknąć, bo uważała, że na to zasługuje, bo w końcu mu zaufała. Uznała, że wiecznie wesoła Skylar musi chociaż na chwilę zniknąć, ta prawdziwa musiała w końcu się pojawić. Nie chciała, żeby w ten sposób Tony czuł się zobowiązany do opowiedzenia całej swojej historii. Chciała, żeby sam tego chciał. Chciała, żeby jej zaufał, tak jak ona zaufała jemu.
    - Pewnie masz rację. Mogłabym wtedy nie przeprowadzić się do Nowego Jorku. Mogłabym tutaj w ogóle nie studiować. I co najgorsze, mogłabym cię nigdy nie spotkać - powiedziała cicho dziewczyna, zawieszając wzrok gdzieś na ścianie. To niesamowite, że potrafili kłamać prosto w oczy, a kiedy przychodził moment prawdy, nie potrafili sobie w nie spojrzeć. Jakby prawda była czymś złym, a przecież było wręcz odwrotnie.
    - Byłeś żołnierzem? - zapytała z mocno wyczuwalnym zaskoczeniem w głosie blondynka. Nigdy by nie przypuszczała, nigdy nie mówił... Czy to dlatego dzisiaj się upił? Bo próbował zapomnieć o swoim dawnym życiu? Nie mogła jednak o to zapytać. Po prostu czuła, że nie może, jeśli chce otrzymać szczerą odpowiedź.
    - Może jesteś odrobinę odporniejszy. Ale to nie czyni cię całkiem odpornym, Tony. Mogłeś widzieć mnóstwo rzeczy, ale to nie znaczy, że już cię nie dotykają - mówiła łagodnie, uważnie dobierając każde słowo - I MUSZĘ się o ciebie martwić. Nieważne, co będziesz mówił. Przejmuję się tobą. I zawsze będę.
    ...nawet jeśli ostatecznie o mnie zapomnisz, tak jak wszyscy. Ale tego już nie powiedziała.

    [Dla mnie wszystko, czego muszę się uczyć, jest głupiutkie:< Na przykład nie chcesz wiedzieć, co teraz robię, naprawdę.
    Weź, ja też już na Skylar zapanować nie potrafię, żyje własnym życiem. Będzie się działo<
    MKasz za co przepraszać, o! W końcu obiecałaś, że będziesz częściej odpisywać]

    OdpowiedzUsuń
  124. Nie chodziło nawet o sam wygląd (chociaż on też był niezwykle mylący; przecież nie był napakowanym mięśniakiem, można go nawet ochrzcić mianem chucherka, nie miał głowy 'na zapałkę'), chodziło też o charakter (w końcu Tony był jednym z najspokojniejszych, najtroskliwszych, najmilszych i w ogóle naj... osób, jakie znała!), całe jego usposobienie, a na końcu wiek. Przecież był zaledwie cztery lata starszy, musiał szybko zacząć swoją karierę wojskową i równie szybko ją skończyć. Po prostu całym sobą wydawał jej się być wręcz zaprzeczeniem żółnierza. Nigdy by się nie spodziewała...
    Oczywiście, że jej zależało! Nawet bardzo. po prostu nie potrafiła tego wszystkiego ubrać w słowa, nigdy nie była dobra w okazywaniu uczuć, nie potrafiła tego robić. Nie zmieniało to jednak faktu, że był jedną z najlepszych rzeczy, które trafiły jej się podczas mieszkania w Nowym Jorku.
    Po prostu był... ważny. O ile nie najważniejszy.
    - Nie będę przez ciebie cierpieć. Nie dopuścisz do tego - powiedziała dziewczyna, a w jej głosie brzmiała taka wiara i pewność, że aż szkoda było jej mówić, że świat wcale tak nie działa, że pewnie ją zrani, że będzie przez niego cierpiała, że wszyscy ludzie są źli... Ale on był inny. A przynajmniej ona tak sądziła.
    Delikatnie, z dużą dozą niepewności ułożyła dłoń na jego policzku, lekko gładząc go kciukiem.
    - Nie musisz mi niczego mówić, jeśli nie chcesz albo uważasz, że tak jest lepiej. Potrafię to zrozumieć. Tylko... obiecaj, że nie będziesz wciskał mi kłamstwa. Żadnego zamydlania oczu. Po prostu powiedz, że nie chcesz o tym rozmawiać. Ale nie możesz mnie okłamywać - zażądała po chwili, uważnie patrząc mu w oczy. Wiedziała, że zapędziła go do rogu, ale chciała mieć świadomość, że nie będzie mamił ją bajkami, skoro nie może mówić o wszystkim.
    Rozumiała. W końcu sama też nie opowiadała mu wszystkiego, bo nie chciała, żeby wziął ją za kogoś słabego.

    [O matko, to już zupełnie dziwne wyszło. Dla twojej informacji, od trzech dni próbuję napisać pracę z religii, co jest kompletną porażką i jeszcze codziennie jakiś sprawdzian i/lub kartkóweczka. Nienawidzę szkoły.
    To faaajnie, bo ja i Sky coraz bardziej się zakochujemy w tym osobniku powyżej;)]

    OdpowiedzUsuń
  125. Zawahała się przez chwilę. Czy powinna opowiadać coś Anthonemu? Wydawał się, i owszem, sympatyczny, ale skąd mogła wiedzieć, jaki on jest naprawdę? Z drugiej strony, chyba chciała to komuś opowiedzieć. Komuś, kto by ją zrozumiał. A z trzeciej strony, nie chciała tego robić ani trochę. I dlatego pojawiało się tu wahanie.
    - Wolałabym o tym nie rozmawiać. A ty chcesz opowiedzieć swoją "długą historię", czy wolałbyś zatrzymać ją dla siebie?
    Uniosła delikatnie kąciki ust. Nie spodziewała się odpowiedzi twierdzącej. Właściwie zdziwiłaby się, gdyby ja usłyszała. Kto chce mówić po raz pierwszy spotkanej dziewczynie o swoich... problemach? O czymkolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  126. Może miał rację, że nie powinna być tego tak pewna. Że może czasami lepiej jest odsunąć osobę, którą kochamy, żeby jej nie krzywdzić. Ona jednak uważała, że takie odsunięcie mogłoby być bardziej bolesne i krzywdzące niż wystawienie jej na daną próbę. Poza tym WIEDZIAŁA, że Tony nigdy nie będzie próbał jej skrzywdzić.
    Chciała w to wierzyć.
    Wierzyła.
    Tak, będzie miał dużo do przemyślenia, o ile w ogóle będzie cokolwiek z tego wieczoru pamiętać. Mógł wydawać się trzeźwy, ale kiedy pukał do drzwi jej pokoju, ledwie trzymał pion. Skylar wiedziała, że nie będzie zbyt dużo pamiętał. Może dlatego pozwalała sobie na więcej niż zwykle?
    Dziewczyna westchnęła cicho, czując jego dużą, ciepłą dłoń, a później delikatny pocałunek w palce. To wszystko zmierzało w kierunku, o którym bała się myśleć, jego dotyk ją otumaniał, jako jedyna w tym towarzystwie musiała teraz trzeźwo myśleć. Oderwała się od niego i zeszła z łóżka, krążąc po pokoju, starając się jednocześnie zapomnieć o swoim głośno bijącym sercu pełnym nadziei, jego słowach i kojącym, przyjemnym cieple ciała chłopaka tak blisko niej.
    Odetchnęła głęboko, znowu odwracając się w jego stronę, ale stała w znacznej odległości. Nie mogła się do niego zbliżyć. Nie i koniec.
    - To dobrze - tylko tyle była w stanie z siebie teraz wykrztusić.
    Jesteś beznadziejna, Skylar.

    [U mnie od zawsze, mam skopaną katechetkę. I ogarnij, że nawet kartkówkę będę pisała z religii w czwartek! Bo to taki ważny przedmiot jest, wręcz najważniejszy.
    Ja właśnie zaczynam rozumieć matmę, ale fizyka i chemia... Nawet nie wiem, co jest gorsze. Choć dzisiaj będzie gorsza fizyka, bo piszę jutro sprawdzianik<3
    I jestem w szoku szybkością twojej odpowiedzi xD
    Mam nadzieję, że jakoś to wyżej przeżyłaś]

    OdpowiedzUsuń
  127. To zupełnie nie tak, ale lepiej, żeby Turner tak myślał. W końcu jak miała mu wytłumaczyć, że jego dotyk z nieznanych przyczyn wywołuje u niej szybsze bicie serca? Lepiej, żeby myślał, że to z powodu woni alkoholu albo niechęci go bliższych kontaktów. To pozwoli dalej im żyć, tak jak żyli, choć miała dziwne wrażenie, że ta noc była czymś przełomowym, co znaczyło nową ścieżkę ich znajomości.
    Nie była tylko pewna, czy na tę ścieżkę chce wejść.
    Najwyraźniej Tony miał na tą sprawę zupełnie inne spojrzenie. Dziewczyna nie zdążyła uciec poza zasięg jego rąk, kiedy przyciągnął ją do siebie.
    Nie odpowiedziała na jego słowa. Nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. Dlatego jedynie uniosła głowę, wpatrując się w jego ciemne oczy.
    Jak to się stało, że dopuściłam cię tak blisko?
    Skylar znowu westchnęła, odsuwając się. Tak nie może być. Nie może.
    - Jesteś zalany w trupa. Zmęczony. Nie myślisz jasno, a jutro rano pewnie i tak nic z tego nie będziesz pamiętał. Skoro więc wspaniałomyślnie zgodziłam się przenocować cię tutaj, ułóż swój zgrabny tyłeczek na łóżku i idź spać... - ...zanim wydarzy się coś, co nie powinno się między przyjaciółmi wydarzyć i oboje będziemy tego żałować. Tego nie powiedziała. To niesamowite jak wiele myśli potrafiła zatrzymywać dla siebie. Starała się teraz zrobić wszystko, aby ten nastrój, który się wytworzył, całkiem prysł. Ludzie robią różne głupie rzeczy pod wpływem chwili.

    [No widzisz, już podoba mi się twoje nastawienie do tego przedmiotu!
    O, maturkę zdajesz w tym roku? Współczuję i wspieram cię w bólu, choć ja mam jeszcze czas. I gratuluję 4 z matmy. To teraz ja przyszpanuję, że na fizyce mam chyba wszystkie odpowiedzi dobre.
    A ja jestem jakaś... nieokreślona. Najpierw byłam ścisłym, później stałam się humanistką, a teraz jestem tak pół na pół.
    Nawet nie waż się teraz przestać odpisywać! Za fajnie jest<3]

    OdpowiedzUsuń
  128. Sky była zdezorientowana. Nie wiedziała, czy powiedziała coś dla niego obraźliwego, czy może to odsuwanie się go uraziło. Nagle po prostu chłopak się wycofał, odsunął i zaczął ubierać w kurtkę. Nie chciała, żeby to brzmiało tak, jakby chciała go wyrzucić. Nigdy by tego nie zrobiła. Tak naprawdę chciała, żeby został.
    - Zwariowałeś - stwierdziła elokwentnie dziewczyna, stając przed nim i kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, w ten nierealny do zrealizowania sposób starała się go zatrzymać - Nigdzie nie idziesz. Zostaniesz tutaj, Tony.
    Nie wybaczyłaby sobie, gdyby teraz go puściła i jeszcze coś by mu się stało. Nie myślał trzeźwo, zapewne nawet nie pamiętał, gdzie szwendał się przez te kilka godzin. Ledwie utrzymywał pion, nie wspominając o chodzeniu. Nie czekając na jego słowa, powoli ściągnęła z jego ramion kurtkę i odwiesiła ją na poprzednie miejsce, po czym zmusiła go, żeby usiadł na łóżku. Westchnęła, spodziewajac się, że zaraz zacznie protestować. Musiała wymyślić coś, żeby tutaj został.
    - Proszę. Zostań ze mną. Nie chcę być dzisiaj sama - wyszeptała Sky, siadając koło niego. Miała nadzieję, że historia, którą mu dzisiaj opowiedziała, ton głosu i jej spojrzenie skutecznie wybiją mu z głowy pomysł chodzenia po mieście.

    [Mnie za to w tym roku czeka egzamin gimnazjalny, yay<3 Jestem przeszczęśliwa.
    Czasami bycie pół na pół też jest beznadziejne. Na przykład teraz nie ma szans, żebym wybrała profil, na którym będzie mi się podobało. Na przykład biologię strawię, chemię już nie. Niby humanista, ale WOS i historia za bardzo mnie nie pociągają. Więc jest totalna dupa, o.
    A ja ci w tej akcji nie pomagam xD Mam nadzieję, że jakoś odratowałam]

    OdpowiedzUsuń
  129. Wiedziała, że jej nie odmówi. Zostawiła go właściwie w sytuacji bez wyjścia. W myślach usprawiedliwiała się za te słowa, chciała go jedynie zatrzymać, bo w tym stanie niewiele mógł zrobić, ale częściowo właśnie dzisiaj potrzebowała kogoś koło siebie. Chciała mieć świadomość, że obok jest ktoś, na kim może polegać, do kogo może się przytulić impo prostu poczuć bliskość jego ciała. Mogła mówić, że to miało na celu zatrzymanie go w pokoju. To miało również na celu zatrzymanie go przy sobie.
    Każdy czasami potrzebuje kogoś. Ona dzisiaj potrzebowała przy sobie Tony'ego, jakkolwiek brzmi to egoistycznie.
    Skylar bezwiednie się w niego wtuliła, zatapiając twarz w jego koszuli. Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się szeroko, choć on nie mógł tego zobaczyć.
    - Rozmiękczam? Ulepszam? Mam dobry wpływ? - podsuwała blondynka, mimo że jej słowa były zniekształcone przez materiał - Uważaj, bo wpadnę w samozachwyt. Po prostu przyznaj, że jestem najlepszą osobą, jaką w życiu spotkałeś, to może pozwolę ci tutaj nawet częściej nocować.
    Nie chciała, żeby uznał ją za słabą, więc znowu zasłaniała się rozbawieniem i uśmiechem. Nie chciała, żeby domyślił się, jak bardzo go potrzebuje. Albo że zmusiła go do zostania nie tylko ze względu na jego stan. Nie chciała, by sądził, że dalej jest smutna i potrzebuje pocieszenia lub opieki, nawet jeśli w rzeczywistości potrzebowała kogoś do zapewnienia poczucia bezpieczeństwa.
    W końcu poradzi sobie sama.
    Nawet ona nie wierzy już w to kłamstwo.

    [Wybyłaś z gimnazjum już trochę temu, więc nie pamiętasz, jak tu jest w rzeczywistości, twoje zdanie się nie liczy xD Ja chcę tylko stąd wybyć, zważywszy że mam wprost genialną, kochaną i najbardziej zgraną klasę na świecie<3
    Właśnie też poszłabym na psychologiczny, problem tylko, że jest aż jedna szkoła, która zbyt dobrej renomy nie ma, a jak mi się coś zmieni to po takiej maturze będzie dupa. Zresztą ja wyboru profilu/kierunku studiów raczej nie mam, bo ojciec uparł się na biol-chem i nic do niego nie przemawia od chwili moich narodzin, więc...
    Cóż tak się czasami zdarza<3
    A ja chyba trochę przysypiam, bo inteligentnie ten komentarz opublikowałam pod swoją kartą i lepiej nie pytaj, jak to zrobiłam xD]

    OdpowiedzUsuń
  130. Niestety nie była w stanie otworzyć się do końca. Miała wewnętrzną blokadę, jej instynkt samozachowawczy działał zbyt dobrze, zabraniając jej na dalsze ciągnięcie tego tematu. Każdy człowiek ucieka od tego, co bolesne. Ona rownież uciekają od mówienia , bo przez to cierpiała i nawet obecność Turnera nie była w stanie do końca złagodzić jej bólu. Może kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy wyrzuci z siebie wszystko i jeśli nastąpi, to na pewno opowie wszystko właśnie jemu. Ale to jeszcze nie dzisiaj.
    Sky usprawiedliwiała się ze swojego wyboru w myślach faktem, że on również niewiele jej powiedział. Aż chciałoby się powiedzieć, że jest żałosna. Może była. A może była po prostu człowiekiem ze słabościami, z którymi nie potrafiła sobie w tej chwili poradzić.
    - Masz rację, nic nie jest w porządku, jednak udawanie jest łatwiejsze, choć nic nie daje, wszystko widzisz - westchnęła, ale uśmiechnęła się blado. Pocałowała go lekko w policzek, na powrót przytulając się do swojej nowej przytulanki - Wiem, że mogę. Jestem za to wdzięczna. Tylko nie jestem jeszcze na to gotowa. Musisz mnie zrozumieć. Ty też jeszcze nie jesteś na to gotowy. Więc możemy tak po prostu posiedzieć koło siebie i pomilczeć, a żadne z nas już sięcej nie będzie udawało, że wszystko gra?

    [Potrafisz sobie wyobrazić biol-chem-fiz? Bo chyba tak to się skończy:(
    Więc co teraz zrobimy z naszą kochaną dwójeczką? Możesz próbować jakoś to kontynuować albo... Ja to widzę tak (żeby nie było, że się za bardzo z tym wszystkim rządzę): Tony budzi się rano tuż obok Sky i właściwie nic nie pamięta, ma tylko przeczucie, że wieczorem wydarzyło się coś ważnego między nimi, ale nie wie, o co chodzi. Ona mu nie opowie, bo się za bardzo wstydzi swojej słabości, po prostu mu powie, że był pijany i tak tutaj trafił, ale on będzie czuł, że coś jest nie tak, bo Sky będzie się do niego zupełnie inaczej odnosiła, jakby z chłodem, a to wszystko z powodu tego, że sama do końca nie rozumie, co się między nimi wydarzyło i teraz próbuje się delikatnie wycofać. Ogarnęłaś? Nigdy nie byłam zbyt dobra w tłumaczeniu.]

    OdpowiedzUsuń
  131. - Yhym, biegnijmy - potwierdziła i zaczęła biec w kierunku, w którym biegli, zanim zaczęło padać. Chciała jeszcze coś powiedzieć, coś inteligentnego, ale problem polegał na tym, iż nie potrafiła. Nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Jak zwykle. Więc tylko biegła i biegła, starając się o wszystkim zapomnieć. I znaleźć coś odpowiedniego do zaczęcia rozmowy, która się najwyraźniej nie kleiła.
    - Długo mieszkasz w Nowym Jorku? - zapytała po dłuższej chwili. Pytanie było nudne. Banalne w swojej prostocie. Ale było pytaniem i mogło zapoczątkować jakąś dyskusję. Może mogłaby mu wcisnąć jakiś kit o tym, że uwielbia Nowy Jork i ze jest to miasto jej marzeń, a on odwzajemniłby jej się kłamstwem o tym, że od zawsze chciał tutaj mieszkać.

    OdpowiedzUsuń
  132. [humhum, widze, ze chcialas watka ze stara Neb, jest nowa, troszke inna, ale nadal Neb, a Tobie naprawde zacny czlek wyszedl. <3 problem w tym, ze ja zaczynam, z pomyslami u mnie srednio. Jakbys podrzucila powiazania/relacje, zanim Jones przepadla jak kamien w wode, albo i moze cos zwiazanego z czasem, kiedy sie ukrywala, to z przyjemnoscia sklece poczatek. :D]

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  133. Skylar słyszała jeszcze jego głos, ale dźwięki nie chciały się składać w słowa, te z kolei nie tworzyły zdań. Czuła, że to, co mówi, jest ważne, ale Morfeusz już za bardzo złapał ją w swoje objęcia, by mogła wrócić i zrozumieć. Bezwiednie poddała się ciepły jego ciała tuż koło swojego, zasypiając.
    Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem tak szybko zasnęła.
    Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem nie miała koszmarów.
    Kiedy ostatnim razem było tak... dobrze.
    Dziewczyna obudziła się, kiedy poczuła na twarzy promienie słońca. Przez chwilę po prostu tak leżała, delektując się tą słodką chwilą ciepła tuż po przebudzeniu i przywołując w myślach wczorajszy sen. Tony się upił, przyszedł do niej. Rozmawiali o zbyt poważnych i smutnych tematach, często pozostając blisko siebie. Później zasnęła... Gwałtownie otworzyła oczy, uświadamiając sobie, że ciężar, który czuje na brzuchu, to ręka chłopaka. Leżał tuż koło niej, nadal ją obejmując. Przewróciła się na bok, uważnie obserwując jego twarz. Szukała na niej jakiejś zmiany, ale pozostawała taka sama, jeśli nie liczyć rozluźnienia, które tak rzadko pojawiało się na jego twarzy. To wydarzyło się naprawdę.
    To coś zmieniło.

    [Chciałabym się tym nie przejmować, tylko wszyscy cały czas o tym trują, więc dość trudno o tym zapomnieć.
    Co racja, to racja:) Chyba nigdy pomysł na powiązanie/wątek nie wyszedł mi tak, jak w pierwowzorze miał wyjść, ale może ogólną ideę uda się zachować.
    Oj tam, nie narzekaj. Ja lubię narzekać, więc tylko ja z naszej dwójki mam do tego prawo xD]

    OdpowiedzUsuń
  134. Wolała, kiedy spał.
    Uświadomiła sobie to z momentem, kiedy chłopak otworzył oczy. Wolała uwolnić się z jego objęcia, wziąć prysznic, ubrać się i wyjść, zostawiając mu karteczkę ze zwięzłą informacją, jak się u niej znalazł oraz gdzie są klucze, żeby zamknął jej pokój. Wolała uciec jak tchórz, unikając jakiejkolwiek konfrontacji i później udawać, że tak naprawdę nic się nie stało. Chciała mieć czas, by wczorajszy wieczór poukładać sobie w głowie, tymczasem leżąc tuż koło niego tego czasu nie miała.
    - Wyglądasz jeszcze gorzej niż zazwyczaj - odpowiedziała jedynie, zachowując zupełnie obojętny ton głosu. Nagle zrobiło jej się zimno, nie chciała dłużej leżeć pod kołdrą koło Tony'ego. Szybko podniosła się. Nie chciała, żeby czegokolwiek się domyślił, dlatego udawała, że się podniosła, aby spakować potrzebne rzeczy na zajęcia.
    Trudno było jej patrzeć na Turnera. Nie było to tylko związane z przekrwionymi oczami, ciemnofioletowymi sińcami, bladą cerą, ale również tym, że nie potrafiła się zmusić do tego, żeby patrzeć na niego tak, jak patrzyła zaledwie wczoraj, przedwczoraj, tydzień temu. Jej wyznania o słabości, jego powolne otwieranie się, jej łzy, jego kojący dotyk, jej smutek, jego ból, jej tęsknota, jego ciepło. To wszystko mieszało się ze sobą, tworząc zamazany obraz czegoś nowego.

    [Dobra, to ponarzekam za nas dwie. Moje też jest do dupy, cieszymy się wszyscy<3
    Ty weź mnie nie dołuj. Nie zrobiłam nawet połowy rzeczy, które miałam zrobić. Chcesz mi narysować pracę na zajęcia artystyczne? To jest naprawdę głupi przedmiot, zważywszy że ja w ogóle rysować nie potrafię. I jeszcze gdybyvtemat podał, a jak jest dowolny, to już kompletnie odpadam. Nienawidzę szkoły.]

    OdpowiedzUsuń
  135. W mocno spowolnionym tempie pakowała rzeczy do torby, ale nadszedł moment, gdy miała już wszystko. Byle tylko zająć ręce i na niego nie patrzeć, oto nowy sposób radzenia sobie z problemami i napiętymi sytuacjami. Czuła, że Tony'emu zaczyna udzielać się jej nastrój, ale nie powiedziała nic, co zazwyczaj w takiej sytuacji by powiedziała. Nie potrafiła mu wyjaśnić przyczyn swojego zachowania ani tego, co wczoraj robili. Potrafiła tylko rzucać nic nieznaczące uwagi w powietrze, jakby jego tak naprawdę nie było w tym pokoju.
    Ale był. Czuła na plecach jego spojrzenie, słyszała jego oddech, a później jego ruchy. Był na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie milion kilometrów stąd. Czuła barierę, a najgorsze, że sama ją wytworzyła.
    - Przecież nie wyrzuciłabym cię stąd. I byłam ci to winna po ostatnim razie - stwierdziła blondynka obojętnie, przeczesując palcami jasne włosy. Wczoraj pewnie powiedziałaby mu, że zawsze może tutaj przenocować. Teraz potrafiła tylko powiedzieć coś takiego. Doprawdy, Skylar, jesteś żałosna. Do niczego nie doszło, a zachowujesz się jak obrażona księżniczka.
    - Wczoraj zgubiłeś klucze, dlatego tutaj przyszedłeś - poinformowała go jeszcze. W końcu wiedziała, że będzie chciał wrócić do mieszkania, a dopiero pod nim zorientowałby się, że nie może wejść.
    Westchnęła cicho. Nie podobało jej się to wszystko. Sposób, w jaki się do niego zwraca. To napięcie, nieme pytanie, niepewność i zdenerwowanie. Ale nie potrafiła inaczej.

    [Patrz, nasz plan jeszcze żyje i jeszcze nie jest zmieniony;)
    Daj spokój, ja też talentów artystycznych nie mam. A najgorszy jest nauczyciel, który traktuje nas jak studentów na ASP.]

    OdpowiedzUsuń
  136. [to iscie adekwatne w Jej ostatnim stanie fizycznym i psychicznym, idealne wrecz. *-* to ja nie bede taka niegrzeczna i zaczynam juz. Czy Ty nie bylas wczesniej Craig'iem, takie male pytanko? Czy mnie sie juz cus sie w glowie poprzestawialo? @u@]

    Zadziwiajace, jakie mechanizmy obronne stwarzamy sobie nieswiadomie, gdy nie mamy prawa dopuscic do siebie faktu dokonanego zbyt gorzkiego, zbyt trudnego, zbyt uwierajacego, i to na cale zycie, by stawic mu czola. Podswiadomosc niemal na zawolanie plata nam figle, maci w glowie, powoduje urojenia, rozdwojenia jazni, rozstroje emocjonalne niczym przy napieciu przedmiesiaczkowym. Inna sprawa, ze sami pierzemy sobie mozgownice. Najwazniejsze, ze tego nie ma.
    Ale kimze bylaby Neb, gdyby i w tej sprawie pozostawala sprzecznoscia sama w sobie? Czymze by byla, nie myslac o tym w kazdej sekundzie marnej egzystencji i uznajac to za wariactwo zarazem. To nie ma prawa byc, to nie ma prawa zyc. Nie w Niej. Nie w srodku. Nie, przygotowawszy sobie miejsce pod sercem.
    Kolejny niezidentyfikowany, martwy w Jej mniemaniu wieczor zlewajacy sie w jeden bol. Szla niczym w kompletnym amoku w nieznanym sobie samej kierunku z wygladem popapranej narkomanki, wiec zupelnie mylnym w jakze ludzkiej sytuacji. Nogi z zelaznej waty zbyt ciezkie na kolejny krok, zbyt chwiejne, by zaraz nie upasc. Skora zbyt szara i zapadnieta, by nie przywodzic na mysl glebokiej choroby, razem z rozbieganymi oczami i nadto spierzchnietymi ustami. Te piekne, nienaturalnie dlugie, kolorowe loki, niegdys Jej wizytowka, teraz splatane w jeden matowy koltun. Przekrwione spojrzenie i urywane oddechy. Niepewne ruchy i martwy burdel w glowie. Ktoz by sie spodziewal, ze wlasnie tak skonczy Nebraska Andromeda Jones?
    Czolowe niemal zderzenie ze sciana budynku w tej ciemnej uliczce bylo kwestia czasu, jak piekacy, tepy bol glowy przepolawiajacy glucho czaszke i nieprzyjemny, automatyczny juz pojedynczy skurcz brzucha. Odruch wymiotny wydawal sie spodziewany, wrecz oczekiwany. Tak samo jak to, ze najzwyczajniej w swiecie nie miala juz czym wymiotowac, wiec drobnym, slabym cialem wstrzasal tylko ciag konwulsji wykrzywiajacy twarz w grymasie bolu. I jakies glosy, urojone czy nie, dochodzace z glebin bebenkow usznych, tak obce, tak zamglone.

    [mhm, moze chodzilo Ci w pomysle o jakies problemy z towarzystwem, ale w Jej charakterystycznej dosc sytuacji tak bylo najwlasciwiej. Dziwne i pokrecone to, a czy zjadliwe? *-*]

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  137. Chciał ją zostawić, jak każdy. Powinna być już do tego przyzwyczajona, ale nie była. Była po prostu smutna, mimo iż on nawet nikim dla niej nie był. Zwykłym przechodniem, który spotkał wcześniej Johannę.
    - Och - powiedziała najpierw. - Wcale nie zawracasz mi głowy - dodała po chwili, jednak nawet ona wiedziała, iż brzmi to niezwykle żałośnie i beznadziejnie. Bo była i żałosna, i beznadziejna. I nie potrafiła tego zmienić, choć kiedyś bardzo chciała to zrobić. Jednak nie było to proste, musiała to przyznać.
    Uniosła delikatnie kąciki ust, by pokazać, iż rzeczywiście jest to prawda. Bo nie, nie zawracał jej głowy. Miała przynajmniej z kim porozmawiać, a nie biegać tak samotnie, jak zwykle. Jednakowoż jeśli chciał iść, musiała pozwolić mu iść.

    [Nowy watek, czy ciągniemy to dalej?]

    OdpowiedzUsuń
  138. Sky drgnęła lekko, słysząc swoje imię, a później to jedno słowo. Przepraszam. Wypełnione przygnębieniem, niepewnością i zagubieniem. Westchnęła cicho. Nie wiedział, co się stało, a mimo to ją przepraszał, całkowicie przekonany o swojej winie. Sądził, że zrobił coś, co wpłynęło na jej zachowanie. Tak było, ale nie zrobił niczego, by ją skrzywdzić.
    To był ten sam Tony, opiekuńczy, troskliwy i miły. Dlaczego więc nie potrafiła traktować go jak zawsze?
    Odwróciła się w jego stronę. Nie mogła go stąd wypuścić z poczuciem winy, którego tak naprawdę nie powinno być. Wina leżała w niej. Nie chciała, żeby pamiętał wczorajszy wieczór, bo mógłby postrzegać ją w innym świetle. Nie chciała, żeby pamiętał jej chwilę słabości ani to, jak bardzo ta chwila ich zbliżyła. Ona pamiętała i to zmieniło jej sposób patrzenia, przynajmniej teraz. Może jeśli on nie będzie pamiętał, to niczego nie zmieni i z czasem będzie tak samo?
    Kogo ty oszukujesz, Sky?
    - Poczekaj... - powiedziała blondynka, idąc kilka kroków za nim, ale gwałtownie się zatrzymała - Nie masz za co mnie przepraszać, Tony. Wczoraj... nie zrobiłeś niczego złego. Wręcz przeciwnie. Byłeś dla mnie zbyt dobry, a ja ci się tak odwdzięczam. Wina tkwi we mnie. Po prostu wtedy coś się zmieniło. Tak naprawdę, choć to pamiętam, nie wiem, co się wtedy zdarzyło i co to oznacza. Tylko proszę, nie czuj się winny. Nie mogę patrzeć, kiedy tak sam siebie obwiniasz o wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Haha, wydrukuję to i przykleję do drzwi jego sali!
      Hm, to też jest jakieś wyjście. Genialne wręcz. Tylko nie znasz tego nauczyciela. Brakuje słów, żeby go opisać. Kiedyś przez trzy kolejne lekcje musiałam poprawiać pracę, bo mój czarny nie był wystarczająco czarny według niego.
      Jakim cudem miałam tylko godzinę? Ja się już z nim ponad dwa lata męczę i końca cierpień nie widać.]

      Usuń
  139. [ Do wszystkiego znajdzie się powód. Może dał się pobić, żeby odsunąć od siebie podejrzenia (wyczuwam spisek) ;p
    No dobrze. Chcesz zacząć? Wiem, że chcesz. ]

    OdpowiedzUsuń
  140. I co miała mu powiedzieć? Najłatwiej było skłamać, ale akurat w tym momencie nic sensownego jej do głowy nie przychodziło. Było jeszcze za wcześnie na to, by się zastanawiać nad czymkolwiek, a najbardziej nad przekonującym kłamstwem. Niby była dobra w te klocki i zwykle udawało jej się wymyślić coś wiarygodnego, a ponadto powiedzieć to z przekonaniem, ale w tym momencie nie miała siły. Była zbyt zmęczona i smutna, by myśleć kreatywnie.
    - Jeśli chcesz, możesz biegać ze mną, a jeżeli wolisz iść już, daję ci wolną rękę. O to mi mniej więcej chodziło - powiedziała szczerze, wzruszając ramionami. Gdyby chciała być stuprocentowo szczera, dodałaby jeszcze, że bardziej by się ucieszyła, gdyby został i z nią porozmawiał, bo nieczęsto rozmawiała z ludźmi i byłaby to miła odmiana. Ale to zawierałoby się już w sferze uczuć, do których wolała się nie mieszać. Była niemal pewna, iż by się rozpłakała. Nie była silna nawet w najmniejszym stopniu.

    [Ach, nie wiem. W sumie to liczyłam na Ciebie, bo ostatnio na brak pomysłów cierpię. Kurczę, naprawdę nie jestem w stanie nic wymyślić. Jeśli i Tobie nic nie przychodzi do głowy, daj mi trochę czasu, to może użyję swych szarych komórek i coś się pojawi, o ;D]

    OdpowiedzUsuń
  141. [aaa! Po pierwsze, cos mysle, ze Ci Twego zacnego Mysliwego jutro przeslonie Merida, if you know what i mean. :> po drugie, wieeem, zastoj mialam, ale zyje, mam sie dobrze i pamietam o Tobie, mhm. No zobaczymy zobaczymy. :D]

    Uczucie umierania towarzyszylo Jej na kazdym kroku, czyniac najdrobniejsze rzeczy, powinnosci, mysli i czyny osnutymi mrokiem amoku. Kiedys brak kontroli przynosil wyzwolenie, uskrzydlal, nadawal sens detalom, teraz... Teraz to bolalo. Czysto fizycznie. Zamkniete w srodku, tuz pod skora, pulsujace swoim zyciem.
    Co jak co, ale tego sie nie spodziewala. Cudzego glosu. Reki na ramieniu. Ciepla przesiakajacego przez skore, ktorego dawno nie czula. Tak naprawde wciaz trwala w blogiej, a jakze bolesnej nieswiadomosci zycia codziennego, reagowala z opoznieniem, a mysli gnaly jedna szara masa, nie pozwalajac sie odroznic.
    Odwrocila sie, otarla usta wierzchem rekawa, podniosla wzrok. Zaraz, zaraz...
    - Czy my sie nie znamy? - wychrypiala cicho, marszczac brwi w konsternacji, a zupelnie ignorujac Jego pytanie. Jest do dupy. Gorzej byc nie moglo. To nie wazne. I tak nic Mu po prawdzie.
    - Art College? Grafika komputerowa? - zadziwiajace, jak w skrajnych przypadkach ta ciemna papa, w ktora ostatnio zmienila sie Jej mozgownica, umiala wylapac szczegoly, przejsc w informacje, a usta same gnaly do odpowiedzi. Znala Go. Cholera, byl jednym sprzed. Niezidentyfikowana twarza w tlumie dziesiatek innych. Tworem tak znajomym i nieznanym zarazem. I do tego jeszcze zaskakujaco uprzejmym, ot co.
    Chciala Go spytac, czy nie ma przy sobie jedzenia. Pieniedzy. Czegokolwiek, co by sie przydalo. Czy by Jej nie przenocowal, nie zaufal, nie wysluchal. Tak inna po tych trzech tygodniach, a wciaz taka sama. Nieskrepowana, bezwstydna, bezposrednia. Gdzies w srodku.
    - Tony. - wyszeptala, zanim zdazyla sie powstrzymac.

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  142. Sky spojrzała na ich dłonie, splatając swoje palce z jego, przypominając sobie, jak wiele jego dotyk wczoraj znaczył, jakie uczucia to w niej wywoływało i sposób w jaki nie mogła się skupić, czując jego delikatne palce albo całe ciało tuż koło siebie. Westchnęła, zbliżając się do niego jeszcze kilka kroków. Teraz musiała unosić głowę, żeby móc patrzeć mu w oczy, ale nie przeszkadzało jej to. To była niewielka cena za możliwość ponownego bycia blisko.
    Dlaczego on jest taki dobry? Czasami wydawał się być bez skazy. Ale wtedy przypomniała sobie jego słowa. Nie mógł mówić jej wszystkiego. On też walczył ze swoimi demonami. On też miał słabości.
    Też nie był idealny.
    - Nie obwiniał się o to, co stało się wczoraj. O to nie można nikogo obwiniać. Obwiniał się o to, co czuję po wczorajszym wieczorze, a czego czuć nie chcę. Nie umiem tego wyjaśnić lepiej. Żeby te uczucia zdusić, muszę zachowywać się w ten sposób, tylko nie chcę, żebyś z tego powodu był smutny. Nosisz w sobie już wystarczająco dużo smutku - powiedziała, a na jej ustach pojawił się blady, zmęczony uśmiech. Przyznała się na głos do czegoś, do czego nie przyznawała się nawet w myślach. Wczorajsza rozmowa wywołała w niej uczucia, których wcześniej nie było albo które były tak ukryte, że nie była ich świadoma. Wcześniej nie czuła się w ten sposób, gdy jej dotykał. Wcześniej nie pragnęła być aż tak blisko. Wcześniej nie chciałaby się do niego w tej chwili przytulić, tylko zaczęłaby żartować. Nie zmieniało to jednak faktu, że uczucia były jeszcze subtelne, prawie niezauważalny, ale jeśli miały zniknąć, musiała zrobić to teraz.
    A to się jej nie uda, gdy cały czas będzie taki dobry.

    [Muszę ci to przyznać; jesteś świetna w pocieszeniu xD od razu poczułam się lepiej!
    No, a to wyżej jest bardzo masakrycznym komentarzem, dlatego nie bój. Ale idę za chwilę na cholerne spotkanie do bierzmowania, na które zupełnie nie chce mi się iść, ale ksiądz to tyran. I jeszcze na jutro mam sprawdzianik. Jestem szczęśliwa.
    I wybacz, że tak narzekam, ale ja po prostu kocham to robić. Najwyżej zignoruj.]

    OdpowiedzUsuń
  143. [ Witam (: Jako nowa autorka szukam powiązań / wątków. Przeczytałam kartę i swoją drogą podoba mi się, bo mało odsłaniasz, ale równocześnie wszyscy wiedzą to co potrzebują. A skoro już przychodzę z prośbą o wspólne pisanie to wypada mi porzucić jakiś pomysł. Mianowicie, wyczytałam w pewnym fragmencie, że Anthony zatrudnił się w studiu graficznym. Pomyślałam sobie, że z Avalanną mogą się znać stąd, że np. niedawno on tworzył grafikę do pisemka, w którym rolę dziennikarki pełni moja postać. Odpowiada ci coś takiego? Jeśli tak to może uda mi się coś na początek wysmarować, a jak nie to krzycz lol ]

    OdpowiedzUsuń
  144. [no wlasnie juz ja mam, wszystko slicznie pieknie, tylko zdjecia wstawic, a tu komp zabrany przez rodzicow i dupa. D: musze to zglosic, coby mnie nie skasowali, o ile juz tego nie zrobili. ._. Ja to nie wiem, jak ogarne dwa blogi, przy jednym wszystko mi sie miesza. *-* jasne, ze sie licza!]

    Podstawowe pytanie.
    Jestem corka dziwki, zaszlam w ciaze z cpunem, ktorego z duzym prawdopodobienswem nie kocham, nikt o tym nie wie, nie mam co jesc i gdzie spac, powinnam isc do lekarza, nie mam kasy na aborcje, nie licze na szczesliwe poronienie, ahh, i jeszcze mam najwyzsza ochote sie zabic. To wlasnie chcialbys uslyszec, Tony? Prawde?
    Objal Ja w pasie tak naturalnie, tak bezinteresownie, z zupelnie pokojowymi zamiarami. Objal Ja w pasie, a Ona miala wrazenie, ze zaraz Go zabije.
    Nie sadzila, ze ma w sobie tyle sily i zdeterminowania, by wyplatac sie spod Jego rak i z przepraszajacym, bolesnym wrecz wyrazem twarzy pokrecic glowa. Nie wolno Ci. Tak po prostu. Wybacz.
    Zamiast tego polozyla Mu reke na ramieniu i lekko podpierajac sie na chlopaku, szla naprzod, raz po raz potykajac sie o wlasne nogi. Nie patrzyla Mu w twarz, bo doskonale wiedziala, co w Niej zobaczy. Zdziwienie, zazenowanie, zdezorientowanie, moze nawet zlosc. Nie mogla, brzydzila sie takiego dotyku, brzydzila sie kazdej, najmniejszej nawet czastki siebie i tego, co w Niej roslo.
    - Potrzebuje noclegu. - wyszeptala slabo, na sam poczatek, omijajac prawdziwy sens Jego pytania. Nie chcial wiedziec. Nie chcial. Tylko jeszcze nie zdawal sobie z tego sprawy. - Tylko jednego noclegu, nic wiecej. Chociaz jak mniemam, to zbyt wiele. - glos miala nienaturalnie cichy, beznamietny, chwiejny i urywany. Kim musial byc, zeby wpuscic do wlasnego mieszkania Ja, tak zalosna, tak slaba, tak toksyczna i bezwartosciowa? Nie wiedziala, ale miala przeczucie, ze niedlugo sie dowie. I uraczy Go historia, w ktorej prawdziwosc dlugo nie bedzie umial uwierzyc.
    - Neb. - przedstawila sie nagle, ni stad, ni zowad, oddychajac plytko i z trudnoscia, wciaz prac do przodu u boku zadziwiajaco znajomego nieznajomego.

    Nebraska.

    OdpowiedzUsuń
  145. [no wlasnie juz ja mam, wszystko slicznie pieknie, tylko zdjecia wstawic, a tu komp zabrany przez rodzicow i dupa. D: musze to zglosic, coby mnie nie skasowali, o ile juz tego nie zrobili. ._. Ja to nie wiem, jak ogarne dwa blogi, przy jednym wszystko mi sie miesza. *-* jasne, ze sie licza!]

    Podstawowe pytanie.
    Jestem corka dziwki, zaszlam w ciaze z cpunem, ktorego z duzym prawdopodobienswem nie kocham, nikt o tym nie wie, nie mam co jesc i gdzie spac, powinnam isc do lekarza, nie mam kasy na aborcje, nie licze na szczesliwe poronienie, ahh, i jeszcze mam najwyzsza ochote sie zabic. To wlasnie chcialbys uslyszec, Tony? Prawde?
    Objal Ja w pasie tak naturalnie, tak bezinteresownie, z zupelnie pokojowymi zamiarami. Objal Ja w pasie, a Ona miala wrazenie, ze zaraz Go zabije.
    Nie sadzila, ze ma w sobie tyle sily i zdeterminowania, by wyplatac sie spod Jego rak i z przepraszajacym, bolesnym wrecz wyrazem twarzy pokrecic glowa. Nie wolno Ci. Tak po prostu. Wybacz.
    Zamiast tego polozyla Mu reke na ramieniu i lekko podpierajac sie na chlopaku, szla naprzod, raz po raz potykajac sie o wlasne nogi. Nie patrzyla Mu w twarz, bo doskonale wiedziala, co w Niej zobaczy. Zdziwienie, zazenowanie, zdezorientowanie, moze nawet zlosc. Nie mogla, brzydzila sie takiego dotyku, brzydzila sie kazdej, najmniejszej nawet czastki siebie i tego, co w Niej roslo.
    - Potrzebuje noclegu. - wyszeptala slabo, na sam poczatek, omijajac prawdziwy sens Jego pytania. Nie chcial wiedziec. Nie chcial. Tylko jeszcze nie zdawal sobie z tego sprawy. - Tylko jednego noclegu, nic wiecej. Chociaz jak mniemam, to zbyt wiele. - glos miala nienaturalnie cichy, beznamietny, chwiejny i urywany. Kim musial byc, zeby wpuscic do wlasnego mieszkania Ja, tak zalosna, tak slaba, tak toksyczna i bezwartosciowa? Nie wiedziala, ale miala przeczucie, ze niedlugo sie dowie. I uraczy Go historia, w ktorej prawdziwosc dlugo nie bedzie umial uwierzyc.
    - Neb. - przedstawila sie nagle, ni stad, ni zowad, oddychajac plytko i z trudnoscia, wciaz prac do przodu u boku zadziwiajaco znajomego nieznajomego.

    Nebraska.

    OdpowiedzUsuń
  146. [ Od razu znęcam. Tylko lekko ograniczam smaki ^.^ A jeśli relacja może być to zaczynam ;p ]

    Ostatnio każdą wolną chwilę spędzała na jakimś wykładzie czy praktyce. To z historii sztuki, to z rzeźbiarstwa. A kiedy już wydawało się, że ma wolne okazywało się, że w pracy znów jej potrzebują, bo Andrea ' zachorowała '. I tak w kółko. Jakoże po całym tygodniu była nieźle wymęczona perspektywa wolnego wieczorem piątku bardzo jej się podobała. Już na ostatnim tego dnia wykładzie planowała co może porobić, żeby się odstresować, gdy tu nagle dostała sms od swojej szefowej mówiący jej, że znów trzeba znaleźć grafika do następnego numeru gazety. Cudownie, tylko to sarkastyczne jak na nią słowo pojawiło się w jej głowie, gdy chowała telefon do torby.
    Wychodząc z sali wykładowej, w jednej ręce trzymając notatki, a drugą szperając po torbie w poszukiwaniu dopiero odłożonej tam komórki myślała tylko o tym, do kogo by zadzwonić i pozawracać mu głowę na początek weekendu. Pech chciał, że myślą trafiła na Anthony'ego Turner'a, który pomagał jej już jakiś czas temu. W końcu udało jej się odnaleźć przeklętego iPhona, więc odnalazła numer znajomego w książce i wcisnęła nieszczęsny przycisk łączenia.

    OdpowiedzUsuń
  147. [Aaaach, uwielbiam Cię! ♥]

    Zabiła go. Tak się właśnie czuła. Jakby go zabiła, choć przecież to nie ona wepchnęła go na jezdnię. To nie ona kierowała pojazdem. Nie ona. Ale i tak go zabiła. Zabiła swoją decyzją, by z nią biegł. Zabiła nieodtrąceniem, co powinna była uczynić.
    Pisk opon samochodu, krzyk przechodzącej kobiety, uderzenie bezwładnego ciała o ziemię. Krople krwi spływające na jezdnię. Jego zamknięte oczy. Uśmiech znikający z jego twarzy powoli.
    Przerażenie.
    - Tony? - szepnęła, zatrzymawszy się raptownie. Umarł? Nie mógł umrzeć. Przecież ludzie nie giną ot tak po prostu. Nie giną podczas biegania. Prawda?
    To było niemożliwe.
    Nie wiedziała, co robić. Kierowca pojazdu wyszedł z tegoż i zaczął się zajmować chłopakiem, a ona nadal stała jak słup soli. Była najbardziej beznadziejną z osób, które znała.

    OdpowiedzUsuń
  148. [ Niech będzie :) ]

    Uniosła gwałtownie głowę, słysząc odgłos uderzenia. Ktoś w coś walił i nie chciał przestać. Czy nie rozumiał, że ona potrzebuje snu? Zamknęła oczy, ale pięść cały czas uderzała w drewno, nie zważając na ból i na Sarę. Ona naprawdę chciała spać, ponownie osunąć się w nicość, musiała zapomnieć choć na chwilę, choć na kilka minut. Proszę, daj mi spać...
    Wszystko ucichło. Nagle usłyszała jakiś niewyraźny szelest, a potem ponownie zapadła cisza. To dało jej do myślenia, ręce ciekawości wyciągały ją z magicznej krainy, chociaż odpędzała je od siebie, kazała znikać, błagała. Nie udało się. Ciekawość była silniejsza od niej.
    Westchnęła cicho i na wpół zaspana podniosła się niezgrabnie z krzesła. Przetarła oczy, ziewnęła, przeciągnęła się jak kotka, po czym bezszelestnie ruszyła w stronę, z której według niej pochodziły odgłosy. Nie bała się, przecież to nie mogli być przestępcy, na pewno nie tutaj, w Art College. Mijając półki z książkami, zastanawiała się, kogo ujrzy. Woźnego, bezdomnego, ducha?
    Cicho niczym zjawa wyszła z cienia i stanęła w miejscu, na które padało światło księżyca. Rozejrzała się wokół. Wszystko wydawało się takie nierealne, jakby wciąż śniła. Aż w końcu dostrzegła postać siedzącą przy ścianie. Poczuła rozczarowanie. Tylko tyle? Zagubiony chłopak? Spodziewała się czegoś więcej, w końcu nocna atmosfera i wybudzenie ze snu robią swoje.

    OdpowiedzUsuń
  149. Na prawdę nie czuła się najlepiej z tym, że musiała komuś zawracać głowę w piątkowe popołudnie. Sama dobrze wiedziała jak to jest, kiedy nastawisz się już na wolny weekend, albo chociaż wolny piątek, a tutaj ktoś nagle zakłóca ci plany dzwonkiem telefonu i informacją, że jednak musisz coś zrobić . Denerwująca sytuacja, a osoba, która ją stworzyła jeszcze bardziej denerwująca.
    Słysząc głos w słuchawce w jej blond główce kłębiła się tylko myśl ' Nie zabij mnie za to, że ci przeszkadzam ', ale nie miała wyboru.
    - Cześć Anthony. Z tej storny Avalanna Routhender z Art College. Słuchaj, mam do ciebie małą prośbę. Nie chcę ci przeszkadzać, ale masz może wolne dosłownie pięć minut? - zbędnie nie owijając, od razu dała mu do zrozumienia, że czegoś potrzebuje.
    Biedny Turner, że też akurat na niego musiała trafić zastanawiając się nad tym kto jej może pomóc. Owszem, gdyby nie miał czasu znalazłaby pewnie kogoś innego, ale po co skoro ostatnim razem dobrze jej się z nim współpracowało? Gdyby nie to, że sprawa było pilna..

    OdpowiedzUsuń
  150. [Nie miałam takiego zamiaru, ale wyobrażam sobie Twój strach xD]

    Wszystko działo się szybko. Kierowca pojazdu, który potrącił Tony'ego, zadzwonił po karetkę, po czym rozejrzał się wokół. Zauważył, że ona stoi i im się przygląda, więc zapytał, czy znała tego chłopaka, a ona skinęła głową. I właśnie tym sposobem znalazła się w szpitalu, gdzie siedziała dłuższy czas przy łóżku chłopaka.
    Cały czas czuła się winna. Nie powinna była go zachęca do biegania z nią. Nie powinna w ogóle z nim rozmawiać. Mogła powiedzieć mu, iż chce zostać sama, a on teraz nie leżałby tutaj, tylko poszedłby spokojnie do Art College i uczyłby się przydatnych rzeczy. Może by spotkał się z dziewczyną, którą lubił. Może by poszedł z kumplami na piwo. Ale ona to wszystko zniszczyła. Była beznadziejna. W ogóle nie powinna była się urodzić. Wszystko wyglądałoby lepiej i wszyscy byliby szczęśliwi. Nie tylko biedny Tony, któremu na szczęście nie stało się nic poważnego.
    Siedziała na krześle obok jego łóżka kilak godzin. Tego dnia szczęśliwym trafem miała wolne, więc i tak nie miała co robić. A czekanie na to, aż on się ocknie, wydawało jej się dobrym sposobem spędzania czasu. Dużo myślała o kruchości życia. O tym, ze to ona powinna była wpaść pod ten samochód i najlepiej nigdy już się nie obudzić. Nikt by jej nie żałował.

    OdpowiedzUsuń
  151. [ehh, a widzisz, dopłaciło się parę stów do laptopa, a wszyscy to mają w dupie i weźta nadal zabierajta. Q.Q Wstawiło się, ale rzeknę, iż to najgorsza karta w dziejach blogosfery mego autorstwa, szczególnie, że jakoś nikt zainteresowany Andreą nie jest. :< wieem, nie powinnam jęczeć, tylko kogoś złapać, ale grypa mnie zabija od piątku i być może z tegoż też powodu mam wypaczone spojrzenie na to coś z Meridą. poprawię zapewne, jak tylko się lepiej poczuję i będę mogła usiąść przy kompie na dłużej niż godzinę bez bólu głowy. A wtedy Cię tam złapię, ojj złapię! ;>]

    Dlaczego? Ano właśnie.
    Zielonego pojęcia nie miała, jaką to intencję ma Jej znajomy-nieznajomy, tak po prostu wpuszczając oby niedoszłą ciężarną w skórze anorektycznej narkomanki, no a przecież jakąś mieć musiał, nic za darmo, nieprawdaż? Czego mógł chcieć od Niej, Neb bez grosza przy duszy, a z duszą tak daleko od ciała? Była słaba, zaskakująco słaba, a mimo to... Kim jesteś, Tony? Kim jesteś, że robisz coś tak nieodwołalnie bezinteresownego, dla mnie?
    - Wiesz, że najprawdopodobniej nie spłacę nigdy takiego długu, Tony? Powinieneś wiedzieć. Tak... tak już ze mną chyba będzie. Przez beznadziejnie długi czas.
    Miała nadzieję, że to skrzywienie ust z wyczerpania, głodu i senności uzna za wspomnienie półuśmiechu. Przekroczywszy próg Jego mieszkania, nie rozglądała się jednak na boki, przekonana o tym, co powinna zrobić w pierwszej kolejności.
    - Jakby to nie wyglądało, Tony, zmuszona jestem zacząć swoją litanię próśb. - uniosła minimalnie, acz zupełnie mimowolnie kącik suchych ust, mrugnąwszy nawet do chłopaka porozumiewawczo. - Byłabym niezmiernie wdzięczna za Twoją najstarszą, najmniejszą koszulę, jaką jesteś w stanie znaleźć i wskazanie mi łazienki. Co jak co, ale mam jeszcze pojęcie, jak cuchnę, wolałabym więc nie uprzykrzać dzisiejszego wieczoru bardziej niż to konieczne. - skinęła lekko głową i oparła się ostrzegawczo o blat najbliższego mebla, to jest komody, coby jeszcze nie runąć w Jego obecności na łeb na szyję.

    [NO ŹLE JEST, NO. MUSZĘ ZWALIĆ TO NA CHOROBĘ. D:]

    Nebraska Jones.

    OdpowiedzUsuń
  152. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała, że ma czas. Szefowa zabiłaby ją, gdyby nie dostała jeszcze dzisiaj telefonu z informacją, że znalazła grafika, który mimo weekendu jest w stanie pomóc jej. Swoją drogą to wredne babsko już pewnie leniło się na kanapie, a całą pracę zwaliło na niższych rangą. Ugh..
    Praca i studia rzeczywiście nie były zbyt korzystnym dla czasu połączeniem. Nie dość, że dwa wydziały, które z zewnątrz wydawały się łatwymi, a tak na prawdę takie nie były to jeszcze praca, w której czarna robota przychodzi tobie. Mimo, że lubi się to co się robi, czasami ma się tego dość.
    - Tego samego co ostatnio. Grafiki do następnego numeru gazety. Ta krowa nigdy sama sobie nie poradzi z tą dziedziną. - westchnęła do głośnika i nagle na jej twarzy pojawił się grymas. - To znaczy szefowa. Nie powinnam nazywać jej krową. - dodała szybko.

    OdpowiedzUsuń
  153. Uniosła delikatnie kąciki ust. Nic mu nie było, dzięki Bogu. W przeciwnym wypadku sama by nie wiedziała, co robić. Cały czas by siebie obarczała winą. Na szczęście obrażenia nie były poważne i miał wyjść już następnego dnia, jeśli lekarz mówił pielęgniarce o nim, a nie o chłopaku, który leżał obok.
    - Jak się czujesz? - zapytała cicho, nie chcąc mącić szpitalnej ciszy.
    Nie lubiła szpitali. Za bardzo kojarzyły jej się ze śmiercią i przemijaniem, a nigdy nie lubiła tego tematu. Przez niego tylko częściej myślała o tym, o czym nie powinna. Zwykle o swojej śmierci i o tym, iż nikt by jej nie żałował. Może jej macocha by zapłakała, ale nie odczułaby tego tak dokładnie. Miała swoje własne dziecko, które potrzebowało jej opieki. Miała nowego męża i żyła szczęśliwie. Przybrana córka jej nie interesowała ani trochę.

    OdpowiedzUsuń
  154. [krotka, ale doobra. *-* ojoj, to teraz pewnie myslisz, ze przesadzam, ale zapomnialam, jak sie choruje i oto efekty. -,- a jeszcze dzis lekarka stwierdzila, ze moge jutro do szkoly wracac, chociaz pluca sobie wypruwam! Myslalam, ze cos Jej zrobie, jak Boga kocham. Q.Q nikt nie ma teraz na nic czasu, szkola daje w kosc. :<]

    - Nie martw sie o to. Moze momentami wygladalam w szkole na zimna suke, ale to naprawde bledne wrazenie. - rzucila, wzruszajac lekko ramionami.
    Skinela glowa z cieniem usmiechu na potwierdzenie i lekko ujela Jego koszule w dlonie, niemal automatycznie wtulajac w material zmeczona twarz.
    - Przyjemnie pachniesz. - rzucila, przygryzajac warge w komicznym polusmiechu.
    Gdy weszla do lazienki, w nozdrza rzucila sie Jej mieszanka szarego mydla, meskiego szamponu, pasty do zebow i chemikaliow. Poszerzyla nieznacznie usmiech, bo w koncu naprawde brakowalo Jej takich niuansow codziennosci, jak zwyklego prysznica i kosmykow lepiacych sie niesfornie do karku.
    - Dzieki. - dodala tylko, krzyzujac z chlopakiem spojrzenie i zamknela za soba drzwi.

    Zielonego pojecia nie miala, jak dlugo rozkoszowala sie kroplami wody tak znajomo parzacymi szorstka skore, ale stwierdzila, iz wystarczajaco dlugo, by Tony uznal Ja za wieksza wariatke niz do tej pory. Gdy opuscila w koncu lazienke, w koncu czysta i pachnaca, wolno zamknela za soba drzwi, mimowolnie kulac sie z jakze oczywistego powodu. Gdy natknela sie na wzrok Turnera, wybakala tylko:
    - Przepraszam za to. Nie bylam w stanie dluzej nosic tamtych spodni, a pewna jestem, wiec... Mam nadzieje, ze mi odpuscisz, co?
    Zaiste, przedstawiala sie przed Nim jako polnaga wrecz niewiasta, bo chociaz dopiela koszule do szyi, siegala Jej do polowy uda, a reszta... Sama bielizna. Zabawne, Ona, dawniej nieskrepowana, bezwstydna, zwlaszcza wsrod osobnikow plci przeciwnej, teraz z rumiencami na szarawych policzkach i spuszczonym wzrokiem.

    [doobrze jest. <3 uznajmy, iz po dwoch stronach. :D]

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  155. [krotka, ale doobra. *-* ojoj, to teraz pewnie myslisz, ze przesadzam, ale zapomnialam, jak sie choruje i oto efekty. -,- a jeszcze dzis lekarka stwierdzila, ze moge jutro do szkoly wracac, chociaz pluca sobie wypruwam! Myslalam, ze cos Jej zrobie, jak Boga kocham. Q.Q nikt nie ma teraz na nic czasu, szkola daje w kosc. :<]

    - Nie martw sie o to. Moze momentami wygladalam w szkole na zimna suke, ale to naprawde bledne wrazenie. - rzucila, wzruszajac lekko ramionami.
    Skinela glowa z cieniem usmiechu na potwierdzenie i lekko ujela Jego koszule w dlonie, niemal automatycznie wtulajac w material zmeczona twarz.
    - Przyjemnie pachniesz. - rzucila, przygryzajac warge w komicznym polusmiechu.
    Gdy weszla do lazienki, w nozdrza rzucila sie Jej mieszanka szarego mydla, meskiego szamponu, pasty do zebow i chemikaliow. Poszerzyla nieznacznie usmiech, bo w koncu naprawde brakowalo Jej takich niuansow codziennosci, jak zwyklego prysznica i kosmykow lepiacych sie niesfornie do karku.
    - Dzieki. - dodala tylko, krzyzujac z chlopakiem spojrzenie i zamknela za soba drzwi.

    Zielonego pojecia nie miala, jak dlugo rozkoszowala sie kroplami wody tak znajomo parzacymi szorstka skore, ale stwierdzila, iz wystarczajaco dlugo, by Tony uznal Ja za wieksza wariatke niz do tej pory. Gdy opuscila w koncu lazienke, w koncu czysta i pachnaca, wolno zamknela za soba drzwi, mimowolnie kulac sie z jakze oczywistego powodu. Gdy natknela sie na wzrok Turnera, wybakala tylko:
    - Przepraszam za to. Nie bylam w stanie dluzej nosic tamtych spodni, a pewna jestem, wiec... Mam nadzieje, ze mi odpuscisz, co?
    Zaiste, przedstawiala sie przed Nim jako polnaga wrecz niewiasta, bo chociaz dopiela koszule do szyi, siegala Jej do polowy uda, a reszta... Sama bielizna. Zabawne, Ona, dawniej nieskrepowana, bezwstydna, zwlaszcza wsrod osobnikow plci przeciwnej, teraz z rumiencami na szarawych policzkach i spuszczonym wzrokiem.

    [doobrze jest. <3 uznajmy, iz po dwoch stronach. :D]

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  156. [ Nie jest źle, spokojnie (: Każdy miewa jakieś gorsze dla weny dni. ]

    W porównaniu do jego, jej szefowa uważała się za centrum wszechświata, wokół, którego latają planetki, które nazywały się pracownikami. Niezależnie od tego jak długo i ciężko pracowałeś w jej redakcji, ona nieczęsto bywała zadowolona. Może, kiedy ktoś z samego rana czekał pod drzwiami jej gabinetu z kubkiem kawy na dzień dobry. Avalanna chwilami zastanawiała się nad zmianą redakcji, ale po chwili dochodziła do wniosku, że w życiu trzeba walczyć z różnymi przeciwnościami - nawet z szefową ( nie oszukujmy się ) zołzą.
    - Hmm, skoro zaczynamy jesienne tematy, a ja na ten miesiąc dostałam część związaną z modą do zaprojektowania, napisania i dopracowania to może coś w właśnie kolorach tej kolekcji? Czerwień, pomarańcz, brązy i takie tam. Zostawiam wybór tobie, wiem, że się nie zawiodę. - powiedziała wiedząc, że za bardzo mu tym nie pomogła.

    OdpowiedzUsuń
  157. [ahahah, no i tak wypruwalam pluca w nocy, ze zostaje w domu do konca tygodnia. <3 dziekuje za takich lekarzy, co to nawet dobrego syropu na kaszel przepisac nie umieja. -,-]

    Nie dosc, ze bezinteresowny, to jeszcze jaki taktowny! Nono, takiego faceta naprawde szukac ze swieca. A tak na serio... Jako prostytucka cora miala spory prog bolowy, jesli chodzi o meskie zachowania, dlatego z niemalym, acz pozytywnym zaskoczeniem przyjela Jego... Brak zachowania. I jeszcze gotowac umie!
    - Kolacje? - spytala z niedowierzaniem, lekko otwierajac usta ze zdziwienia tak oczywista, prymitywna wrecz rzecza. - Tylko tyle!? - dodala glosniej, wpatrujac sie tepo to w pelny talerz, to w chlopaka z coraz szerszym usmiechem. Pokrecila glowa z niedowierzaniem. Chyba nie spodziewal sie, ze przez ostatnie tygodnie miala w ustach cokolwiek cieplego?
    Usiadla na sofie, przykryla sie szczelnie kocem i wziela od Niego talerz. Powachala lapczywie makaron i ostroznie sprobowala jednego kluska, przekonana o tym, ze Jej zoladek niekoniecznie musi tolerowac takie smakowitosci po tym wszystkim, co przeszla.
    - Wiesz, zadna tam ze mnie kucharka, ale to jest naprawde dobre. - kiwnela glowa, skubiac makaron z lekkim usmiechem na ustach.
    Kiedy uslyszala Jego pytanie, niemalze zakrztusila sie kesem, wiec popukala sie mocno w klatke piersiowa z naglym kaszlem. Celowo zwlekala z odpowiedzia, a raczej jej odpowiednia forma, przekonana jednak o tym, ze Tony powinien znac prawde.
    - Ciaza. - wyksztusila w koncu, przerywajac coraz bardziej krepujaca cisze. Odchrzaknela cicho. - i chwilowa bezdomnosc. Tak wlasciwie to z wyboru. - Jej glos sciszal sie stopniowo w miare, jak kulila sie w sobie z niemego wstydu, az ucichl zupelnie. Aha, wiec to jest ta chwila, kiedy obydwoje zdaja sobie sprawe, ze Turner wcale nie musialby pomagac Neb, gdyby nie byla taka beznadziejna idiotka, jaka wydawala sie w tej chwili.

    Neb.

    OdpowiedzUsuń
  158. - Och, to nieistotne - powiedziała, wzruszając ramionami. Siedziała tam już chyba od dwóch godzin, czekając, aż on się obudzi. Albo może tylko tak jej się zdawało. Czas tak wolno płynął, kiedy siedziała na tym krześle...
    - Na pewno nic ci nie jest? - zapytała jeszcze raz. Cały czas czuła się winna i nic nie mogła na to poradzić. Gdyby nie ona, Tony siedziałby teraz w Art College i dalej studiował grafikę. Zamiast tego utknął w szpitalu, ze sprawczynią całego zdarzenia tuż obok. Może nie powinna była zostawać? Nawet nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Że jest jej przykro? To było takie puste i oklepane, a ona nie potrafiła inaczej się wyrażać. Nie była poetką ani pisarką, tylko beznadziejną chorą psychicznie tancerką.

    OdpowiedzUsuń
  159. [dziekuuuje. <3 do ktorej? :o olaboga, uciekaaj stamtad! @.@ Widze uroki liceum? *-*]

    - Na moim miejscu tez bylbys. - odparla, chichoczac cicho i polozyla juz pusty talerz na blacie stolika. To byl niejako smiech przez lzy, bo w Jej przypadku nic nie bylo takie oczywiste. Pelna lodowka? Pierwszy raz miala z takowa do czynienia tu, na studiach, w akademiku, ewentualnie u kolejnych falszywych kolezanek. Tak samo przedstawiala sie sprawa z prawdziwym lozkiem, lazienka. Dziecinstwo Neb wydawalo sie czarna parodia zycia, marzen, wspomnien, ludzkiego jestestwa. I wbrew pozorom to wciaz zbyt bolalo. Wciaz zbyt bolalo.
    A co Cie to obchodzi?, pomyslala z poczatku. Co Ci do tego, czy urodze, czy poronie, czy zabije sie, czy tez przezyje? Co Ty tak wlasciwie o mnie, do cholery, wiesz?! Zerwala sie z miejsca tak nagle i zaskakujaca w Jej stanie sila i chwiejnym, wymuszenie szybkim krokiem weszla do kuchni, zgarnela dwie szklanki i wypelnila zawartoscia pierwszego lepszego kartonu, ktory zdolala utrzymac w rekach. Nie wiedziala, kiedy zaczela drzec na calym ciele, pewna byla za to, ze Tony slyszy gluchy stukot Jej serca probujacego niemal namacalnie wyrwac sie z piersi.
    - Zostaje tu na tylko jedna noc. - wydukala, niejako zreszta odpowiadajac na Jego pytanie. Bo gdyby je zatrzymala, to by po prostu potwierdzila, nieprawdaz? Prawda byla duzo szersza, o wiele bardziej skomplikowana i w gruncie rzeczy nie do ogarniecia. I nie byla pewna, czy powinien o Niej wiedziec. W koncu to tylko jedna noc. Jedna noc, tak?

    Neb.

    OdpowiedzUsuń
  160. [dziekuuuje. <3 do ktorej? :o olaboga, uciekaaj stamtad! @.@ Widze uroki liceum? *-*]

    - Na moim miejscu tez bylbys. - odparla, chichoczac cicho i polozyla juz pusty talerz na blacie stolika. To byl niejako smiech przez lzy, bo w Jej przypadku nic nie bylo takie oczywiste. Pelna lodowka? Pierwszy raz miala z takowa do czynienia tu, na studiach, w akademiku, ewentualnie u kolejnych falszywych kolezanek. Tak samo przedstawiala sie sprawa z prawdziwym lozkiem, lazienka. Dziecinstwo Neb wydawalo sie czarna parodia zycia, marzen, wspomnien, ludzkiego jestestwa. I wbrew pozorom to wciaz zbyt bolalo. Wciaz zbyt bolalo.
    A co Cie to obchodzi?, pomyslala z poczatku. Co Ci do tego, czy urodze, czy poronie, czy zabije sie, czy tez przezyje? Co Ty tak wlasciwie o mnie, do cholery, wiesz?! Zerwala sie z miejsca tak nagle i zaskakujaca w Jej stanie sila i chwiejnym, wymuszenie szybkim krokiem weszla do kuchni, zgarnela dwie szklanki i wypelnila zawartoscia pierwszego lepszego kartonu, ktory zdolala utrzymac w rekach. Nie wiedziala, kiedy zaczela drzec na calym ciele, pewna byla za to, ze Tony slyszy gluchy stukot Jej serca probujacego niemal namacalnie wyrwac sie z piersi.
    - Zostaje tu na tylko jedna noc. - wydukala, niejako zreszta odpowiadajac na Jego pytanie. Bo gdyby je zatrzymala, to by po prostu potwierdzila, nieprawdaz? Prawda byla duzo szersza, o wiele bardziej skomplikowana i w gruncie rzeczy nie do ogarniecia. I nie byla pewna, czy powinien o Niej wiedziec. W koncu to tylko jedna noc. Jedna noc, tak?

    Neb.

    OdpowiedzUsuń
  161. Skylar spuściła wzrok na ich splecione dłonie. Nie chciała, NIE MOGŁA dłużej patrzeć w jego smutne, pełne niezrozumienia i żalu oczy. Nie potrafiła znieść tego widoku, dlatego wolała skupić się na ich rękach. Dopiero teraz zauważyła, że jej niewielka dłoń wręcz idealnie wpasowuje się w jego większą, a emanujące od niej ciepło wręcz ją uspokajało i dawało poczucie bezpieczeństwa. Tylko Tony potrafił jej dać to, czego nigdy wcześniej nie czuła. Tylko on potrafił otoczyć ją swoją troskliwą opieką, która dawała jej poczucie kogoś ważnego i właśnie bezpieczeństwa.
    - Nie powinno ich być - powtórzyła, uparcie w niego nie patrząc, ale po chwili westchnęła - Uczucia są złe. Ufasz komuś, przywiązujesz się do niego, a później on odchodzi i cierpisz. Lepiej jest bez nich.
    Sama już nie wiedziała, co do niego czuje. Był jej przyjacielem. Sprawiał, że się usmiechała, czuła się przy nim lepiej niż przy kimkolwiek innym, ufała mu. Ale im dłużej trwała ich znajomość, im bardziej się do siebie zbliżania, tym bardziej bała się tego, w co się przeradza, choć właściwie nie wiedziała, co to jest.
    Nie wiedziała, kim Anthony dla niej jest. Ale na pewno kimś ważnym. Kimś, kogo nie chciała stracić. Ale ludzie zawsze odchodzą. Jeśli pozbędzie się tych uczuć, jego odejście aż tak bardzo jej nie zrani.

    [O matko, ale wyszłam z wprawy. Wybacz, szkoła mnie przygniotła. Zresztą sama kazałaś mi się uczyć, a teraz narzekasz:)
    Wybacz, że tyle to zeszło, ale w ogóle nie miałam szansy tu zaglądnąć.
    Stęskniłam się, słońce<3]

    OdpowiedzUsuń
  162. [ And I'm feeling good.. :) Chciałabym bardzo zacząc jakiś wątek i mysle nad czymnś ciekawym, chociaż na niewiele wpadłam po przeczytaniu karty. Może Ty masz więc jakies pomysły? :)]

    OdpowiedzUsuń
  163. [ No to z przyjemnością zacznę. :)] Są takie dni, kiedy jedynym rozsądnym wyjściem z jakiejkolwiek sytuacji jest ucieczka. I rozumiana na wiele sposobów- można uciec tak jak kot, wymknąć się przez szparę w drzwiach i przemknąć niezauważonym, wejśc na jakiś dach i to stamtąd obserwować inne szarobure koty. Można też uciec od własnych myśli- zagłuszyć je, pozbawić je jedynego sensu, stłamsić je i pogrzebać gdzieś w odmętach swojej świadomości. Uciec można w sen, w prochy, w alkohol, w bardzo mocne lekarstwa na receptę. Uciec można od samego siebie- kreując na nowo swoje marne jestestwo, umawiając się, że od dzisiaj jest się zupełnie kimś innym. kimś nowym, nieznanym, lepszym od całej masy innych, marnych jestestw.
    A można po prostu stawić czoła wszystkiemu, iść z podniesioną głową.
    Łykając kolejną już dzisiaj tabletkę na ból. Popijając ją gorącą herbatą, taką słodką, o smaku dzikiej róży. Zakładając na obolały kark ciepły, szary komin, wciągając mozolnie na chude stopy jesienne botki, ukrywając swój ledwie czterdziestoośmo kilogramowy niebyt pod kremowym płaszczem zapinanym na duże guziki. Prawie tak duże jak szaro-zielone tęczówki, chociaż chyba błyszczą się bardziej.
    Ile przyjemności zwykły człowiek może czerpać z czegoś tak prymitywnego, jak spacer? Kiedy mija się kolejne, błyszczące samochody. Przepycha się między tłumem spieszących się tak naprawdę donikąd ludzi. Albo sunie mozolnie przez kolejne, puste alejki. Można też przysiąść na ławce, o ile tylko znajdzie się taką jedną, wolną, ulubiona. Schowaną przed resztą świata.
    I nie ruszać się przez chwilę, zastygnąć na zimnie, czując na policzkach kolejne krople deszczu. Uświadomić sobie, że nie jest się z cukru, chociaż przebiegające po plecach dreszcze zmuszają wręcz do biegu, szaleńczej ucieczki, do ucieczki w ciepło, na poddasze.
    Tylko, że Pearl nigdzie się nie ruszała, czując jak jasne włosy przyjemnie oblepiają jej chłodne policzki. A duże oczęta widzą jakieś znajome twarze, które wyraźnie nie były z takiej pogody zadowolone.

    OdpowiedzUsuń
  164. Znali się od podszewki. Tak, to dobre określenie. Znali się niemal na wylot. Nawet kiedy znikała na swoje ukochane 'urlopy', kiedy jej nie było, kiedy nikt nie wiedział co się z nią dzieje i że szukać jej trzeba po prostu w szpitalu. Chwała Panu, że Turner też jej tam nie szukał. To był jej azyl, tylko jej i nikt nie powinien zakłócać jej idealnego spokoju, ciszy, przerywanej okazyjnie spazmami bólu innych pacjentów lub alarmem, który wszem i wobec obwieszczał, że któryś delikwent właśnie żegna się ze światem. To był jej drugi dom. Jej miejsce ucieczki, do którego nikt nie miał prawa wstępu.
    - Nie przepadam za tym wynalazkiem techniki.- Odpowiedziała cicho i jej drobne ramiona uniosły się ku górze, na kilka centymetrów, by po chwili opaść bezsilnie, jak gdyby Pearl nie miała nad nimi kontroli. Na jej bladej twarzy malował się idealny spokój, tylko kąciki ust co chwilę drgały, jak gdyby chciały unieść się ku górze w przyjemnym uśmiechu.
    - Przepraszam.- Rzuciła za chwilę, chociaż nie słyszała w głosie Turnera żadnego wyrzutu. Ale za to zawsze przepraszała. To przecież nieważne, że i tak ta sama sytuacja powtarzała się nagminnie..
    Bo Chyba jej to wybaczał, prawda? Gdyby nie to, pewnie nie mókłby teraz razem z jasnowłosą. Ta, która zadziwiająco sprytnym ruchem podniosła się z ławki i tradycyjnie wyciągnęła ku swemu towarzyszowi ręce, jak gdyby nakazując mu powstanie.
    - Mam ochotę na naleśniki, chodź Turner.- Mówienie do ludzi z nazwiska? Weszło jej w krew. Może dlatego, że urlopując się coraz słyszała tylko 'Davies, pacjentka Davies, panna Davies'. Juz nawet przyjemny głosik w jej głowie nie powtarzał 'Ohh, popatrz co zrobiłaś Pearl, nieładnie", tylko "Panno Davies, cóżeś Ty uczyniła?!".

    OdpowiedzUsuń
  165. [oho, zabieranie komorki i kompa sie zaczyna! Ale zyje, mam sie dobrze, nawet pseudokarte nowa zrobilam. -,- sniegu u mnie juz nie ma, ale staram sie nie wychodzic z domu, zimno jak cholera. *-*]

    Jakze mogla zareagowac na te nieszczesne szklanki? Zamilkla, oniemiala z czystym zdziwieniem mieszajacym czekolade teczowek i polotwartymi, sinymi wargami. Zdziwiona, jak juz wyzej powiedziane, bezbrzeznie i niezaprzeczalnie. I patrzyl na Nia, patrzyl w sposob, jakiego niegdys u mezczyzn oczekiwala, dazyla do tego, uwielbiala te oczy wlepione w Nia swiadomie. Lecz teraz, teraz kazde takie przeciagle spojrzenie wbijalo sie tysiacem igiel w obolale serce i wywolywalo nieprzyjemne ciarki na filigranowej slabosci ciala. Dusza pozostawala tajemnica, zawsze, niegdys i do teraz.
    I przytulil Ja. Na Boga, przytulil Ja jak czlowiek czlowieka, spontanicznie i swiadomie zarazem, bez podtekstow, z doza czulosci i oczekiwaniem. Na Nia, Jej zaufanie, slowa, otuche, zapewnienie. Chciala Go odepchnac, uderzyc, zrobic cokolwiek by puscil, nie tykal, zostawil zlamane, niepewne, zdruzgotane. Nie drgnela, pozwalajac cieplu i sile Jego ramion ogarnac Neb powoli, niespiesznie, z przyjemnoscia. Wstrzymywala oddech i puls serca tylko przez chwile, by odetchnac cicho i wciaz niepewnie, wtulajac sie w Tony'ego niespokojnie, tak zachlannie. Potrzebowala ciala przy ciele, duszy przy duszy, potrzebowala tego nieodparcie i od dawna, a z okazja przyszlo dzialanie, tak po prostu.
    - Nie moge i wlasnie o to chodzi. Nie moge. Ono tez bedzie skonczone. Nie chce, zeby tak zylo, nie chce, zeby wychowywalo sie na ulicy, bez dziecinstwa. Nie umiem mu tego zapewnic, do cholery. Moja matka tez nie umiala. Nie mamy szans, obydwoje. - schowala twarz w zaglebieniu Jego obojczyka, muskajac nieswiadomie szyje chlopaka, oddychajac gleboko, swiadomie, wymuszenie. - Tutaj nie ma innego wyjscia i nikt mi nie pomoze. Ty tez. Na Boga, tule sie do nieznanego faceta i wlasnie szykuje sie, by opowiedziec Mu historie mojego zycia. - parsknela niewymuszonym, cichym, szczerym smiechem. - Nie chcesz mi pomoc, a przynajmniej nie powinienes. Nie jestem tego warta, tylko ty jeszcze tego nie wiesz.

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  166. Czuła już w butach nieprzyjemne chlupotanie wody zmieszanej z zimną, śniegową breją. Butach, które też wydawały się przynajmniej o rozmiar za duże, jak zresztą wszystko co nosiła i wszystko co miała. Zadziwiającym był fakt, że nikt, absolutnie nikt nie miał ochoty stworzyć czegoś, co pasowałoby na tą kupkę kości, pokrytych jasna skórą.
    Trawiła jego pytanie. Powoli, bez pośpiechu. Czując osadzające się płatki śniegu na lekko piegowatym nosku, słysząc przyjemny szum wiatru, zastanawiając się czy naprawdę miała jakikolwiek sensowny powód, by tu przesiadywać niczym lodowy posąg. Posążek. Listopad wszedł z butami w środek jej niepoukładanego życia. Leki się kończyły. Szpiku nie było. Wróciło wspomnienie skąd się tu wzięła. Nic specjalnego, ot, dzień jak co dzień. Kolejne godziny jej marnego jestestwa zmarnowane na ławce. Czysta przyjemność.
    - Nie uważasz, że to niemiłe nie przywitać się z listopadem? Stwierdziłam, że to dobry pomysł. ale zgłodniałam.- Odpowiedziała zupełnie wymijająco i na jej drobnej twarzy zagościł przyjemny uśmiech. Uśmiech, który schowała w swój kremowy, ciepły komin przy kolejnym podmuchu wiatru. Szaro-zielone tęczówki uśmiechały się jednak, lśniąc pełnym, dziwnie zdrowym blaskiem.

    OdpowiedzUsuń
  167. A jednak było coś pięknego w rozmokłych, żółtych liściach, w deszczu, w śniegu, w szumie wiatru. Nawet w smutnych, szarych, zmęczonych twarzach przechodniów. Ktoś, kto ma loki oddałby życie za proste włosy. Ktoś, kto nie uświadczył jesiennej depresji bardzo by chciał być na miejscu tego Pana spod osiedlowego sklepu, który co rano kupował chleb z iście zbolałą miną. Zmęczony życiem, wrak człowieka.
    Pearl zastanawiała się jak to jest. Jak można mieć przed sobą perspektywę długiego, dobrego życia, pełnego zdrowia i szczęścia.. Jak można mieć to na wyciągnięcie ręki i wraz z przybyciem listopada tracić całą radość, chować w wielkim swetrze i wmawiać sobie jak jest okropnie, jaka pogoda jest fe, jakie to życie ciężkie, znojne..
    - O widzisz. a to ja chciałam zaprosić Cię na mojej roboty naleśniki. Tylko do Ciebie chyba jest bliżej...- Stwierdziła, lekko kręcąc głową. Zimna dłoń wsunęła pod ramię swojego towarzysza zupełnie tak, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem. - Idealnym kompromisem byłoby zrobić te naleśniki razem, to chyba sprawiedliwe wyjście, co?- Przyjemny, ciepły uśmiech zagościł na malinowych wargach, magicznie zniknęły podkrążone oczy. Pearl jesienią odżywała.

    OdpowiedzUsuń
  168. Złamać można było ludzi, którzy byli w jakiś sposób twardzi. Silni. Złamać można było kogoś, kto stawiał czynny opór, co go trzeba było wziąć siłą. A ona do takich ludzi nie należała- lekka jak wietrzyk, wątła, delikatna. Chuchro miotane przez każdy silniejszy podmuch wiatru. Zawieje z prawej, to ona w lewo. Nie dało się złamać czegoś tak ledwie namacalnego. Nierzeczywistego wręcz. To jakbym próbować zgasić ogień zapałką.
    - Czasami udaje mi się wpaść na coś względnie dobrego, musisz mi to przyznać.- Odpowiedziała i zaczęła kiwać głową w rytm nikomu nieznanej melodii.
    Nie lubiła się nie uśmiechać. Wszędzie widziała ponurych ludzi, szczególnie tych, którzy znajdowali się w szpitalu. Wszędzie grymasy bólu, wszędzie zniechęcenie wypisane na twarzach. Zawiść. Smutek. Zawód. Upokorzenie.
    Dlaczego by nie próbować zesłać na tych gburów trochę słońca?
    Machinalnie uniosła smukłą dłoń, która drgnęła lekko, jakby w geście skromnego zaprzeczenia na takie 'stwierdzenie faktu'. Pearl nigdy nie należała do tych, którzy ze stoickim spokojem przystają na jakiekolwiek komplementy, a już tym bardziej dziękują.
    Podkrążone oczy, blada cera, figura anorektyczki i włosy w coraz gorszej kondycji, tkanki nafaszerowane horrendalnymi dawkami leków- Takim osobom nie prawiło się komplementów.
    Może dlatego na dziewczęcych policzkach pojawiły się czerwieńsze plamki, układając się w osobliwe rumieńce- Delikatne, nie takie przyciągające uwagę z daleka.
    - Masz czekoladę? bo mam ochotę na naleśniki z czekoladą. Ale jak nie masz, to zadowolę się kubkiem herbaty i zwykłymi naleśnikami. Ale nasze... Nasze naleśniki nie będą zwykłe. Wyjątkowe, absolutnie wyjątkowe!- Taki słowotok zdarzał jej się rzadko. Z zasady wolała słuchać, niż mówić. Tylko przy Turnerze jakoś średnio jej się sztuka słuchania udawała. Bardziej sztuka mówienia.

    OdpowiedzUsuń
  169. [milo mi bardzo to slyszec, ale dla mnie i tak pseudo z pseudowierszem, coz. Wydaje mi sie, ze teraz nikt nic nie wie, o co chodzi. :D racje masz, polac Ci! *-* taka pogoda nie dosc, ze meczy, to mnie jeszcze w istna depreche wprowadza razem z nawalem szkoly. -,-]

    Racja. Z poczatku tego nie czula, lecz z czasem, powoli, jakby od niechcenia uchodzilo z Niej powietrze, istne toksyczne opary bolu i zrezygnowania. Zla w tysiacu odcieni, krotko mowiac. Wyrzucala z siebie wszelka zla energie, dajac sobie troche na wstrzymanie, jesli chodzi o dystans w kontaktach miedzyludzkich. Bo tak, od calkiem niedawna Tony byl wyjatkiem. Czlowiekiem tak dobrym i bezinteresownym, ze zupelnie przeciwnym do Neb, tak wbrew pozorom, i pewnie dlatego tak desperacko potrzebowala Jego pomocy. Zadnej specjalnej, wystarczylo tylko, zeby byl. Tu. Obok. Choc na chwile. Na najblizsza noc, dokladnie. Jednoczesnie sprawial jednak wrazenie kompletnie niewinnego, lekko beztroskiego, a jednak wycofanego, milego chlopaka, co zupelnie klocilo sie z Jej wyobrazeniami o osobnikach plci przeciwnej. Lub nie to miejsce, nie ten czas, niegdys, w dziecinstwie, by poznawac meski punkt widzenia. W kazdym razie odetchnela. Raz. Mimowolnie. Gleboko. W koncu. Byl tak blisko, a Ona juz po krotkiej chwili tak nieswiadomie pozwalala Turnerowi na wszystko, wszystko to, czego ostatnio nie bylo nikomu wolno. Chocby dotyk. Najmniejszy. Brzydzila sie go w rownym stopniu jak i swego ciala, duszy, cudzych spojrzen i ciala w ciele, drobnego, niestalego, realnie basniowego. Brzydzila sie swojego dziecka, dokladnie tak. Brzydzila. Nawet to slowo nie uklada sie przyjemnie w ustach.
    - Pewnie masz racje. - mruknela cicho i przeciagle, obserwujac Go ukradkiem, ale zaraz zamrugala lekko zdezorientowana na ten drobny gest, odgarniecie kruczych kosmykow nieafornie bladzacych po twarzy. I to wrazenie, ze sa za blisko, ze to za wiele, ze istnieja pewne granice.
    Odsunela sie od Tony'ego gladko i zrecznie, nieznacznie i przy okazji ponownego zgarniania szklanek soku ze stolu, tak, by tego nie zauwazyl. I tak glebia Jego spojrzenia, i wargi wygiete w porcelanowym usmiechu, by tylko podniesc Neb na duchu. Podala Mu szklanke i zanurzyla usta w ppmaranczy soku z lekko blogim wyrazem twarzy. Upila ostroznie lyk, ale zaraz zaksztusila sie. Znowu.
    Ono jest czescia Ciebie.
    Nie dopuszczala do siebie tej mysli, nigdy, w zadnej sytuacji, a przynajmniej takie zludzenie zakorzenila w glowie i chciala przy tym trwac. Tego nie ma. Wymyslilas to sobie. Nigdy nie bylas w ciazy. A On tylko sobie zartuje.
    Ale to byla prawda, fakt zawarty w pytaniu i moze dlatego tak dlugo trwala w milczeniu, zastanawiajac sie nad kompromisem tego, co chcial uslyszec, a co mogla Mu powiedziec.
    - Wolalbys nie wiedziec, jak to wszystko odczuwam. Ogolnie staram sie stapac po chmurach, nie schodzic na ziemie. - odpowiedziala wymijajaco, zanurzajac bezpiecznie wzrok w zawartosci szklanki z odwracajacym uwage pytaniem, ktore jak na zlosc nie pojawialo sie w podswiadomosci.
    - Nie spptkalam Cie nigdy w AC tak naprawde. Unikasz tlumu czy raczej sie w nim chowasz? - ukradkiem staksowala Jego profil, zawieszajac wzrok na ustach, zupelnie mimowolnie!, ale zaraz odwrocila spojrzenie, spuszczajac lekko glowe w razie nieproszonych, szkarlatnych plam na zapadnietych policzkach. Oddech gleboki, rowny, nieswiadomy, zaskakujaco niewymuszony, jakby dzieki temu. Dzieki Niemu.

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  170. [milo mi bardzo to slyszec, ale dla mnie i tak pseudo z pseudowierszem, coz. Wydaje mi sie, ze teraz nikt nic nie wie, o co chodzi. :D racje masz, polac Ci! *-* taka pogoda nie dosc, ze meczy, to mnie jeszcze w istna depreche wprowadza razem z nawalem szkoly. -,-]

    Racja. Z poczatku tego nie czula, lecz z czasem, powoli, jakby od niechcenia uchodzilo z Niej powietrze, istne toksyczne opary bolu i zrezygnowania. Zla w tysiacu odcieni, krotko mowiac. Wyrzucala z siebie wszelka zla energie, dajac sobie troche na wstrzymanie, jesli chodzi o dystans w kontaktach miedzyludzkich. Bo tak, od calkiem niedawna Tony byl wyjatkiem. Czlowiekiem tak dobrym i bezinteresownym, ze zupelnie przeciwnym do Neb, tak wbrew pozorom, i pewnie dlatego tak desperacko potrzebowala Jego pomocy. Zadnej specjalnej, wystarczylo tylko, zeby byl. Tu. Obok. Choc na chwile. Na najblizsza noc, dokladnie. Jednoczesnie sprawial jednak wrazenie kompletnie niewinnego, lekko beztroskiego, a jednak wycofanego, milego chlopaka, co zupelnie klocilo sie z Jej wyobrazeniami o osobnikach plci przeciwnej. Lub nie to miejsce, nie ten czas, niegdys, w dziecinstwie, by poznawac meski punkt widzenia. W kazdym razie odetchnela. Raz. Mimowolnie. Gleboko. W koncu. Byl tak blisko, a Ona juz po krotkiej chwili tak nieswiadomie pozwalala Turnerowi na wszystko, wszystko to, czego ostatnio nie bylo nikomu wolno. Chocby dotyk. Najmniejszy. Brzydzila sie go w rownym stopniu jak i swego ciala, duszy, cudzych spojrzen i ciala w ciele, drobnego, niestalego, realnie basniowego. Brzydzila sie swojego dziecka, dokladnie tak. Brzydzila. Nawet to slowo nie uklada sie przyjemnie w ustach.
    - Pewnie masz racje. - mruknela cicho i przeciagle, obserwujac Go ukradkiem, ale zaraz zamrugala lekko zdezorientowana na ten drobny gest, odgarniecie kruczych kosmykow nieafornie bladzacych po twarzy. I to wrazenie, ze sa za blisko, ze to za wiele, ze istnieja pewne granice.
    Odsunela sie od Tony'ego gladko i zrecznie, nieznacznie i przy okazji ponownego zgarniania szklanek soku ze stolu, tak, by tego nie zauwazyl. I tak glebia Jego spojrzenia, i wargi wygiete w porcelanowym usmiechu, by tylko podniesc Neb na duchu. Podala Mu szklanke i zanurzyla usta w ppmaranczy soku z lekko blogim wyrazem twarzy. Upila ostroznie lyk, ale zaraz zaksztusila sie. Znowu.
    Ono jest czescia Ciebie.
    Nie dopuszczala do siebie tej mysli, nigdy, w zadnej sytuacji, a przynajmniej takie zludzenie zakorzenila w glowie i chciala przy tym trwac. Tego nie ma. Wymyslilas to sobie. Nigdy nie bylas w ciazy. A On tylko sobie zartuje.
    Ale to byla prawda, fakt zawarty w pytaniu i moze dlatego tak dlugo trwala w milczeniu, zastanawiajac sie nad kompromisem tego, co chcial uslyszec, a co mogla Mu powiedziec.
    - Wolalbys nie wiedziec, jak to wszystko odczuwam. Ogolnie staram sie stapac po chmurach, nie schodzic na ziemie. - odpowiedziala wymijajaco, zanurzajac bezpiecznie wzrok w zawartosci szklanki z odwracajacym uwage pytaniem, ktore jak na zlosc nie pojawialo sie w podswiadomosci.
    - Nie spptkalam Cie nigdy w AC tak naprawde. Unikasz tlumu czy raczej sie w nim chowasz? - ukradkiem staksowala Jego profil, zawieszajac wzrok na ustach, zupelnie mimowolnie!, ale zaraz odwrocila spojrzenie, spuszczajac lekko glowe w razie nieproszonych, szkarlatnych plam na zapadnietych policzkach. Oddech gleboki, rowny, nieswiadomy, zaskakujaco niewymuszony, jakby dzieki temu. Dzieki Niemu.

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  171. [milo mi bardzo to slyszec, ale dla mnie i tak pseudo z pseudowierszem, coz. Wydaje mi sie, ze teraz nikt nic nie wie, o co chodzi. :D racje masz, polac Ci! *-* taka pogoda nie dosc, ze meczy, to mnie jeszcze w istna depreche wprowadza razem z nawalem szkoly. -,-]

    Racja. Z poczatku tego nie czula, lecz z czasem, powoli, jakby od niechcenia uchodzilo z Niej powietrze, istne toksyczne opary bolu i zrezygnowania. Zla w tysiacu odcieni, krotko mowiac. Wyrzucala z siebie wszelka zla energie, dajac sobie troche na wstrzymanie, jesli chodzi o dystans w kontaktach miedzyludzkich. Bo tak, od calkiem niedawna Tony byl wyjatkiem. Czlowiekiem tak dobrym i bezinteresownym, ze zupelnie przeciwnym do Neb, tak wbrew pozorom, i pewnie dlatego tak desperacko potrzebowala Jego pomocy. Zadnej specjalnej, wystarczylo tylko, zeby byl. Tu. Obok. Choc na chwile. Na najblizsza noc, dokladnie. Jednoczesnie sprawial jednak wrazenie kompletnie niewinnego, lekko beztroskiego, a jednak wycofanego, milego chlopaka, co zupelnie klocilo sie z Jej wyobrazeniami o osobnikach plci przeciwnej. Lub nie to miejsce, nie ten czas, niegdys, w dziecinstwie, by poznawac meski punkt widzenia. W kazdym razie odetchnela. Raz. Mimowolnie. Gleboko. W koncu. Byl tak blisko, a Ona juz po krotkiej chwili tak nieswiadomie pozwalala Turnerowi na wszystko, wszystko to, czego ostatnio nie bylo nikomu wolno. Chocby dotyk. Najmniejszy. Brzydzila sie go w rownym stopniu jak i swego ciala, duszy, cudzych spojrzen i ciala w ciele, drobnego, niestalego, realnie basniowego. Brzydzila sie swojego dziecka, dokladnie tak. Brzydzila. Nawet to slowo nie uklada sie przyjemnie w ustach.
    - Pewnie masz racje. - mruknela cicho i przeciagle, obserwujac Go ukradkiem, ale zaraz zamrugala lekko zdezorientowana na ten drobny gest, odgarniecie kruczych kosmykow nieafornie bladzacych po twarzy. I to wrazenie, ze sa za blisko, ze to za wiele, ze istnieja pewne granice.
    Odsunela sie od Tony'ego gladko i zrecznie, nieznacznie i przy okazji ponownego zgarniania szklanek soku ze stolu, tak, by tego nie zauwazyl. I tak glebia Jego spojrzenia, i wargi wygiete w porcelanowym usmiechu, by tylko podniesc Neb na duchu. Podala Mu szklanke i zanurzyla usta w ppmaranczy soku z lekko blogim wyrazem twarzy. Upila ostroznie lyk, ale zaraz zaksztusila sie. Znowu.
    Ono jest czescia Ciebie.
    Nie dopuszczala do siebie tej mysli, nigdy, w zadnej sytuacji, a przynajmniej takie zludzenie zakorzenila w glowie i chciala przy tym trwac. Tego nie ma. Wymyslilas to sobie. Nigdy nie bylas w ciazy. A On tylko sobie zartuje.
    Ale to byla prawda, fakt zawarty w pytaniu i moze dlatego tak dlugo trwala w milczeniu, zastanawiajac sie nad kompromisem tego, co chcial uslyszec, a co mogla Mu powiedziec.
    - Wolalbys nie wiedziec, jak to wszystko odczuwam. Ogolnie staram sie stapac po chmurach, nie schodzic na ziemie. - odpowiedziala wymijajaco, zanurzajac bezpiecznie wzrok w zawartosci szklanki z odwracajacym uwage pytaniem, ktore jak na zlosc nie pojawialo sie w podswiadomosci.
    - Nie spptkalam Cie nigdy w AC tak naprawde. Unikasz tlumu czy raczej sie w nim chowasz? - ukradkiem staksowala Jego profil, zawieszajac wzrok na ustach, zupelnie mimowolnie!, ale zaraz odwrocila spojrzenie, spuszczajac lekko glowe w razie nieproszonych, szkarlatnych plam na zapadnietych policzkach. Oddech gleboki, rowny, nieswiadomy, zaskakujaco niewymuszony, jakby dzieki temu. Dzieki Niemu.

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  172. [milo mi bardzo to slyszec, ale dla mnie i tak pseudo z pseudowierszem, coz. Wydaje mi sie, ze teraz nikt nic nie wie, o co chodzi. :D racje masz, polac Ci! *-* taka pogoda nie dosc, ze meczy, to mnie jeszcze w istna depreche wprowadza razem z nawalem szkoly. -,-]

    Racja. Z poczatku tego nie czula, lecz z czasem, powoli, jakby od niechcenia uchodzilo z Niej powietrze, istne toksyczne opary bolu i zrezygnowania. Zla w tysiacu odcieni, krotko mowiac. Wyrzucala z siebie wszelka zla energie, dajac sobie troche na wstrzymanie, jesli chodzi o dystans w kontaktach miedzyludzkich. Bo tak, od calkiem niedawna Tony byl wyjatkiem. Czlowiekiem tak dobrym i bezinteresownym, ze zupelnie przeciwnym do Neb, tak wbrew pozorom, i pewnie dlatego tak desperacko potrzebowala Jego pomocy. Zadnej specjalnej, wystarczylo tylko, zeby byl. Tu. Obok. Choc na chwile. Na najblizsza noc, dokladnie. Jednoczesnie sprawial jednak wrazenie kompletnie niewinnego, lekko beztroskiego, a jednak wycofanego, milego chlopaka, co zupelnie klocilo sie z Jej wyobrazeniami o osobnikach plci przeciwnej. Lub nie to miejsce, nie ten czas, niegdys, w dziecinstwie, by poznawac meski punkt widzenia. W kazdym razie odetchnela. Raz. Mimowolnie. Gleboko. W koncu. Byl tak blisko, a Ona juz po krotkiej chwili tak nieswiadomie pozwalala Turnerowi na wszystko, wszystko to, czego ostatnio nie bylo nikomu wolno. Chocby dotyk. Najmniejszy. Brzydzila sie go w rownym stopniu jak i swego ciala, duszy, cudzych spojrzen i ciala w ciele, drobnego, niestalego, realnie basniowego. Brzydzila sie swojego dziecka, dokladnie tak. Brzydzila. Nawet to slowo nie uklada sie przyjemnie w ustach.
    - Pewnie masz racje. - mruknela cicho i przeciagle, obserwujac Go ukradkiem, ale zaraz zamrugala lekko zdezorientowana na ten drobny gest, odgarniecie kruczych kosmykow nieafornie bladzacych po twarzy. I to wrazenie, ze sa za blisko, ze to za wiele, ze istnieja pewne granice.
    Odsunela sie od Tony'ego gladko i zrecznie, nieznacznie i przy okazji ponownego zgarniania szklanek soku ze stolu, tak, by tego nie zauwazyl. I tak glebia Jego spojrzenia, i wargi wygiete w porcelanowym usmiechu, by tylko podniesc Neb na duchu. Podala Mu szklanke i zanurzyla usta w ppmaranczy soku z lekko blogim wyrazem twarzy. Upila ostroznie lyk, ale zaraz zaksztusila sie. Znowu.
    Ono jest czescia Ciebie.
    Nie dopuszczala do siebie tej mysli, nigdy, w zadnej sytuacji, a przynajmniej takie zludzenie zakorzenila w glowie i chciala przy tym trwac. Tego nie ma. Wymyslilas to sobie. Nigdy nie bylas w ciazy. A On tylko sobie zartuje.
    Ale to byla prawda, fakt zawarty w pytaniu i moze dlatego tak dlugo trwala w milczeniu, zastanawiajac sie nad kompromisem tego, co chcial uslyszec, a co mogla Mu powiedziec.
    - Wolalbys nie wiedziec, jak to wszystko odczuwam. Ogolnie staram sie stapac po chmurach, nie schodzic na ziemie. - odpowiedziala wymijajaco, zanurzajac bezpiecznie wzrok w zawartosci szklanki z odwracajacym uwage pytaniem, ktore jak na zlosc nie pojawialo sie w podswiadomosci.
    - Nie spptkalam Cie nigdy w AC tak naprawde. Unikasz tlumu czy raczej sie w nim chowasz? - ukradkiem staksowala Jego profil, zawieszajac wzrok na ustach, zupelnie mimowolnie!, ale zaraz odwrocila spojrzenie, spuszczajac lekko glowe w razie nieproszonych, szkarlatnych plam na zapadnietych policzkach. Oddech gleboki, rowny, nieswiadomy, zaskakujaco niewymuszony, jakby dzieki temu. Dzieki Niemu.

    Neb Jones.

    OdpowiedzUsuń
  173. [Życie wlecze się powoli i jest jak zawsze do dupy. Od jutra egzaminy próbne, trzymaj za mnie kciuki;) A jak tam u ciebie?
    Stwierdziłam, że się za bardzo za Tonym znowu stęskniłam, żeby nie odpisać, a widzę, że mojej malutkiej Sky tu jakaś konkurencja rośnie:P]

    Kiedy uniosła znowu głowę, jego wyraz twarzy faktycznie nie wydawał sie być zbolały, ale nie musiała na niego patrzeć, aby wiedzieć, że w jakiś sposób jej słowa go dotknęły. Słyszała to w jego głosie, niezależnie od tego, jak bardzo starał sie to ukryć. Prawda była taka, że nie jest i nigdy nie był w stanie ukrywać seoichmuczuc przed Skylar. Od początku potrafiła czytać w nim jak w otwartej księdze. Między innymi dlatego jako jednej z nielicznych udało jej sie kiedyś do niego dotrzeć, a im dłużej przebywała w jego towarzystwie, tym coraz lepiej rozpoznawała jego nawet najbardziej ukrywane uczucia. Mogło mu sie to nie podobać, ale go znała.
    To był jej Tony.
    Więc dlaczego powiedziała to, co powiedziała? Przecież by jej nie opuścił...
    Prawda?
    Jedna ręka była wciąż trzymają przez chłopaka, dlatego drugą, wolną, uniosła do jego policzka. Ułożyła ją delikatnie, ale stanowczym, choć subtelny, gestem zmusiła go, by znowu spojrzał w jej bladoniebieskie tęczówki.
    - Nie chciałabym, żebyś odchodził - powiedziała powoli, ale widziała, że nie jest to odpowiedź na jego pytanie. Nie miała na nie odpowiedzi. A nawet jeśli... Nie chciała go tym ranić jeszcze bardziej. Bo miała wrażenie, że ta rozmowa już wystarczająco go dotknęła.
    I nie tylko jego.
    - Tylko pewnego dnia może się to zdarzyć. W końcu nic cię tutaj nie trzyma. Jestem tylko jedną małą Skylar. I to może ci kiedyś nie wystarczyć - dodała po chwili, ostrożnie, jakby ważyła każde słowo.

    OdpowiedzUsuń
  174. [Oj, to się cieszę, że autorka wróciła, żeby odpisać. Haha, o egzaminach lepiej nie rozmawiać. Część humanistyczne i angielski świetnie, ale część matematyczno-przyrodnicza... Nią sie raczej nie będę chwalić xD
    I patrz jaki ci prezent na Mikołaja strzeliłam: moja odpowiedź! Fajnie nie?;)]

    Nie odpowiadał.
    Cisza przedłużała sie coraz bardziej, a jej słowa wisiały między nimi zawieszone w połowie drogi. Powiedziała to i już nie dało się tego cofnąć. Tylko dlaczego nie odpowiadał? Dlaczego nie zapewniał jej, że przy niej będzie, że jest dla niego kimś? Dlaczego nie próbował uświadomić jej, że mówi głupoty i lepiej, żeby w końcu umilkła? Dlaczego jej nie przytulił? Dlaczego unikał jej wzroku? Dlaczego po prostu sie nie uśmiechnął, jak uśmiechał się zawsze w jej towarzystwie?
    Dlaczego..?
    Czy to, co powiedziała, było prawdą i dlatego milczał?
    Skylar westchnęła cicho, zabierając dłonie i cofajac się kilka kroków w tył. Dla niej to był jasny sygnał. Coś jest nie tak. Tylko nie potrafiła określić tego czegoś. I bała się. Że naprawdę stąd wyjdzie, zostawiając blondynkę za sobą. Że może faktycznie ich wspólne wspomnienia nie znaczyły dla niego tyle, ile znaczyły dla niej.
    - Jesteś na mnie zły? Żałujesz, że mnie spotkałeś? Nie chcesz ze mną rozmawiać? - zadawała te z pozoru naiwne pytania, uważnie wpatrując sie w jego twarz - Proszę cię, powiedz coś.
    Nie chciała go stracić. Sama nie wiedziała, co tu tak naprawdę robi, kim jest, czego chce. Ale wiedziała, że najbardziej ze wszystkiego nie chce go stracić. Okazywała to zapewne w dziwny sposób, ale był dla niej ważny.
    Najważniejszy.

    [No i wyszło takie coś...]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [No i w ogóle jako mistrzyni spostrzegawczości, dopiero teraz zauważyłam komentarz pod gazetką. Ja ranię twoje serce?! A kto sobie PRZYJACIÓŁKĘ znalazł?:P]

      Usuń
  175. [Nie. nie muszisz mi robić prezentu na Gwiazdkę, normalne odpisywanie mi wystarczy;) I właściwie mi już przeszło. Teraz tylko dotrwać do świąt]

    Tak naprawdę nie wiedziała, co się dzieje. W jednej chwili wydawało jej się, że są od siebie odgrodzeni niewidzialnym murem i nie potrafią przez niego przeniknąć, a już sekundę później Tony przeskoczył dzielącą ich przegrodę. I zrobił coś, czego się nie spodziewała, coś, o czym nawet nie śmiała pomyśleć, co właściwie nigdy nie przyszło jej do głowy.
    Pocałował ją.
    Nie wiedziała, co sie dzieje, dopóki nie stało się to faktem dokonanym i nie poczuła jego dłoni na swoim policzku i jego warg na swoich ustach.
    Pocałował ją.
    Początkowo Skylar była tak zaskoczona, że po prostu stała w miejscu, nie do końca świadoma tego, co się dzieje. Nie była pewna, czy już się obudziła, czy może ciągle leży koło chłopaka na swoim łóżku w zdradzieckich objęciach Morfeusza, który okrutnie podsuwał jej te wizje senne. Ale to nie mógł być sen. Delikatny nacisk jego warg był zbyt prawdziwy.
    Pocałował ją.
    Później jej ciało zareagowało bez udziału mózgu. Objęła go za szyję, przybliżając się jak najbardziej i odpowiedziała na jego pocałunek. Po raz pierwszy od dawna nie myślała o konsekwencjach, o tym, co będzie z nimi dalej, że to wszystko zmieni. Nie chciała o tym myśleć. Nie mogła. Bo teraz istnieli tylko oni. Razem.

    [Haha te urocze adminki chyba mnie przekonały:3 Wpadnę, wpadnę, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Tylko na razie muszę przetrwać ostatni tydzień, który jest masakrą ze względu na ilość sprawdzianów i kartkówek. I ja już się po tym komentarzu o przyjaciółkę nie martwię xD]

    OdpowiedzUsuń
  176. [Haha to z tym projektem się faktycznie wkopałaś, biedna:) Tylko muszę postać przemyśleć, bo mam kilka pomysłów i się na żaden zdecydować nie mogę.]

    Sky delikatnie zagryzła dolną wargę. Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Odpowiadała na jego spojrzenie, ale po raz pierwszy od dawna nie mogła rozpoznać uczuć, które się w nich tliły.
    Westchnęła. Teraz zaczynał się czas, kiedy żałowała, że odwzajemniła jego pocałunek. A jeszcze bardziej żałowała, że jej się to podobało. Nie wiedziała, jak powinna zareagować, co powiedzieć, co zrobić. To wszystko zmieniało. Nieważne, co teraz zrobi. Albo zrani jego, mówiąc zupełnie coś innego niż czuła, albo będą w to brnęli. Bała sie tego, do czego może dojść. Bała sie, że właśnie przez ten pocałunek może go stracić.
    Nieważne, co zrobi. Już go straciła.
    Teraz oboje byli zupełnie inni.
    - Nie powinieneś był tego robić, Tony - wyszeptała w końcu - Co teraz?

    OdpowiedzUsuń
  177. [Dobra, jak się wkopię na Wollerstone to cię będę mogła z tym bardziej pilnować. Albo wymuszę na tobie inny kontakt, o!;)
    I wiem, że miałam się już dawno zapisać, ale ze mnie leniwa bestia jest. Jednakowoż obiecuję poprawę!]

    Jak marionetka posłuszna lalkarzowi ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej, zahipnotyzowana słuchając jego głosu i cały czas wpatrując się w jego oczy. Mógł w tamtym momencie zrobić z nią właściwie co tylko chciał. Ta jego bliskość, dotyk, ton głosu, spojrzenie, nawet sam zapach ją omamiały, sprawiały, że naprawdę chciała poddać się czarowi jego słów, ulec, zaufać, przestać się bać, zrobić, co tylko chciał, przytulić się. Zastanawiała się, jak bardzo jest to widoczne. Jak bardzo Tony potrafi dostrzec jej pewną zależność od niego, to samo pragnienie bycia, jakie było w nim.
    - Zrobiłabym dla ciebie wszystko - powiedziała po chwili Sky, zastanawiając się jednocześnie nad tym, gdzie ich znajomość była kilka dni temu, a gdzie była teraz - Tylko nie to. Nie jestem pewna, czy jestem w stanie. To wszystko... Ufam ci. Jak nikomu innemu. I nie chcę nikogo innego. Chcę ciebie. Chcę spróbować. Ale nie jestem tak samo pewna siebie i odważna jak ty. Nie przestanę się bać, a ty chcesz pewności i jesteś gotowy na coś, czego ja się boję.
    Odwróciła wzrok, ale ciągle czuła bicie jego serca pod palcami, ten sam kojący dźwięk, który teraz wydawał się bić w oskarżycielskim rytmie. A świadomość, że on ofiarowywał jej siebie, kiedy mogła go przyjąć, jednak odrzucała, była bolesna.
    Dlaczego jesteś takim cholernym tchórzem, Sky?

    [To dlatego, że się tak bardzo za mną stęskniłaś xD O, i moja jak-zawsze-utrudniająca-życie Sky musi popsuć sytuację, ale wierzę, że Tony jest twardy. W ogóle jak on z nią wytrzymuje?!
    I Szczęśliwego Nowego Roku!]

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  178. [Grrr, dupa. Teraz strzelę focha, o!]

    Chyba jednak wiedział, że nie będzie mógł tego ukrywać wiecznie?
    Pewnego dnia będzie musiał jej o tym wszystkim opowiedzieć. O tym, o czym mówić nie chciał, co go bolało. Bo skoro on prosił ją o zaufanie, musiał również zaufać samemu sobie, a przede wszystkim Sky. Nie można mieć wątpliwości, że oboje zostali pokrzywdzeni w tym okrutnym świecie, ale musieli w nim żyć. Skoro prosił ją o próbę przejścia przez to razem, będzie musiał jej zaufać. I tak zamyka się koło.
    Przecież nie mogłaby go tak zostawić. Chociaż... Była mistrzynią w uciekaniu, zostawianiu całej przeszłości za sobą i udawaniu, że tak naprawdę nic się nie stało. Ale przecież to był Tony, nikt inny.
    Nagle zażenowanie chłopaka udzieliło się Sky, na której policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, doskonale widoczne na jej bladej cerze.
    - Ja też - mruknęła, patrząc gdzieś ponad jego ramieniem - "To" jeszcze się nie zaczęło, a ty już uznajesz to za poważny związek - mruknęła, starając się obrócić wszystko w żart, nie pokazując, jak bardzo słowo "związek" wprawia ją w niepewność i strach. Bała się z kimś związać. A mimo to ciągle chciała spróbować. Z nim.

    [Bo to Skylar go rozmiękcza, moje dziewczę kochane<3 O, to teraz masz tak szybko odpisywać!;)]

    OdpowiedzUsuń
  179. [Chyba na to wychodzi xD]

    Trzeba było liczyć się z taką ewentualnością. Jeśli zdecyduje, że to dla niej za dużo, że nie jest do tego stworzona, odejdzie. Tak po prostu zniknie, jakby nigdy jej nie było po to, żeby nie ranić go swoją obecnością. Poza tym tylko namieszałaby jeszcze bardziej w ich relacjach. Zniknięcie wydawało się rozwiązywać wszystkie problemy. Mogliby od siebie odpocząć, ochłonąć, Turner uświadomiłby sobie, że to jednak nie ona jest jego wybranką, ale... Czy potrafiłaby później wrócić, zobaczyć go z jakąś brunetką i żyć z faktem, że to mogłaby być ona, gdyby nie jej głupi strach? Potrafiłaby patrzeć na ową brunetkę bez zazdrości czy złości i utrzymywać z Tonym takie same przyjazne relacje jak wcześniej? Oczywiście, że nie.
    Sky śledziła wzrokiem, jak chłopak przesuwa jej dłoń, po czym znowu spojrzała mu w oczy. Nie wiedziała, co powinna mu odpowiedzieć. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Nie potrafiła radzić sobie z "tym czymś", co dla innych nazywało się po prostu uczuciem.
    - Ja... - zaczęła, po czym zamilkła. Jesteś taka żałosna, Sky.

    OdpowiedzUsuń
  180. [Życie idzie powoli i do dupy xD Uwzięli się, żeby po świętach narobić mnóstwo sprawdzianów. A w dodatku w tym roku ferie mamy ostatnie, więc na wolne nie ma co liczyć. Czyli ogólnie: tak normalnie;) A u ciebie? I tak w ogóle moja postać na wollerstone jest coraz bardziej możliwa, bo wymyśliłam już imię i nazwisko, szpan xD]

    Oblizała wargi, jakby nagle wydały jej się niesamowicie suche razem z wyschniętym gardłem. Czuła na sobie jego wyczekujące spojrzenie pełne nadziei, czuła jego bliskość, choć przecież już jej nie dotykał (przez pewien czas czuła nawet żal, że tego już nie robi). Czuła się przy nim żałośnie mała, kiedy on potrafił wszystko postawić jasno, a ona plątała się w swoich słowach i myślach, nie potrafiąc wyrazić, o co jej naprawdę chodzi. Jak miała mu przekazać, że tego chce, naprawdę chce, a mimo to czuje irracjonalny lęk przed angażowaniem się? Była pewna, że Tony nie jest w stanie tego pojąć z jej beznadziejnym tłumaczeniem się, a w końcu zmęczy się jej niezdecydowaniem i zniknie, stwierdzając, że ta gra nie była warta świeczki. A przecież nie mogła mu na to pozwolić.
    Sky ujęła jego twarz w swoje drobne dłonie, kciukami gładząc jego policzki. Uśmiechnęła się, ale trudno było przewidzieć, co ten uśmiech oznacza. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w oczy chłopaka, jakby szukała tam odpowiedzi, a może po prostu potwierdzenia, że to, co zaraz zrobi, jest dobrym pomysłem. Zanim Tony w ogóle zdążyłby zareagować, wspięła się na palce i delikatnie musnęła jego usta.

    [O, jak uroczo xD]

    OdpowiedzUsuń
  181. [Tak, jedensatego. Kto wymyślił, żeby ferie były w różnych terminach? Zabiłabym. Przecież to jeszcze cały miesiąc! Jakaś porażka. W ogóle wyobraź sobie, że jutro piszę dwa sprawdziany z fizyki, bo moja kochana klasa chciała przenieść z tamtego tygodnia. Więc najpierw przychodzę specjalnie wcześniej i piszę jeden dział, a później normalnie na lekcji drugi dział. Po prostu geniusze. I jeszcze sprawdzian z biologii.
    Ach, no wiem, szaleństwo z tą moją postacią xD W ogóle miałam całą historię i zawód, ale ostatnio ktoś opublikował, zabierając mi mój ukochany pomysł i dupa. Ale zawsze mi najdłużej schodzi wybranie imienia, więc jest już całkiem nieźle;)]

    Po chwili dziewczyna oderwała się od Tony'ego, ale nie odsunęła się, cały czas ścisłe przylegając do niego ciałem. Ułożyła dłonie na jego karku, cały czas uważnie wpatrując mu się w oczy, jakby widziała je po raz pierwszy od bardzo dawna, ale nie potrafiła dostrzec i rozróżnić jego uczuć. Sama natomiast wiedziała, co odbija się w jej źrenicach: poczucie, a właściwie pewność, że tego właśnie chce. Po kilku sekundach wahania położyła głowę na jego barku, przymykając oczy i delektując się jego bliskością, która sprawiała, że czuła się bezpiecznie.
    Chyba od bardzo dawna nie czuła się tak... szczęśliwa i pełna życia jak teraz.
    - Nie chcę się więcej bać - wyszeptała Sky - A przestanę się bać tylko dzięki tobie.
    To była dziwna sytuacja. Wczoraj w nocy przyszedł do niej Tony, jej przyjaciel. Był zalany i smutny. Ona nie była w lepszym stanie z "łzawiącymi oczami". Mówili o różnych rzeczach, on pewnie połowy z nich nie pamiętał. Mimo to czuła się jak nigdy wcześniej, mając go przy sobie jako kogoś więcej niż przyjaciela, choć nie śmiałaby go inaczej nazwać, dopóki on sam tego nie zrobi. Właściwie ta sytuacja powinna wydarzyć się już dawno temu, tymczasem ani on, ani ona nie mieli wystarczająco dużo śmiałości.
    Tony miał za to odwagę poprosić ją, żeby się do niego wprowadziła. Wtedy nie miało to takiego wydźwięku, wtedy to była przyjacielski propozycja. Wtedy miała ochotę z niej skorzystać. A teraz wydawało jej się to niewłaściwe, nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Gdyby ten dzień i noc nigdy się nie wydarzyły, zapewne nie miałaby takich oporów.
    Ale to była zamiana.

    [Haha nigdy bym nie pomyślała, że Sky będzie z Tonym xD]

    OdpowiedzUsuń
  182. [I tak nie trzymał się kupy, coś w końcu wymyślę. Ale nic z medycyną, o to nie musisz się martwić;) Ogólnie się przygotuj psychicznie, że Ava to będzie zupełnie inna postać, przynajmniej tak mi się na razie wydaje, dopóki jeszcze nie zaczęła żyć swoim życiem;)
    Oczywiście, że miła ta niespodzianka. Najlepsza<3
    Jedziemy z nowym wątkiem czy mam myśleć o czymś, co to pociągnie?]

    OdpowiedzUsuń
  183. [Oj tam, zawstydzasz mnie:P Teraz już na pewno nie wyjdzie.
    No widzisz, wiedziałam, że Sky powinna dalej udawać niedostępną, wątek by się nie skończył! A teraz trzeba myśleć. Najgorsze, że to myślenie nie ma w sobie za grosz wyobraźni, więc dupa. Hmmm... A gdyby tak wykorzystać właśnie fakt, że ktoś z wojska dowiedziałby się przez przypadek o Sky i przyszedł do Turnera go szantażować? To by się na nic nie zdało, więc dla nauczki by go pobili. Skylar weszłaby wtedy i by jej grozili albo już po ich opuszczeniu przyszłaby do Tony'ego i jakoś starałaby się go opatrzyć, porozmawiać. Co ty na to?
    Albo Tony nie spodziewałby się jej wizyty, miał naprawdę parszywy dzień, pobawił się narkotykami, wpadłaby Sky, a że dziewczę miało styczność z narkotykami, od razu by się zorientowało, że coś jest nie tak i miałby przerąbane.
    Najlepiej myśl dalej i nie zaprzątaj sobie głowy moimi głupotami.
    Plus nienawidzę sprawdzianów z geometrii]

    OdpowiedzUsuń
  184. [Ja wymyślałam, więc ty musisz zaczynać, nie ma tak łatwo, przykro mi xD Ale bądź twarda, na pewno dasz radę. I w ogóle foch, że ci tyle zeszło, o! Ale jak wpadnę na Wollerstone, to cię równo przypilnuję;)
    To teraz szybko zacznij, bo mnie zaraziłaś entuzjazmem na ten wątek]

    OdpowiedzUsuń
  185. [ Widzę, że czasem twój bohater chodzi po pubach czy klubach, miejsce co do spotkania, to proponuję np pub w którym Ann pracuje, albo w jakieś jednej z wąskich uliczek... co Ty na to? Jak chcesz mogę zacząć nawet ;)]

    OdpowiedzUsuń
  186. [Nie minął<3 I w ogóle to jest genialny pomysł! Chciałabym, żeby Ava tam powstała, ale mam jutro dwa sprawdziany, pojutrze kolejny i nie zaliczyłam wszystkich kartkówek... Nienawidzę szkoły. Ale chyba będę miała trochę wolnego za niedługo.
    ZAZDROSZCZĘ CI FERII TAK BARDZO, ŻE TEGO NIE OGARNIESZ! xD]

    To była zdecydowanie nowa sytuacja. Nie przywykła jeszcze do rzeczy, których nie robili jako przyjaciele, nie przywykła do czułych spojrzeń, jeszcze większej troski z jego strony, do bezwarunkowego trzymania się za dłonie. Nie przywykła, ale nie oznaczało to, że jej się to nie podobało. Po prostu miejscami czuła się dziwnie, ale tak jak podejrzewała, chłopak dawał jej tyle swobody, ile potrzebowała.
    Nie żałowała.
    Byli umówieni na wieczór w jego mieszkaniu. Tym samym, do którego przychodziła po porady dotyczące fotografii i obróbki zdjęć, na którego dachu spędzili kiedyś nos, patrząc w gwiazdy, po czym zasnęła i zaniósł ją na swoje łóżko. Czasy przyjaźni, które zostały zastąpione czymś nowym. Jeszcze nie wiedziała, czy lepszym.
    Skylar już od dawna się nie "stroiła". Nie widziała w tym potrzeby, w końcu nie miała dla kogo, ale ostatnimi czasy bardziej krytycznie podchodziła do swojego wizerunku, gdy spotykała się z Turnerem. Czuła się nieswojo w delikatnej, dziewczęcej sukience, którą ukrywała pod grubym płaszczem, ale stwierdziła, że może się na jeden wieczór poświęcić. Teraz stała pod jego drzwiami, przegryzając wargę, jakby niepewna, czy powinna już zapukać, czy może jeszcze trochę się pokręcić po klatce schodowej. Może jednak sukienkę to był zły pomysł?
    Sama nie potrafiła uwierzyć, że tak głupia myśl przyszła jej do głowy.
    Sky wzięła głęboki oddech, po czym lekko zastukała do drzwi. Nikt nie odpowiedział, ale usłyszała, jak coś z dużym impetem upada na podłogę, później dźwięki zamieszania, a następnie przedłużająca się, pełna napięcia cisza.
    - Tony? Jesteś tam? - zapytała niepewnie, przestępując z nogi na nogę - To ja, Sky.
    Jeszcze przez chwilę nic nie słyszała i kiedy właśnie miała odejść, zdenerwowana, że Tony najwyraźniej ją olał, a w dodatku siedzi za drzwiami i udaje, że go nie ma, drzwi otworzyły się. Nie stał w nich jednak dobrze jej znany chłopak, ale jakiś mężczyzna.
    - Chcesz czegoś, kwiatuszku? - zapytał protekcjonalnym tonem, śmiejąc się nieprzyjemnie. Najwyraźniej intuicja Sky podczas ataków gniewu gdzieś wyparowuje, bo podeszła kilka kroków do przodu, zakładając dłonie na piersi. Nienawidziła, gdy ktoś traktował ją protekcjonalnie.
    - Właściwie to tak - syknęła, mrużąc oczy. Dopiero gdy mężczyzna złapał ją mocno za ramię, instynkt samozachowawczy zaczął krzyczeć, że czas uciekać, ale było już za późno. Mężczyzna brutalnie wciągnął dziewczynę do środka, prowadząc prosto do zdemolowanego pokoju, gdzie znajdował się chłopak.
    - Popatrz, kogo my tu mamy - zaśmiał się, przesuwając spoconą dłonią po jej policzku, a Sky z obrzydzeniem odwróciła głowę, jednocześnie cały czas nie spuszczając oczu z Tony'ego.

    [Dupa, nie wyszło mi:<]

    OdpowiedzUsuń
  187. [Ale przynajmniej masz już te ferie, kiedy ja siedzę w szkole i klepię wątek na fascynujących lekcjach xD W ogóle ty się ode mnie już nie uwolnisz, jak nie tutaj, to na armia-Boga albo wollerstone<3
    Oj tam, wcale nie tak dobrze. Weź, bo się zarumienię;)]

    Serce Sky na moment przestało bić, gdy zaczynało do niej docierać, w jakiej sytuacji się znajdują. Co prawda nie rozumiała jej. Nie rozumiała, dlaczego ten mężczyzna chce czegoś od Tony'ego, nie rozumiała, dlaczego chłopak nie chce mu tego oddać, nie wiedziała, co oni wszyscy tutaj robią, nie rozumiała, dlaczego Tony, siedząc na krześle z szyderczym uśmiechem, wydawał się jej być taki obcy, inny.
    Z jej ust wydobył się bezwiednie krzyk, gdy mężczyzna z blizną uderzył Turnera w twarz. Szarpnęła się do przodu, starając się wyrwać z uścisku drugiego mężczyzny, ale był zbyt silny. Brutalnie przyciągnął ją do siebie z powrotem, zakrywając ręką jej wargi.
    - Jeszcze raz krzyknij, ślicznotko, a nie będziemy się tak grzecznie bawić - warknął jej do ucha, a Sky mogła poczuć od niego zapach potu, papierosów i alkoholu. Nie myślała o tym, co robi. Po prostu zrobiła to, co pierwsze przyszło jej na myśl, a mianowicie ugryzła mężczyznę w rękę i kiedy ja puścił, splunęła mu w twarz.
    - Ty dziw** - syknął, uderzając Sky w twarz. Mimowolnie po jej policzkach popłynęły łzy od silnego uderzenia. Zatoczyła się i pewnie by upadła, gdyby mężczyzna nie trzymał jej mocno za przedramię. Przyłożyła twarz do piekącego policzka, nawet nie próbując opanować spływających łez.
    Mężczyzna z blizną zaśmiała się okrutnie, znowu odwracając się w stronę Turnera.
    - Zapytam cię jeszcze raz. Gdzie to jest? - Kiedy cisza niemiłosiernie się przedłużała, podszedł do boku Sky, gładząc ją po włosach niczym ojciec, którego nigdy nie miała - Nie chcesz mówić? A ta ślicznotka? Może będziesz patrzył, jak się z nią zabawiamy i wtedy nam powiesz?
    - Lubię te z temperamentem - dodał mężczyzna, który ją tu przyprowadził, lubieżnie oblizując wargi. Dziewczyna mimowolnie zadrżała. Mogła znieść wszystko tylko nie to.
    Spojrzała na ścianę z boku, starannie unikając patrzenia na Tony'ego, a nowe strumienie łez w ciszy spływały po jej policzkach.

    [Chyba się trochę wczułam xD]

    OdpowiedzUsuń
  188. [Nigdy nic nie wiadomo<3 Będę cię prześladować na blogach, o.]

    Kiedy nie potrafił zapewnić jej poczucia bezpieczeństwa? OBIECAŁ jej. Obiecał, że już nigdy nie będzie musiała się bać. A ona mu uwierzyła. Można nazwać ją głupią, ale wierzyła, że Tony potrafi obronić ją przed wszystkim, uwierzyła, że z nim może czuć się bezpiecznie, a teraz wychodziło na jaw, że nie może. Że w pewnym sensie ją okłamał. Nie, nie w pewnym sensie. Okłamał ją. Nigdy nie przestrzegł jej przed podobnymi skutkami spotkania się z nim. Czuła się oszukana, zdradzona.
    Nie potrafiła ukryć tego wyrzutu, kiedy przez kilka dłużących się sekund wpatrywała się w jego oczy.
    Miała ochotę krzyknąć, co jest takiego ważnego i dlaczego ma to Tony, ale nie odezwała się. W końcu już dwa razy poddała się impulsowi i nie wyszła na tym za dobrze, o czym przypominał jej ból w piekącym policzku. Dlatego po prostu stała, starając się stać niewidzialną, ale najwyraźniej nie miała parapsychicznych zdolności.
    Sky nie udało się ukryć zdziwienia, gdy usłyszała zupełnie nieznany dla siebie język. Podróżowała po mnóstwie krajów, ale tego egzotycznego języka jeszcze nie spotkała, dlatego mogła jedynie słuchać dźwięków, których nie rozumiała. Nie wiedziała, o czym mówią, jeszcze bardziej mieszało jej to w głowie.
    Sytuacja się zmieniła w zaledwie kilka sekund. Chłopak był wolny, mocno trzymał mężczyznę z blizną przy sobie. Drugi mężczyzna zaklął, zacieśniając uścisk na ramieniu Skylar, która mimowolnie jęknęła z bólu. Przez chwilę mierzył Tony'ego wzrokiem, zastanawiając się, czy taki młokos jest w stanie to robić, czy tylko blefuje, ale przecież został uprzedzony. To nie był blef. On nigdy nie blefował.
    Zaklął znowu, po czym puścił dziewczynę, popychając ją mocno w stronę Turnera. Sky starannie, na dużą odległość wyminęła zakładnika, stając chłopakiem w bardzo dużym oddaleniu, jakby nie chciała mieć z nim nic do czynienia, ale to w tej chwili było najbezpieczniejsze, rozmasowując bolące ramię.
    Po prostu chciała, żeby to się skończyło.

    [Haha faktycznie to wszystko wyjaśnia. A w marcu? Rodzą się ofiary? xD]

    OdpowiedzUsuń
  189. Wystarczyło, żeby Tony wypowiedział tylko te słowa, a już wiedziała, co ma zamiar zrobić. Jednak nie zrobiła nic, żeby go powstrzymać. Nie powiedziała mu, żeby tego nie robił, nie podeszła do niego, nie złapała go za rękę, nie powstrzymała go. Jak posłuszna dziewczynka odwróciła się ze łzami w oczach, czując wyrzuty sumienia, że niczego nie zrobiła. Ale co mogła zrobić? Nie istniało nic, co mogłoby sprawić, żeby tego nie robił. Wiedziała, że nawet ona nie byłaby w stanie odwieść go od tego pomysłu. Mogła jedynie się obrócić, aby widok Tony'ego zabijającego człowieka nigdy nie zapadł jej w pamięć. Wolała żyć ze świadomością, nie z obrazem, który prawdopodobnie by ją zniszczył.
    Chociaż to wszystko chyba już ją zniszczyło.
    Bardziej czuła niż słyszała, że zakładnik stracił swoje życie. Później odgłosy krótkiej walki i chrzęst kości, aż w końcu głuchy odgłosy ciała uderzającego o podłogę. Drugi mężczyzna stracił życie. Nie ukrywała szlochu, który wyrwał jej się z gardła. Nie mogła. To wydarzenie...
    Jak ktoś tak łagodny i dobry mógł być też... potworem?
    Poczuła jak Tony obejmuje ją od tyłu. Wiedziała, że to Tony. Wiedziała, że nigdy w życiu nie wyrządziłby jej krzywdy. A mimo to wzdrygnęła się ze strachu, czując jego dotyk. Te same ręce, które obejmowały ją, dając niegdyś poczucie bezpieczeństwa, właśnie zabiły dwóch mężczyzn. Nie czuła nic oprócz strachu, odrętwienia i... obrzydzenia. Nie chciała, żeby jej dotykał. Nie chciała mieć z nim już nic więcej wspólnego.
    - Nie dotykaj mnie - odpowiedziała chłodnym tonem, zupełnie wypranym z pozostałych emocji, został w nim tylko strach, którego nie udało jej się ukryć.

    [O było genialne. Serce mnie aż boli, co teraz się z nimi stanie *beczy*.
    Idealnie się wpasowuję w tę kategorię:D Kreatywna i inteligentna osoba, jak w mordę strzelił xD]

    OdpowiedzUsuń
  190. [No właśnie mi też jest strasznie smutno i to wszystko przez ciebie, bo chciałaś się swoją bronią pochwalić! xD A ja tu cierpię.
    W ogóle doszłam do wniosku, że my okrutne jesteśmy. Dopiero ich połączyłyśmy, a od razu kryzys przeżywają.]

    Jego słowa docierały do Sky zniekształcone, w spowolnionym tempie, zupełnie niezrozumiałe. Wydawało jej się, że on w ogóle nie rozumie. Przeprasza ją, że wcześniej jej nie powiedział. Prosił ją o zrozumienie, że to przemilczał, bo to było dla jej dobra. Martwił się o to, że ją okłamał i zawiódł. Nie mogła w to uwierzyć. W chwili, gdy pozbawił kogoś życia, przejmował się tym, że czegoś jej nie powiedział.
    Był taki bezlitosny? Taki bezuczuciowy?
    Ale przecież gdyby nie miał uczuć, nie troszczyłby się o nią.
    Zresztą, teraz to się już nie liczyło. Był mordercą. Zabił ich. Nieważne, że chcieli zrobić jej krzywdę. Przecież częściowo się poddali, nie musiał ich zabijać. A on to zrobił z zimną krwią.
    Chciała się na chwilę odwrócić, spojrzeć na niego, na tego człowieka, z którym była, ale świadomość, że mimo usilnych starań i tak zauważyłaby zmasakrowane ciała mężczyzn skutecznie odwiodła ją od tego pomysłu. Ukucnęła, ciągle plecami do Tony'ego, objęła ramionami nogi i zaczęła się kołysać w przód i w tył. Wyglądała jak ranne zwierzę w pułapce. Bo właściwie nim była.
    Miała go nie zostawiać? A jak miała z nim być? Nie sądziła, by była w stanie z nim być. Trzymać rękę, która skręciła czyjś kark z wprawą po kilkuletnim doświadczeniu, przytulić się i poczuć bezpiecznie przy kimś, kto tak po prostu poderżnął komuś gardło.
    Za bardzo się go bała.
    - Powiedziałeś, że już nie muszę się bać - wyszeptała te dziecinne słowa, ale nie potrafiła się zdobyć na inne.

    [*beczy, beczy, beczy*]

    OdpowiedzUsuń
  191. [Może trzeba było im pozwolić na chwilę szczęścia, a my ich od razu tak zdołowałyśmy:( Ale to przynajmniej daje nam pole do popisu na kolejny wątek: Sky przychodzi do niego po swoje rzeczy/bo się mimo wszystko o niego martwi/żeby porozmawiać, a on jest taki zdruzgotany po jej utracie, że po narkotyki sięgnął.
    Okrutnie genialne xD
    Zraniłaś mi Sky, niedobra kobieto!
    I mnie jeszcze Daniel, bo wątek jest tak wciągający, że się na zaliczenia fizyki nie uczę xD]

    Słyszała, jak Tony usuwa "dowody" tego, co przed chwilą miało tutaj miejsce, ale nawet nie drgnęła, mimo że zajęło mu to trochę czasu. Ciągle pozostawała w tej samej pozycji, wpatrując się przed siebie w jeden punkt, zupełnie wyłączona z rzeczywistości. Była zbyt odrętwiała, żeby zareagować, gdy poczuła, jak opatula ją kocem. Nie oponowała nawet wtedy, gdy poczuła, że znowu obejmuje ją ramionami. Wydawało się, że jego słowa w ogóle do niej nie docierały, jakby ją omijały. Była posłuszną marionetką bez własnej woli. Mimo tego wrażenia jego słowa dotarły do Sky, choć z dużym opóźnieniem. Dopiero wtedy skierowała na niego beznamiętne spojrzenie bladoniebieskich oczu, które na nowo wypełniały się emocjami, których sama nie potrafiłaby nazwać. To była dziwna mieszanka, której nigdy nie miała szansy doświadczyć i tak naprawdę nigdy nie chciała poznać takiej gamy człowieczych uczuć. To było zbyt bolesne i straszne. Nienawiść, niepewność, furia, odrętwienie, zawód, strach, ból, rozczarowanie, smutek... I wiele więcej.
    - Boję się ciebie - powiedziała spokojnie, ale już po chwili zapłonęła w niej furia - Nic nie będzie dobrze! Nie rozumiesz tego?! Nic! Myślisz, że zabierzesz to wszystko z widoku i to wszystko zniknie?! Nie, to nie zniknęło. Tak, to byli źli ludzie. A ty kim jesteś?! Myślisz, że jesteś od nich lepszy?! Jesteś takim samym mordercą jak oni!
    Wszystkie słowa wylatywały z jej ust coraz szybciej, cofajac boleśniej. Nie zauważyła nawet, kiedy na nowo łzy zaczęły spływać po jej policzkach, a jej dłonie uformowały się w pięści, którymi biła go po klatce piersiowej i ramionach.
    Skrzywdził ją. Bardziej niż ktokolwiek wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Hihi tam nie miało być Daniel tylko *bardziej, fizyka mi mózg wyżarła xD]

      Usuń
  192. [Żebym jeszcze jakiegoś Daniela znała xD
    Ogarnij, że wszystkie zadania dobrze zrobiłam, tylko w ostatnim powaliłam sobie jednostki i kazała mi przyjść jeszcze raz zaliczać:< Cholera jasna, a już prawie miałam 5...
    W każdym bądź razie to Turner mi tylko głowę zajmuje<3]

    Jakaś jej część chciała poczuć jego dłoń na policzku, ale ta myśl równie szybko zniknęła. Miała mętlik w głowie. Czuła, że mówi szczerze, że naprawdę żałuje, ale nie zmieniało to faktu, że to zrobił. Mógł żałować, ale przecież znał konsekwencje. Co gorsza, to nie było jego pierwsze zabójstwo. Ciągle niczego jej nie wyjaśnił. Ciągle nie wiedziała o co chodzi, co tutaj się wydarzyło, kim byli ci "źli ludzie", ale czy to było ważne? Nie. Liczyło się coś innego, ale sama jeszcze nie wiedziała co.
    Powinna była wyjść. Sky wyplątała się z jego objęć, a później odłożyła delikatnie koc na oparcie fotela. Powinna wyjść, zamknąć za sobą drzwi, ale przecież nie zamknęłaby tego okresu. Poza tym nie była pewna, czy mogłaby go teraz zostawić i cy miałaby wystarczająco dużo odwagi, aby samej wrócić do akademika.
    Prawdopodobnie nie. To zdarzenie już odciskało na niej ślad.
    Dlatego zamiast wyjść, bez słowa ruszyła w kierunku kuchni. Nalała do niewielkiej miednicy zimnej wody, wzięła dwie szmatki i wyciągnęła lód z zamrażalki, po czym wróciła do salonu, gdzie ciągle w tym samym miejscu stał Tony. Posadziła go na kanapie, siadając koło niego. Skylar zamoczyła ręcznik w chłodnej wodzie, ujęła chłopaka jedną dłoń za kark, a drugą zaczęła delikatnie przemywać jego opuchniętą twarz z krwi i potu.
    Miała wyrzuty sumienia, że pozwoliła sobie na ten wybuch złości. Teraz czuła jedynie odrętwienie i pustkę.

    [Lekcje francuskiego chyba nie służą mojej kreatywności, nie wyszło:<]

    OdpowiedzUsuń
  193. [O, dziękuję<3
    No właśnie wszyscy twierdzą, że trochę z tym przesadziła, ale nic nie poradzę. Wstanę rano i pojadę jeszcze raz-.-]

    Sky starała się to robić jak najdelikatniej, ale na przystojnej twarzy chłopaka już pojawiały się pierwsze sińce i obrzęk, dlatego wiedziała, że chociaż odrobinę mocniejsze przyciśnięcie ręcznika może wywoływać ból. Nie dane jej było jednak zbyt długo się nim zajmować, bo już po chwili odciągnął jej dłoń od swojej twarzy. Czuła, że próbuje złapać jej spojrzenie, dlatego zamiast odwrócić wzrok, spojrzała mu w oczy. Nie wiedziała, czego od niej oczekiwał, jakie słowa chce od niej usłyszeć. Że wszystko będzie dobrze? Przecież to kłamstwo. Nic już nie będzie dobrze. Ani teraz, ani później, nieważne, czy będą razem, czy osobno.
    Już nic nie będzie dobrze.
    - Coś - odpowiedziała i zaczęła się śmiać tak, że rozbolał ją brzuch. Przypominało to atak histerii i nie było w tym nic z jej normalnego, dźwięcznego śmiechu. Dopiero po chwili się opanowała, ale mimo tego ataku w jej oczach nadal nie pojawiły się żadne uczucia.
    - A co chciałbyś usłyszeć? - zapytała, przesuwając dłoń z jego karku i bezwiednie wplatając ją w jego włosy, uważając, żeby nie zrobić mu krzywdy. Sama nie wiedziała już do końca co jest dobre, a co złe. Najgorsza jednak wątpliwość siedziała na wprost niej: nie wiedziała, czy jest w stanie opuścić Tony'ego, ale nie wiedziała też, czy potrafi z nim być po tym wszystkim. Na pewno jego obraz w oczach Sky uległ drastycznej zmianie, ale nie wiedziała, co ma zrobić.
    To wszystko było dla niej jeszcze zbyt świeże.

    [Podejrzewam, że raczej opcja pierwsza xD Albo po prostu jesteśmy kreatywne, o<3]

    OdpowiedzUsuń