WAŻNE:
IT'S ALL OVER


WARTO PRZECZYTAĆ:

227. Wszystko ma swój początek
(autorstwa Abby Hope)

228. But tomorrow never came
(autorstwa Kate Sparks i Ethana Arisena)

POLECAMY:

sobota, 28 lipca 2012

216. It is time to kill the girl, and wake up the women



"Podoba mi się to,
Nie mam zamiaru pękać
Tęsknię za tobą
Nie mam zamiaru pękać
Kocham Cię,
Nie mam zamiaru pękać
Zabiłem Cię,
Nie mam zamiaru pękać"

It is time to kill the girl, and wake up the women.

Każdy dzień zaczyna się tak samo, oraz kończy. Ile jednak różnic występuje każdego dnia między wschodem, a zachodem słońca. Wtedy wszystko może się wydarzyć, wszystko może się zmienić. Jest to czas wolny dla czynów i postanowień, otwarty na zmiany, zamknięty na trwałość. Nie da się jednak stwierdzić, który dzień przyniesie ze sobą dobre nowiny, a który wraz ze zniknięciem słońca za horyzontem, zostawi za sobą łzy goryczy lub rozczarowania. Wygrać z dniem, to jak dostać los na loterii. 

                Dźwięk telefonu stacjonarnego, przypominający alarm, rozległ się w niewielkim domu na Rosehill Avenue 21 w Toronto. Alison, skupiona na dobieraniu barw do swojego kolejnego obrazu, czy arcydzieła, jak zawsze nazywała jej bohomazy matka, nawet nie pomyślałaby podnieść słuchawkę i przerwać denerwujący dźwięk. Amelie, ubrana w fartuszek z napisem ‘Królowa kuchni może być tylko jedna’, wyszła na korytarz i kontem oka zmierzyła córkę stojącą przed sztalugą w salonie, po czym podniosła słuchawkę, w duchu myśląc tylko o tym, by zupa, którą zostawiła na wolnym ogniu, nie wykipiała.
- Słucham – powiedziała, jednocześnie odgarniając z czoła włosy, oraz wycierając z czoła niewielkie kropelki potu, których pojawienie się zawdzięczała wysokiej temperaturze panującej w kuchni. Nie pomagało ani otwarte okno, ani włączony okap.
- Dzień dobry, czy mam przyjemność z panią Amelią Owen? – zapytał mężczyzna, którego głosu kobiecie nie udało się rozpoznać.
- Przy telefonie. W czym mogę pomóc?
- Z tej strony dr. McGregor, dzwonie z przykrą wiadomością dotyczącą pani matki. Jej bardzo się pogorszył. Przeżuty zaczynają w poważnym stopniu atakować płuca oraz wątrobę. Osobiście uważam, że to najlepszy moment, aby pożegnać się z panią Roswell.
W korytarzu rozległ się cichy szloch. Amelie bez słowa odłożyła słuchawkę i nie mogąc złapać oddechu osunęła się na ziemię, zrzucając z pułki doniczkę z kwitnącym na śnieżnobiały kolor, storczykiem. Dopiero ten nic nieznaczący odgłos wywołał poruszenie. Alison założyła pędzel za ucho, tym samym brudząc sobie włosy niebieską farbą, po czym podbiegła do płaczącej matki. Nerwowo zaczęła zbierać kawałki potłuczonej, ceramicznej donicy, która rozprysnęła się po ciemnych kafelkach. Amelie domyśliła się, że córka nie wie jak zapytać o powód jej łez, dlatego zebrała się na odwagę i wykrztusiła z siebie:
- Dzwonili ze szpitala, prosili by przyjechać i pożegnać się z babcią. Wiem, że była dla ciebie bardzo ważna, przykro mi, tak bardzo mi przykro.
               
                Śmierć czeka nas wszystkich. Niektórzy doznają jej we śnie, innych zabierze choroba, najgorzej jednak, gdy ludzkie życie zostaje odebrane przez drugiego człowieka. Wciąż patrzymy na przemoc, na wojny, które przez ludzkie ręce odbierają synów i gwałcą córki. Powinniśmy uodpornić się na śmierć, jednak nie potrafimy. Nie w przypadku bliskich nam osób. Nie ważne czy jesteśmy świadomi tego, że zbliża się wielkimi krokami, w końcu wieść o nieuleczalnym raku jest jak sądowy wyrok, od którego nie można się odwołać. Wciąż, przez cały czas tli się w nas nadzieja, która pozwala spokojnie zasnąć i obudzić się z nowymi siłami. To prawie tak jakbyśmy chcieli walczyć z wiatrakami, zniszczyć coś niezniszczalnego. Wszyscy mieliśmy świadomość, że to się stanie, że ona odejdzie i już nigdy nie zaszczyci nas swoim uroczym uśmiechem, który potrafią wykonać tylko babcie. Mimo tej świadomości nikt z nas nie był wstanie przygotować się na ten dzień. A tym bardziej, na dzień poprzedzający jej śmierć.

                Trójka ludzi wysiadła z samochodu zaparkowanego pod miejscowym szpitalem. Kobieta i mężczyzna ubrani byli na czarno, a dziewczyna przeciwnie. Alison postanowiła podejść do śmierci ukochanej babci w inny sposób niż rodzice. Założyła na siebie barwną, letnią sukienkę i delikatne sandałki. Stojąc przed drzwiami do sali, w której na białej pościeli leżała staruszka, zawahała się, a łzy zakręciły się w jej oczach. Usłyszała dźwięk zamykających się drzwi, po czym zorientowała się, że rodzice są już wewnątrz, przy niej. Widziała jak matka chwyta ją za rękę i odgarnia z czoła siwe włosy. Uśmiechała się, choć po jej policzkach spływały łzy. Alison zaczęła nerwowo poprawiać sukienkę, która mimo idealnego stanu, wciąż wydawała jej się ugnieciona. W końcu chwyciła za metalową klamkę, drzwi ustąpiły pod naporem jej dłoni i pozwoliły wejść do środka. Niepewnie spojrzała na pomarszczoną i zmęczoną twarz babci i choć ze wszystkich sił starała się pohamować łzawy potok, nie udało się jej. Słone krople zaczęły spływać po jej twarzy. Na ten widok starsza kobieta zmartwiła się. Zdjęła z twarzy maskę tlenową, która ułatwiała jej oddychanie od kiedy choroba zainfekowała także płuca i uśmiechnęła się lekko.
- Nie płacz, Duszko – powiedziała głosem, który wydawał się do niej nie należeć. Był słaby, ochrypnięty, a oddechy między kolejnymi słowami były jak głuche sapnięcia. – Musisz być otwarta na to co nowe – mówiła, co chwilę przykładając do ust maskę by zaczerpnąć lekkiego powietrza. – Musisz wierzyć i spoglądać na wszystko jak artystka, a przecież oni cierpią najszczerzej.
Alison na sekundę uniosła kącik ust, jakby starając się uśmiechnąć i zagłuszyć zły. Wystarczyło jednak spojrzeć w jej oczy, by odkryć, że ów zalążek uśmiechu był całkowicie nieszczery, wymuszony.
- „Dziękuję za tragedię.(…)” – powiedziała nagle, jakby chcąc w jednym zdaniu zmieścić wszystkie nieopowiedziane historie i zadać pytania, które już na zawsze zostaną tajemnicą. – „(…)Potrzebuję tego dla swojej sztuki.”

Nie wiem jakie powinny być ostatnie słowa skierowane do ukochanej osoby. Ja wybrałam takie, które nie oznaczały pożegnania. Nie da się wcześniej zaplanować tego, co chce się wyznać człowiekowi leżącemu na łożu śmierci, bowiem gdy się go zobaczy, o wszystkim się zapomina. W głowie zostaje tylko pustka, a język plecie, co przyniesie ślina. Nie da się być gotowym na czyjeś odejście. To tak jakby dało się przygotować na pustkę.


___od autorki:________
Trochę się tego nazbierało, ale zacznę od notki. Nie jest to szczyt, ale się starałam. Wszelką krytykę przyjmę z otwartymi rączkami. Smutno, ale najpierw musi być źle, żeby mogło być lepiej.
Cytat w nagłówku znalazłam gdzieś w sieci, jednak nie był podpisany.
Cytat z tekstu własności Kurta Cobaina.
Piosenka Kurt Cobain – Lithium.

Przepraszam za tak szybkie zniknięcie z bloga, w końcu nawet nie udało mi się zacząć wątku, a już poprosiłam o urlop. Powody są dwa, wyjazd oraz nieposłuszeństwo mojego laptopa.  

Jeśli osoby, z którymi wcześniej ustalałam choć cień wątku są nadal chętne do pisania, zapraszam. 

A, i proszę także o zakończenie mojego urlopu :)

3 komentarze:

  1. [Notka jest świetna. Fajny pomysł, wykonanie też. Tak trzymaj, kochana! No, kilka błędów było, ale nic wielkiego. A co do wątku, to ja jestem chętna, o. Ty miałaś zacząć, prawda? To zaczniesz? *ładnie prosi*]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Pierwszy fragment kursywą - cholerrrnie prawdziwy.
    Ogólnie czytało się miło, szybko i przyjemnie. Czasem uciekł Ci jakiś przecinek, ale przy moim nadużywaniu to chyba nic takiego xD No, lubię notki, w których coś się dzieje, kiedy moje własne nie wnoszą nic do życia bohatera. Czekam na następną ;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ach, dziękuję <3
    Następne z pewnością się pojawią, choć nie wiem w jak odległym czasie.]

    OdpowiedzUsuń