Mieli po osiemnaście lat.
Młodzi gniewni. Nikt nie znał ich imion, ale każdy znał ich piękne twarze.
Młode, piękne, pełne agresji twarze.
Ona była pierwsza. Zaczęła
może w wieku piętnastu lat, gdy dostała pierwszego papierosa, a chwilę później
butelkę piwa. Nie smakowało jej. Nie mogła znieść tego smaku i krztusiła się
tytoniowym dymem, skrzętnie ukrywając łzawiące oczy. Choć na jej słodkiej buzi
widniały rumieńce, a falowane włosy odrzuciła gdzieś na bok, nie mogła zerwać z
wizerunkiem anioła. Bo była aniołem.
On pochodził z istnego piekła.
Słuchał krzyku nocnej ciszy i ciszą przerywał nocny krzyk. Krążył ciemnymi
ulicami, nieświadomy własnej wartości, ale w pełni rozumny swojej przyszłości i
przeznaczenia. Nie mógł znaleźć sobie miejsca, marudził, aż wreszcie znalazł
się tam – w klubie w Chinatown. Po prostu usiadł przy barze.
Już na pierwszy rzut oka było
widać, że coś jest nie tak. Ludzie pląsali chaotycznie w nieregularnym rytmie
piosenki, światła błyskały i było dziwnie parno. On nie mógł się w tym odnaleźć,
nie mógł się dopasować i po ludzku przywyknąć. A wtedy na drodze stanęła mu
ona.
- Mogę ci to załatwić, jeśli
chcesz – usłyszał. Uśmiechnęła się tak niewinnie.
Dwie bladożółte, okrągłe
pigułki. Powiedziała, że jedna
wystarczy, więc wzięli działkę na pół. Po kilku minutach byli w centrum tłumu –
ona tańczyła dziko i uwodzicielko, on nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie
wiedział, ile to trwało. Nie wiedział, że była tym, czego zawsze pragnął. Tak
grzeczny, tak dobry, tak niewinny. Raphael.
Słońce zniknęło za horyzontem,
ciemność spowiła miasto, a gwiazdy rozsypały się po czarnym niebie i świeciły
niczym iskierki w jej oczach tamtego dnia. Nie mógł na nie patrzeć.
Przypominały mu o niej.
Zapukał do drzwi? Nie, nie
odważyłby się tak prędko. Po jego ciele przebiegł dreszcz, tak nieprzyjemny,
tak nieoczekiwany. Bał się, choć pewien był, co spotka go za tymi drzwiami.
Odrzucenie? Złość, furia, zaciśnięte pięści i zgrzytające zęby? To ty. To ty
wciągnąłeś w to naszą córkę. To ty zabiłeś naszą córkę.
Zapukał do drzwi? Nie, nie
pokonał strachu tak szybko. Gęsia skórka znów pokryła jego przedramiona,
skrzętnie ukryte długimi rękawami. Przecież musiał zrobić pozytywne wrażenie,
pokazać się z dobrej strony. O ile to możliwe, o ile to kiedykolwiek będzie
możliwe.
Zapukał do drzwi? Nie, to
tylko dziwna wizja. Nie może stać tu wieczność. Oni na pewno już zobaczyli go
przez okno i śmieją się, że jest tchórzem. Cała prawda. Jest tchórzem,
nieudacznikiem i nigdy nie weźmie do serca nauczki.
Zapukał do drzwi. Jego dłonie
drżały niemiłosiernie i nawet nie był pewien, czy oby choć raz dotknął pięścią
drewnianych drzwi. Nie minęło nawet dziesięć sekund, gdy ktoś gwałtownie
nacisnął klamkę, a jego uderzyła fala ciepła z wewnątrz wraz z jasnym światłem
lamp.
-
Wreszcie – usłyszał miły, kobiecy głos.
– Myśleliśmy, że nigdy się nie zjawisz.
Wolfie
zdobył się na krótki, kojący uśmiech i wszedł do środka. Tak grzeczny, tak
dobry, tak niewinny. Raphael.
Ogień
w kominku iskrzył się radośnie, herbata była słodka, a oni piękni i taktowni.
Wszystko doprowadzało go do szału. Nie mógł odnaleźć się w tym miejscu, w tej
sytuacji, której się nie spodziewał. Nie pasował tutaj. Ona też nie powinna tu pasować. Ona, z tymi rumieńcami, jasnymi lokami, uroczą skrytością, tak
różna od reszty dziewcząt z tamtego klubu. Przecież one go nie kręciły. One go
nie pociągały. On lubił ciszę, on lubił tajemnicę. On lubił odkrywać krok po kroku.
Nie lubił zepsucia, bo wolał psuć sam.
Pozornie
spokojny, siedział w miejscu, ukradkiem zerkając do tyłu. Rozmowa nie kleiła
się zbytnio, przesycona była udawaną uprzejmością. Wiedział, że jest tym, kogo spodziewali,
a nie chcieli się spodziewać. Wiedział, że nie stanie się tym, kogo woleliby
oczekiwać. Znów zerknął do tyłu. Tam, gdzie przy kominku, w którym ogień
iskrzył się radośnie, siedział mały chłopiec. Miał popielate, trochę kręcone
włosy i srebrne oczy, które lśniące migotliwym blaskiem. On także, pozornie spokojny, siedział w miejscu, a buzię miał
oblaną rumieńcem. Tak niewinny. Tak cichy, tak grzeczny, tak dobry. Mały
Raphael. Mój syn.
Light and dark
Bright spark
Light and dark
And then light.
[Ojeeeja, ja to bardzo nie ogarniam tej notki. Próbuję COKOLWIEK napisać od około dwóch miesięcy i mam PUSTKĘ W GŁOWIE. Wybacz, Skylar, że dedykuję Ci tak słabą notkę (masz za to tę tajemnicę, którą musiałam wyjawić w notce, zanim odpisałabym na Twój komentarz xD). Zdanie z naszego wątku zostało nieudolnie wykorzystane, no! Dziękuję legendarnej czwórce (lol) w składzie: Turner (tutaj przepraszam, że nie dotrzymałam obietnicy <3), Kate (następnym razem odwdzięczę się za tą dedykację!), Sara (gdzie ten nasz wątek? Muszę odkopać.) i właśnie Skylar. Jesteście cudowni <3
Teraz na poważnie. Prowadzenie Wolfiego nie sprawia mi już takiej frajdy, jak na początku. Być może to za sprawą tego, że została nas garstka, być może za sprawą tego, że po ludzku się wypaliłam i straciłam zapał. Nie potrafię jednak zerwać z nim (matko boska, czasem mam wrażenie, że jest prawdziwym człowiekiem), więc nie ma mowy o odejściu z Art College, bo BIJĘ REKORD ŻYCIOWY, BĘDĄC TUTAJ JUŻ CZTERY MIESIĄCE. No. Tak szczerze mówiąc, to właśnie te cztery miesiące, atmosfera i liczba wątków, do której policzenia nie trzeba nawet kompletnej dłoni utrzymują mnie tutaj, z Wami. Będę grzecznie odpisywać na wątki, nawet jeśli wymagać to będzie ode mnie zmuszenia się. Nie pozwólmy Art College umrzeć, ej :C
AA, SORKI ZA BŁĘDY, NAWET NIE PRZECZYTAŁAM NA KONIEC, BO JUŻ WYMIOTUJĘ TYM TEKSTEM.]
[Czytając tę notkę, myślałam, że w końcu zrezygnowałaś z pomysłu o dziecku! A potem na końcu: Mój syn . Aż ciarki mnie przeszły<3
OdpowiedzUsuńZawsze narzekasz na swoje teksty i nie zdajesz sobie sprawy z tego, że niektórzy naprawdę lubią je czytać. Dobrze, że w końcu udało ci się ją skończyć, bo na to czekałam i teraz, czytając ją czułam się... domowo. Wszystko wróciło na swoje miejsce.
Błędów jako takich nie ma. Noo, może z dwa. Ale to tylko chodzi o to, że gdzieś brakuje słowa, a gdzieś jest o jedno za dużo. Więc skoro go nie sprawdziłaś, to i tak szacun i propsy.
Nie przepraszaj za obietnicę, ważne, że w końcu się udało! Ama sou proud! :*
] XD
Usuń[Aaach, kocham tę notkę i wiesz, dzięki Tobie zaczęłam się uśmiechać jak kretynka na nudnej lekcji ;) No i, co ważniejsze, nie nudziło mi się.
OdpowiedzUsuńAle to tyle o mnie. Notka jest cudowna i fajnie, że Wolfie ma syna. Zawsze chciałam mieć postać z małym dzieckiem. Niestety Kate się do tego nie nadaje, a ja wciąż egoistycznie piszę o sobie. Ale będę pisać, bo muszę dodać, iż naprawdę się cieszę, że Wolfie zostaje, mimo iż wątki jakoś nam się nie kleją ;)
Nie wiem, co jeszcze dodać, bo zaraz się kończy lekcja... To tyle.]
[Trochę zeszło, zanim zebrałam skę do komentowania, ale nic inteligentnego mi do głowy nie przyszło. Właściwie dalej nie przychodzi, ale źle bym się czuła, gdybym jednak nie skomentowała, bo właściwie do publikacji cię zmusiłam;)
OdpowiedzUsuńNie masz za co przepraszać. Może nie podoba mi się tak bardzo jak ostatnie, że miałam nawet wielbić cię na klęczkach, ale to nie znaczy, że w ogóle mi się nie podoba czy jest słaba. A zdanie z naszego wątku w nawet najgorszym możliwym tekście pozostanie genialne i nawet dla niego było warto napisać notkę<3 Wszystko jest pięknie napisane, nawet gdybyś napisała 'jednorożce rzygają tęczą' to i tak uznałabym cię za geniusza, bo niesamowicie podoba mi się twój styl pisania, o.
I nie próbuj nawet porzucać Wolfiego, bo ci sprzedam mentalnego kopa w tyłek.
To tyle.]